Zima 2024, nr 4

Zamów

Białoruś 2020 – koniec epoki posowieckiej

Kobieta z historyczną flagą Białorusi używaną przez opozycję antyreżimową. Mińsk, sierpień 2020. Fot. Jana Shnipelson / Unsplash

Poczucie, że władza nas zdradziła i bije naszych, zmieniło radykalnie postrzeganie Łukaszenki przez Białorusinów. Analitycy i urzędnicy nie przewidzieli, że naród białoruski może wystąpić w roli podmiotu procesu politycznego i zabrać głos jako suweren.

Niewielu analityków rozpatruje wydarzenia na Białorusi w szerszym kontekście przemian, które zachodzą w przestrzeni posowieckiej. A znaczenie tych wydarzeń właśnie w takim kontekście jest szczególnie ważne.

Minęło 30 lat od upadku Związku Sowieckiego. Umiera pokolenie, które tęskniło do sowieckiej stabilizacji sprzed pierestrojki; na emeryturę odeszło pokolenie, które czasy łukaszenkowskie ceniło za spokój i gwarancję bezpieczeństwa socjalnego, porównując je z niestabilnością socjalną pierestrojki. Dziś na ulicę wychodzi młodzież urodzona już w niepodległej Białorusi. Niepodległość Białorusi jest dla niej oczywistością. Nie ma żadnego sentymentu do czasów sowieckich ani nawet potrzeby odnoszenia się do nich. Jej perspektywa to szybki rozwój krajów sąsiedzkich, chociażby Litwy i Polski, wysoki poziom życia w Europie Zachodniej, ewentualnie demokratyczne przemiany na Ukrainie.

Ta zmiana perspektywy postrzegania rzeczywistości przez społeczeństwo to nie tylko domena Białorusinów. Dotyczy to wszystkich społeczeństw posowieckich. Przyzwyczailiśmy się już do kolejnych rewolucji na Ukrainie, ale w szerszym kontekście Rewolucja Godności w 2014 r. jest nie tylko przejawem skłonności Ukraińców do rewolucji, to kolejny etap przemian społeczno-politycznych w tym kraju. Zmiany w mentalności obywateli stoją również za gruzińską „rewolucją róż”, protestami w Armenii i Mołdawii, aktualnymi wydarzeniami w Kirgistanie – to wszystko stanowi ważny znak dla Rosjan, którzy zaczynają coraz dobitniej odczuwać skutki braku reform w swoim kraju. Wybuch protestów w stabilnej niezmiennie od lat Białorusi jest na tym tle wyraźnym sygnałem zamykającym pewną epokę w całym regionie.

W ostatnich miesiącach nastąpiła krystalizacja narodu białoruskiego, który odczuł swoją jedność i siłę jako społeczeństwo poprzez sprzeciw obywatelski wobec autorytarnej władzy Łukaszenki

Paweł Kazanecki

Udostępnij tekst

Rewolucja białoruska zdziwiła wszystkich obserwatorów zarówno skalą wydarzeń i załamaniem się stabilności Łukaszenkowskiego „wertykalnego” sposobu zarządzania państwem, jak też brakiem liderów protestu i biernością starej opozycji.

Stara opozycja i dlaczego dziś jej nie widać

Aby lepiej zrozumieć sytuację opozycji demokratycznej na Białorusi, warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób Aleksander Łukaszenka usuwał wszystkich swoich konkurentów politycznych i marginalizował wszelkie ruchy polityczne.

Wysunięcie jego kandydatury w pierwszych wyborach prezydenckich w 1994 r. uważane było od początku za eksperyment rosyjskich technologów wyborczych, którzy przygotowywali się do przeprowadzenia zmian w Rosji po Jelcynie, oraz armii, która czuła, że traci znaczenie w upadającym kraju. Kandydatura Łukaszenki zwrócona była zarówno przeciwko postkomunistycznej, skompromitowanej elicie partyjnej i kandydaturze ówczesnego premiera Wiaczesłaua Kiebicza, jak i walczącym między sobą dwóm liderom opozycji demokratycznej: Stanisłauowi Szuszkiewiczowi, przewodniczącemu parlamentu, i Zianonowi Pazniakowi, liderowi Białoruskiego Frontu Ludowego. Nieznany szerszej publiczności były dyrektor kołchozu, opierający swoją propagandę na tęsknocie za Związkiem Sowieckim, podbił serca niedoświadczonego i zmęczonego kryzysem wyborcy białoruskiego. Nikt wówczas nie spodziewał się, że dokonuje wyboru swojego losu na prawie 30 lat.

W roku 1996 ostatecznie umocniła się władza Aleksandra Łukaszenki. Przeprowadzony w parlamencie impeachment prezydenta miał być uchwalony przez Trybunał Konstytucyjny. Jednakże bezpośrednie wmieszanie się Rosji w te wydarzenia spowodowało rozwiązanie parlamentu, aresztowanie deputowanych, którzy głosowali za impeachmentem, skłonienie ich do odwołania swoich podpisów oraz rozwiązanie Trybunału Konstytucyjnego. Łukaszenka wprowadził zmiany konstytucyjne pozwalające na rządzenie poprzez dekrety prezydenckie. Mimo krótkiego okresu dwuwładzy, w którym część parlamentarzystów, wraz z przewodniczącym Siamionem Szareckim, próbowała jeszcze utrzymać legalne organy konstytucyjne (działające na Litwie), a w kraju przeprowadzić tak zwane alternatywne wybory prezydenckie w 1999 r., ostatecznie wygrał system dyktatorski.

