Zima 2024, nr 4

Zamów

Szturm na Kapitol z perspektywy Belwederu

Prezydenci Andrzej Duda i Donald Trump przed obrazem Jana Matejki „Rejtan – Upadek Polski” na Zamku Królewskim. Warszawa, 6 lipca 2017. Fot. Shealah Craighead / / The White House

Czy Andrzej Duda umywa ręce w sprawie rozruchów w USA dlatego, że jego własny obóz polityczny nie ogląda się na konstytucję i zasady praworządności?

W środku nocy z 6 na 7 stycznia, gdy telewizje całego świata pokazywały atak tłumu zwolenników Donalda Trumpa na Kongres USA, zazwyczaj milczący Andrzej Duda postanowił zabrać głos. „Wydarzenia w Waszyngtonie to wewnętrzna sprawa Stanów Zjednoczonych, które są państwem demokratycznym i praworządnym” – napisał polski prezydent na Twitterze tuż po północy.

Być może wydawało mu się, że w ten przemyślny sposób unika zajęcia jasnego stanowiska. Efekt jest jednak taki sam, jak w listopadzie, gdy zamiast pogratulować Joemu Bidenowi zwycięstwa w wyborach prezydenckich, Andrzej Duda przesłał mu jedynie „gratulacje za udaną kampanię prezydencką”, podkreślając, że czeka na nominację przez Kolegium Elektorskie. Dopiero po głosowaniu tegoż Kolegium, po pięciu tygodniach zwłoki, napisał do prezydenta elekta, że „gratuluje zakończonego sukcesem procesu wyborczego”. 

Uznanie inspirowanej przez pokonanego w wyborach szefa państwa antykonstytucyjnej rebelii w najważniejszej demokracji świata za jej wewnętrzną sprawę, stanowi kolejny znak ze strony ekipy rządzącej Polską, że nie widzi swojego miejsca w świecie Zachodu

Jan Skórzyński

Udostępnij tekst

Relacjonując szturm na Kapitol TVP Info oskarżała polską opozycję, że zachowuje się w Sejmie tak samo jak motłoch, który wdarł się do Izby Deputowanych i Senatu USA. Od tzw. ekspertów występujących na kontrolowanej przez obóz rządzący antenie można było usłyszeć, że amerykańskie wybory były zorganizowane skandalicznie, a podejrzenia o ich sfałszowanie są bardzo poważne, toteż trudno się dziwić wyborcom Donalda Trumpa, że protestują.

Tomasz Ferens z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego (sic!) przekonywał, że atak na Kongres to być może prowokacja lewicowych aktywistów przebranych za zwolenników republikańskiego prezydenta, „bo ludzie Trumpa są na ogół bardzo dobrze wychowani i raczej praworządni i spokojni”.

Przekaz rządowej telewizji i postawa prezydenta Dudy jasno wskazują, że obóz PiS wciąż nie może się pogodzić z porażką swego ulubionego lokatora Białego Domu. Rzecz dotyczy jednak spraw znacznie poważniejszych niż dochodzący z Belwederu szloch po Trumpie.

To, co się wydarzyło 6 stycznia w Waszyngtonie, było brutalną próbą zakłócenia demokratycznego procesu wyborczego, którego finałem jest głosowanie połączonych izb Kongresu, zatwierdzające wybór głowy państwa.

Zerwać tę konstytucyjną procedurę próbowali nie tylko fanatyczni (a niektórzy uzbrojeni) zwolennicy Trumpa, którzy wtargnęli do budynku amerykańskiego parlamentu, przerywając jego posiedzenie i demolując wnętrza, ale też sam prezydent, który wezwał ich parę godzin wcześniej do marszu na Kapitol, przekonując po raz enty, że wybory zostały sfałszowane, a ich głosy ukradzione. Nie uznając wyniku wolnych wyborów, próbując przemocą zapobiec wprowadzeniu w życie decyzji większości wyborców, prezydent i jego radykalni sympatycy przekreślają podstawy systemu demokratycznego – nie tylko w Ameryce.

Uznanie inspirowanej przez pokonanego w wyborach szefa państwa antykonstytucyjnej rebelii w najważniejszej demokracji świata za jej wewnętrzną sprawę, stanowi kolejny znak ze strony ekipy rządzącej Polską, że nie widzi swojego miejsca w świecie Zachodu. Do politycznych standardów zachodniej cywilizacji należy bowiem poczucie wspólnoty wartości i wspólnej odpowiedzialności za ich bezpieczeństwo.

Atak na konstytucyjną demokrację w Waszyngtonie nie jest – i nie może być – obojętny dla Paryża, Berlina czy Warszawy. Zachodnią wspólnotę wolności cementują więzy solidarności. Czy Andrzej Duda umywa ręce w sprawie rozruchów w USA dlatego, że jego własny obóz polityczny nie ogląda się na konstytucję i zasady praworządności? 

Wesprzyj Więź

W swoim komentarzu prezydent uciekł się do retoryki używanej przed 1989 r. przez przywódców komunistycznych, którzy zarzucali zachodnim krytykom, potępiającym łamanie przez nich praw człowieka, ingerencje w sprawy wewnętrzne „demoludów”.

W liście gratulacyjnym, który wysłał do amerykańskiego prezydenta elekta 15 grudnia, Andrzej Duda zapewnił, że „Polska będzie żarliwie wspierać przemiany demokratyczne w naszym wschodnim sąsiedztwie”. Czy nie będzie to jednak mieszanie się w sprawy wewnętrzne suwerennych państw?

Przeczytaj także: Metropolita Waszyngtonu: Kto podburza, musi wziąć odpowiedzialność za przemoc

Podziel się

7
2
Wiadomość

ja nie jestem za mordowaniem dzieci do ostatniego dnia ciąży, On – tak; więc o żadnej belce mowy być nie może.

Już 2000 lat temu szatan kusił Słowem Bożym Jezusa; w zadanym pytaniu widzę tą samą diabelską metodę, tj. zamykania ust ewangelią celem usprawiedliwienia zła.