W jednym można się zgodzić z abp. Viganò: Kuria Rzymska nadal opiera się na niejasnych powiązaniach. To wprost idealny grunt pod wzrost patologii.
W watykańskim raporcie w sprawie byłego kardynała Theodore’a McCarricka nazwisko „Viganò” pojawia się dokładnie 306 razy. Fakty zawarte w dokumencie Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej gruntownie podważają prawdziwość jego „świadectwa” z 2018 r., kiedy domagał się abdykacji papieża Franciszka.
Watykan zdecydował się postawić na transparentność. Opublikowany 10 listopada raport jest przełomowy. Liczy ponad 400 stron i odpowiada na pytania, jak doszło do tego, że duchowny, który dopuścił się nadużyć seksualnych, zrobił w Kościele wielką karierę. Przebija się z niego kilka zasadniczych wniosków.
Brak przepływu informacji
Po pierwsze, w Stolicy Apostolskiej nie było odpowiedniego przepływu informacji. Pomiędzy pontyfikatami Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka nie doszło do przekazania kluczowych kwestii, co doprowadziło do braku odpowiednich reakcji i decyzji w odpowiednim czasie.
Decyzja o pozbawieniu McCarricka tytułu kardynała i wydaleniu go ze stanu kapłańskiego była słuszna, ale o wiele spóźniona. Doniesienia o tym, że kandydat na arcybiskupa Waszyngtonu molestował kleryków spływały do Watykanu w 2000 r.
I tu dochodzimy do drugiego ważnego wniosku: Jan Paweł II zareagował właściwie, wstrzymując kandydaturę duchownego i zlecając sprawdzenie wiarygodności tych doniesień, ale ostatecznie nikomu z jego otoczenia nie wystarczyło determinacji, żeby zrobić to rzetelnie. Zaniedbań można dopatrywać się zarówno po stronie Watykanu, jak i biskupów z USA.
Zamęt i niejasność
Brak twardych dowodów na to, że McCarrick rzeczywiście dopuścił się nadużyć i jego list do ówczesnego biskupa Stanisława Dziwisza sprawiły, że Jan Paweł II uwierzył w niewinność hierarchy i zmienił zdanie w sprawie jego nominacji. W rezultacie McCarrick z powrotem trafił na listę kandydatów i został arcybiskupem Waszyngtonu, a później kardynałem.
Kolejne sygnały, które trafiały do Stolicy Apostolskiej, zaowocowały, już za pontyfikatu Benedykta XVI, „zaleceniami”, aby kardynał ograniczył swoją działalność. Papież w związku z coraz częściej i głośniej artykułowanymi oskarżeniami wobec metropolity Waszyngtonu o molestowanie seksualne, zalecił mu „poświęcenie się życiu modlitewnemu i pokucie”.
Decyzja o pozbawieniu McCarricka tytułu kardynała i wydaleniu go ze stanu kapłańskiego była słuszna, ale o wiele spóźniona
Te zalecenia nie zostały jednak ogłoszone publicznie. Jak się okazało, z perspektywy czasu, brak konkretnych działań spowodował zamęt i niejasność tym bardziej, że McCarrick nie zastosował się do poleceń.
Franciszek uznał, że temat został przeanalizowany i wyjaśniony przez jego poprzedników, więc nie podjął dodatkowych działań. Nie jest prawdą, że zdjął lub złagodził restrykcje nałożone na emerytowanego arcybiskupa.
Viganò odwraca uwagę od własnych zaniedbań?
Odpowiedzialnością za ten niejasny status kardynała McCarricka w „świadectwie” z 2018 r. abp Viganò obciążył papieża Franciszka. Były nuncjusz w USA twierdził, że to obecny papież zdjął sankcje, które na byłego metropolitę Waszyngtonu nałożył Benedykt XVI i „uczynił go swoim zaufanym doradcą”.
W tekście z lipca tego roku analizowałem na łamach „Więzi”, jakie są fakty w tej sprawie, a te mówią same za siebie. Franciszek nie cofnął żadnych zaleceń, ani nie upoważnił byłego arcybiskupa stolicy Stanów Zjednoczonych do reprezentowania Stolicy Apostolskiej. To raczej Viganò nie dopełnił swoich obowiązków i nie naciskał, aby tę sprawę do końca wyjaśnić.
