Jesień 2024, nr 3

Zamów

Śliwiński: Gdy Kościół przestaje się identyfikować z partią, oczyszczeniu ulega i religia, i polityka

Krzysztof Śliwiński w filmie „Klub” Franka Łoskota, Zacharego Milonasa, Stasia Kiliana i Olafa Dąbrowskiego, 2016

Jest przerażające, że postawa fałszywej zgody ze wszystkimi jest przedstawiana niekiedy jako chrześcijański ideał – pisał Krzysztof Śliwiński w 1972 roku.

7 stycznia zmarł Krzysztof Śliwiński, działacz katolicki, opozycjonista w PRL, w III RP dyplomata. „Gazeta Wyborcza” przypomina jego esej „Dzień ma dwanaście godzin”, który ukazał się pierwotnie w pracy zbiorowej „Kierunki zaangażowania społecznego” z 1972 roku. Tekst dotyczy chrześcijańskich wyborów w rzeczywistości społeczno-politycznej i zdaniem Adama Michnika – który poleca go czytelnikom „Gazety” – „nabrał dzisiaj nowej aktualności”.

Śliwiński zauważał, że typ postawy i działalności politycznej „tradycyjnie związany z katolicyzmem” charakteryzuje się politycznym konserwatyzmem, filozoficznym indywidualizmem, „a w porządku praktycznym zaufanie do władzy autorytatywnej wspartej o zdyscyplinowanych poddanych”. „W państwach katolickich ołtarz i tron związane są sojuszem. Za katolickie uważane jest przekonanie, że możliwie szeroki udział we władzy politycznej lub wpływ na nią stwarza najdogodniejsze warunki do wypełniania misji religijnej: osiągnięcia zbawienia przez jednostki poprzez wypełnianie ich obowiązków stanowych i praktyki religijne” – pisał.

Eseista zwracał uwagę, że „tak wyglądający katolicyzm był zwalczany przez kolejne rewolucje. Do żadnej z nich nie przyłączyli się pasterze Kościoła, ani nie uznali jej dążeń za sprawiedliwe. Do każdej niemal przyłączyli się i zaakceptowali, gdy przestała być rewolucją, a stała się nowym porządkiem, nową władzą, znowu ustabilizowaną”.

Esej dotyczy także partii, które określają się mianem chrześcijańskich. Zdaniem autora „człowiekowi, dla którego misyjne i apostolskie zadania Kościoła mają jakąś wagę”, partie te wydają się anachroniczne, odległe „od Apostołów jak zakon rycerski”. „Ani miecz, ani poszukiwanie wpływów politycznych nie zostały zalecone przez Nowy Testament. Kampanie wyborcze chrześcijańskich partii są u podstaw tym samym, co krucjaty wojenne; wojna jest przedłużeniem polityki” – czytamy.

„Chrześcijańskie partie polityczne były tworzone i śnią się najuczciwszym w świecie ludziom; pewien typ katolickiego myślenia i pewne tradycje stwarzają ich naturalne podłoże. Kiedy jednak pojawia się zdanie, że katolicy w Polsce stanowią bazę politycznie niewyeksploatowaną, ogarnia trwoga: fałszywy pasterz wchodzi do owczarni i fałszywym głosem chce wyprowadzić sobie owce, aby mieć mleko, wełnę, rogi” – zaznaczał Śliwiński, dodając, że „gdy w krajach, w których to było zwyczajem, episkopat odstąpił od wskazywania, na kogo mają głosować katolicy, wiele środowisk przyjęło to z radością. Kościół przestał się praktycznie identyfikować z partią polityczną, oczyszczeniu uległa i religia, i polityka”.

Publicysta pisał ponadto o stosunku chrześcijan do zmian społecznych. „Jest przerażające, że postawa fałszywej zgody ze wszystkimi jest przedstawiana niekiedy jako chrześcijański ideał” – notował. I przekonywał: „Jeśli życie w jakimś społeczeństwie staje się nieznośne (lepiej nam umrzeć, niż tak żyć), trzeba konsekwentnie dążyć do przebudowy społeczeństwa”.

Wesprzyj Więź

Zastrzegał jednocześnie, że „tradycją chrześcijańską jest przekonanie, że naprawdę radykalne odmienianie świata jest możliwe tylko na tej drodze, poprzez czyn miłości”. „Można usprawiedliwiać i rozumieć gwałtowne reakcje buntu i upokorzenia. Żeby jednak odmienił się świat, muszą się znaleźć ludzie, którzy będą gotowi nawet kosztem swojego życia walczyć o przemienienie nieprzyjaciół w przyjaciół sprawiedliwości” – podkreślał.

Przeczytaj też: Biedny chrześcijanin patrzy na getto. Esej Krzysztofa Śliwińskiego

DJ

Podziel się

2
Wiadomość