Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Na Litwie COVID-19 pomaga wrócić do władzy

Ingrida Šimonytė, kandydatka konserwatystów w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich, obecnie typowana na potencjalną przyszłą premier, październik 2020. Fot. Tėvynės sąjunga - Lietuvos krikščionys demokratai (TS-LKD)

W ubiegłą niedzielę do urn poszło 47,55 procent Litwinów. Powodem niższej niż poprzednio frekwencji była pandemia. To ona dyktowała większość tematów kampanii, uderzyła w rządzący krajem Litewski Związek Rolników i Zielonych oraz pomogła wygrać opozycyjnym konserwatystom.

Pierwsza tura wyborów do litewskiego Sejmu już za nami. W skomplikowanym systemie wyborczym u naszych północno-wschodnich sąsiadów wybiera się 141 członków jednoizbowego parlamentu w dwóch podejściach. Za pierwszym razem, według systemu jednomandatowego, obsadzone zostaje 70 foteli, dwa tygodnie później – kolejne 71, już według systemu proporcjonalnego.

Ten złożony i mieszany system przekłada się również w pewnym stopniu na większe niż w Polsce urozmaicenie (choć niektórzy użyją w tym miejscu określenia „rozdrobnienie”) sceny politycznej. Rządy i koalicje, jak na przykład pozostający u władzy od poprzednich wyborów gabinet Sauliusa Skvernelisa, bywają więc wieloczłonowe i zazwyczaj nie tak stabilne jak w klasycznych systemach dwupartyjnych.

Zwycięstwo konserwatystów?

Trudno więc tuż po pierwszej turze w sposób bezbłędny przewidzieć wszystkie powyborcze warianty rozwoju sytuacji, ale bez wątpienia liczby wskazują na zwycięstwo opozycyjnych konserwatystów, rządzących ostatnio w latach 2008-2012.

Unia Ojczyźniana – Litewscy Chrześcijańscy Demokraci (TS-LKD), będący członkami Europejskiej Partii Ludowej, uzyskali ponad 25 proc. głosów i 23 miejsca w Sejmie. Rządzący od czterech lat populiści z Litewskiego Związku Rolników i Zielonych (LVŽS) – nieco ponad 18 procent i 16 miejsc.

Klęskę ponieśli koalicjanci tego ugrupowania. 5 procentowego progu wyborczego nie przekroczyła Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin (AWPL-ZCHR/ LLRA-KŠS), uzyskując 4,8 procent poparcia (w wyborach 2016 roku było to 5,4 procent). Jako całość do parlamentu nie wejdzie także współtworzące rząd jedno z ugrupowań centrolewicowych – Litewska Socjaldemokratyczna Partia Pracy (LSDDP), powstałe dwa lata temu w wyniku rozłamu w litewskiej socjaldemokracji.

Jednomandatowy system w pierwszej turze zdołał jednak uratować fotele dla dwojga polityków Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin wybranych w swoich okręgach: Beaty Pietkiewicz oraz Czesława Olszewskiego. Do drugiej tury przeszły też zasiadająca w tym ugrupowaniu szefowa MSW Rita Tamašunienė oraz Romualda Poszowiecka. Warto jednak przy tym pamiętać, że mieszkający na Litwie Polacy nie są członkami i działaczami tylko i wyłącznie AWPL – ZCHR/ LLRA-KŠS. Posłanką liberalnej Partii Wolności (LP) będzie również Polka, Ewelina Dobrowolska.

Trudno tuż po pierwszej turze w sposób bezbłędny przewidzieć wszystkie powyborcze warianty rozwoju sytuacji

O sukcesie mówić mogą działacze Partii Pracy (DP) na której czele stoi Viktor Uspaskich, urodzony w Rosji multimilioner. Po czterech latach nieobecności w Sejmie ugrupowanie, które w ostatnich latach wielu już spisało na straty, z niemal 10 procentowym wynikiem zdobyło trzecie miejsce i już w pierwszej turze obsadziło 9 foteli. Kilkanaście lat temu Partia Pracy była jednym z najsilniejszych ugrupowań w Republice, a w 2004 roku, gdy Litwa weszła do Unii, wygrała nawet wybory parlamentarne. Wówczas partia była postrzegana dość jednoznacznie jako prorosyjska.

