Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wzajemne upominanie nie jest łatwe, również w gronie episkopatu

Bp Piotr Jarecki podczas zebrania plenarnego episkopatu w Łodzi 5 października 2020. Fot. Episkopat.pl

Jeżeli Kościół nie potrafi głosić prawdy, co czasem się zdarza, widocznie ma za dużo interesów – mówi bp Piotr Jarecki w rozmowie Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Maria Czerska (KAI): Przez lata przyzwyczailiśmy się, że Księża Biskupi mówią, a przynajmniej starają się mówić, jednym głosem. W ostatnim czasie to się nieco zmienia, co mogliśmy obserwować choćby na przykładzie różnego podejścia hierarchów do inicjatywy „Stop LGBT”. O czym świadczą te coraz wyraźniejsze różnice?

Bp Piotr Jarecki, warszawski biskup pomocniczy: Przede wszystkim o tym, że biskupi są ludźmi. W tym, co doktrynalne, niewątpliwie się nie różnimy. Natomiast w rzeczywistości ziemskiej nie tylko możemy, ale wręcz powinniśmy się różnić. Nie jesteśmy „klonami” jeden drugiego.

Widać to m.in. w opiniach Księdza Biskupa formułowanych w ostatniej książce „Obudzić proroków. Rozmowy o Kościele, polityce i życiu w prawdzie”, opublikowanej razem z red. Tomaszem Krzyżakiem. Na temat dokumentu episkopatu o LGBT, czy oceny Konwencji Stambulskiej – wielu biskupów wyraża odmienne zdanie.

– Jeśli chodzi o Konwencję Stambulską – sam ją studiowałem, ale oprócz tego powołałem w tym celu zespół wybitnych ekspertów, a jednocześnie ludzi wierzących. Przedłożyli mi oni kilkudziesięciostronicową ekspertyzę, z której wynika, że Konwencja nie niesie specjalnych zagrożeń. Moim zdaniem nawoływanie w tej sytuacji do odrzucenia tej konwencji, „konwencji antyprzemocowej”, przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Ludzie mogliby to zrozumieć tak, że Kościół popiera przemoc. Niektórzy chcą odrzucić wszystko ze względu na kilka niejasnych sformułowań. Ja jestem raczej za doprecyzowaniem, jak należy te zapisy rozumieć.

Co do dokumentu episkopatu o LGBT, nie tyle go krytykowałem – tylko zadałem pytanie, czy rzeczywiście był potrzebny dokument autorstwa polskich biskupów, krytykowany dziś także wewnątrz Kościoła, skoro wyszedł wspaniały dokument poświęcony kwestii gender, przygotowany przez Kongregację Wychowania Katolickiego w lutym 2019 r. Mieliśmy ten dokument upowszechnić, miał być przedstawiony podczas zebrania episkopatu. Nie wiem, czemu do tego nie doszło.

Biskup nie może podjąć decyzji za człowieka świeckiego, obywatela demokratycznego państwa

Wypowiadałem się też odnośnie inicjatywy ustawodawczej „Stop LGBT”. Moim zdaniem p. Kai Godek należałoby delikatnie powiedzieć, że przychodząc do biskupów i prosząc ich, by wsparli inicjatywę zbierania podpisów, pomyliła adresy. W rzeczywistości demokratycznego państwa, podmiotowego społeczeństwa, hierarcha ma za zadanie pomóc w formacji chrześcijańskiej człowieka świeckiego. A człowiek świecki, uformowany, który zdecyduje się na aktywność w życiu politycznym, wchodzi do życia politycznego z własnej inicjatywy i na własną odpowiedzialność. Nie mówię tego od siebie. Tak uczy Kościół. Oprócz tego, moim zdaniem, wsparcie tej inicjatywy poprzez zbieranie podpisów byłoby też bardzo nieroztropne. Mogłoby od razu prowadzić do oskarżeń, że hierarchia kościelna bierze się za tworzenie prawa. Po co nam to? Za mało mamy problemów? Tę opinię wyraziłem.

