„Ach, być jak jabłka ogryzek – / dać z siebie wszystko i nie utonąć” – w jesiennej „Więzi” ukazały się nowe utwory Piotra Florczyka.
Piekło/Niebo
Środek lata.
Nieśmiertelność
na twarzach
Amerykanów
z Polski
– z oscypkami
w ustach
– przed tablicą
upamiętniającą
ostatnie powstanie.
Poetka miała
rację: pustkę
po milionie
wypełniła
cisza. Klik.
Klik. Wyklęta
stonoga
nie przeżyła
ujęcia. Klik.
Krzyż na krzyżu.
Bratek
z pochyloną głową.
Pstryk.
Kolej rzeczy
Byłem w Japonii. Wszędzie
jeździłem metrem
lub pociągiem i widziałem
od środka dziesiątki wagonów,
w których wszyscy spali –
głowy
oparte o szyby; głowy
zwisające
nad walizkami.
Tylko ja jeden nie zmrużyłem oka.
Dopiero w Kamakurze,
nad morzem,
w słońcu, głaskając
wydrążonego Buddę po brzuchu,
zamknąłem oczy.
Świat
wrócił do ciemności,
a On się chichrał, powtarzając:
„Jesteś wszystkim,
czym nie jesteś”. I tak
już zostało.
Na północ od Sodus
Kroczek po kroczku dochodzimy do celu.
Jezioro jest jak morze, nie brak w nim wody.
Tu, na rogatkach państwa krabów,
przez upał porowaty nie do poznania,
rozkładam kocyk, wyjmuję z torby łopatkę
i grabki. Wnet baszty z kamyków pną się
ku niebu. Jeszcze jeden łyk coli.
Obrać ci mandarynkę? Czas na fosę. Kop,
ale uważaj. Nie za głęboko. Mury trzeszczą.
Gęsi gęgają. Ziemia nie stawia oporu.
Lana ciurkiem z wiaderka woda
popisuje się w piachu, a nasze oczekiwania
mienią na falach. Ach, być jak jabłka ogryzek –
dać z siebie wszystko i nie utonąć.
Wiersze ukazały się w kwartalniku „Więź”, jesień 2020