Zima 2024, nr 4

Zamów

Niewidzialna lojalność drugiego pokolenia

Maria Buko. Fot. Dom Spotkań z Historią

Rodzice traktujący dzieci jako „zwycięstwo nad śmiercią”, często niemal substytut utraconych w Zagładzie członków rodziny, byli wobec nich albo chorobliwie nadopiekuńczy, albo odwrotnie – oddawali w ich ręce zarządzanie własnymi emocjami.

Fragment wstępu do książki „Pogłosy. Dzieci więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych”, która ukazała się nakładem Domu Spotkań z Historią

Termin „drugie pokolenie” można rozumieć dwojako: w sensie genealogicznym i kolektywnym. W przypadku „Pogłosów” w sensie genealogicznym są to osoby, których przynajmniej jeden rodzic był w czasie II wojny światowej polskim więźniem politycznym nazistowskiego obozu koncentracyjnego.

Doświadczenie moich rozmówców należy odnieść także do ogólnie pojętego pokolenia powojennego, „dorastającego w cieniu wojny”. Wpływały na nie równocześnie dwie siły zarządzające narracją o wojnie, której to pokolenie osobiście nie przeżyło: odgórna, oficjalna pamięć PRL-u oraz oddolna, osobista pamięć rodzinna.

Wielopokoleniowe zawieszenie

Międzypokoleniowa pamięć wojny i trauma to pojęcia, które w latach 60. i 70. wzbudziły spore zainteresowanie w zachodniej kulturze popularnej. To wtedy dzieci ocalałych z Holokaustu migrantów do Kanady i Stanów Zjednoczonych wchodziły w dorosłość i podejmowały refleksję nad rodzinnym dziedzictwem, a ich zmagania w grupach wsparcia opisała w głośnym reportażu o traumie drugiego pokolenia w „New York Times” Helen Epstein.

To również w latach 70. w amerykańskiej telewizji stał się popularny serial „The Roots” (po raz pierwszy wyemitowany w polskiej telewizji w 1979 roku pod tytułem „Korzenie”) oparty na sadze Alexa Haleya o rodzie, którego protoplastą był Kunta Kinte porwany w Gambii do niewolniczej pracy na amerykańskiej plantacji. „The Roots”, rzekomo osnuty wokół owoców wieloletnich badań Haleya, w tym m.in. historii mówionych i spisanych wspomnień członków rodziny, wywołał emocjonalną reakcję publiczności i zainspirował rzesze widzów do samodzielnych poszukiwań genealogicznych i refleksji nad traumą bardziej odległych przodków.

Z kolei kamieniem milowym dla nauki o wydarzeniach traumatycznych była (oparta w dużej mierze na badaniach nad weteranami wojny w Wietnamie) opracowana w 1980 roku przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne klasyfikacja kryteriów diagnostycznych PTSD (Posttraumatic Stress Disorder – zespół stresu pourazowego). Opis zaburzeń doznawanych w wyniku doświadczenia lub bycia świadkiem traumatycznych wydarzeń stanowił punkt wyjścia także dla badaczy z innych dziedzin niż psychiatria.

Prowadzone od lat (także w Polsce, o czym później) badania nad holokaustowym drugim pokoleniem udokumentowały występujące w rodzinach rozmaite dysfunkcje. Stanowią one – oczywiście przy zachowaniu proporcji między doświadczeniem Zagłady a doświadczeniem konfliktu wojennego – bardzo istotny kontekst do odczytywania opowieści moich rozmówców.

Te z badań nad ocalałymi, które potwierdzały wpływ traumy rodziców na dzieci, wykazały, że był to dla potomków albo czynnik obciążający, albo hartujący i motywujący do realizowania własnych celów.