Tym bardziej absurdalne były jego zarzuty wobec Franciszka. Być może zarzutami wobec papieża chciał on przykryć swoje własne zaniedbania w tej sprawie.
Bezczynność nuncjusza
W 2012 r. pojawiły się przecież nowe oskarżenia wobec McCarricka. Abp Viganò, od niedawna mianowany nuncjuszem w USA, otrzymał wskazania do zbadania sprawy od prefekta Kongregacji ds. Biskupów, kard. Marca Ouelleta. Nuncjusz jednak nie podjął wszystkich działań, które zostały mu zlecone. Ponadto nie uczynił znaczących kroków, aby ograniczyć aktywność oraz podróże krajowe i zagraniczne arcybiskupa seniora.
Opublikowany raport potwierdza tę wersję wydarzeń. „Kiedy arcybiskup Viganò został nuncjuszem w Stanach Zjednoczonych pod koniec 2011 r., McCarrick regularnie informował go o swojej działalności i podróżach” – czytamy w dokumencie.
Pod koniec pontyfikatu Benedykta XVI do nuncjusza trafiły kolejne doniesienia o nadużyciach seksualnych, których na początku lat 90. miał dopuścić się McCarrick. „Viganò napisał do kardynała Ouelleta, nowego prefekta Kongregacji ds. Biskupów, o tym w 2012 roku i Ouellet poinstruował go, by podjął określone kroki, w tym zapytał o fakty urzędników z kurii oraz księdza 3 [tak w raporcie określono duchownego, który zgłosił to nadużycie – przyp. red.], aby ustalić czy zarzuty były wiarygodne. Viganò nie podjął tych kroków, w związku z tym nigdy nie był w stanie zweryfikować wiarygodności księdza 3. McCarrick nadal był aktywny, podróżując po kraju i za granicę” – stwierdza watykański raport.
Nic na swoją obronę?
Czy abp Viganò nie ma zupełnie nic na swoją obronę? Niekoniecznie. W 2006 i 2008 roku jako pracownik Sekretariatu Stanu po przeanalizowaniu sytuacji McCarricka przygotował dwie notatki, w których zalecał przeprowadzenie procesu kanonicznego. Notatki hierarcha przekazał do przełożonych, a ci dostarczyli je Benedyktowi XVI.
„Przełożeni Viganò, sekretarz stanu kardynał Tarcisio Bertone i arcybiskup Leonardo Sandri podzielili obawy Viganò, a kard. Bertone przedstawił sprawę bezpośrednio papieżowi Benedyktowi XVI. Ostatecznie nie wybrano ścieżki procesu kanonicznego mającego na celu rozpoznanie faktów, które prawdopodobnie zakończyłoby się nałożeniem sankcji kanonicznych. Zamiast tego podjęto decyzję o odwołaniu się do sumienia McCarricka, wskazując mu, że dla dobra Kościoła powinien wycofać się z życia publicznego i zminimalizować podróże. W 2006 roku kardynał Giovanni Battista Re, prefekt Kongregacji ds. Biskupów, polecił nuncjuszowi Sambi ustne przekazanie tych wskazań McCarrickowi. W 2008 roku prefekt Re przekazał je McCarrickowi na piśmie. Wskazania nie zawierały wyraźnego imprimatur papieża, nie opierały się na konkretnych ustaleniach, że McCarrick rzeczywiście dopuścił się niewłaściwych czynów i nie zawierały zakazu sprawowania posługi publicznej” – głosi raport.
Jan Paweł II zareagował właściwie, wstrzymując kandydaturę McCarricka i zlecając sprawdzenie wiarygodności doniesień na jego temat, ale ostatecznie nikomu z jego otoczenia nie wystarczyło determinacji, żeby zrobić to rzetelnie
Chociaż ten fragment świadczy o tym, że Viganò zwrócił uwagę na potrzebę wyjaśnienia plotek wokół McCarricka, to jednak przeczy temu, co sam napisał w swoim słynnym „świadectwie” z 2018 r. Wówczas Viganò sugerował, że Benedykt XVI nałożył sankcje (kary) na kardynała. Przeczą temu również fakty, jak choćby ten, że Benedykt XVI podczas swojej pielgrzymki do USA odprawiał Mszę św. razem z McCarrickiem w Waszyngtonie i spotykał się z nim także później. Zresztą sam Viganò również nie szczędził pochlebstw pod adresem kardynała, wiedząc dobrze, jakie ciążą nam nim zarzuty.
