Bóg jest przede wszystkim osobą, z którą trzeba wejść w relację, a nie prawdą, którą trzeba zaakceptować.
Jak się poczuła, gdy „odszedł od Niej anioł”? Czy ja – mężczyzna i ksiądz – potrafię wczuć się w tę niespodziewaną dla Maryi sytuację? Przytoczę więc głos kobiety, jaki znalazłem na jednym z katolickich blogów: „Wydaje się to trochę niesprawiedliwe. Przyszedł z taką wiadomością, na pewno Ją zadziwił, może trochę przestraszył, zostawił garść informacji, otrzymał Jej zgodę, a potem odszedł. Co musiała czuć? A jednak ta samotność była na pewno potrzebna, w tej chwili dla Maryi zaczął się Jej adwent. Oczekiwanie. Jak będzie wyglądać odtąd Jej życie?”.
Nie, nie było jej łatwo. Oto nagle, pośrodku dnia, w codzienności życia, przychodzi anioł i mówi jej o Dziecku, na dodatek Dziecku niezwykłym, a ona przecież – choć „poślubiona mężowi imieniem Józef z rodu Dawida” – jest wciąż dziewicą. Stawia więc aniołowi pytanie, jakby nie było, praktyczne: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”.
Anioł jej wyjaśnia, że Najwyższy okryją ją cieniem. Czy rzeczywiście tak wiele jej to wyjaśniło? Czy słyszał kto kiedy o cieniu Boga? Czy Pan może mieć cień? Przecież cień mają tylko materialne, nieprzezroczyste przedmioty. A może – jako pobożna Żydówka – przypomniała sobie słowa psalmisty o cieniu skrzydeł Pańskich, które dają ocalenie? W Starym Testamencie metafora „cienia” wiele razy pojawia się w kontekście relacji do Boga. To przenośne określenie Bożej obecności. Czasami to człowiek żyje w cieniu Boga, w cieniu Jego skrzydeł (jak wielokrotnie powtarza psalmista) albo w cieniu Jego ręki – jak powie sam Bóg do Izraela przez usta proroka Izajasza: „w cieniu Mej ręki cię skryłem”. Ale ta bliskość, ta obecność Boga może być jeszcze bardziej radykalna. „Pan jest tym, który cię strzeże, Pan cieniem po twojej prawicy” (Ps 121,6; Biblia ekumeniczna).
Bóg nas nie opuszcza, nie odchodzi – ponieważ nie jest do tego zdolny. Bóg oddala się tylko naszym oddaleniem. Bóg zbliża się naszym zbliżaniem się do Niego
Jeden z żydowskich teologów tak oto komentuje ten fragment psalmu: „Bóg jest cieniem na twojej prawicy; jak cień posuwa się za ręką, tak Bóg idzie za tobą. Należy więc badać słowo Boże i brać je na serio, nie czekając, aż Bóg stanie się dla mnie żywy. Bóg nie umarł, jeśli my nie umarliśmy dla Niego. Dla tych, którzy dla Niego żyją, On również żyje”. Cóż to znaczy dla nas?
Nie wystarczy narzekać na rzekomą Bożą nieobecność, na Jego nieobecność. Po to, by wiara wzrastała w człowieku, potrzebna jest osobowa relacja człowieka do Boga. Bóg jest przede wszystkim osobą, z którą trzeba wejść w relację, a nie prawdą, którą trzeba zaakceptować. Trzeba w sobie budować relację do Boga, jak buduje się relację do człowieka. Bóg nas nie opuszcza, Bóg nie umiera, Bóg nie odchodzi – tak jak niektórzy wieszczą – ponieważ nie jest do tego zdolny. Bóg oddala się tylko naszym oddaleniem. Bóg zbliża się naszym zbliżaniem się do Niego. Ten paradoks bardzo dobrze wyraził Tadeusz Różewicz w wierszu „Bez”, w którym poeta stawia Bogu pytanie: „czemuś mnie opuścił / czemu ja opuściłem Ciebie”.
A może człowiek opuszcza Boga właśnie dlatego, że nigdy nie poznał Go jako osoby, nigdy nie nawiązał z Nim osobowej relacji? A może też – to niestety bardzo prawdopodobne – Kościół nie dał mu doświadczenia Boga jako osoby, kogoś, kogo można kochać, z kim można rozmawiać, a nawet targować się czy kłócić?
