Brakuje mi dzisiaj w Kościele w Polsce spokojnej pewności wyznawanej wiary, która nie szuka podparcia w aparacie państwowym, która nie ulega okolicznościom, a jednoznacznie opowiada się po stronie prawdy, nawet wtedy, gdy jest ona trudna.
Wykład „Kościół ortodoksyjny i otwarty. Kilka uwag o eklezjologii Jana Pawła II”, wygłoszony na konferencji „Jan Paweł II – niepodległość ducha” 9 października w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie. Było to jedno z ostatnich publicznych wystąpień o. Macieja Zięby. Tytuł i śródtytuły od redakcji Więź.pl
Pierwszy w dwutysiącletniej historii następca Piotra w synagodze, pierwszy papież w meczecie, pierwszy w świątyni buddyjskiej. Inicjator, mających epokowy wymiar, międzyreligijnych spotkań w Asyżu. Papież, który parokrotnie przemierzył odległość z Ziemi do Księżyca, docierając do najbardziej odległych zakątków naszego globu – do ludzi nieznanych i często przez świat zapomnianych, a zarazem potrafił zgromadzić w maleńkim Castel Gandolfo najświetniejsze umysły z całego świata – protestantów i prawosławnych, katolików i Żydów, niewierzących, a nawet zdeklarowanych ateistów. Papież, który ucałował Koran, a w encyklice o ekumenizmie prosił chrześcijan innych wyznań o pomoc w redefiniowaniu swej papieskiej posługi.
Dodajmy do tego obronę praw człowieka na całym świecie i konsekwentną promocję „geniuszu kobiety”, by mieć obraz Jana Pawła jako człowieka przekraczającego kolejne widzialne i intelektualne bariery. Papieża otwartego i wychodzącego do świata, biskupa Rzymu, który zachwyca liberałów i wyznawców postępu, a zarazem przez integrystów jest traktowany jako ten, który sprzeniewierza się depozytowi wiary Kościoła.
Jest to jednak zarazem papież, który nie zawahał się przed odebraniem misji kanonicznej wielu teologom, którzy przejęci ideą postępu nauczali własnych prawd w imieniu Kościoła, przed potwierdzeniem ekskomuniki zaciągniętą przez abpa Lefebvre i jego bractwo, który bezkompromisowo bronił ludzkiego życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci, sprzeciwiał się kapłaństwu kobiet, inspirował powstanie instrukcji o negatywnych aspektach teologii wyzwolenia i deklaracji „Dominus Iesus”.
To z kolei, pomijając casus abpa Lefebvra, spotykało się z aplauzem integrystów, a w „postępowym obozie” nadawało mu etykietę, „zaprzepaszczającego dzieło Soboru”, „konserwatysty”, i „apodyktycznego autokraty”.
Jak połączyć te skrajnie odmienne opinie o Janie Pawle II, jak wytłumaczyć jego zdawałoby się wzajemnie wręcz sprzeczne sposoby działania?
Otwartość stanowi o dynamizmie Kościoła
Odpowiedź na te pytania znajdziemy, rzecz jasna, w obszernym ponad stutysięcznym magisterium pontificium, a także w jego blisko 27-letniej działalności na Stolicy Piotrowej. Nie zapominając o tym wielkim i wielowątkowym rozmachu jego dzieła, możemy skondensowanego zarysu takiej odpowiedzi poszukać też w pierwszej, a więc programowej encyklice Jana Pawła „Redemptor hominis”.
Już na początku Jan Paweł II pisze, iż „otwartość, organicznie połączona ze świadomością własnej istoty, z pewnością własnej prawdy, stanowi o apostolskim, czyli posłanniczym dynamizmie Kościoła” (RH 4). Otwartość połączona z dynamizmem Kościoła wypływa więc z organicznej, ścisłej więzi z pewnością własnej prawdy – objawionej prawdy o Bogu i człowieku. Właśnie ta prawda zobowiązuje Kościół do dynamiki, do otwartości, do wychodzenia na zewnątrz.
Głęboka samoświadomość Kościoła w żadnej jednak mierze nie wiąże się z fundamentalizmem, triumfalizmem i prozelityzmem
I odpowiedzialność za prawdę jest leitmotivem programowej encykliki Jana Pawła II, której jeden z podrozdziałów zatytułowano „Kościół odpowiedzialny za prawdę”. Zwróćmy więc uwagę na parę kolejnych fragmentów istotnych dla zrozumienia papieskiej eklezjologii:
„Odczuwamy głęboko zobowiązujący charakter prawdy, która została nam objawiona przez Boga. Odczuwamy szczególnie wielką za tę prawdę odpowiedzialność. Kościół z ustanowienia Chrystusa jest jej stróżem i nauczycielem obdarzonym szczególną pomocą Ducha Świętego, aby tej Bożej prawdy wiernie mógł strzec, aby mógł jej bezbłędnie nauczać” (RH 12).