Franciszek nic nie wiedział?
Z raportu wynika, że do 2017 r. nikt nie przekazał Franciszkowi żadnych dokumentów związanych z nadużyciami popełnionymi przez emerytowanego arcybiskupa Waszyngtonu. Nie dostarczył mu ich ani sekretarz stanu, ani papież emeryt, ani sam Viganò. W aktach nie ma śladu, aby nuncjusz informował Franciszka, że konieczna jest zdecydowana reakcja.
W raporcie stwierdzono, że przed 2018 r. papież nie rozmawiał na ten temat również z Benedyktem XVI czy prefektem Kongregacji ds. Biskupów. Nie znając szczegółów, Franciszek uznał, że działania poprzedników były wystarczające.
Wszystko zmienia się wraz z pojawieniem się pierwszego oskarżenia o nadużycie wobec osoby nieletniej. Reakcja Watykanu jest natychmiastowa. Szybki proces kanoniczny zakończył się usunięciem kardynała ze stanu duchownego.
Odpowiedź Viganò
Kilkadziesiąt godzin po opublikowaniu raportu były nuncjusz zabrał głos w wywiadzie dla telewizji EWTN. W rozmowie z Raymondem Arroyo abp Viganò podtrzymał swoją wersję wydarzeń. Przekonywał, że nie tylko informował Franciszka o sprawie McCarricka, ale papież sam go o to pytał. W tej kwestii mamy raczej słowo przeciwko słowu, bo nie ma żadnych oficjalnych śladów takich rozmów.
Ponadto Viganò podważa wiarygodność dokumentu Sekretariatu Stanu, zwracając uwagę, że chociaż jego nazwisko pada w nim ponad trzysta razy, to nie został on przesłuchany. – Jest to całkowicie niezrozumiałe i nienormalne, że nie uznano za stosowne wezwać mnie do złożenia zeznań. Ale jeszcze bardziej niepokojące jest to, że to umyślne zaniedbanie zostało użyte przeciwko mnie. Proszę nie sugerować, że jestem nieosiągalny, bo sekretarz stanu ma mój osobisty adres e-mail, który wciąż jest aktualny i nigdy nie został zmieniony – zaznacza arcybiskup.
I kontynuuje: – Zastanawiam się zatem, kto przekonał Jana Pawła II, a potem Benedykta XVI, aby nie brali pod uwagę poważnych zarzutów pod adresem McCarricka? Kto był zainteresowany awansem McCarricka, aby mógł uzyskać przewagę pod względem władzy i pieniędzy? Ktoś prawdopodobnie przekonał Jana Pawła II, że oskarżenia przeciwko McCarrickowi zostały sfabrykowane – sugeruje Viganò. Dalej jako domniemanych winowajców podaje kardynałów Sodano i Bertone, którzy mieli tuszować sprawę arcybiskupa Waszyngtonu.
Brak przejrzystości
Abp Viganò przekonuje również, że wbrew temu, co głosi raport, podjął kroki do wyjaśnienia spraw, które do niego trafiały. Także w tym miejscu wersje wydarzeń Watykanu i byłego nuncjusza w USA są rozbieżne. Fakt, że były nuncjusz w USA nie był przesłuchany, jest dziwny, ale być może uzasadniony. Wydaje się, że Stolica Apostolska za stanowisko abp. Viganò uznała 11-stronnicowe „świadectwo” z 2018 r., gdzie dokładnie przedstawił swoją wersję, a raport Sekretariatu Stanu jest odpowiedzią na to oświadczenie.
W jednym z byłym nuncjuszem można się zgodzić. Raport pokazuje, że Kuria Rzymska opierała się i pewnie nadal opiera na niejasnych powiązaniach. Brakuje przepływu informacji, dobrej organizacji i przejrzystości. To wprost idealny grunt pod wzrost patologii, do których niewątpliwie doszło. I trudno obwiniać tutaj jednoosobowo któregokolwiek z papieży, którzy zarządzając Kościołem, polegali często na ludziach niegodnych zaufania. Tyle, że okazuje się to jednak dopiero w chwili, kiedy dojdzie do poważnych zaniedbań. Wtedy jest już za późno.