Przekaz otrzymany od rodziców przyjmował różne formy – paraliżującą, budzącą podziw, budzącą poczucie winy – jednak w każdym z badanych przypadków zdominował osobiste historie dzieci

Maria Buko

Udostępnij tekst

Badacze zaobserwowali u drugiego pokolenia m.in. poczucie winy, depresję, trudności z separacją i budowaniem własnej tożsamości, co tłumaczyli przede wszystkim modelem rodzicielstwa. Rodzice traktujący dzieci jako „zwycięstwo nad śmiercią”, często niemalże substytut utraconych w Zagładzie członków rodziny, byli wobec nich chorobliwie nadopiekuńczy. Modelem odwrotnym była zaś parentyfikacja, czyli odwrócenie ról i przyjęcie przez dzieci wobec rodziców postawy opiekuńczej – i nie chodzi tu tylko o załatwianie codziennych spraw, ale przede wszystkim o zarządzanie ich emocjami.

Wojenne traumy bywały obudowywane żartami i anegdotami albo zbywane milczeniem. Obie postawy potęgowały poczucie dystansu między pokoleniami. Niewypowiedziane pozostawały nie tylko historie z przeszłości, lecz także aktualne uczucia rodziców, których to uczuć trzeba się było domyślać (a może nawet je sobie wyobrażać). Niedostępni emocjonalnie rodzice, wokół których chodziło się na palcach, by ich nie zdenerwować czy nie doprowadzić do płaczu, wychowywali dzieci, które w dorosłym życiu miały trudności z budowaniem bliskich relacji.

Wobec cierpiących rodziców i dziadków dzieci mogły odczuwać też „niewidzialną lojalność”, np. objawiającą się rezygnacją z własnego satysfakcjonującego życia – w odruchu solidarności z zasługującymi na współczucie bliskimi.

Według innych badań obarczone traumą matki miały być szczególnie lękowe. Co ciekawe, lękliwość tę miały od nich przejmować częściej córki niż synowie. Z kolei straumatyzowani ojcowie wykazywali podwyższony poziom agresji i brak zaufania do świata zewnętrznego.

Te same badania dowiodły, że wraz z wiekiem dzieci miały zmieniać swój stosunek do doświadczenia rodziców, traktując ich coraz bardziej jako wzór do naśladowania, podkreślając ich dobre cechy jako inspirację dla siebie samych. Zespół badawczy Dan Bar-Ona w narracjach drugiego pokolenia obserwował rozdarcie między chęcią „normalnego” życia i zapomnienia przeszłości a potrzebą (czy powinnością) jej zachowania. Przekaz otrzymany od rodziców przyjmował różne formy – paraliżującą, budzącą podziw, budzącą poczucie winy – jednak w każdym z badanych przypadków zdominował osobiste historie dzieci.

Drugie pokolenie z jednej strony chciałoby przełamać ciszę i poznać prawdę o rodzicach, z drugiej boi się tego, co mogłoby usłyszeć. Dzieci wiedzą, że rodzice ocaleli z Holokaustu, ale nie wiedzą, kiedy właściwie się o tym dowiedziały. Najczęściej mówią, że wiedziały o tym „od zawsze”.

Co z polskimi badaniami nad wojenną traumą? Już od lat 50. krakowscy psychiatrzy skupieni wokół prof. Antoniego Kępińskiego (który sam był więźniem obozu koncentracyjnego) prowadzili autorskie studia poświęcone syndromowi KZ. Wyniki publikowano w czasopiśmie „Przegląd Lekarski-Oświęcim”. Omawiano tam poszczególne badania kliniczne nt. zaburzeń psychicznych byłych więźniów kacetów, a także podejmowano próby filozoficznej refleksji nad zagadnieniem. Wieloaspektowe badania zespołu Kępińskiego, których, niestety, nigdy nie podsumowano w zbiorczej publikacji, równolegle (jeżeli nie szybciej) z badaniami amerykańskimi opisały zespół zaburzeń wywołanych reakcją na uraz.

Poziom PTSD (zespół stresu pourazowego) wśród Polaków, którzy przeżyli II wojnę światową, to 32,3 proc., podczas gdy w krajach Europy Zachodniej wynosił on od 1,9 proc. do 10,8 proc.