W kwestiach społecznych nie będziemy mówili jednym głosem. Wiara nie przekłada się bezpośrednio na rozwiązania polityczne. W tym przypadku znaczenie ma też mediacja kulturowa, a kulturę każdy z nas ma nieco inną, mimo że inspirowaną chrześcijaństwem. Papież Franciszek naucza, że pluralizm, różnice zdań – to błogosławieństwo, szansa na to, by nie stanowić monolitu, ale jedność w wielości. Nie chodzi o to, by wymusić jedną opinię, ale by wejść w twórczy dialog i dzięki temu wypracować nie tyle syntezę, ile to, co Franciszek nazywa „figurą wielościanu”. Wielościan to nie kula, gdzie odległość powierzchni od środka wszędzie jest taka sama. W wielościanie jest różna odległość od środka a mimo to stanowi on całość. To jest prawda o Kościele, którą powinniśmy także przenieść na prawdę o życiu społecznym.

Na czym więc w praktyce polegać by miało postulowane przez Księdza Biskupa większe zaangażowanie Kościoła w politykę, skoro tę rzeczywistość ziemską tak różnie widzimy?

– W tym, co istotne, się nie różnimy. Wszyscy uznajemy niezbywalną naturalną godność każdej osoby, rodzinę opartą na nierozerwalnym małżeństwie kobiety i mężczyzny, niezbywalne prawo rodziców do wychowania i formacji swoich dzieci. Wszyscy uważamy, że polityka ma służyć dobru wspólnemu, powinna kierować się zasadą solidarności i pomocniczości. Natomiast już konkretne formy realizacji tych zasad i wartości mogą się różnić. Biskup nie podejmuje decyzji za obywatela. Co najwyżej może rzucić światło nauczania Kościoła – zakładamy, że je zna – i oświetlić sumienie konkretnego człowieka po to, by dokonał on właściwego wyboru.

Jeśli chodzi o konkrety: czy prowadzimy formację liderów społecznych i politycznych? Nieraz narzekamy, że politycy, którzy przyznają się do wiary i chodzą do kościoła, podejmują złe decyzje. A czy stworzyliśmy platformę formacji dla tych ludzi? Warto by było o tym pomyśleć, odwołując się choćby do włoskich doświadczeń z lat 80. i 90., kiedy to zakładano wiele diecezjalnych szkół formacji politycznej i społecznej. Na tę potrzebę zwraca też uwagę papież w najnowszej encyklice, gdzie pisze, że duchowny nie powinien się włączać w politykę partyjną, ale nie powinien też rezygnować z zaangażowania politycznego, w sensie troski o wspólne dobro i pomoc każdemu człowiekowi w integralnym rozwoju.

Mówi Ksiądz Biskup w książce o kryzysie misji prorockiej w społeczeństwie i w Kościele, czyli o niezdolności do mówienia niewygodnej prawdy.

– Mamy z tym problem – i w życiu osobistym, i społecznym. Niby zależy nam na prawdzie, ale gdybyśmy ją powiedzieli – nadwyrężylibyśmy nasze interesy. Tacy byli fałszywi prorocy. Choć wiedzieli, że król niedługo zginie, roztaczali przed nim wizje zwycięstwa – bo coś z tego mieli. Człowiekiem prawdy może być tylko ktoś wolny, kto nie ma związanych rąk. My nie mówimy prawdy dlatego, by czegoś nie stracić i w ten sposób stajemy się własnymi zakładnikami i niewolnikami. To okropne życie!

Po pandemii będzie inny świat, inna mentalność człowieka. I my już teraz powinniśmy w Kościele w Polsce powołać zespoły, które zaczną zastanawiać się nad koniecznymi zmianami stylu duszpasterstwa

Jeżeli nie potrafimy mówić prawdy – widocznie za dużo mamy interesów. Jeżeli Kościół nie potrafi głosić prawdy, co czasem się zdarza – widocznie ma za dużo interesów, za dużo jest świata w Kościele. Przestrzegał przed tym i Benedykt XVI i Franciszek. Benedykt mówił o potrzebie odświatowienia Kościoła. Franciszek przestrzega przed duchową światowością w Kościele. Bierzmy sobie to do serca!