Na stałe wyjechało wówczas z Białorusi wielu znaczących polityków, jak Zianon Pazniak czy Siamion Szarecki, zaś liczni, szczególnie z kół postnomenklaturowych, zaginęli bez wieści. Do nich należał szef MSW Juryj Zacharenka, przewodniczący Komisji Wyborczej Wiktar Hanczar czy jego pomocnik Dzmitry Krasouski. Ich zaginięcie stało się ważnym motywem działań nurtów opozycyjnych przez następne lata. Ta ostra rozprawa z opozycją z jednej strony utrwaliła władzę Łukaszenki, z drugiej zaś sparaliżowała strachem wielu jej działaczy i ograniczyła jej poparcie społeczne.

Wybory prezydenckie w 2001 r. umocniły podział opozycji. Brało w nich udział dwóch kandydatów opozycyjnych: Siamion Domasz, reprezentujący opozycję strukturalną (partyjną) i prodemokratyczne ruchy społeczne, oraz Leonou, były przewodniczący „wzorcowego” kołchozu we wschodniej Białorusi, którego wsparli przedstawiciele byłej nomenklatury i część prorosyjskej elity. Znamienne, że te dwa nurty reprezentowało dwóch przedstawicieli byłej nomenklatury stopnia regionalnego – jeden z zachodniej, a drugi ze wschodniej Białorusi. Przebieg tych wyborów i bardzo umiarkowane demonstracje społeczne pokazały, że społeczeństwo jest usatysfakcjonowane zmianami politycznymi, które nastały w kraju wraz z Łukaszenką.

Kolejne wybory, w 2006 r., zainicjowały ożywczy proces wewnątrz strukturalnej opozycji. W trakcie kongresu dokonano wyboru wspólnego kandydata, popieranego przez szerokie spektrum polityczne, od komunistów (Komunistyczna Partia Białorusi), poprzez socjaldemokratów (Białoruska Partia Socjaldemokratyczna) i liberałów ze Zjednoczonej Partii Obywatelskiej (OGP), aż po partie niepodległościowe, jak Białoruski Front Ludowy (BNF) czy Białoruska Chrześcijańska Demokracja, a także ruch społeczny (późniejszy Ruch za Wolność). Aleksander Milinkiewicz stał się symbolem zjednoczenia opozycji. Wspólny front próbowali przełamać prorosyjscy działacze i dziennikarze białoruscy, którzy jako kandydata wystawili byłego rektora Państwowego Uniwersytetu w Mińsku Aleksandra Kazulina, jedną z czołowych postaci wprowadzających ideologię łukaszenkowską na wyższe uczelnie i ograniczających wolność uniwersytetów.

Wybory 2006 r. nie miały szans przełamać systemu łukaszenkowskiego, jednakże pozwoliły wyłonić lidera opozycji, który dla świata zachodniego stał się twarzą ruchu demokratycznego. Milinkiewicz dostał Nagrodę im. Sacharowa, co było znaczącą nobilitacją, a opozycja białoruska po raz pierwszy została zauważona za granicą jako partner i czynnik oddziaływania na sytuację w tym kraju. Demonstracje poparcia skoncentrowane były w Mińsku, a zorganizowana wówczas (na wzór ukraiński) „Płoszcza” – miasteczko namiotowe na placu Kastrycznickaja – stała się dla młodzieży i mieszkańców Mińska ważnym symbolem protestu.

Krótkotrwała jedność oraz coraz większa izolacja opozycji i marginalizacja jej struktur poprzez odsunięcie ich od dostępu do jakichkolwiek stopni władz państwowych, aż do szczebla lokalnego, spowodowały odejście większości działaczy i członków lokalnych oraz skłócenie liderów, chcących realizować indywidualne ambicje polityczne. Dodatkowo wsparcie w 2010 r. przez część krajów zachodnich, w tym również Polskę, rosyjskojęzycznej części opozycji i ruchu Gowori Prawdu [Powiedz Prawdę] – wystawiającego jako nowego kandydata znanego pisarza Uładzimira Niaklajeua, który w założeniu miał zażegnać tę dwoistość opozycji partyjno-obywatelskiej i postnomenklaturowej – sprawiło, że Milinkiewicz zrezygnował z kandydowania, co rozbiło opozycję do końca.

W wyborach w 2010 r. obok Niaklajeua wystartował Andrej Sannikau – były wiceminister spraw zagranicznych Białorusi i lider Ruchu Europejska Białoruś, Aleś Michalewicz – działacz niepodległościowy, Jarasłau Ramańczuk – analityk i działacz partii OGP, Wital Rymaszeuski z Partii Białoruskich Chrześcijańskich Demokratów, Ryhor Kostusieu – przewodniczący BNF, Mikałaj Statkiewicz z Partii Socjaldemokratycznej. Duże demonstracje w Mińsku, koncentrujące się na głównej ul. Skaryny i na placu Niezależności przed budynkiem administracji prezydenta, brutalnie rozgromiono. Wszyscy kandydaci zostali aresztowani i byli wypuszczani z aresztów stopniowo, w miarę tego, jak po rozmowach lub wielomiesięcznych torturach zdecydowali się podpisać „lojalkę” o współpracy ze służbami bezpieczeństwa. Większość członków sztabu Niaklajeua i Sannikaua również przeszła przez areszty i sprawy sądowe lub opuściła Białoruś. Na emigracji znaleźli się czasowo Michalewicz, Niaklajeu i Sannikau, a cała akcja ostatecznie skompromitowała opozycję w oczach społeczeństwa, nieświadomego skali i okrucieństwa represji, które spotkały kandydatów. Jedynym pozytywnym skutkiem tych wydarzeń było narodzenie się solidarności społecznej. Masowe akcje wsparcia pod aresztami w Mińsku i przekazywanie paczek dla aresztowanych były pierwszą falą solidarności, która stała się wzorem dla dalszych działań, tak ważnych na Białorusi obecnie.