Maria Buko

Udostępnij tekst

W przypadku więźniów politycznych okresu stalinowskiego wybuchowość i drażliwość osób cierpiących na PTSD jest wskazywana jako czynnik zaburzający funkcjonowanie życia rodzinnego i potencjalnie traumatyzujący drugie pokolenie, do tej pory nie przeprowadzono jednak ustrukturyzowanych badań na ten temat.

Drugie pokolenia różnych grup ofiar totalitaryzmów wśród polskich obywateli są przebadane w różnorakim stopniu. Traumą drugiego pokolenia w ramach pracy terapeutycznej zajmowała się przede wszystkim Maria Orwid (współpracowniczka Antoniego Kępińskiego). Pracowała głównie z członkami stowarzyszenia Dzieci Holokaustu i ich rodzinami. Jeszcze w okresie PRL drugie pokolenie więźniów obozów koncentracyjnych badała Małgorzata Dominik, która pośród cech charakteryzujących kolejną generację wskazywała m.in. opóźniony proces dojrzewania, nerwicę, nieumiejętność radzenia sobie z sytuacjami stresowymi, lęki społeczne, poczucie odrębności i zaniżoną samoocenę, a także częstszą skłonność do zachorowań.

Wielopokoleniowe zawieszenie lub zaburzenie dyskusji o przeżytych tragediach – na poziomie zarówno ogólnospołecznym, jak i wewnątrzrodzinnym – może być wyjaśnieniem dla wyższego niż w innych krajach europejskich poziomu PTSD w Polsce. Według badań Mai Lis-Turlejskiej poziom PTSD wśród Polaków, którzy przeżyli II wojnę światową, to 32,3 proc., podczas gdy w krajach Europy Zachodniej wynosił on od 1,9 proc. do 10,8 proc.

To nie jest nic magicznego

O traumie można też myśleć z perspektywy kulturowej, jak o doświadczeniu całych grup społecznych, wpływającym na ich tożsamość. Warto w tym miejscu zasygnalizować, iż w różnych okresach PRL-u publiczna refleksja na temat wojennych doświadczeń bywała w różny sposób ograniczana. Na przykład w pierwszych powojennych latach doświadczenia ofiar nazizmu wikłano w polityczną narrację o wojennej martyrologii komunistów, z kolei przeżycia ofiar reżimu sowieckiego niemalże do końca lat 80. były okryte tabu.

Powstałe po 1989 roku zapisy na temat wielopokoleniowej pamięci wojny dotykały rozmaitych doświadczeń i wątków historycznych. Film dokumentalny „Miejsce urodzenia” Pawła Łozińskiego z 1992 roku pokazał podróż pisarza Henryka Grynberga do rodzinnej wsi, w której ten w czasie wojny ukrywał się z rodziną, i poszukiwanie prawdy o śmierci brata i ojca (przeżycia te Grynberg następnie opisał w książce „Dziedzictwo”).

Z kolei dokument „Było sobie miasteczko” Tadeusza Arciucha i Andrzeja Wojciechowskiego z 2009 roku dotyczy międzygeneracyjnego przekazywania pamięci jako dziedzictwa zarówno rodzinnego, jak i narodowego. Podróż do rodzinnej miejscowości na Wołyniu odbywa urodzony już po wojnie kompozytor Krzesimir Dębski, ale narratorami filmu są także jego matka i syn.

Z pozycji literackich na pewno na uwagę zasługuje powieść Izabeli Filipiak „Absolutna amnezja” z 1995 roku; przewija się w niej wątek ojca – byłego więźnia kacetu, który po wojnie stał się katem dla swojej rodziny. Filipiak nawiązała w fabule do własnych doświadczeń: „Czasem miałam wrażenie, że rodzice zatrzymali się w rozwoju na wojnie. Że nadal ich głównym celem w życiu jest przetrwanie. (…) miałam tę wojnę odtwarzaną nie przez sześć, tylko przez 18 lat. I tak zostałam najmłodszą ofiarą ii wojny światowej”.