Czy trudność w mówieniu prawdy nie wiąże się też z trudnością powiedzenia prawdy o sobie? Czy w przypadku Kościoła, w tym Kościoła w Polsce, nie wynika ona m.in. z niezdolności do oczyszczenia w związku z przestępstwami wykorzystywania seksualnego nieletnich?

– Z pewnością istnieje taki związek. Jeżeli będę coś ukrywał na siłę, będę żył w lęku. W związku z tym będę bał się podpaść innym, bo ci inni mogą coś o mnie wiedzieć i zacząć mówić… To jest też ta przestrzeń uwięzienia w lęku. Żeby się uwolnić, trzeba wyznać tę prawdę. A rozpocząć należy od powiedzenia jej sobie. Jest to wyzwalająca moc stawania w prawdzie.

Natomiast nie można też powiedzieć, że wśród biskupów nie ma zdolności do mówienia prawdy. Z tym każdy ma problem, każde środowisko, tymczasem Kościół, szczególnie w ostatnim czasie, wyznał bardzo wiele. Nie można jednak wszystkiego załatwić w jeden dzień. To są procesy, także procesy zmiany mentalności, a ona zmienia się najwolniej. Musimy uznać, że proces oczyszczania Kościoła się rozpoczął – i mentalnościowo, i instytucjonalnie. Czemu mamy nie widzieć tego, co robi prymas i instytucje, które powołał? To wielkie dzieło, z którym chcemy współpracować i które chcemy kontynuować. Media naciskają nas, by to się odbywało z dnia na dzień, z godziny na godzinę.

Być może, lecz wszyscy żyjemy w szybkim świecie i dla wielu ta powolność jest gorsząca. Pojawia się pytanie, czy to autentyczna chęć oczyszczenia czy jedynie przymus wywołany np. kolejnymi filmami braci Sekielskich.

– Wielu oczekiwałoby medialnego spektaklu, np. żeby „spadły głowy” kilku biskupów. Niektórzy sugerują wręcz, że rozwiązaniem powinna być dymisja całego episkopatu. Nie powinniśmy ulegać takim tendencjom.

Nie chodzi o to, by „spadły głowy” biskupów, ale o świadectwo wobec zaniedbań, które w wielu przypadkach wydają się ewidentne. O to m.in., by w tym licznym gronie znalazł się ktoś, kto powie: tak, zawiniłem, przepraszam, powinienem ponieść konsekwencje. Ktoś, kto mówi trudną prawdę innym, ale nie jest w stanie uznać prawdy o sobie, staje się mało wiarygodny.

– Widocznie nie dorośliśmy jeszcze do tego. Ja mogę mówić za siebie w tej kwestii.

Mówił Ksiądz Biskup w książce o autentycznych, często burzliwych dyskusjach w łonie episkopatu. A czy jako biskupi potraficie się wzajemnie upominać, mówić sobie po bratersku, po chrześcijańsku niewygodną prawdę?

– Uczymy się tego. Natomiast nie jest to naszą silną stroną. A Pani w redakcji nie ma z tym problemów?

Mam.

– No właśnie. Każdy z nas ma. Wspominałem też o tym w książce w kontekście relacji świeckich i duchownych. Czy macie odwagę przyjść i powiedzieć księdzu, że coś wam się nie podoba w jego postępowaniu, czy w tym, co powiedział na kazaniu? Okazuje się, że to wielki problem. Wolimy kulturę przemilczania, co zresztą jest bardzo ludzkie i łatwo to wytłumaczyć: „A nuż mnie źle zrozumie? Będzie na mnie krzywo patrzył? Przecież nie chcę stracić kontaktu z tym człowiekiem”. Ta trudność jest w każdym środowisku, również wśród biskupów, również w rodzinach.

