Pierwsze w historii Unii Europejskiej roczne sprawozdanie na temat praworządności we wszystkich krajach członkowskich obala mit, że Komisja Europejska uwzięła się na Polskę i Węgry, pragnąc zniszczyć ich suwerenność. Raport udowadnia, że problemy z praworządnością występują w każdym kraju Starego Kontynentu.
Praworządność jest obecnie poddawana próbie w wielu krajach Unii. W czterech dziedzinach: wymiaru sprawiedliwości, relacji polityki i biznesu, mediów oraz ustrojowych mechanizmów kontroli i równowagi. Po lekturze raportu Komisji Europejskiej nie ma się jednak wrażenia, by Unia traktowała jedne kraje ulgowo, a drugie – nadmiernie surowo.
Wspólnota z konsekwencjami
Zapowiedziom i planom nowego kierownictwa Unii, które objęło stery Wspólnoty po ogólnoeuropejskich wyborach w maju 2019 r. (udział w nich wzięła największa od 1979 r. liczba dorosłych Europejczyków), stało się zadość.
Komisja Europejska ogłosiła pierwszy w dotychczasowych dziejach Unii szczegółowy raport o praworządności we wszystkich krajach członkowskich. Warto pamiętać, że został on ogłoszony publicznie już w ubiegłym roku w ramach programu politycznego szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen „Unia która mierzy wyżej”. Problematyka praworządności, została w nim uznana za jeden z czterech zasadniczych filarów działania Unii w obecnej kadencji Parlamentu Europejskiego.
Praworządność to zatem fundament nowej UE obok Europejskiego Zielonego Ładu, tzw. gospodarki służącej ludziom oraz cyfryzacji. Z deklaracji „Unia która mierzy wyżej” jednoznacznie zresztą wynika, że Ursula von der Leyen, a wraz z nią Komisja Europejska, europarlament i pozostałe instytucje unijne nie uznają praworządności jedynie za część procedur urzędniczo-biurokratycznych, ale za podstawę wspólnoty wartości, jaką jest Europa.
Von der Leyen podkreśla, że tym, co nazywamy europejskim stylem życia, jest przede wszystkim wspólnota prawa, wyrażanego przez wartości sprawiedliwości społecznej, równości i tolerancji. To jednocześnie trójka pojęć kluczy, które coraz częściej są dziś przecież nie tylko kwestionowane, ale wręcz ośmieszane.
Ursula von der Leyen, a wraz z nią Komisja Europejska, europarlament i pozostałe instytucje unijne uznają praworządność za podstawę wspólnoty wartości, jaką jest Europa
Przewodnicząca KE słusznie przypomina, że wspólnota europejska nie może ograniczać się do interesów ekonomicznych. Mówiąc bardziej wprost, Unia nie powinna być wzniosłym synonimem skarbonki z pieniędzmi o nieograniczonej pojemności. Musi opierać się na aksjologii, która – co warto uparcie powtarzać – ma swoje źródło w ideach ojców-założycieli zjednoczonej Europy zbudowanych na uniwersalnych wartościach judeochrześcijańskich i humanistycznych.
Dlatego wielu polityków w KE – jak choćby wiceprzewodnicząca Věra Jourová – opowiada się za powiązaniem praworządności z kwestiami budżetowymi. „Każdy obywatel zasługuje na dostęp do niezależnych sędziów, czerpanie korzyści z wolnych i pluralistycznych mediów oraz pewność co do tego, że jego prawa podstawowe są przestrzegane. Tylko wtedy możemy nazywać się prawdziwą unią krajów demokratycznych” – te słowa pochodzącej z Czech komisarz są chyba najprostszym i najbardziej intuicyjnym pożądanym unijnym credo.
Nikt nie kwestionuje suwerenności
To właśnie wyłonionemu po ostatnich eurowyborach kierownictwu UE udało się politycznie oraz instytucjonalnie wprowadzić kompleksowy i sprawiedliwy mechanizm śledzenia praworządności we wszystkich – a nie tylko wybranych – krajach Wspólnoty. Obala to dość częsty w narracji elit rządzących w Polsce i na Węgrzech mit, że Bruksela w szczególny sposób czyha na niepodległość i suwerenność „niepokornych członków” Unii.
Najnowszy raport o praworządności jest raportem całej Komisji – ciała politycznie zróżnicowanego, w którym nie zasiadają ludzie anonimowi, ale politycy odmienni ideowo, wysunięci przez każde państwo członkowskie, w tym także przez rząd Polski. W towarzyszących dokumentowi komentarzach podkreśla się, że państwa członkowskie mają fundamentalne prawo do prowadzenia własnej polityki zgodnej z specyfiką każdego kraju członkowskiego. Co za tym idzie – także prawo do przeprowadzenia reform wymiaru sprawiedliwości, ustawodawstwa, mediów czy gospodarki.