W wyborach w 2015 r. opozycja nie była już znaczącym czynnikiem, nie wystawiła wspólnego kandydata. W wyścigu o fotel prezydencki wystartowali m.in. Siarhiej Kaliakin z Komunistycznej Partii Białorusi, Tacciana Karatkiewicz, reprezentująca koalicję części partii demokratycznych, i Anatol Labiedźka ze Zjednoczonej Partii Obywatelskiej. Żaden z tych liderów nie był publicznie rozpoznawalny.

Wybory 2020: walka o odsunięcie Łukaszenki

Mając młodych i mało znanych liderów, z których każdy chciał wreszcie zaistnieć, opozycja znowu nie wyłoniła w tym roku wspólnego kandydata. Mimo że prawie każda z partii zgłaszała chęć startu swojego przywódcy, mało kto z nich zebrał wymaganą do rejestracji liczbę 100 tys. podpisów. Spośród ludzi związanych z opozycją zarejestrowany został jedynie Andrej Dzmitryjeu z ruchu Gowori Prawdu oraz Hanna Kanapacka, była przedstawicielka opozycji w parlamencie. Ciekawym przypadkiem jest tu Siarhiej Czeraczeń – świeży opozycjonista (były komunista) wybrany jako kandydat Białoruskiej Socjaldemokratycznej Partii Hramada – który oświadczył, że nie zebrał wymaganej liczby podpisów, a mimo to został zarejestrowany przez Centralną Komisję Wyborczą.

Na scenie politycznej pojawiło się jednak w tym roku troje nowych kandydatów, niebiorących dotychczas udziału w życiu politycznym i do tej pory nieznanych szerzej opinii społecznej. Byli to: Wiktar Babaryka, były dyrektor Belgazprombanku (banku-córki rosyjskiego Gazprombanku), Waleryj Cepkała, wieloletni dyplomata, m.in. ambasador w Stanach Zjednoczonych, a co najważniejsze dyrektor Białoruskiego Parku Wysokich Technologii, tzw. białoruskiej doliny krzemowej, w którym pracowało wielu specjalistów z branży IT, i wreszcie Siarhiej Cichanouski – bloger, kierujący dużą siatką blogerską. Wszyscy oni dysponowali zapleczem finansowym. Akcja zbierania podpisów pod ich kandydaturami stała się wielkim pospolitym ruszeniem obywateli.

Stanięcie do walki politycznej osób piastujących tak wysokie stanowiska świadczyło o tym, że gra toczy się o najwyższą stawkę. Przede wszystkim oznaczało to jednak, że nastąpił rozłam w obozie Łukaszenki, i to po raz pierwszy od 1997 r. (nie licząc pewnych wewnętrznych gier frakcyjnych i zwolnień z posad różnych urzędników przez samego Łukaszenkę). Żaden z wysokich urzędników białoruskich nie odważyłby się wystąpić przeciwko Łukaszence, nie mając gwarancji wsparcia władz rosyjskich. O takim wsparciu świadczą też powiązania gospodarcze i towarzyskie wszystkich trzech kandydatów.

Cichanouski był tu może najmniej ważną postacią polityczną. Jednakże jego rozbudowana sieć blogerów lokalnych była skutecznym narzędziem propagandy, więc prawdopodobnie, patrząc z punktu widzenia technologii wyborczych, był on po prostu przewidziany jako kandydat techniczny, odpowiedzialny za kampanię mobilizacyjną.

Aresztowanie Cichanouskiego, zanim zdążył zarejestrować swoją kandydaturę, zmusiło jego żonę do błyskawicznej decyzji o kandydowaniu. Jego sztab wyborczy stał się sztabem Swietłany Cichanouskiej.

Oprócz Cichanouskiego aresztowany został również Babaryka – pod zarzutem niegospodarności finansowej w czasie swojej pracy w banku oraz wtrącania się firmy zagranicznej w wybory. Był on najmocniejszym kontrkandydatem Łukaszenki i zebrał 367 179 podpisów poparcia, z czego Centralna Komisja Wyborcza uznała 165 744, ale mimo to odmówiła mu rejestracji. Trzeci z kandydatów, Cepkała, złożył 158 682 podpisy, z który uznano za prawidłowe 75 249, więc również nie został zarejestrowany. Uciekł z Białorusi do Rosji, obawiając się losu swojego konkurenta. Napisał też pismo do prezydenta Putina z prośbą o interwencję w proces wyborczy na Białorusi.