Podjęcie tematyki traumy drugiego pokolenia sensu stricto, wprost i w sposób autobiograficzny, nastąpiło w polskiej literaturze stosunkowo niedawno. O wojennej traumie matki, ale i o traumie powojennego ukrywania (i odkrywania przez córkę) żydowskiej tożsamości, pisały Agata Tuszyńska w „Rodzinnej historii lęku”, Ewa Kuryluk we „Frascati” oraz Magdalena Tulli, która relacji z matką, byłą więźniarką Auschwitz, poświęciła „Włoskie szpilki” i „Szum”.

Dzieci wiedzą, że rodzice ocaleli z Holokaustu, ale nie wiedzą, kiedy właściwie się o tym dowiedziały

Maria Buko

Udostępnij tekst

„To nie jest nic magicznego, przeszłość przechodzi z matek na dzieci w zwyczajny sposób – w ten, że matki czegoś nie umieją, bo się nie nauczyły albo je oduczono, i że czegoś nie mogą zrobić ze swoich wewnętrznych powodów, a coś innego muszą, choć lepiej by było, żeby tego nie robiły. (…) Matka po swoich wojennych doświadczeniach nie była przygotowana na to oczekiwanie bliskości, które dzieci mają w stosunku do matek. Coś jej odebrano i tego nie miała, więc nie mogła dać” – mówiła Tulli w jednym z wywiadów.

Na uwagę zasługuje też „Oskarżam Auschwitz” Mikołaja Grynberga – zbiór wywiadów z dziećmi ocalałych z Holokaustu (w trakcie tych rozmów autor odnosił się także do swoich rodzinnych doświadczeń). Z kolei Anna Janko w poetyckim eseju „Mała zagłada” podjęła refleksję nad własną psychiczną i fizyczną traumą. Jej źródłem miały być wojenne doświadczenia matki, która jako dziecko przeżyła pacyfikację wsi na Zamojszczyźnie.

Puentą przedmowy (która notabene nie została zamieszczona w kolejnym wydaniu) do pierwszego wydania „Oskarżam Auschwitz” autorstwa Anki Grupińskiej była historia polskiej rodziny bez żydowskich korzeni, którą trauma obozów koncentracyjnych dosłownie zabiła, doprowadzając do dwóch samobójstw. „Czy naprawdę to zupełnie inne światy? Czy cierpienie nie ma zawsze wspólnej gleby?… Czy chcemy pielęgnować nasz dramat, nasze cierpienie uwypuklać?… Czy myślimy o przeszłości przez zbiorowe doświadczenie? Czy indywidualne ma inną wartość? I wreszcie: czy dziedzictwo Zagłady jest naszym żydowskim czy także naszym polskim – wspólnym, człowieczym dziedzictwem nieludzkiego losu?” – zapytała autorka na końcu.

Próba otwarcia dyskusji i szukania tego, co wspólne w żydowskim i nieżydowskim doświadczeniu polskich obywateli, wywołała silną reakcję Henryka Grynberga: „Odpowiedzi są dosyć proste: a) tak, to są »inne światy«, b) nie, cierpienie nie zawsze ma »wspólną glebę«, c) koszmarna odziedziczona pustka nie jest »wspólnym, człowieczym dziedzictwem« ani nawet ogólnopolskim, natomiast retoryka powyższych pytań jest późną próbą równania reguły z wyjątkiem oraz rozwadniającej uniwersalizacji i co najdziwniejsze, zaprzecza niemal wszystkiemu, co w tych bolesnych rozmowach wypowiedziano i wypłakano”.

Wesprzyj Więź

Ta dyskusja dobitnie pokazuje główne wyzwanie, z jakim mierzyłam się i mierzę w trakcie swoich badań: badanie obozowej i poobozowej pamięci różnych grup ofiar, które nie stanie się pożywką dla relatywizacji czy rywalizacji.

Tytuł i śródtytuły od redakcji

Przeczytaj także: Krótka historia Żydów w Polsce

Podziel się

4
1
Wiadomość