Tak, ale dobre małżeństwo potrafi sobie mówić niewygodną prawdę. To jest też kwestia odpowiedzialności za drugiego. Nie można oczywiście porównywać relacji między biskupami do relacji w rodzinie, ale kto ma upominać biskupa, jeśli nie potrafi tego zrobić drugi biskup?

– Musimy się tego uczyć. To jest w Ewangelii: idź i upomnij swego brata. Gdy cię nie usłucha, weź ze sobą jeszcze dwóch czy trzech. Potem donieś Kościołowi. My tymczasem gadamy z wszystkimi wokół, a do tego brata idziemy – o ile w ogóle – na samym końcu. Albo udajemy, że nic się nie stało. Takie postępowanie trzeba korygować.

Mówi Ksiądz Biskup w książce o nowym synodzie. Co mógłby on przynieść Polsce?

– Mam nadzieję, że przyniósłby nowe przebudzenie i nowy ferment, podobnie jak synod, który miał miejsce w Polsce w latach 90. Przypominam sobie te zespoły synodalne, to uaktywnienie ludzi świeckich, którzy rzeczywiście mocowali się z konkretnymi tematami. My dzisiaj tych tematów mamy coraz więcej: katecheza, masowa ucieczka młodych z Kościoła, nie tylko po bierzmowaniu, ale już po Pierwszej Komunii Świętej, kwestia życia łaską sakramentu małżeństwa, formacji w rodzinach…

Jeśli rodzice nie będą pierwszymi nauczycielami dzieci, niczego nie osiągniemy. Tymczasem oni dziś w wielu wypadkach nie wychowują do wiary, do stylu życia chrześcijańskiego. Co zrobić? Jak do nich dotrzeć? Jak im pomóc, żeby zrozumieli, jaka jest ich rola? Msze św. z udziałem młodzieży już praktycznie zanikły. Msze z udziałem dzieci są dużym wyzwaniem.

Cały czas musimy być kreatywni. Tymczasem mamy w Kościele tendencję do chodzenia utartymi szlakami. Jak już wpadniemy na jakiś pomysł, opracujemy pewien program, to potem powielamy go latami

Cały wielki temat to etyka gospodarcza – jak ma się zachowywać przedsiębiorca, który chce być autentycznym chrześcijaninem? Jak ma pracować pracownik, który jest chrześcijaninem? Co to znaczy dla niego praca? Czym ma się wyróżniać polityk chrześcijanin?

Kolejne pytania przynosi pandemia. Nie chodzi tylko o to, czy ludzie po jej ustaniu wrócą do kościołów. To będzie inny świat, inna mentalność człowieka. I my już teraz powinniśmy powołać zespoły, które zaczną to analizować, zastanawiać się nad koniecznymi zmianami stylu duszpasterstwa. Z tym wiąże się np. kwestia misji. Robimy od lat w parafiach misje święte, ale czy one mają wymiar misyjny? Czy docieramy do tych ludzi, których w niedzielę nie ma na Mszy św.? Niedawno podziwiałem proboszcza, który w niemałej parafii w Warszawie osobiście zanosi do każdej skrzynki w blokach informacje o misjach. Czy to wystarczy? Pewnie nie. Ale on próbuje. Trzeba podjąć ten temat – co powinniśmy zrobić, żeby misje były rzeczywiście misjami? Nie wiem, czy znajdziemy odpowiedź. Ale przynajmniej trzeba się zastanawiać. A ważna kwestia misyjnego przeżywania wiary przez każdego człowieka ochrzczonego? To też wielki problem i wielkie wyzwanie duszpasterskie.

Tematów jest naprawdę wiele, znacznie więcej niż kiedyś.

Czy jednak z tamtego zaangażowania świeckich coś zostało?