Białorusini odnaleźli swoją biało-czerwono-białą symbolikę narodową, która odtąd nie kojarzy się jedynie z opozycją, lecz stała się symboliką obywatelsko-narodową

Paweł Kazanecki

Udostępnij tekst

Obserwując kampanie tych kandydatów, można było odnieść wrażenie, że te trzy postacie stanowiły w istocie różne części jednej kampanii. Żaden z kandydatów nie przedstawił programu politycznego dotyczącego reform państwa i gospodarki ani nawet nie zadeklarował, jaka będzie geopolityczna orientacja kraju. Unikano za wszelką cenę słów „Europa” czy „kierunek europejski”, za to padały życzliwe sformułowania wobec Rosji, a już w czasie demonstracji powyborczych – oświadczenia, że nie są one antyrosyjskie. Jedynym hasłem kandydatów było odsunięcie od władzy Łukaszenki, który z kolei wprost twierdził, że dwaj główni kandydaci są finansowani przez Rosję.

Wybory nie były merytorycznym sporem na programy, a jedynie walką o odsunięcie Łukaszenki od władzy. Niektórzy analitycy, jak na przykład Pawał Usau, formułują zdanie, że nie chodziło o obalenie Łukaszenki, a jedynie o osłabienie go i skłonienie do większej uległości wobec Moskwy, a w konsekwencji do dalszej realizacji ugody o integracji obu krajów. Jednakże wszystko wskazuje na to, że scenariusz oddania władzy po wyborach był już przygotowany w kręgach władzy wcześniej, tylko prawdopodobnie sam Łukaszenka – w przeciwieństwie do części swojego otoczenia – nie był jeszcze do niego przekonany. Co ciekawe, po wyborach pojawiły się deklaracje różnych urzędników – a w końcu i samego Łukaszenki – że reforma konstytucyjna powinna być przeprowadzona do 2022 r. i wówczas Łukaszenka złoży władzę, a data ta dziwnie zbiega się z planowanym terminem zakończenia integracji Białorusi z Rosją.

Zarówno rosyjscy technolodzy wyborczy, jak i urzędnicy łukaszenkowscy nie przewidzieli tylko jednego: że naród białoruski może też wystąpić w roli podmiotu procesu politycznego i zabrać głos jako suweren. W wyniku demonstracji Cichanouska, która stała się twarzą protestu, utworzyła Radę Koordynacyjną. Była ona amorficznym ciałem, które wysunęło tylko bieżące postulaty: rozpisanie nowych wyborów, uwolnienie więźniów politycznych i ukaranie okrucieństw popełnionych w czasie demonstracji.

Wywiezienie Cichanouskiej z kraju oraz aresztowanie głównych liderów Rady Koordynacyjnej spowodowało paraliż Rady, a Łukaszenka zaczął indywidualne rozmowy z częścią aresztowanych, w tym z Babaryką i Cichanouskim. Rada jako taka jest przez władzę pomijana w tych rozmowach, a dopóki Cichanouska nie zdecyduje się na powrót do kraju, ciało to z każdą chwilą traci na politycznym znaczeniu.

Jak upada zaufanie

Najważniejszym wymiarem ostatnich wydarzeń jest przebudzenie się białoruskiego społeczeństwa. Na ulice Mińska wyszły setki tysięcy obywateli. Demonstracje odbywały się w każdym mieście Białorusi. Nawet w odległych, dwudziestotysięcznych miasteczkach, jak Chocimsk na wschodzie kraju, gdzie dawno już nie było opozycji, wychodziły pikiety po 30–50 osób.

Strajki i wiece w największych zakładach pracy w Mińsku, Soligorsku i Grodnie pokazały, że skala niezadowolenia jest większa niż kiedykolwiek i porównywana może być tylko ze strajkami robotniczymi z 1991 r., które doprowadziły ostatecznie do uchwalenia niepodległości kraju. Co warto podkreślić, obecne strajki odbywały się często przy cichym lub otwartym poparciu dyrektorów tych zakładów. Nie można zatem nie postawić pytania: co pobudziło Białorusinów do działania? Czynników na pewno było wiele i warto się nad nimi zastanowić, bo nie były analizowane publicznie.

Media w czasie protestów prowadziły wobec Łukaszenki kampanię negatywną. Hasło „Sasza 3%”, które po raz pierwszy zostało sformułowane przez portal TUT. BY na podstawie badania opinii czytelników, stało się głównym hasłem tych wyborów. Jednocześnie z pozytywnym przekazem wystąpiły razem przedstawicielki wszystkich trzech kandydatów (Swietłana Cichanouska, Weranika Cepkała i Maryja Kalesnikawa – ze sztabu Babaryki), które stały się twarzą kampanii z hasłem: „Zwyciężymy, kochamy, możemy”.

Według scenariusza Moskwy władza Łukaszenki powinna być przekazana „z woli” samego sprawującego władzę, a nie poprzez nacisk protestujących

Paweł Kazanecki

Udostępnij tekst

Niewątpliwie intrygujący jest fakt startu w wyborach Cichanouskiej. I nie chodzi tu o nią personalnie, ale przede wszystkim o to, że młoda gospodyni domowa wstąpiła w szranki wyborczego turnieju, broniąc sprawy swojego męża, który znalazł się w więzieniu. Taki gest jest ważny nie tylko dla młodych białoruskich feministek, zachwyconych jej świeżością i nowoczesnością. Trafił on również do białoruskich emerytów, dla których etos kobiety sowieckiej, która wykonuje męskie trudne prace, bo mężowie wojują na froncie lub potem z niego nie wracają, jest patriotycznym heroizmem. Do tego trzeba dodać fakt, że Łukaszenka w tym czasie pozwolił sobie na kilka lekceważących wypowiedzi o Cichanouskiej jako kobiecie i o kobietach w ogóle, co tylko wzmocniło jej poparcie. Wizerunek trzech „muszkieterek”, symbolizujący tę kampanię, był więc mocnym środkiem przekazu.