„Staje przed nami… Kościół jako społeczny podmiot odpowiedzialności za prawdę Bożą” (RH 19).
„Jest rzeczą konieczną, by Kościół w wyznawaniu i nauczaniu wiary pozostawał ściśle wierny wobec Bożej prawdy” (RH 19).
„Poczucie odpowiedzialności za prawdę jest jednym z podstawowych punktów spotkania z każdym człowiekiem, a także z podstawowych wymagań określających powołanie człowieka we wspólnocie Kościoła. Kościół naszych czasów, kierując się odpowiedzialnością za prawdę, musi trwać w wierności dla swej własnej istoty” (RH 19).
Kościół katolicki, czyli uniwersalny
W tym ostatnim fragmencie znajdujemy kolejny element znamienny dla zrozumienia myśli Jana Pawła II. Wierność prawdzie jest i szansą i wymogiem spotkania Kościoła z każdym człowiekiem. Prowadzi do takiego spotkania. Kościół Jezusa Chrystusa jest katolicki, a więc uniwersalny, dąży do tego by spotkać się z każdym człowiekiem, gdyż – jak ujmie to encyklika – pragnie „służyć posłannictwu zbawienia wszystkich” (RH 4).
Powoduje nim bowiem – przywołajmy koleje encykliki – „miłość do ludzi, do wszystkich ludzi bez wyjątku i bez żadnego podziału: bez różnicy ras, kultur, języków, światopoglądów. Bez podziału na przyjaciół i wrogów. Jest to miłość do ludzi pragnienie wszelkiego prawdziwego dobra dla każdego z nich i dla każdej ludzkiej wspólnoty, dla każdej rodziny, narodu, dla każdej grupy społecznej, dla młodzieży, dorosłych i rodziców, dla starych i chorych – dla wszystkich bez wyjątku” (DM 15). Albowiem „w grę wchodzi godność osoby ludzkiej, której obrona i rozwój zostały nam powierzone przez Stwórcę, i której dłużnikami w sposób ścisły i odpowiedzialny są mężczyźni i kobiety w każdym układzie dziejowym” (SRS 47).
Ta zbawcza prawda o miłości Boga i o godności człowieka, każdego człowieka, jest rdzeniem przepowiadania Kościoła.
Spotkanie, a nie triumfalizm
Pewność własnej prawdy, którą wierzący czerpie z osobistej modlitwy, z więzi sakramentalnej z Chrystusem oraz znajomości Tradycji i Magisterium, a którą – jak wiemy – Jan Paweł II czerpał w stopniu heroicznym, uskrzydlona przez miłość, prowadzi do spotkania z drugim człowiekiem. Bonum est diffisivum sui – do natury dobra należy aby się udzielało, by promieniowało, by się szeroko rozlewało. I stąd Kościół pragnie dzielić się ewangelicznym skarbem – Dobrą Nowiną, pragnie dzielić się ewangeliczną perłą z każdym człowiekiem.
Głęboka samoświadomość Kościoła, która ściśle wiąże się z pewnością własnej prawdy, w żadnej jednak mierze nie wiąże się z fundamentalizmem, triumfalizmem i prozelityzmem.
Przed fundamentalizmem zabezpiecza fakt, że Kościół nie jest właścicielem prawdy, a jej depozytariuszem, że nie ma ona charakteru ideologicznego – postulującego rozwiązania ekonomiczno-polityczne – a charakter zbawczy, a nawet więcej: personalny – jest nią Chrystus, a także fakt, że po grzechu pierworodnym nasze poznawanie prawdy ma charakter fragmentaryczny. Stąd też każde spotkanie, każdy dialog może pomóc w pogłębieniu, w spojrzeniu w nowym świetle, w pełniejszym zobaczeniu odkrywanej prawdy.
Przed triumfalizmem winna chronić Kościół miłość do ludzi, albowiem – cytując „Slavorum Apostoli” – „wspólnota miłości chroni Kościół od wszelkiego partykularyzmu, wyłączności etnicznej, uprzedzeń rasowych, czy narodowej pychy” (SA 11).