– Myślę, że zostało. Podejrzewam, że bez ówczesnego synodu nie byłoby tylu grup, które przez lata działały i działają w parafiach. Z pewnością nie byłoby Akcji Katolickiej, której oddziały powstawały na bazie parafialnych zespołów synodalnych. Natomiast, jak mówił Jan XXIII, musimy wiedzieć, że rozwiązanie jakiegoś problemu na dzisiaj, już jutro się zdezaktualizuje. Dlatego nasza praca musi trwać cały czas. W pewnym sensie nasz synod musi być permanentny! Cały czas musimy być kreatywni. Tymczasem mamy tendencję do chodzenia utartymi szlakami. Jak już wpadniemy na jakiś pomysł, opracujemy pewien program, to potem powielamy go przez lata organizując np. dziesiątą czy piętnastą edycję danego wydarzenia. Być może dlatego również – z uwagi na brak kreatywności – mamy problem z młodzieżą.

Jak ten problem przełamywać?

Wesprzyj Więź

– Pierwszą rzeczą jest autentyzm. Młody człowiek wyczuwa to na odległość. Odkrywa grę. Mogę najpiękniejsze kazanie powiedzieć, gestykulować, ale jeśli to jest tylko wyuczone – młody człowiek to odgadnie i nie pójdzie za tym. Pojawia się zatem pytanie o nasz autentyzm wiary, religijności i życia chrześcijańskiego. A może tyko wiemy i mówimy, jak powinno być, a robimy coś zupełnie innego? Młodzi brzydzą się hipokryzją.

Druga sprawa to ortopraksja. Mówił o tym papież Franciszek podczas spotkania z młodymi w Krakowie. Na pytanie, co powiedzieć niewierzącemu koledze, by go przekonać do Jezusa, Ojciec Święty odpowiedział: nic mu nie mów, tylko jeszcze bardziej zacznij żyć, tak jak Pan Jezus. Kolega po pewnym czasie sam do ciebie przyjdzie i zapyta, dlaczego tak żyjesz. Nie pouczanie. Świadectwo.

Trzecia rzecz, bardzo ważna – to misja dziadków. Papież Franciszek zwraca bardzo uwagę na znaczenie dialogu międzypokoleniowego, zwłaszcza dialogu między dziadkami a wnukami, gdyż rodzice, jak mówi, z różnych względów przeżywają dziś wielki kryzys w tej dziedzinie, są zapracowani, zabiegani. Ale to też nie ma być pouczanie, formułowanie zakazów i nakazów, tylko próba wejścia na płaszczyznę ludzką. Trzeba młodym zawierzyć, zaufać – Duch Św. też przez nich działa. To ma być dialog międzypokoleniowy. Od młodych my – starsi – także możemy się wiele nauczyć.

Podziel się

Wiadomość

Ksieze Biskupie, ale dlaczegoz to nie dorosliscie jako arcypasterze diecezji do najbardziej fundamentalnych i ludzkich odruchow i sformulowan jak: „przepraszam”, „zawinilem”, „musze odejsc, bo spitolilem moja robote”?

Skomentuje jako rodzic uwagę nt. wychowania. Młodzież jest niezwykle wyczulona na fałsz, obłudę i konformizm. Jeśli czytają ze zrozumieniem co dzieje się w Kościele i oglądają filmy jak np Sekielskich i na lekcji religii oczekuje się od nich czołobitności i uwielbienia dla Kościoła definiowanego jako ksiądz no to dziw że ktokolwiek w ogóle jeszcze zostaje na lekcjach religii po bierzmowaniu.

Dziękuję za te Panów komentarze. Konrad Schneider i Jerzy.
Jak zwykle wyraźne. Ale co dalej?

