Błąd popełnić może każdy. Ale iść w zaparte twierdząc, że wszystko zrobiło się dobrze, kiedy już na pierwszy rzut oka widać zupełnie coś innego – to albo bardzo dziecinne, albo bardzo pyszne. Nie przystoi biskupom.
Nie mam natury dziennikarza śledczego. Kiedy jednak usłyszałam oświadczenie Biura Prasowego episkopatu, że w czasie ostatniego zebrania biskupów w Łodzi i Pabianicach przestrzegane były wszystkie normy sanitarne, poczułam gniew – i poczułam się zmotywowana do tego, żeby powiedzieć „sprawdzam”. Usiadłam do komputera i po kolei przeglądałam zdjęcie po zdjęciu. Bardzo nie lubię być oszukiwana.
Na chwilę, na zewnątrz
Fotografię, na której osiemdziesięciu biskupów siedzi obok siebie bez maseczek (pozując, jakby takie spotkanie zdarzało im się raz w życiu, a nie kilka razy do roku) – znają wszyscy. To ona wywołała burzę, przywoływały je niemal wszystkie media. Biuro Prasowe tłumaczyło, że biskupi zdjęli maseczki tylko na chwilę, a poza tym byli na zewnątrz. I w to tłumaczenie – przy odrobinie dobrej woli – byłabym skłonna uwierzyć (choć maseczki w żadnej dłoni biskupa na zdjęciu nie widać; musieli je szybko i starannie schować).
Gdyby z zebrania było tylko to jedno zdjęcie, sama łagodziłabym nastroje i przekonywała, że biskupi nie zrobili nic gorszego, niż my wszyscy robimy na co dzień – mijając się z obcymi przy wejściu do sklepu czy (jeszcze do niedawna) bawiąc się na weselach.
Problem w tym, że ze spotkania w Łodzi i Pabianicach jest więcej zdjęć. I nie robili ich niechętni Kościołowi zewnętrzni fotoreporterzy, nastawieni na przyłapanie biskupów na słabości. Fotografie umieszczone w mediach episkopatu czy na stronie Archidiecezji Łódzkiej musiał robić fotograf z nimi współpracujący. A biskupi poczuli się przy nim wyjątkowo bezpieczni.
20 procent ochrony
Pierwszego dnia, kiedy na sali są jeszcze przedstawiciele zewnętrznych mediów, kwestia maseczek wygląda niemal wzorcowo. Bez maseczki siedzi tylko abp Wiktor Skworc (dwa dni później, 7 października, odebrał Odznakę Honorową Ministra Zdrowia za wyjątkowe zaangażowanie w walce z koronawirusem; 10 października archidiecezja poinformowała, że jest zakażony – jako pierwszy spośród uczestniczących w spotkaniu episkopatu), a także bp Jan Tyrawa, bp Mirosław Milewski i dwóch innych biskupów. Przysłoniętej twarzy nie ma również abp Marek Jędraszewski siedzący za stołem prezydialnym. Mogłoby być lepiej, ale na ponad osiemdziesiąt osób to całkiem niezły wynik.
Drugiego dnia podczas spotkania w Pabianicach jest dużo ciekawiej. Przeglądam zdjęcie po zdjęciu. Odległości między stolikami nie zmierzę, ale nie jest nadzwyczajna. Biskupi przechodzą obok siebie, nachylają się do rozmowy, głośno się modlą z przygotowanych kartek, przekazując w ten sposób ewentualnego wirusa na większą odległość.
Na pierwszym zdjęciu na 15 widocznych twarzy maseczki zakrywają 4. Potem statystyki układają się równie źle: 8 osób – 1 w maseczce. 7 osób – 3 w maseczce. 14 osób – 2 w maseczce. 15 osób – 2 w maseczce. 10 osób – 3 w maseczce. 19 osób – 3 w maseczce. Średnio na 88 widocznych na zdjęciach twarzy w maseczkach było zaledwie 18. To daje wynik 20 proc. zamaskowanych twarzy widocznych na zdjęciach. Oczywiście to tylko uproszczenie: części twarzy nie widać, niektóre na fotografiach się powtarzają.
Na Mszy nie zaraża
Zdjęcia z Mszy św. powinnam pominąć. Zgodnie z prawem celebransów obowiązek noszenia maseczek nie dotyczy. Oficjalnej wykładni tego zwolnienia nie dostaliśmy, ale można się jej domyślać. Maseczka może utrudniać mówienie przez blisko godzinę, inaczej niesie się wówczas głos, również do mikrofonu, poza tym ksiądz jest jeden, przy ołtarzu zwykle oddalonym od wiernych, więc to nie on jest dla nich największym zagrożeniem. W przeciwieństwie do przepisów obowiązujących w innych krajach ksiądz nie ma u nas obowiązku zasłaniania ust, kiedy podchodzi do wiernych udzielać Komunii św. – ale nie o to w tej chwili tu chodzi, więc zostawmy tę kwestię.