Stronnictwo dość szybko utonęło w skandalach dotyczących niejasnych źródeł jego finansowania, a sam Uspaskich przejściowo ukrywał się w Rosji. W późniejszych latach zaczął mozolnie odbudowywać karierę i chociaż już nigdy nie osiągnął politycznie tego, co przed laty, powrócił do Sejmu, a nawet dwukrotnie – w tym podczas ostatnich eurowyborów – zdobył mandat (jako jedyny ze swojego ugrupowania) w Parlamencie Europejskim, gdzie pozostaje członkiem liberalnej grupy Odnowić Europę.

Umiarkowany sukces odnotowali tradycyjni socjaldemokraci rządzący w latach dziewięćdziesiątych oraz w kadencji 2012-16. Litewska Partia Socjaldemokratyczna (LSDP) z 9,6 procent poparcia w pierwszej turze wprowadziła do Sejmu 8 posłów. Taką samą liczbę foteli zdobyły dwie mniejsze partie liberalne: Partia Wolności (LP) i Ruch Liberalny (LRLS).

Dość dominacji?

W pierwszą wyborczą niedzielę, 11 października, niezbyt oszałamiała frekwencja. Do urn poszło tylko 47,55 procent obywateli, czyli nieco ponad 1 mln 168 tys. z ponad 2,5 miliona uprawnionych do głosowania. Powodem niskiej frekwencji była bez wątpienia pandemia. To COVID-19 ustawił większość tematów kampanii przedwyborczej i bez wątpienia uderzył w rządzący Litewski Związek Rolników i Zielonych.

Historia tej partii obfituje w szereg ciekawych zwrotów, a jej dojście do władzy w 2016 roku odbyło się na fali ogólnoeuropejskiej i globalnej zmiany, która wiązała się z popularnością Donalda Trumpa, Viktora Orbána, Jarosława Kaczyńskiego, Andreja Babiša, Brexitem i kryzysem migracyjnym. Jeszcze bowiem w 2015 roku stronnictwo było małą partią, walczącą o przekroczenie 5-procentowego poparcia w sondażach. Rok później w wyborach zdobyło już 51 foteli. Liderzy Rolników i Zielonych podkreślali wówczas, iż obywatele mają dość wieloletniej dominacji tradycyjnych ugrupowań w stylu konserwatystów i socjaldemokratów.

Z polskiego punktu widzenia dość osobliwie wygląda europejska afiliacja polityczna tej partii, która w europarlamencie zasiada w szeregach Zielonych-Wolnego Sojuszu Europejskiego. W kwestiach światopoglądowych jest jej jednak znacznie bliżej do dominujących w tej chwili w regionie poglądów konserwatywnych, m.in. jej posłowie opowiadali się konsekwentnie przeciwko uruchomieniu wobec Polski i Węgier art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej.

Rządzące na Litwie ugrupowanie wyraźnie też różniło się od dominującej w grupie Zieloni-Wolny Sojusz Europejski agendy programowej popierającej postulaty społeczności LGBT.

Rolnicy i Zieloni podjęli również, podobnie jak partie rządzące w innych krajach regionu, próby podporządkowania władzy wykonawczej wymiaru sprawiedliwości oraz mediów publicznych. Proponowano również nową politykę tożsamościową – rząd w 2018 roku zaproponował, aby dzieci w szkołach publicznych nosiły mundurki z symbolami historycznymi upamiętniającymi mundury wojsk niepodległej Litwy z czasów międzywojennych. Po dużych kontrowersjach społecznych, pomysł jednak zarzucono.

Od samego początku pandemii w całym kraju wykryto ponad 6240 przypadków zarażenia koronawirusem. Zmarło ponad sto osób

Ekipie rządzącej nie udało się przerwać długotrwałego problemu litewskiej demokracji, jakim jest oligarchizacja życia gospodarczego i jego niejasne powiązania ze światem polityki i administracji. Obecnie dominującą postacią w partii rządzącej jest nie tyle sam premier Skvernelis, co Ramūnas Karbauskis, multimilioner i właściciel wielkiego przedsiębiorstwa rolniczego Agrokoncernas, będący skrzyżowaniem polityka, biznesmena i celebryty (stworzył m.in. bardzo popularny serial telewizyjny, pokazujący życie społeczności wsi, w której się wychował).