Tracimy energię. Ci na górze mogą więcej. Tyle w temacie.
Co więcej mając małe wspólnoty „wyspy” w pewnym sensie również wspieramy skorumpowaną strukturę i to nam zarzucają inni mocno zbulwersowani ludzie, patrzący na nas z dystansem.
Bo nikt nie będzie bawił się w niuanse na jakiej zasadzie jeszcze jesteśmy w tej organizacji kościelnej.
Jesteś to jesteś – wspierasz ją swoim uczestnictwem w kulcie.
Spodobało mi się stwierdzenie – szantaż sakramentalny. To z rozmowy
https://wiez.pl/2020/10/17/nie-damy-sie-wyrzucic-z-kosciola-dyskusja-wiezi/
Zabolało. Tu się męczę od lat nastoletnich – nigdy mi się nie kleił przekaz Kościoła z praktyką.
Ale dzięki otwartym katolikom dawałam radę pogodzić wiele spraw. Ale teraz już nie umiem godzić!
Szantaż sakramentalny. Tak tu jest duży nasz problem tzw. świeckich i księża o tym wiedzą.
Możemy się złościć, zżymać, denerwować –kolejna afera, kolejny głupi wywiad na przykład ten z kardynałem Dziwiszem (nie mam siły komentować) ale kornie do konfesjonału czy po Eucharystię przyjdziemy.
Ślub, chrzest, pogrzeb też będzie po katolicku. I do komunii poślemy.
Dlatego nic się nie zmieni.
Pohuczymy, pogadamy a nazajutrz przyjdziemy grzecznie do kościoła dal Boga wiem, też tak sobie tłumaczę
– ale – zobaczą nas księża, policzą i będą spokojni.
Możemy jeszcze napisać morze słów i odwołamy jednego biskupa po iluś tam latach ?
Wyjaśnimy sprawę oczywistą ciągnącą się 18 lat bo zabrakło dobrej woli po stronie osoby, która jednym ruchem mogłaby ją rozwiązać?
Dal mnie to już za mało.

– Asia: co dalej?
Musze przyznac, ze Pani pytanie towarzyszy mi od kilku dni. Napisze teraz, jak to widze w obecnej sytuacji:

– Ma Pani racje z tym „szantazem sakramentalnym”. Jako swieccy jestesmy uzaleznieni od laski duchownego… Mialem podobna sytuacje przed kilkunastoma laty i razem z zona zastosowalismy wtedy „churching” – czyli poszukalismy parafii, w ktorej moglismy sie udzielac i pomagac. Trwalo to osiem lat, proboszcz zostal zmieniony i wrocilismy z powrotem do naszej parafii prowadzic ministrantow, 1. komunie i mlodziez.

– Jerzy2 wspomial o wspolnotach protestanckich. Z racji tego, ze mieszkam we Frankonii w Niemczech, to mam dziesiatki znajomych zaangazowanych w kosciolach ewangelickich. Chetnie odwiedzam ich nabozenstwa, bo z jednej strony spotykam wiele moich uczniow ze szkoly, z drugiej strony dane jest mi przezywac zupelnie inna dynamike chrzescijanstwa, do jakiej jestem przyzwyczajony w kosciele katolickim. I to jest piekne, bo podziwiam ich prace i widze skarby, ktore mam w katolicyznie, a ktorych oni nie maja. Moze to byloby pewnym wyjsciem dla Pani? Jak to Pani widzi?

– Konrad Schneider: Widzi Pan coraz bardziej dociera do mnie, że jeden jest tylko Mistrz. Już wyjaśniam.
Jako ludzie dajemy sobie czasami pyszne prawo do pouczania innych, rządzenia ich sumieniami.
I przekraczamy niekiedy wszelkie granice.
Szereg wspólnot chrześcijańskich zarówno katolickich jak i protestanckich można by pewnie spokojnie oskarżyć o sekciarstwo i mocne ingerowanie w życie osobiste drugiego człowieka.
Ten gniew na ulicach to nie tylko szatan wyje (jakby chcieli niektórzy katolicy) ponieważ świat nie jest czarnobiały.
To jak już pisałam różne afery Kościoła dały ludziom prawo do podziękowania za duchowe prowadzenie, a opisywane nadużycia wspólnot typu Arka, Błogosławieństw, Ognisk Miłości, wątpliwości co do Marthy Robin otwierają niektórym mocniej oczy.
Tak wiele zależy kogo spotkamy na naszej drodze wiary. Do jakiej wspólnoty trafimy.
Ewangelia jest prosta. Góra Błogosławieństw. A my tak czasem udziwniamy i wchodzimy w rolę jedynego Mistrza . Zamiast ludziom towarzyszyć naginamy ich wolę i zmuszamy za
pomocą wielu technik manipulacyjnych cytując zamiast Ewangelii przeróżne objawienia prywatne- to mnie ostatnio mocno męczy.
I nawet dziś kolejna rzecz a weszłam tylko by zobaczyć jak tygodnik Niedziela komentuje bieżące wydarzenia
i nawet tam … https://www.niedziela.pl/artykul/60207/Benedykt-XVI-dystansuje-sie-od
to bardziej z Pana podwórka może Pan dowie się więcej w niemieckiej prasie
Odpowiadając na Pana pytanie – jak ja to widzę … w życiu nie zrezygnuję z podążania za Ewangelią natomiast obecnie mam kryzys bycia we wspólnocie. potrzebuję ciszy i pustyni tak to widzę. Dziękuję za Pana słowa. Pozdrawiam

