Jaka jest kondycja polskiej literatury w pierwszych dwóch dekadach XXI wieku?
Niesłychana wiara w polską literaturę wyłania się z tej niewielkiej książeczki. Teksty zawarte w zbiorze „Prognoza niepogody. Literatura polska w XXI wieku” powstały z okazji piętnastolecia Nagrody Literackiej Gdynia i z założenia mają podsumowywać kondycję współczesnego polskiego pisarstwa. Ponieważ zbiorek jest niewielkich rozmiarów, podsumowanie to wypada szkicowo, bardziej jako punkt wyjścia do dalszych dyskusji. Niekiedy więcej o stanie polskiej literatury można się dowiedzieć nie z warstwy merytorycznej opublikowanych tekstów, ale z języka autorów, a także z tematów, wokół których oni krążą.
Cztery rozdziały odpowiadają czterem kategoriom nagrody: esej, proza, poezja i przekład. Podział ten bardzo dobrze pokazuje, w jaki sposób każda z tych dziedzin rozwija się w Polsce i jakie jest ogólne do niej nastawienie – i znowu, nie chodzi nawet o to, jak świetni skądinąd autorzy i autorki podsumowali dorobek polskiej literatury, tylko o ogólny obraz, jaki się z tego wyłania.
Weźmy rozdział o esejach: znakomity tekst Zofii Król, nieco kuriozalny zbiór laudacji przygotowany przez Agatę Bielik-Robson, analiza Pawła Mościckiego i esej Olgi Drendy o byciu eseistką w XXI wieku. We wszystkich tekstach można dostrzec niepewność, czym właściwie jest esej, przy jednoczesnej dużej dozie otwartości i przekonaniu o jego olbrzymim potencjale w przyszłości – czy to poprzez uwzględnianie głosów, które dotychczas były mniej słyszalne, czy poprzez bezgraniczną swobodę, jaką daje ten gatunek.
W opozycji do tego stoi rozdział o poezji, najbardziej hermetyczny. Mówi więcej o dzisiejszym znaczeniu poezji w polskiej literaturze niż analizy wierszy, które przeprowadzają Piotr Śliwiński i Julia Fiedorczuk. Język tych tekstów jest zaskakująco specjalistyczny, jakby autorki i autorzy z góry przyznawali, że poezja to dziś już gatunek tylko dla koneserów i w zupełności funkcjonuje poza mainstreamem. Nie zmienia tej perspektywy nawet tekst Marty Koronkiewicz o polityczności i tendencyjności liryki.
Widać zmianę, która zaszła w pozycji tłumaczek i tłumaczy; widać też nadzieję, że to tylko początek
Z tekstów o prozie wyłania się natomiast widmo kryzysu: wielkiej powieści, wielkich tematów i wielkich twórców. Wyliczanka Elizy Kąckiej, która chyba miała być ironiczną próbą syntezy (wyszło chaotycznie), zawiera wiele trafnych spostrzeżeń o wyczerpaniu się starych tematów i dopiero krystalizowaniu się tych nowych; podobne wnioski można też wyczytać z tekstu Moniki Ochędowskiej. Aleksander Nawarecki pisze o końcu wielkich narracji i przyszłości małych form. Miałam wrażenie, że z wszystkich tych tekstów płynie jakieś rozczarowanie polską prozą, w której tylko Olga Tokarczuk jest w stanie napisać coś dłuższego niż trzysta stron, i w której wielkie tematy jednego sezonu w drugim są wyśmiewane albo zupełnie zapomniane. Tekst Kąckiej chyba najbardziej to pokazuje: jedyna bezpieczna postawa wobec współczesnej polskiej prozy to życzliwa żartobliwość.
I wreszcie triumfalny rozdział o przekładzie, który w końcu trafił na salony. Fantastyczne są te teksty, pełne niewiarygodnego zapału, propozycji programowych, rozważań o dziejowej misji tłumaczek i tłumaczy. Jerzy Jarniewicz nazywa je „długim sezonem tłumaczy” – i widać to w całej jaskrawości. Nawet, gdy Magdalena Pytlak pisze o dominacji tłumaczeń z literatury anglojęzycznej i niedostatkach przekładów z innych języków, to w jej słowach jest wiele autentycznej wiary, że zmiana to kwestia czasu (i fakt, coraz więcej wydawnictw publikuje książki z innych kręgów niż anglosaskie). Widać zmianę, która zaszła w pozycji tłumaczek i tłumaczy; widać też nadzieję, że to tylko początek.
Jaka jest więc kondycja polskiej literatury w pierwszych dwóch dekadach XXI wieku? Po lekturze tekstów mam wrażenie, że na etapie między wygaszaniem a wchodzeniem w trend wzrostowy. Esej ma olbrzymi potencjał, który nadal nie został w pełni wykorzystany. Poezja stała się ekskluzywną zabawą dla zainteresowanych. Nad prozą wisi widmo nieuchronnego kryzysu, którego nie powstrzyma nawet Nobel. Na szczęście są jeszcze tłumacze.
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie Wodzirejki