Gdy wrzuciłem ten cytat z żydowskiego teologa na Facebooka, jeden z komentatorów tak go skonkludował: „Jeśli poznasz Boga jako osobę, to nie będziesz Go traktował jako instytucję”. Czy nie można tej konstatacji zastosować do Kościoła? Czy Kościół wie, czym jest? Czy Kościół wie, kim jest? Bo bardziej niż instytucją jest Mistycznym Ciałem Chrystusa, mieszkaniem żywego Boga.
Coraz więcej osób zgłasza się do kancelarii parafialnej, aby dokonać aktu apostazji. Jak mówią, chcą się wypisać z Kościoła. Ale co to znaczy „wypisać się z Kościoła”? Czy można „wypisać się z Chrystusa?”. Czy można się „amputować” z Ciała Chrystusa? Trudno jednak nie postawić pytania, czy ci, którzy chcą opuścić Kościół, wiedzą, że Kościół to w swej najgłębszej istocie Chrystus. To Ciało Chrystusa. Czy oni kiedykolwiek takiego Kościoła doświadczyli? Czy my – Kościół daliśmy im takie doświadczenie?
Ciągle chodzi za mną myśl, że wiara, która opiera się na doświadczeniu, zbyt łatwo nie poddaje się krytyce. Wiara bez tego oparcia w chwili kryzysu nie ma do czego się odwołać. Ks. Janusz St. Pasierb pytał: „Czy chrześcijaństwo w naszej realizacji i naszym przekazie jest wspaniałą przygodą z Bogiem, ryzykowną i trochę szaloną, czy nudną rutyną, tępym szablonem, praniem mózgów w letniej wodzie święconej?” („Czas otwarty”). A może doświadczenie grzeszności Kościoła było silniejsze niż doświadczenie Chrystusa w Kościele? A kiedy przyszedł kryzys wiarygodności Kościoła – nie było na czym się oprzeć?
„Jeśli poznasz Boga jako osobę, to nie będziesz Go traktował jako instytucję” – pisał mój internetowy komentator. Czy nie można by powiedzieć – zachowując wszelkie proporcje – „jeśli poznasz Kościół jako osobę Chrystusa, to nie będziesz Go traktował jako instytucję”? Z instytucji da się wypisać, z Chrystusa – nie.
Anioł daje Maryi doświadczenie Boga żywego. Zresztą dla Żydów Bóg nie był i nie jest ideą. Jest Żyjącym, wobec którego trzeba samemu stanąć jak ktoś, kto żyje. Ostatnio wróciłem do słuchania piosenek Leonarda Cohena, którego nazwisko świadczy o pochodzeniu z żydowskiego środowiska kapłańskiego. Na jego ostatniej wydanej za życia płycie jest piosenka, której refren brzmi: „Hineni, hineni / I’m ready, My Lord”. To tajemnicze wołanie „Hineni, hineni” to dwa razy powtórzone słowa, które Abraham wypowiedział do Boga: „Oto jestem”.
Czy nie słyszymy echa tych słów w „Oto ja” Maryi? Może i Ona – naśladując Abrahama – zawołała do anioła: „Hineni”, czyli „Oto jestem”? Czas nieobecności Boga to przede wszystkim czas naszej nieobecności wobec Niego. Trzeba stanąć i zawołać: „Oto jestem!”, „Oto ja!”. Mój ociec duchowny w seminarium każdą prowadzoną przez siebie medytację zaczynał od tego samego wezwania: „Stawmy się w obecności Boga”. Ukryjmy się w Jego cieniu, w cieniu Jego skrzydeł. Spójrzmy na naszą prawicę. Czy nie widzicie, jak Bóg porusza się za jej cieniem? Anioł odszedł. To prawda. Ale Pan pozostał.
Przeczytaj też:
Adwent, doświadczenie nieobecności. Cz. 1: Czas odejścia, czas powrotu
Adwent, doświadczenie nieobecności. Cz. 2: Czy jesteśmy awangardzistami Pana?
Adwent, doświadczenie nieobecności. Cz. 1: Czas odejścia, czas powrotu
Przy niebywalosci i zaskoczeniu jak Bóg przychodzi i się uobecnia to na drodze wiary odkrywamy ze owym spotkaniem nie da się “sterować” Bogiem. I dodam gdzieś usłyszane przeczytane. A może ta rozmowa Maryi Z Archaniołem trwała wiele lat…
W opublikowanym na YouTube Mistycznym Miastu Bożym o żywocie Matki Bożej zupełnie inaczej się to przedstawia. Maryja już jako dziecko miała doświadczenia mistyczne według Marii z Agredy. Piękny audiobook. Polecam
A Maria Agreda skąd to wie?