Rząd podjął też w minionej kadencji podobne jak w innych krajach regionu programy społeczne, czasem wręcz bardziej ambitne niż w Polsce. Wprowadzono nie tylko tanie leki i wypłaty bezpośrednie dla emerytów, ale także dosypano nieco pieniędzy lekarzom.

Bez wątpienia, rządzący osiągali sukcesy na arenie międzynarodowej, w szczególności zaś w polityce regionalnej. Zdecydowane poparcie demokratycznych dążeń Białorusinów i udzielenie azylu politycznego Swiatłanie Cichanouskiej oraz równoległa z tym bardzo aktywna działalność szefa litewskiej dyplomacji Linasa Linkevičiusa w ramach unijnej dyplomacji zawstydziła wręcz kraje regionu, które jeszcze do niedawna uchodziły za mecenasów dążeń wolnościowych na obszarze poradzieckim (komentarz Dominika Wilczewskiego).

Ekipie pozostającej u władzy od 2016 roku udało się również, po latach nieporozumień i dyplomatycznego chłodu, odbudować dobre relacje z Polską.

Wybory w epicentrum pandemii

Mamy jednak rok 2020, a nie 2016, i epicentrum drugiej fali pandemii. W przedwyborczą sobotę na Litwie padł rekord liczby nowych zakażeń – 205 przypadków, a w niedzielę, 11 października, było ich 160. Od samego początku pandemii w całym kraju wykryto ponad 6240 przypadków zarażenia. Zmarło ponad sto osób. Prof. Arvydas Ambrozaitis, specjalista chorób zakaźnych na Uniwersytecie Wileńskim, w wypowiedzi dla wileńskich mediów zauważył, iż obecnie na terenie całej Republiki mamy do czynienia z wyższą śmiertelnością niż wiosną i w miesiącach letnich.

Wybory przeprowadzono oczywiście z najwyższym możliwym zabezpieczeniem, wprowadzając możliwość wcześniejszego głosowania korespondencyjnego. Wielu europejskich analityków podkreśla co prawda, że Litwa pozostaje jednym z nielicznych państw UE, których kryzys gospodarczy spowodowany koronawirusem nie dotknął do tej pory w tak mocnym stopniu, jak kraje zachodnioeuropejskie. Litewski PKB w drugim kwartale br. spadł jedynie o 3,7 procent i był to najniższy taki spadek po Luksemburgu. Wielu litewskich przedsiębiorców wytwarza produkty przeznaczone na dość niszowe rynki, na które koronawirus nie ma aż tak dużego wpływu.

Ekipie dotychczas rządzącej nie udało się przerwać długotrwałego problemu litewskiej demokracji, jakim jest oligarchizacja życia gospodarczego

Wesprzyj Więź

Rząd Skvernelisa przyjął niedawno spory pakiet pomocowy dla gospodarki w wysokości 2 mld euro. Pomoc ma trafić do przedsiębiorców, w szczególności rolników, kolejne zaś ponad 600 mln euro może skredytować UE. Niemniej, kraj odnotował dość duży skok bezrobocia – z 9 procent w lutym do ponad 14 w październiku.

Wszystkie te tendencje wpłynęły na słabszy wynik rządzących i pewien zauważalny zwrot wyborców w stronę „tradycyjnych” ugrupowań, które rządziły już przed laty. Tkwi tu pewnego rodzaju paradoks, gdyż jedna z liderek zwycięskich w pierwszej turze konserwatystów, Ingrida Šimonytė, kandydatka konserwatystów w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich, obecnie typowana na potencjalną przyszłą premier, jako szefowa resortu finansów w kryzysowych latach 2009-12 była pomysłodawczynią ogromnych, oszczędnościowych cięć budżetowych. Gitanas Nausėda, z którym minister wówczas przegrała, liczy po wyborach na lepszą niż do tej pory i bardziej konstruktywną współpracę z nowym Sejmem. Jaki będzie nowy kształt polityczny Litwy, dowiemy się jednak najwcześniej za dwa tygodnie, po drugiej turze wyborów.

Tekst opublikowany pierwotnie na Facebooku

Podziel się

Wiadomość