Charakterystyczne jest, że w raporcie KE części dotyczące poszczególnych dziedzin w każdym kraju zaczynają się od przytoczenia wyników badań społecznych na temat oceny działalności sądów, mediów, instytucji państwowych oraz przejrzystości życia gospodarczego. Wydaje się, że to dobry pomysł (choć niewątpliwie oceny takie nieraz wynikają z politycznych poglądów i sympatii). Komisja pokazuje tym samy szacunek dla europejskiego demosu. W Polsce, w porównaniu do innych krajów Unii, zwraca uwagę o wiele niższe zaufanie obywateli do pracy wymiaru sprawiedliwości, którego dobrze ocenia zaledwie nieco ponad 34 proc. ankietowanych (w porównaniu z ponad 76 proc. w Niemczech oraz identycznym wynikiem w Irlandii).
W raporcie czytamy krytyczne uwagi pod adresem nie tylko Polski, lecz także Niemiec, Francji, Grecji, Malty, Słowacji, Bułgarii, Rumunii…
Raport zwraca uwagę, że niezależność sądów od władzy wykonawczej i ustawodawczej to element europejskiej kultury prawnej. Wszędzie wymiar sprawiedliwości musi być reformowany w kierunku większej użyteczności dla obywateli, ale także – odpowiadać na wyzwania ery cyfrowej lub na sytuację pandemii. Niepokój budzą takie zmiany w sądownictwie, które osłabiają jego niezależność.
W raporcie przeczytamy nie tylko o przewlekłym konflikcie politycznym wokół wymiaru sprawiedliwości i próbami jego osłabienia przez rządzącą większość w Polsce, lecz także w… Niemczech. Dokument wskazuje, że dyskusyjnym i wątpliwym rozwiązaniem jest istniejąca w tamtejszym systemie prawnym możliwość instruowania prokuratorów przez resort sprawiedliwości w określonych postępowaniach. Zauważa się również spadek efektywności działania sądów, szczególnie cywilnych w ostatnich latach, a także wolno przebiegający proces digitalizacji sądów. Dość podobne uwagi przeczytamy na temat Francji, w której spada zaufanie do sądów. Mimo zasadniczo dobrych regulacji antykorupcyjnych, Francuzom wciąż daleko także do zażegnania problemów w ciemnej rzeczywistości polityczno-gospodarczej.
W ocenie Grecji przyznaje się, że mankamentem tamtejszego systemu jest formalny brak w ustroju trybunału konstytucyjnego (spory konstytucyjne może rozpatrywać każdy sąd cywilny). Raport krytykuje Maltę nie tylko za opieszałość w dochodzeniu w sprawie głośnego w całej Europie zabójstwa dziennikarki śledczej Daphne Caruany Galizii, lecz także za projekt reformy wymiaru sprawiedliwości zakładający możliwość odwoływania sędziów przez parlament.
Bardzo krytyczne uwagi znalazły się w raporcie pod adresem Słowacji, w której odnotowano mataczenie wysokich urzędników wymiaru sprawiedliwości (w tym urzędującej jeszcze w ubiegłym roku wiceminister) w śledztwie w sprawie zabójstwa dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej, która kontaktowała się z oskarżonym o zlecenie tej zbrodni na zaszyfrowanym komunikatorze internetowym.
Surowo oceniany jest wysoki stopień symbiozy wymiaru sprawiedliwości z elitami politycznymi i gospodarczymi w Bułgarii i Rumunii.
Wiele zagrożeń w każdym kraju
Wymienione wyżej przykłady to oczywiście tylko kropla w całym morzu uwag, które można wysunąć pod adresem prawie każdego wymiaru sprawiedliwości w każdym z 27 krajów członkowskich Unii. Da się oczywiście wyczuć, że zarzuty są różnego kalibru. Jakościowo czym innym jest wolno postępująca cyfryzacja sądów, której przyczyny mogą być bardzo różne, od technicznych po psychologiczne, a zjawiskiem zupełnie odrębnym – to, na co jednoznacznie wskazuje raport w sekcji polskiej, czyli kwestionowanie niezależności sądów i niezależności sędziów. Oraz: polski bałagan legislacyjny, wyrażający sie uchwaleniem w ciągu ostatnich pięciu lat 30 ustaw regulujących pracę wymiaru sprawiedliwości, czy powoływanie członków Krajowej Rady Sądownictwa wprost z klucza politycznego.
Nie można jednak pominąć, że raport również z uznaniem ocenia niektóre działania rządu w kwestii sądownictwa – jak wzrastające nakłady finansowe czy sprawniejsza niż w niektórych bardziej zaawansowanych w rozwoju krajach zachodnich cyfryzacja. Efektywność sądów cywilnych jest nad Wisłą nawet wyższa od średniej unijnej, a efektywność sądów powszechnych mierzona długością postępowań jest do średniej zbliżona.
Dyżurne twierdzenia, że raport jest czarno-biały i wyraża uprzedzenia wobec „wstającej z kolan” Polski, nie znajdują więc potwierdzenia.