Z kolei przed wąsko rozumianym prozelityzmem chronić powinna „postawa misyjna i misjonarska [która] zaczyna się zawsze w poczuciu głębokiego szacunku dla tego, co w człowieku się kryje …misja nie jest nigdy burzeniem, ale nawiązywaniem i nowym budowaniem” („choć praktyka nie zawsze odpowiadała temu wzniosłemu ideałowi” – dodaje papież) (RH 12).
W wolności
Najistotniejsze jest jednak to, że każde działanie Kościoła winno odbywać się w wolności i w pełnym poszanowaniu wolności innych ludzi. Wzorem jest Chrystus, który „stoi i kołacze do drzwi serca każdego człowieka, nie naruszając jego wolności, ale starając się z tej ludzkiej wolności wyzwolić miłość” (DM 8 ).
Dlatego Jego Apostołowie „zachowują głębokie poszanowanie dla człowieka, dla jego rozumu i woli, dla jego sumienia i wolności” (RH 12). Co więcej, to właśnie Bóg jest gwarantem ludzkiej godności, „która jest niezniszczalnym obrazem Boga Stwórcy, i d e n t y c z n y m (podkr. Papieża, wszystkie inne moje – MZ) w każdym z nas” (SRS 47). Dlatego „Kościół zwraca się do człowieka w pełnym poszanowaniu jego wolności … Kościół proponuje, niczego nie narzuca: szanuje ludzi i kultury, zatrzymuje się przed sanktuarium sumienia” (RM 39).
Prawda nie przyjmuje granic
Naturalną konsekwencją poszanowania wolności jest postawa dialogu. Albowiem „postawa «dialogiczna» odpowiada naturze osoby i jej godności” (US 28). Dlatego też „dialog stanowi centralny i niezbędny element każdej etycznej myśli ludzkiej, kimkolwiek by ci ludzie nie byli”. (OŚDP 1983). I z tych właśnie względów jest on sposobem, w jaki Kościół pełni swoją misję w świecie. „Dialog nie rodzi się z taktyki czy wyrachowania, ale jest działaniem mającym swe uzasadnienie, wymogi, godność: wypływa z głębokiego szacunku dla tego wszystkiego, co w każdym człowieku zdziałał ten Duch, który «tchnie tam, gdzie chce»” (RM 56).
Stąd też „dialog mają prowadzić chrześcijanie nie tylko pomiędzy sobą, ale także z innymi religiami niechrześcijańskimi, z całym światem kultury i cywilizacji, również z tymi, którzy nie wierzą. Prawda bowiem nie przyjmuje żadnych granic. Jest dla wszystkich i dla każdego. A gdy prawdę tę czyni się w miłości, wówczas jeszcze bardziej staje się ona uniwersalistyczna” („Przekroczyć próg nadziei”).
Z tego jasno wynika, że „postawa dialogu jest sposobem bycia chrześcijanina wewnątrz własnej wspólnoty, a także jego postawą wobec innych wierzących oraz ludzi dobrej woli” (EinAf 65). Ale, co bardzo istotne – wzorem jest tu św. Paweł w Atenach – dialog taki powinien być prowadzony z mocą wiary, ale też i z głębokim zrozumieniem otaczającego świata, jego kultury oraz mechanizmów społecznych. Innymi słowy, aby być wiarygodnym świadkiem nie wystarczy sama gorliwość, trzeba to czynić mądrze, kompetentnie i ze zrozumieniem ludzi inaczej myślących.
Przeciw skrajnościom
Kościół, rozważając swoją tożsamość, nie ucieka się do dogmatycznych definicji, lecz odwołuje do symboli biblijnych: winnicy, oblubienicy Chrystusa, owczarni lub najpowszechniej używanych – Mistycznego Ciała Chrystusa i Ludu Bożego. Pojmowanie Kościoła jako Mistycznego Ciała Chrystusa podkreśla jego integralne złączenie z Chrystusem, jego świętość i nadprzyrodzony charakter. Symbol Ludu Bożego akcentuje natomiast element doczesności, status wędrowców do Ziemi Obiecanej. I jeżeli przed Soborem Watykańskim II dominowało ujmowanie Kościoła jako Mistycznego Ciała Chrystusa, to po Soborze częściej opisywano Kościół przy pomocy obrazu Ludu Bożego.
Każde działanie Kościoła powinno odbywać się w wolności i w pełnym poszanowaniu wolności innych ludzi
Eklezjologia Jana Pawła II stara się unikać jednostronnego ujęcia relacji do świata, podkreślając zarówno Boski, jak i ludzki charakter Kościoła. Dzięki temu można bowiem – wzorem braci sołuńskich – zarówno „utrzymać nieskażoną prawowierność i szacunek należny depozytowi tradycji, jak i nowości życia ludów ewangelizowanych” (SA 10).