Interesujące jest coś innego. Czy podczas formułowania zasady o celebransie zwolnionym z noszenia maseczki przewidziano, że może ich być nie jeden czy dwóch – ale ponad stu? W czasie spotkania episkopatu do każdej z dwóch Mszy, w Łodzi i Pabianicach, tylu właśnie biskupów i księży stanęło do koncelebry, zajmując nie tylko prezbiterium, ale i dużą część kościoła. Oczywiście – bez maseczek. Naliczyłam bodaj trzy zasłonięte twarze i jedną w przyłbicy. Cóż, takie ich prawo.
Czy podczas formułowania zasady o celebransie zwolnionym z noszenia maseczki przewidziano, że może ich być nie jeden czy dwóch – ale ponad stu?
Trudno jednak nie zadać sobie pytań: czy biskupi, którzy przekonują nas, że maseczka jest wyrazem odpowiedzialności za bliźniego, są do tego przekonani – czy tylko wypełniają prawo? Czy w prawie rozumieją jego intencję i ducha – czy uważają, że trzymanie się litery wystarczy? Czy w sytuacji pandemii, tam, gdzie prawo nie wystarcza, nie powinien zadziałać dodatkowo po prostu zdrowy rozsądek?
A może – o zgrozo! – nasi biskupi wychodzą z założenia, że „w czasie Mszy św. nie można się zarazić”? I najważniejsze: czy wirus o tym wie, kiedy stu głośno mówiących i śpiewających mężczyzn ciasno siedzi obok siebie?
Od niektórych ludzi wymaga się więcej. To nie jest czepialstwo, ale wyraz wielkiego zaufania i wiary w to, że więcej dać z siebie potrafią.
Dołożono wszelkich starań?
Taki jest przybliżony obraz tego, jak wyglądała sytuacja w Łodzi. Taki właśnie obraz został wysłany w świat z łódzkiego zebrania.
Niezależni dziennikarze świeckich mediów niespecjalnie zgłębiali temat: w większości pozostali na poziomie grupowego zdjęcia sprzed katedry. Dziennikarze katoliccy, kierowani lojalnością, nie podgrzewali i tak nieprzyjemnej atmosfery. Nawet po informacjach o pierwszych zakażeniach nikt specjalnie nie wyciągał fotografii, na której abp Skworc (zakażony, bez maseczki) stoi obok bpa Czai (zakażony, bez maseczki), a tuż przed nimi siedzą abp Nycz (bez maseczki) i abp Polak (bez maseczki). Wszyscy wiemy, że choroba to nie jest moment, w którym chce się człowieka pogrążać. Wszyscy wiemy, że do zakażenia kolejnych biskupów równie dobrze mogło dojść w innym miejscu, już po zebraniu. Zostawmy temat.
Nie brak masek mnie oburza, ale ten mechanizm, który wbrew logice i faktom każe powtarzać, że dziennikarze kłamią, a my jesteśmy OK
Dlaczego więc czuję gniew? 8 października Biuro Prasowe Konferencji Episkopatu Polski wydało oświadczenie, w którym czytamy, że podczas zebrania „dołożono wszelkich starań, aby były zachowane wszystkie możliwie dostępne środki bezpieczeństwa – maseczki, płyny do dezynfekcji, zachowanie dystansu, wietrzenie pomieszczeń. Księża Biskupi, na otwartej przestrzeni na placu przy katedrze łódzkiej, poproszeni przez fotografa, zdjęli maseczki na moment wykonania wspólnego zdjęcia”.
Więcej – w oświadczeniu nie zabrakło uwagi, że to dziennikarze pisząc o ignorowaniu zaleceń bez biskupów manipulują i wprowadzają opinię publiczną w błąd.
Raz jeszcze odsyłam do przytoczonej wyżej statystyki zamaskowanych twarzy oraz do samych zdjęć, które (nadal) znajdują się na stronie Archidiecezji Łódzkiej.