Bezpośrednią przyczyną niezadowolenia społeczeństwa białoruskiego, które ostatecznie podważyło zaufanie do władzy, było pojawiające się po raz pierwszy we współczesnej historii kraju głębokie przekonanie znacznej części Białorusinów, że wybory zostały sfałszowane. To przekonanie jeszcze się pogłębiło wraz z rozwojem demonstracji i napływaniem informacji o brutalnym potraktowaniu demonstrantów i aresztowanych przez służby państwowe. Przez areszty i represje przeszło ok. 20 tys. osób (liczba ta cały czas rośnie). Do tej pory zostało wszczętych kilka tysięcy spraw kryminalnych związanych z protestami.

Mimo blokady internetu już w pierwszych dniach demonstracji do społeczeństwa przebiły się zdjęcia z brutalnych akcji OMON-u. To poczucie, że władza nas zdradziła i bije naszych, zmieniło radykalnie postrzeganie Łukaszenki przez Białorusinów. Różne grupy społeczne zaczęły wychodzić na ulice nie tylko, by protestować przeciwko fałszowaniu wyborów, ale także po to, aby pokazać solidarność z pobitymi i zatrzymanymi (demonstracje kobiet, emerytów, studentów itp.). Władza jest wyraźnie zdezorientowana i cały czas ucieka się do prób zastraszania poprzez wyciąganie ludzi z domu czy zatrzymywanie przypadkowych osób siedzących w kawiarni, zupełnie niezaangażowanych w uliczne zajścia.

Ostatnie wydarzenia podważyły znacząco zaufanie społeczeństwa do władzy, ale naruszone ono zostało już dużo wcześniej. Nastąpiło to w momencie, kiedy Łukaszenka okazał lekceważącą postawę wobec pandemii koronowirusa. Szydził wręcz z pierwszej osoby, która umarła na COVID-19, oskarżając ją, że sama była sobie winna. Oficjalna narracja, że wirus nie jest groźny i nie ma się czym przejmować, stała w wyraźnej sprzeczności ze szpitalami szybko zapełniającymi się chorymi, dając jasny sygnał, że władza nie traktuje zdrowia i życia obywateli w sposób odpowiedzialny. Społeczeństwo, które nie dostało żadnych wytycznych dotyczących maseczek czy dystansu między ludźmi w miejscach publicznych, zaczęło się bać, widząc, jak wielu znajomych już choruje. Dlatego też w mediach społecznościowych pojawiło się wiele porad, jak sobie radzić z pandemią i jak się zachować.

Z powodu strachu przed zakażeniem z dnia na dzień sektor medyczny opuściła olbrzymia ilość pracowników medycznych, pielęgniarek, położnych i sanitariuszy. Lekarze zostali z pandemią sami. Musieli wykonywać prace za wszystkie te osoby. Nie dostarczono im sprzętu ochronnego i masek. I mimo obiecanek państwa, że dostaną 20 proc. podwyżki – której ostatecznie nie dostali – usłyszeli od wysokich przedstawicieli administracji prezydenta, że idąc na studia, wiedzieli, iż wybierają niskopłatny zawód. Dlatego lekarze stali się ważną, cieszącą się dużym zaufaniem społecznym grupą zawodową, która jednoznacznie podtrzymała protesty powyborcze. W społeczeństwie białoruskim temat lekceważenia przez władze zagrożeń jest szczególnie drażliwy. Pamięć o ukrywaniu przed obywatelami informacji o katastrofie czarnobylskiej i skali jej skutków społecznych jest tu cały czas żywa.

Jednakże nieodpowiedzialne podejście władzy do pandemii to nie jedyna przyczyna spadku poparcia dla Łukaszenki. Poważnym czynnikiem wpływającym na nastroje społeczne jest stale pogarszająca się od 2012 r. kondycja białoruskiej gospodarki, co bardzo wyraźnie przekłada się na poziom zarobków obywateli. A do spadających dochodów dodać musimy wciąż rosnące ceny za towary codziennego użytku. Obecnie są one wyższe niż w Polsce przy nieporównywalnie niższych zarobkach.

Jak powstaje współczesna kultura lokalna

Niezadowolenie z bieżących posunięć władzy nałożyło się na przemiany społeczne, które odbywają się od wielu lat. Wspomniałem już o zmianie pokoleniowej, która wpływa mocno na przebudowę mentalności Białorusinów.