Podobnie jest w kwestii oceny działania mediów. Niemal w każdym kraju Unii widać próby – przeprowadzane w różny co prawda sposób – zdobywania przez polityków wpływów na media elektroniczne i tradycyjne. Między wierszami raportu da się również zauważyć, iż KE dostrzega, że problemem najbardziej powszechnych dzisiaj mediów – serwisów społecznościowych i internetu w ogóle – jest wzrastająca liczba agresji, fake newsów oraz treści skrajnych. Jednakże tylko w przypadku kilku krajów, w tym Polski, zwraca się uwagę na ostentacyjne łamanie zasad bezstronności przez media publiczne czy brak zabezpieczeń przed kontrolą polityczną mediów; raport wskazuje na zupełne lekceważenie konstytucyjnego organu, jakim w Polsce jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, i przejęcie jego prerogatyw przez Radę Mediów Narodowych. Przypomina niewykonywanie przez polskie władze wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2016 r., dotyczącego wykluczenia KRRiT z procesu powoływania organów zarządzających mediami publicznymi. Negatywnie odnosi się do zapowiedzi „repolonizacji” mediów.
Niepokój KE, niezależnie od szerokości geograficznej, budzą próby naruszania w państwach członkowskich zasady checks and balances. Jest w Unii wiele krajów, nawet tych o utrwalonej tradycji demokratycznej, w których pojawiają się takie pojedyncze działania, ale można odnieść wrażenie, że głównie w Polsce i na Węgrzech działalność władzy ustawodawczej i wykonawczej duży negatywny wpływ na społeczeństwo obywatelski.
Podkreśla się, że powołany za rządów Zjednoczonej Prawicy Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego jest w sposób wertykalny zależny od rządu, a przedstawiciele organizacji obywatelskich o profilu krytycznym wobec władz mają mały wpływ na działalność tej instytucji. Zauważa się również, praktycznie nie występujący w innych krajach unijnych, dążenie władzy do konfliktu z rzecznikiem praw obywatelskich, któremu nie tylko systematycznie ograniczało się w ostatnich kilku latach środki budżetowe, ale również – co też jest bardzo rzadkim zjawiskiem w pozostałych krajach UE-27 – którego bezpardonowo atakowano w mediach rządowych, oskarżając personalnie i niemerytorycznie.
To nie jest zła wola
Wbrew przewidywalnej, „godnościowej” i stricte politycznej reakcji na raport KE ze strony obozu rządowego, nie ma on na celu „neokolonialnej tresury i pouczania naszych elit pod dyktando Donalda Tuska i Angeli Merkel”, jak niemal codziennie w tej lub innej formie dowiadujemy się z „mediów narodowych”.
Instytucje Unii widzą ogólny kryzys demokracji na Starym Kontynencie i pozostają w raporcie dość surowe dla wszystkich ekip rządzących w państwach członkowskich. Niezależnie od tego, czy są to rządy związane z Europejską Partią Ludową, Socjalistami i Demokratami, grupą Odnowić Europę czy Konserwatystami i Reformatorami. Byłoby dobrze, gdyby polska ekipa rządząca, której polityk, Janusz Wojciechowski, jest przecież komisarzem ds. rolnictwa, nie ograniczała w reakcji na tak istotny dokument do propagandowo-emocjonalnych wypowiedzi.
Raport w sprawie praworządności to efekt normalnej pracy organów wspólnotowych, których jesteśmy przecież integralną częścią od 16 lat. Celem raportu nie jest uprawianie „pedagogiki wstydu”, ale raczej dbałość o to, aby nowoczesna Europa była silnym i integralnym uczestnikiem polityki międzynarodowej. Musi ona opierać się zatem na jasnej i podzielanej przez wszystkich członków Wspólnoty aksjologii, gdyż bez niej Unia, podobnie jak ewangeliczny „dom wewnętrznie skłócony, nie będzie mógł się ostać”.
A jakie jest źródło oceniania państw członkowskich, owszem nie w pełni demokratycznych (weźmy przykład Francji – czy ich ordynacja wyborcza dająca superpremię zwycięzcy i eliminująca duże mniejszości jak np. wyborców Marii Le Pen jest praworządna?) przez zupełnie nie demokratyczną Unię Europejską (bo nawet parlament europejski nie ma takiego mandatu, owszem technika wybierania jest wolna, ale nie ma paneuropejskiej tkanki społecznej która jest warunkiem demokracji). Niestety, coś takiego, jak patriotyzm europejski nie istnieje, bo przejawiałby się w niedosycie ze stanu Unii począwszy od jej jądra i pragnienia lepszych rozwiązań. Zamiast tego mamy interesy maskowane patriotyzmem. Ten raport o praworządności autorstwa centrum unijnego jest zwykłym przejawem walki o władzę między tym centrum a prowincjami i nie ma nim niczego bezinteresownego.
Czyli rozumiem, ze polski Senat tez nie jest w pelni demokratyczny, bo jest tak samo wybierany systemem wiekszosciowym w okregach jednomandatowych (i na dodatek, w odroznieniu od francuskiego Zgromadzenia Narodowego, tylko w jednej turze). Nie mowiac juz w ogole o takich panstwach jak Wielka Brytania, Kanada czy USA, wszystko to doskonale przyklady panstw niedemokratycznych.