Nie przystoi
Czuję gniew. Chciałabym, żeby Biuro Prasowe KEP wyjaśniło mi, co zobaczyłam na zdjęciach, na których tak skrupulatnie przed chwilą liczyłam twarze. Czy to moje oczy mnie okłamują, czy Biuro Prasowe jednak zaklina rzeczywistość? A może Archidiecezja Łódzka korzysta z usług wyjątkowo złośliwego fotografa, który specjalnie wybierał wyłącznie te krótkie momenty, kiedy biskupi tylko na chwilę zdejmowali maseczki, by odetchnąć pełną piersią? A może jeszcze inaczej: klerykalizm sięga już tak głęboko, że Biuro Prasowe KEP naprawdę uważa, że na spotkaniu wszystkie normy były zachowane i że nikt w niczym nie zawinił? Skoro nikt nie usunął kompromitujących zdjęć, może ta właśnie wersja jest najbliższa prawdy?
To nie brak masek mnie oburza, ale ten mechanizm, który wbrew logice i faktom każe powtarzać, że to nieprawda, że dziennikarze kłamią, a my jesteśmy OK.
Błąd popełnić może każdy. Ale iść w zaparte twierdząc, że wszystko zrobiliśmy dobrze, kiedy już na pierwszy rzut oka widać zupełnie coś innego – to albo bardzo dziecinne, albo bardzo pyszne. Tak czy siak, nie przystoi.
Świadectwo
Gniew powinien być twórczy i po imieniu nazywać brak, z którego się zrodził. Pierwsza więc rzecz, która jest tu ważna, to świadectwo. Tak: nawet, jeśli to dla nich samych jest niespodzianką, od biskupów oczekujemy świadectwa. Nie kolejnych pouczeń, wskazówek, listów pasterskich na temat, ale pokazania nam własną postawą, że to, czego wymagają od nas, sami również wypełniają.
Jeśli jesteśmy wspólnotą, jeśli solidarnie nieść mamy ciężar i niewygodę pandemicznych ograniczeń, jeśli robimy to w imię miłości bliźniego – to chcemy wiedzieć, że biskupi są w tym razem z nami, a nie ponad nami. O nakładaniu ciężarów, których sami nie noszą, mówił już Jezus w Ewangelii do faryzeuszów, a niedobrze by było, gdyby te słowa dotyczyły biskupów w Jego Kościele.
Owoce
Druga rzecz to owoce. Źle się stało, że kwestia zdjęcia, a potem kolejnych zakażeń biskupów, przyćmiła to wszystko dobre, co w Łodzi się wydarzyło. Biskupi zauważyli, jakim wyzwaniem dla Kościoła jest podział wokół formy udzielania Komunii i nie tylko stanowczo, ale i bardzo szybko na to zareagowali. Wyrazili przekonanie, że „żadna partia nie reprezentuje Kościoła i trzeba to powtarzać często także w dzisiejszej, polskiej sytuacji”.
Doszli do wniosku, że nie są zadowoleni ze stanu komunikowania się Kościoła na zewnątrz. Zauważyli potrzebę przemyślenia formy wizyt kolędowych. Rozmawiali o podnoszeniu poziomu katolickich poradni rodzinnych.
Każdy z tych tematów miał szansę stać się początkiem ciekawej, twórczej i niezwykle aktualnej dyskusji. Niestety – pozostał jedynie smutny żart o „koronaparty”, niesmak i poczucie rozczarowania. Cała treść została zmarnowana. A wystarczyło założyć maseczki, żeby to, co ważne, pozostało najważniejszym.
Odpowiedzialność
Trzecia rzecz to odpowiedzialność. Nie chodzi o proste „przepraszam” za brak wspomnianego wyżej świadectwa (które, jeśli się nie mylę, z niczyich ust nie padło). Zakażenie i potencjalne przeniesienie go na kolejne osoby to konkretna krzywda, której słowo „przepraszam” nie załatwi – jak nie zrośnie się rozbita szklanka, choćby ją przeprosić najczulej.
Kiedy już mleko się rozlało, kiedy media zajęły się zdjęciem, a kolejne testy kolejnych biskupów przynosiły dodatnie wyniki, trzeba było zrobić jedno: wziąć sprawę na klatę i dźwignąć konsekwencje, żeby inni nie dźwigali ich za nas. Przyznać, jak było naprawdę. Powiedzieć: „Tak, zaryzykowaliśmy spotkanie. Każdy z was to robi, jedni w gronie rodzinnym, inni w pracy, inni w komunikacji miejskiej. My odprawiamy razem Mszę, całujemy jeden ołtarz. Uznaliśmy, że wobec tego zakładanie masek w sali konferencyjnej niewiele już zmieni. To nasze życie, nasze zdrowie i my poniesiemy tego konsekwencje. Ale nie mamy prawa nikogo narażać, dlatego każdy z nas dobrowolnie zaraz po powrocie z Łodzi poddaje się autoizolacji”.