Do Konrad Schneider – odnośnie artykułu z Niedzieli, czytałam trzy lata temu książki Gerharda Lohfinka „Jezus z Nazaretu: kim był czego chciał?” i „Rozumieć Biblię” i wiedziałam, że autor jest jednym z teologów wspólnoty Kościół Zintegrowany czy jakoś tak, wtedy było to dla mnie drugorzędne, trochę dziwne założenia wspólnoty, bo podczytałam ale refleksja nie poszła dalej. Bo tyle tych wspólnot. A książki dobrze się czytało. I tyle. Ech.

@Asia – poruszyla Pani szalenie ciekawy temat roli wspolnot w Kosciele. No bo np. die Katholische Integrierte Gemeinde to byl bardzo fajny pomysl niemieckich katolikow. Po przestepstwach dokonanych przez Niemcow w czasie 2. wojny swiatowej swiadomi tego katolicy chcieli zrobic cos dobrego i zalozyli wspolnote majaca uswiadomienie wiernym m.in. naszych zydowskich korzeni. To bylo na tamte czasy czyms niesamowicie rewolucyjnym, bo Niemcy nie chcieli wtedy sluchac o swoich zbrodniach. No i ta wspolnota byla bardzo aktywna, prowadzila wyklady dla swieckich, wspomagala misje w Tanzanii, pomagala potrzebujacym – byla prawdziwa sola ziemi i zaczynem chlebowym dla Monachium i okolic. Po przeszlo 30 latach uzuskala oficjalne poparcie biskupow. No i z czasem doszly do wladzy jednostki, ktorym sie ubzduralo, ze sa glosem Ducha Sw. I zaczely sie wtedy dziac rozne swinstwa… Sama Pani widzi, jak trudno jest w takich wspolnotach zachowac pion, jak czesto moze sie wydarzyc, ze szajba odbija ludziom w te albo w tamta strone. A patrzac z pozycji Ewangelii, to kazda parafia moze tylko marzyc o takiej dynamice zycia duchowego, jaka panuje we wspolnotach! No i badz tu madry…

@Jerzy
Z całej tej sytuacji właśnie tak przeczuwam, że sporo osób po cichu odejdzie do innych wyznań.
Komu się będzie chciało jakieś apostazje robić ?

Ja znam bardzo dużo wyznań ze względu na moje wcześniejsze zainteresowania, mam też sporo dobrych znajomych z innych kościołów.
Oprócz przedstawicieli jednego wyznania (nie będę im robił reklamy ale wszyscy się mogą domyślać o kogo chodzi) to nikt nigdy mnie nie namawiał do zmiany mojej religii. Zawsze fajnie można podyskutować, jeśli zachowuje się szacunek dla rozmówcy. Im więcej wiemy o innych tym bardziej świadomi jesteśmy samych siebie. Tak sądzę.

@ Konrad Schneider – dziękuję Panu za rozmowę o wspólnotach. Widać w nich (wspólnotach) u początku dobre intencje a później bywa już różnie. Sama zadaję sobie pytanie jak pilnować się by nie zjeść wszystkich rozumów. Mamy Dzieje Apostolskie i listy – jak je czytam więcej rozumiem … Problemy jak wiemy były od początku … Pozdrawiam