W ciągu ostatnich 10 lat w dużych miastach Białorusi rozwinęła się współczesna kultura miejska. Wraz z lekką odwilżą i zgodą władz na niepaństwowe formy życia społecznego zaczęły otwierać się kluby muzyczne, alternatywne miejsca spotkań młodzieży, odbywały się oddolnie organizowane koncerty publiczne, powstały skwery miejskie, często zaaranżowane przez lokalną społeczność. Narodziło się wiele inicjatyw osiedlowych wokół lokalnych problemów, jak zagospodarowanie podwórka, droga dojazdowa itp. W centralistycznie zarządzanym państwie, w którym kontroli władzy podlega najmniejszy szczegół życia obywatela, to oddolne budowanie tkanki miejskiej musiało automatycznie wywołać konflikt z władzami. Przykłady można by mnożyć. Wystarczy wspomnieć inicjatywy mieszkańców broniących przed wyburzeniem osiedla Asmałouka w Mińsku czy starej dzielnicy z XVIII w. w Grodnie. Zaczęło powstawać wiele ruchów społecznych związanych z dokumentacją historii miasta, zmian nazw ulic lub ważnych wydarzeń historycznych. Lokalność, lokalna kultura i historia, ale także potrzeby mieszkańców stały się zarzewiem miejscowych protestów.

Takie lokalne inicjatywy powstawały od lat, a ich uczestnicy konsekwentnie odcinali się od polityki, choć jeszcze 6–7 lat temu władze każdy lokalny protest lub inicjatywę traktowały jako gest polityczny. Co ciekawe, obywatele odcinali się nawet od organizacji pozarządowych, widząc w nich mechanizm polityczny, a nie element tkanki społecznej. Ważnym aspektem funkcjonowania tych inicjatyw była też zmiana klimatu społecznego. Ze względu na brak pieniędzy w budżecie władze centralne zaczęły skłaniać władze regionalne do szukania grantów za granicą. Przy wsparciu administracji państwowej powstało wiele fundacji mających za zadanie przyciągnąć zagraniczne pieniądze do inicjatyw lokalnych, aby dopełnić miejscowe budżety. Efektem tych działań było zmniejszenie strachu wśród obywateli, a co ważniejsze, pojawienie się młodych aktywistów, dla których opowieści o represjach i ograniczeniach były raczej niewiarygodnymi bajkami „nieudaczników”. Na tym tle szczególnie ważny jest wzrost aktywności społecznej kobiet. Wyraźna feminizacja ruchów społecznych jest również przyczyną znacznej gotowości kobiet do udziału w protestach.

Istotny jest tu jeszcze jeden aspekt. Od kilku lat na Białorusi obserwowano wzmożony rozwój lokalnych stron internetowych oraz aktywność lokalnych blogerów. Często te strony były zrobione według jednego schematu, a ich hostingi były rosyjskie. Widać było, że za tymi działaniami medialnymi stoją pieniądze z Rosji. Pojawiło się też wiele organizacji pozarządowych finansowanych z rosyjskich źródeł. Głównie były to kluby sportowe, organizacje kozackie, ale też hobbistyczne i ekologiczne. Co ciekawe, środki na takie działania płynęły nie tylko od oligarchów z Moskwy, ale były też w sposób na pół otwarty rozdawane przez Ambasadę Rosji w Mińsku. Wielu obserwatorów dziwił brak reakcji władz białoruskich na te praktyki. Doszło jedynie do kilku aresztowań prorosyjskich działaczy w 2019 r., co potwierdziło spekulacje wielu analityków na temat przygotowywanej aneksji Białorusi przez Rosję.

Aktywność blogerów i pracowników branży IT okazała się ważnym elementem protestów powyborczych 2020 r. Nie wiem, czy można ją łączyć jakoś z Cepkałą, który był dyrektorem białoruskiej „doliny krzemowej”, jednakże kontakty tej młodzieży ze światem poza granicami Białorusi i jej spojrzenie na przemiany w świecie – szersze niż to prezentowane przez większość społeczeństwa – miały olbrzymie znaczenie. Jako osoby pracujące dla firm zagranicznych, w tym również rosyjskich (swoją siedzibę w „dolinie krzemowej” mają na przykład Yandex czy Viber), nie byli oni uzależnieni od rynku białoruskiego. Przeprowadzone w sierpniu rewizje w siedzibach niektórych firm z branży IT zepsuły klimat wokół potencjalnych inwestycji, co zwiększyło tylko niezadowolenie tej grupy społecznej.

Trzeba też wspomnieć o znaczeniu mediów społecznościowych, które okazały się głównym komunikatorem w czasie protestów. Znaczenie Telegramu – głównego komunikatora i przekaźnika bieżących wiadomości – jest nieocenione. Niektórzy zwracają też uwagę, że w Mińsku mimo wyłączenia internetu przez władze działały alternatywne sieci internetowe, które zostały przygotowane wcześniej z myślą o wewnętrznej komunikacji protestujących.

Nowa symbolika narodowa

Ciekawym elementem ostatnich demonstracji jest odrodzenie symboliki narodowej: flagi biało-czerwono-białej i herbu Pogoń. Mimo niechęci organizatorów kampanii wyborczej Cichanouskiej do barw narodowych i początkowego przekonywania uczestników wieców, aby te flagi schowali, stały się one powszechne. W zamyśle organizatorów symbolem kampanii miały być białe wstążki, jednak nie zyskały one wystarczającej popularności. Kolory biało-czerwono-białe, utożsamiane do tej pory ze skompromitowaną opozycją, stały się nieoczekiwanie symbolem narodowym. Dlaczego?

