Czy się modlę o oddalenie pandemii? Wołam w samotności nocy ciemnej doliny. Ale wołam z ufnością, że nie idę sam, choć ani Jego kroków nie widzę, ani Głosu zdaję się czasem nie słyszeć.
Recz wymaga wyłożenia w dłuższym wywodzie, ale chwilowo nie mam na to czasu. Myślę sobie, że epidemia koronawirusa w swej teologicznej istocie jest stanem kryzysu/weryfikacji dotychczasowego obrazu Boga, albo przynajmniej istotnego jego przeorientowania.
Słusznie pytał na swoim Facebooku ks. Artur Stopka, czy modlimy się o oddalenie pandemii. Rzekłbym, że modlimy się umiarkowanie. Dlaczego? Fundamentalne pytanie brzmi: jaka jest rola Boga w pandemii? Jeśli odrzucimy rolę Boga karzącego, a więc pandemii jako kary Bożej, to jaką rolę Mu przypiszemy? Tego, który jedynie biernie dopuszcza czy też tego, który jest obecny, aktywnie współ-cierpiąc?
To nie są nowe pytania. Unde malum? – to stare pytanie teodycei, stawiane choćby w kontekście Auschwitz. Te sytuacje nie są oczywiście wprost analogiczne, tam mieliśmy działanie człowieka, tu – natury.
Pandemia jest stanem weryfikacji dotychczasowego obrazu Boga, albo przynajmniej istotnego jego przeorientowania
Model kary jest najprostszy i najbardziej niebezpieczny: domaga się znalezienia winnego (mechanizm kozła ofiarnego) i przebłagania. To jest model w swej istocie handlowy, transakcyjny. Im gorsza epidemia, tym większego trzeba przebłagania. Im mniejsza zmiana na lepsze, tym większe poczucie winy w błagających, którzy nadzieję (a nuż da się przebłagać) zaczynają w końcu zamieniać w bunt (ile jeszcze trzeba naszych modlitw). To jest myślenie, które Boga sprowadza do przyczyny bezpośredniej i wprost prowadzi do obwinienia Go za cierpienie.
Ale jest też drugi model: zła jako konsekwencji ludzkiego działania i Boga jako przyczyny ostatecznej, tudzież Tego, w którym nastąpi ostateczne wyzwolenie, ostateczne – nie chwilowe, natychmiastowe. To jest to, o czym mówił Benedykt XVI w Auschwitz i o czym mówi Franciszek we „Fratelli tutti” (i nie tylko). Nawrócenie nie jest konieczne do przebłagania Boga, ale do uczynienia tego świata bardziej ludzkim, a w konsekwencji – Bożym, zgodnym z Jego stwórczym zamysłem.
Czym jest więc modlitwa, jeśli nie przebłaganiem? Krzykiem człowieka w samotności, wołaniem z krzyża, które – raz wykrzyczane – brzmi nadal. Ale jest także – jak ostatnio przypomniał Franciszek – świadomością obecności Boga: przechodząc przez tę ciemną dolinę „zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. To jest paradoks modlitwy w pandemii: jest modlitwą opuszczonego, który nie przestaje ufać. Nie chce bowiem stać się ateistą w pierwotnym tego słowa znaczeniu: kimś porzuconym przez Boga.
Nawrócenie nie jest konieczne do przebłagania Boga, ale do uczynienia tego świata bardziej ludzkim, a w konsekwencji – Bożym, zgodnym z Jego stwórczym zamysłem
Z odpowiedzi na pytanie, który model, paradygmat roli Boga w pandemii, jest mi bliski (dominuje w myśleniu teologicznym), płynąć będą konsekwencje dla modlitwy, pobożności, liturgii, duszpasterstwa sakramentalnego itd. Czy cała ekonomia sakramentalna (i okolice) jest potrzebna, by dać nam choć minimum pewności, punktów odniesienia w dokonującej się transakcji z Bogiem (karzącym)? I tu się pojawia pytanie – choć brzmi anegdotycznie – jak żyć bez wody święconej.
Czy też ta ekonomia sakramentalna jest nam potrzebna jako coś zupełnie innego – duchowa skała i niebieska manna jako znaki Bożej obecności pośród cierpiącego ludu?
Czy się modlę o oddalenie pandemii? Wołam w samotności nocy ciemnej doliny. Ale wołam z ufnością, że nie idę sam, choć ani Jego kroków nie widzę, ani Głosu zdaję się czasem nie słyszeć.
Tekst ukazał się na Facebooku. Tytuł od redakcji
Przeczytaj też: Nawet wbrew nadziei. Teologia w czasach koronawirusa
Takie samo pytanie pada przy każdej epidemii, wojnie, katastrofie.
Zawsze te same odpowiedzi które jak widać nie przekonują.
A wydawało się że po Oświęcimiu nie trzeba będzie go stawiać….
Pandemia pokazała kto jest naprawdę bogiem.Naukowcy i lekarze.Są silniejsi od religii i wszelkich bogów. Nie jestem wierzący,więc nie mam problemu z dorabianiem teorii i naginaniem rzeczywistości.Pandemia pokazała aż nazbyt wyraziście,że ta cała religia nie trzyma się logiki.Najwięcej zmarło osób starszych,właśnie tych najbardziej bogobojnych.Chorowali księża i zakonnice.A takie „czarne owce” jak ja,nie.Wprpwadzając pojęcie boga robimy tylko zamęt.Jeżeli wyeliminujemy pojęcie boga,wszystko staje się klarowne i przejrzyste.Po prostu logiczne.Bpgiem dzisiaj jest nauka.Jak widać większa siła od niej nie istnieje.No chyba,że w umysłach naiwnych ludzi.