Dążąc do równowagi między otwartą postawą wobec świata i utożsamianiem się z jego problemami, a zachowaniem depozytu Objawienia, przestrzega Jan Paweł II tak przed postawą powierzchownego otwarcia, jak i przed odwróceniem się od świata i zamknięciem w wyznaniowym getcie. „Szlachetna jest gotowość rozumienia każdego człowieka, analizowania każdego systemu, przyznawania racji wszystkiemu co słuszne – nie może ona jednak oznacza gubienia pewności własnej wiary” (RH 6). Z kolei pewność wiary nie może przeradzać się w fanatyzm lub triumfalizm. Kościół musi być świadom „zarówno jego Boskiej tajemnicy, jak też ludzkiego posłannictwa, a nawet wszystkich ludzkich słabości” (RH 3).
Kościół-świątynia
Dlatego jeżeli miałbym się odwołać do symboliki biblijnej, to – chcąc ująć główne idee eklezjologii Jana Pawła II – posłużyłbym się, rzadziej używanym, symbolem Kościoła-świątyni. Podkreśla on bowiem zarówno specjalny sposób obecności Boga w Kościele i pewną odrębność Kościoła od świata, a zarazem obejmuje jego przynależność do świata i jego ludzki oraz służebny wobec świata charakter.
Świątynia jest miejscem rzeczywistego przebywania Boga, uznaje zarazem autonomiczny wobec niej charakter polis (przekracza więc przepaść istniejącą między Kościołem, pojmowanym jako civitas Dei, a światem uznanym za civitas terrena, jak to często interpretowali zapalczywi czytelnicy ksiąg św. Augustyna) i będąc integralną częścią świata, jest też dlań znakiem obecności Boga pośród ludzi (nie znosi więc – będąc niejednokrotnie „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą” – napięcia między profanum a sacrum).
Co więcej, świątynny dziedziniec może być przestrzenią spotkania wszystkich ludzi dobrej woli oraz miejscem debaty. Winien być miejscem dialogu i wspólnych poszukiwań, gdyż „człowiek jest przede wszystkim istotą, która szuka prawdy, usiłuje nią żyć i pogłębiać ją w dialogu, który obejmuje dawne i przyszłe pokolenia” (CA 49). Dlatego Kościół, ujmowany jako świątynia, nie czuje się światu obcy, w pełni jest jego częścią, jest dla każdego otwarty, a zarazem wykracza zeń, nie przynależy do niego, jest Chrystusowy.
W taki właśnie sposób – jak sądzę – opisuje relacje Kościoła i świata Jan Paweł II. Świątynia, miejsce rzeczywistej obecności Boga, miejsce sprawowania ofiary, nauczania, modlitwy, jest też miejscem, w którym płaszczyzna teologiczna przecina się z płaszczyznami antropologii i metafizyki, co jest tak charakterystyczne w papieskiej wizji świata i Kościoła. Właśnie w takiej perspektywie Kościół wielbi Boga i najlepiej służy współczesnemu światu, będąc w pełni sobą.
Brakuje dialogu, przechodzimy do defensywy
Zarysowana wyżej wizja nauczania Jana Pawła II jest wizją soborową, ortodoksyjną i otwartą, i nadal niezmiernie aktualną. Dlatego – proszę wybaczyć osobiste wyznanie – brakuje mi dzisiaj w Kościele w Polsce tej spokojnej pewności wyznawanej Bożej prawdy, która nie szuka podparcia w aparacie państwowym, która nie ulega okolicznościom, a jednoznacznie opowiada się po stronie prawdy, nawet wtedy, gdy jest ona trudna.
Dostrzegam natomiast postawę defensywy – podejrzliwości, agresji, nieledwie rzucania anatem, a niezmiernie mało widoczne jest twórcze, konstruktywne i polifoniczne podjęcie trudnych tematów, podejście tak typowe dla Świętego Papieża.
Brakuje mi też postawy dialogu zarówno wewnątrz wspólnoty wierzących, jak i z ludźmi inaczej myślącymi, nawet nieprzychylnymi Kościołowi, postawy którą symbolizowały seminaria w Castel Gandolfo. Dlatego sądzę, że następne spotkanie w tak eminentnym gronie warto poświęcić nie tylko poznawaniu eklezjologii Jana Pawła II, ale także pytaniu: na ile dziś jesteśmy Kościołem, o którym nauczał nas Papież?
KAI
Przeczytaj też: Jan Paweł II, pedofilia i zasada nieoznaczoności