Była kobietą dzielną i bezinteresowną, której dokonania pozostały w cieniu dokonań jej męża.
Mężem był Juliusz Zborowski, pierwszy dyrektor Muzeum Tatrzańskiego w latach 1922–1965, językoznawca i etnograf, autorytet naukowy w zakresie wiedzy o kulturze Podtatrza, spadkobierca zapoczątkowanej na Podhalu przez Bronisława Piłsudskiego metodyki etnograficznych badań terenowych i idei organizacji Muzeum Tatrzańskiego. To również współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Etnologicznego w Wilnie, członek Komisji Antropologicznej PAU, honorowy członek Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego i Związku Podhalan, a także honorowy obywatel Zakopanego. Nowy tom „Rocznika Podhalańskiego” (XIV, 2020) zawiera liczne artykuły o działalności Zborowskiego.
O zasługach Juliusza dużo zostało napisane, o Irminy niewiele… Tymczasem jej zaangażowanie w ratowanie zbiorów Muzeum Tatrzańskiego w czasie II wojny światowej jest nie do przecenienia.
Irmina z d. Matyszewska i Juliusz Zborowski wzięli ślub w Wilnie w kościele ewangelicko-reformowanym. Mieszkali i pracowali w Zakopanem, przez całe życie związani byli z Muzeum Tatrzańskim.
Gdy wybuchła wojna, Irmina od pierwszych dni okupacji starała się ratować zbiory. Pomagała mężowi zaopiekować się wieloma depozytami, składanymi w Muzeum na przechowanie z nadzieją, że przetrwają wojnę. Znajdowały się wśród nich dzieła sztuki (rzeźby i obrazy), wyroby rzemiosła artystycznego, książki, fotografie, mapy, rękopisy i archiwalia. Zorganizowała akcję ukrycia najcenniejszych obiektów u swoich zaufanych znajomych i zabezpieczyła przed zniszczeniem lub kradzieżą historyczne dokumenty związane z przywilejami królewskimi rodów góralskich, między innymi dokumenty sołtysów Chochołowa z lat 1633–1832.
Z powojennych dokumentów, sporządzonych już po śmierci Juliusza, dowiadujemy się o istotnych czynach Irminy. Schorowana, pozostająca pod stałą opieką warszawskiej kliniki i potrzebująca wsparcia finansowego, rozpoczęła starania o przyznanie renty.
W tej sprawie Zborowska wysłała list do ministra kultury i sztuki, w którym pisała: „przez cały czas okupacji niemieckiej Muzeum nie otrzymywało nie tylko żadnej dotacji, ale przez pierwszy rok nie otrzymywał nawet pensji ani dyrektor, ani dwóch pracowników, którzy wtedy byli zatrudnieni. Ja pokrywałam wszystkie świadczenia, opłaty, podatki, ubezpieczalnię, łącznie z opalaniem kancelarii i sali wystawowej piecami trocinowymi, które kazałam zrobić i po które to trociny jeździłam do Czarnego Dunajca (góral, który jeździł ze mną żyje i może poświadczyć). Ale na to rozsprzedałam cały dom, jak srebro stołowe, biżuterię wraz z obrączkami, futra, porcelanę, w ogóle wszystko nawet to, co otrzymałam z domu. Również godziłam się, że większość poborów mąż przeznaczał na potrzeby Muzeum. Np. duża część biblioteki Muzeum jest za Jego pieniądze lub z darów dla Niego, za Jego pieniądze są wszystkie wycinki tak z prasy krajowej, jak i zagranicznej dotyczącej najmniejszej wzmianki o Podhalu, zbieranych od 1922 roku, a których nie ma w bibliotekach krajowych, ani archiwalnych. I wiele innych darów”.
Z powojennych dokumentów, sporządzonych już po śmierci Juliusza, dowiadujemy się o istotnych czynach Irminy
W podejmowanych próbach uzyskania renty mogła liczyć na pomoc życzliwych osób, z którymi łączyła ją wieloletnia przyjaźń. List w tej sprawie wysłał do ministra także Tadeusz Szczepanek, ówczesny dyrektor Muzeum Tatrzańskiego. Wspomina w nim o poświęceniu Irminy na rzecz ratowania cennych zbiorów przed dewastacją.
Kilkanaście lat wcześniej do Zarządu Muzeów i Ochrony Zabytków przyszedł list od Marii Znamierowskiej-Prüfferowej i Edwarda Passendorfera, w którym informowali o zasługach Irminy: ochronie muzealnych zbiorów, czynnym udziale w ruchu oporu – ratowaniu wielu Polaków od śmierci, także Żydów; przechowywaniu ich, dostarczaniu żywności i ułatwianiu im ucieczki zapewne w kierunku Węgier.
W Muzeum Tatrzańskim znajduje się portret Irminy wykonany pastelem przez Witkacego, który na mocy testamentu przekazała do zbiorów. Gdy w 1936 roku Irmina zwróciła się z prośbą do artysty o namalowanie jej, wywiązała się między nimi zabawna wymiana zdań, które kiedyś zasłyszane, po latach zapisała Joanna Siedlecka.
Irmina miała świadomość, że portret może być zbyt drogim kaprysem. Zwróciła się więc do Witkacego z informacją, że na ten cel przeznacza jedynie 100 złotych. Odpowiedział, że nie maluje nikogo za tak niską cenę, ale dodał „chyba, że nie miałby na chleb!”. Irmina odrzekła, że „może nie mieć wtedy nawet 100 złotych!”. Ostatecznie Witkacy namalował ją za darmo w założonej przez niego w Zakopanem tak zwanej Firmie Portretowej.
Portret jest typowym wizerunkiem kobiecym w typie B, czyli „obiektywny” – jak określał artysta. W oznaczeniu obrazu widoczna jest litera C i można przypuszczać, że Irmina nie została potraktowana jak zwykła klientka, lecz zaliczył ją do kręgu swoich przyjaciół. Na portrecie widnieją także znamienne zaszyfrowane przez Witkacego informacje o tym, że podczas pracy twórczej nie pił alkoholu i nie palił papierosów, ale pił herbatę.
Dobrze, że portret powstał i że nie przepadł w zawierusze wojennej. Już zawsze będzie przypominał o Irminie Zborowskiej.