W ciągu ostatnich 10 lat Stowarzyszenie Białorusinów Świata „Baćkauszczyna” prowadziło kampanię „Budźma Biełarusami”, która promowała białoruskie tradycje ludowe, barwy narodowe i język białoruski. Co ciekawe, kampania trafiła właśnie na okres formowania się nowej społecznej tkanki miejskiej i modernizacja zaczęła się utożsamiać z modą na białoruskość. Tak jak na Ukrainie po Rewolucji Godności stały się modne haftowane koszule ludowe „wyszywanki”, które weszły do świata nowoczesnej mody, tak też na mniejszą skalę stało się na Białorusi z tamtejszą kulturą ludową. Moda na nowoczesny design białoruski rozpowszechniała się też przez internet. Sklep internetowy Symbal.by osiągnął olbrzymie wyniki sprzedaży koszulek, kubków i innych gadżetów z białoruską symboliką. W ciągu ostatnich lat powstało wiele konkurencyjnych sklepów, które prześcigały się w wymyślnych nowoczesnych projektach nawiązujących do symboliki narodowej. Wspomniany sklep został zresztą zamknięty w czasie wyborów za koszulkę z napisem „Sasza 3%”.

Mówiąc o ważnych symbolach narodowych, trzeba wspomnieć o dwóch wydarzeniach patriotycznych z ostatnich lat. 25 marca 2018 r. w Mińsku odbył się wielki koncert z okazji setnej rocznicy ogłoszenia niepodległości Białoruskiej Republiki Ludowej (BNR). Dla wspomnianej sieci blogerów, przygotowujących się do wyborów, była to generalna próba organizacyjna przed nadchodzącymi wydarzeniami. Trzeba jednak pamiętać, że w przygotowanie tego przedsięwzięcia zaangażowała się też stara opozycja. Zgodę władz na organizację wielkiego koncertu uzyskał przewodniczący Białoruskiego Frontu Narodowego, Ryhor Kastusiou. Wielką część pracy wzięli na siebie działacze różnych partii i ruchów. Wydarzenie było więc efektem kooperacji międzypokoleniowej. Olbrzymia skala wydarzenia sprawiła, że odbiło się głośnym echem. Władze zdecydowały się również zaakceptować wystawy i odczyty zorganizowane z tej okazji, mimo że oficjalna propaganda łukaszenkowska odcinała się od tradycji BNR.

Drugim wielkim wydarzeniem był uroczysty pogrzeb przywódców powstania styczniowego w Wilnie, w tym Konstantego Kalinowskiego, który był symboliczną postacią dla białoruskiej inteligencji i opozycji. Odnalezienie przez litewskich archeologów zwłok rozstrzelanych powstańców dało ważny powód do przeprowadzenia międzynarodowej uroczystości. Na cmentarzu Na Rossie w Wilnie zostało zbudowane specjalne mauzoleum poświęcone przywódcom powstania. 22 listopada 2019 r. odbył się uroczysty pogrzeb, który skłonił tysiące Białorusinów do przyjazdu do Wilna. Pogrzeb miał miejsce pod biało-czerwono-białymi flagami, które zdominowały litewską i polską symbolikę, choć to władze tych krajów organizowały to wydarzenie. Uroczystość stała się dla Białorusinów wielkim przeżyciem patriotycznym, które wzbudziło poczucie solidarności, a jednocześnie przyczyniło się do odrodzenia symboliki narodowej.

Prowadzone obecnie przez obóz Łukaszenki negocjacje z osadzonymi w więzieniu liderami nowej opozycji są krokiem w stronę stopniowego przekazywania władzy

Paweł Kazanecki

Udostępnij tekst

Warto jeszcze wspomnieć o Nagrodzie Nobla z dziedziny literatury dla Swietłany Aleksijewicz, przyznanej w 2015 r. Dotychczas Białorusini nie mieli swoich moralnych autorytetów, które jednoczyłyby cały naród. Takim autorytetem nie mógł być Kościół, ponieważ społeczeństwo białoruskie w większości jest areligijne, a wierzący są podzieleni między prawosławie, katolicyzm i protestantyzm. Umarli też znani pisarze starego pokolenia, jak chociażby Wasyl Bykau, wielki autorytet białoruskiej pierestrojki – o Nobla dla niego starała się przez wiele lat białoruska inteligencja.

Nagroda dla Aleksijewicz oraz prezentacje jej książek wpisały się w tworzenie współczesnej kultury miejskiej na Białorusi. I nawet białoruskojęzyczna inteligencja, która wcześniej sceptycznie odnosiła się do – rosyjskojęzycznej i w swojej treści niebiałoruskiej – twórczości Aleksijewicz, znalazła w niej swój autorytet. W wielu miejscach kraju odbyła się seria odczytów o kulturze, literaturze i języku w ramach kursów „Mowa na nowa”, która przyciągnęła dużą, często młodą publikę. I choć Białorusini w większości nie używają na co dzień języka białoruskiego, to stał się on językiem symbolicznej identyfikacji.

Jaka będzie Białoruś po Łukaszence?

Możemy stwierdzić, że w ostatnich miesiącach nastąpiła krystalizacja narodu białoruskiego, który odczuł swoją jedność i siłę jako społeczeństwo poprzez sprzeciw obywatelski wobec autorytarnej władzy Łukaszenki. Białorusini odnaleźli też swoją symbolikę narodową, która odtąd nie kojarzy się jedynie z opozycją, ale stała się symboliką obywatelsko-narodową.