Może jestem przesadną optymistką, ale śmiem twierdzić, że hejt na lekkomyślnych biskupów po takim oświadczeniu byłby dużo mniejszy.
Ratownik czy kreator?
Wreszcie czwarta rzecz to kwestia komunikacji. Nie od dziś wiadomo, że o wizerunek medialny dbać musi każda instytucja, a Kościół nie jest od tego wolny. Powinien rozmawiać ze światem w takim języku, jaki świat rozumie – i umieć wychodzić z sytuacji kryzysowych. Wpadka ze zdjęciem z łódzkiego zebrania ewidentnie okazała się taką sytuacją kryzysową.
Kiedy czekaliśmy na ogłoszenie nowego rzecznika prasowego KEP, rozmawiałam z kilkoma osobami z kościelno-medialnej branży. Zastanawialiśmy się nie tyle nad nazwiskami, co raczej nad tym, jaki ów rzecznik się okaże. Czy będzie ratować skórę biskupów po kolejnych wpadkach, tłumacząc ich za wszelką cenę – nawet wbrew faktom i logice? Czy może wreszcie biskupi postawią na specjalistę, człowieka silnego i odważnego, który zacznie kreować cały styl komunikacji Kościoła? Który będzie potrafił powiedzieć: „Panowie, tego się nie da wybronić. Wasz kolejny ruch musi być inny, bo stracicie zaufanie”?
Oświadczenie po zebraniu w Łodzi pokazuje, że biskupi nadal niestety stawiają na pierwsze rozwiązanie. I nie jest to dobry prognostyk komunikacji na przyszłość.
Dawno nie przeczytalem czegoś tak elokwentnie uderzającego w punkt.
Ad maiorem Dei gloriam
Dziekuje Pani za solidnie przygotowany artykul!
Niestety trzeba przyznać Autorce rację.
Bardzo dziekuje. Nic dodac, nic ujac. No moze „A prawda Was wyzwoli…”
Po co zostawać biskupem, generałem, ministrem, prezydentem skoro mam nadal przestrzegać przepisów jakbym był jakimś szarakiem?
Radziwiłłowie, Radziejowscy, Lubomirscy nie przestrzegali praw Rzeczpospolitej bo byli magnatami i wolno im było.
Jak pięknie dzięki temu Rzeczpospolita rozkwitła…..
Biskupi to magnaci, a nie obywatele.
Artykuł jasno pokazuje, że wspomniani biskupi nie mają kompetencji aby sprawować funkcje kierownicze w dużej organizacji. Może należałoby oddzielić ich władzę sakramentalną od organizacyjnej. Autorka byłaby świetnym managerem KEP.
Z faktami trudno dyskutować! Czekam na reakcję Biura Prasowego KEP. Ciekawe, czy się doczekam…
To samo chcialem napisac. Ciekaw jestem, czy maja chociaz moralnego kaca, ze oszukali wiernych?
Trzeba wysłać link do tego artykułu rzecznikowi episkopatu.
Jest potwierdzenie, że abp. Stanisław Gądecki również jest zakażony.
Eh… jaki Pasterz diecezji takie kozy i barany… Dlaczego nie wiesza łaskawa Pani redaktor swoich dąsów na Abp Rysiu i kard. Nyczu?! Czyżby nie ten brzeg rzeki i nie ta łódka? A co do grzechów to z gniewu trzeba się spowiadać…
Tak?… W takim razie co znaczy „Gniewajcie się, a nie grzeszcie”…
Wyglada na bardzo powazne niedociagniecia, hypokryzje, nieodpowiedzialne posiedzenie Episkopatu Polski w Lodzi i Pabianicah jak podsumowala pani Monika Bialkowska. Bardzo prosze o sprawdzenie, potwierdzenie jesli doszlo do naduzyc ktorejs ze stron czy osob wrogich tak Polskiemu Kosciolowi jak i Ojczyznie. Jestem gotow wlaczyc sie aby stanac po stronie prawdy bo z tym osobiscie nie mialem problemu, wczesniej czy pozniej znalazlem prawde mimo trudnej a czsami bardzo trudnej i dlugiej drogi tak w zyciu jak i pracy zawodowej. A wiadomo ze to jest najbardziej potrzebnie naszej kochanej Ojczyznie. Oddany w glebi serca z zyciem dla za przyszlosc Ojczyzny i Kosciolowi.
Eugeniusz