Wydarzyło się to wbrew zaplanowanemu scenariuszowi. Wybory 2020 r. trzeba bowiem rozpatrywać jako nacisk części urzędników łukaszenkowskich na samego Łukaszenkę (przy wsparciu finansowym i politycznym Rosji), aby przeprowadził czy przyspieszył przekazanie władzy. Jednakże nieoczekiwanie wybory okazały się pretekstem do wybuchu społecznego.

Władza prezydenta Łukaszenki się kończy. Stracił on ostatecznie zaufanie Białorusinów. Prognozy mówiące o jego ostatnich dniach przy władzy są zbyt optymistyczne, jednakże szanse na pełną kadencję prezydenta są nikłe. Według scenariusza Moskwy władza powinna być przekazana „z woli” samego sprawującego władzę, a nie poprzez nacisk protestujących. Stąd chyba zmiana scenariusza i decyzja Putina o przyznaniu Łukaszence 1,5 mld dolarów kredytu, który daje szansę ustabilizowania obecnej sytuacji w kraju, ale zmusza do dalszych działań pod dyktando Kremla.

Prowadzone obecnie przez obóz Łukaszenki negocjacje z osadzonymi w więzieniu liderami nowej opozycji są właśnie krokiem w stronę stopniowego przekazywania władzy. Już przed wyborami w kręgach łukaszenkowskich przygotowywany był wariant reformy konstytucyjnej, pozwalający w sposób honorowy na przekazanie władzy przez Łukaszenkę nowej osobie w sposób analogiczny do kazachskiego.

Następca Łukaszenki – który zostanie wybrany być może już nie w wyborach bezpośrednich, ale przez nowo powstały parlament, który na mocy reformy konstytucyjnej otrzyma takie pełnomocnictwa – będzie musiał liczyć się z interesami Rosji. Nie możemy oczekiwać, że wraz z nowymi wyborami na Białorusi nastanie system demokratyczny. Prawdopodobnie będzie to nadal system autorytarny, ale z nowym obliczem i może częściowym oddaniem władzy obywatelom w regionach, co nastąpi wyłącznie wskutek dalszych nacisków społecznych, narastającego kryzysu gospodarczego i upadku białoruskiej gospodarki.

Na to, na ile następny prezydent będzie musiał wykonywać wytyczne Kremla, wpłynie dalszy rozwój wewnętrznej sytuacji w Rosji w ciągu najbliższych lat. Białoruś i Rosja prowadzą daleko idący proces integracji, który powinien zakończyć się w 2022 r. Z drugiej strony: czy Rosja naprawdę chce wziąć sobie na głowę niepokorny naród białoruski, którego niezadowolenie będzie narastać, szczególnie w sytuacji zbliżającego się kryzysu społecznego w Rosji? Są powody, by zakładać, że proces integracji będzie musiał być rozłożony w czasie.

Blogerzy i pracownicy branży IT, którzy wierzyli w zmiany w kraju i byli nieformalnymi twórcami tego zrywu, zrozumieją szybko, że bez strukturalnej, partyjnej reprezentacji politycznej i jasno sformułowanego programu politycznego nie będą w stanie oddziaływać na życie polityczne kraju i że nie można przeprowadzić realnych przemian bez wzięcia za nie personalnej odpowiedzialności. Proces tworzenia się partii politycznych może być jednym z najtrudniejszych wyzwań w budowaniu przemian politycznych w kraju.

Wesprzyj Więź

Samo zaś społeczeństwo – które w trakcie demonstracji poczuło swoją siłę, znalazło narodowe symbole i poczucie wspólnoty społecznej i narodowej – stanie przed wyborem dalszej drogi geopolitycznej kraju. Według badań socjologicznych z grudnia 2019 r. ok. 75 proc. społeczeństwa widzi swoją przyszłość w niepodległej Białorusi, a tylko 12,8 proc. opowiada się za pełną integracją z Rosją. Przy tak jednoznacznej niechęci do integracji – potwierdzonej niedawno w badaniach opinii publicznej w Rosji, przeprowadzonych przez Centrum Lewady, w których tylko 13 proc. Rosjan opowiedziało się za włączeniem Białorusi do Federacji Rosyjskiej – proces ten może być odkładany w czasie lub odbywać się tylko w części dziedzin życia gospodarczego i politycznego. Wybór europejski interesuje nieco mniej niż 40 proc. obywateli Białorusi, ale wobec otwartego wsparcia Putina dla Łukaszenki po ostatnich wydarzeniach następuje wzrost nastrojów antyrosyjskich.

Jednocześnie upadek białoruskiej gospodarki, która w blisko 65 proc. jest w rękach państwa, pogłębia się przez obecne protesty. Władza stanie więc między potrzebą prywatyzacji i liberalizacji działania prywatnych przedsiębiorstw a poszukiwaniem inwestycji zagranicznych. Wolność gospodarcza będzie wymagała coraz większej liberalizacji politycznej, a zagraniczne inwestycje z Rosji czy z Chin będą ciągnąć kraj w kierunku coraz większego ograniczenia wolności obywatelskiej. Nie ma wątpliwości, że ten wybór stanie się dalszą przyczyną destabilizacji i zaostrzenia sytuacji społecznej na Białorusi.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2020

Podziel się

1
Wiadomość