W sieci jesteśmy raczej chłopami pańszczyźnianymi niż obywatelami – mówi prof. Mirosław Filiciak. – Potrzebujemy czasu, by nauczyć się korzystać z demokratyzacji wiedzy – dodaje prof. Marcin Napiórkowski.
Rozmowę o przyszłości internetu z profesorami Mirosławem Filiciakiem, kulturoznawcą z Uniwersytetu SWPS, i semiotykiem Marcinem Napiórkowskim prowadziła w poniedziałek sekretarz redakcji kwartalnika „Więź” Ewa Buczek. Inspiracją był jesienny numer „Więzi”.
Jak mówił prof. Filiciak, internet pozostaje wspaniałym narzędziem komunikacji, ale jesteśmy w nim produktami. – Internet to wielkie pole naftowe XXI wieku, z którego wyciąga się informacje. Jesteśmy darmowymi pracownikami, wszystko jest przecież napędzane naszymi treściami, które tworzymy – tłumaczył. Choć sam ucieka od technooptymizmu i technopesymizmu, widzi że „w internecie jesteśmy na wiele sposobów wykorzystywani; pozostajemy raczej chłopami pańszczyźnianymi niż obywatelami”.
Prof. Napiórkowski zaznaczył, że nieporozumieniem byłoby twierdzenie, iż tylko internet i media społecznościowe nami manipulują – podobne mechanizmy utrzymywania naszej uwagi stosują telewizja, prasa czy producenci zabawek. – Problem leży znacznie głębiej, winnym nie jest Facebook czy Google, a nasze własne lenistwo i fantazja o tym, że wszystko należy nam się za darmo – stwierdził.
Rozmówcy zgodzili się, że media społecznościowe to przede wszystkim narzędzia do pozyskiwania naszych danych, które są następnie używane w celach marketingowych.
Na pytanie, czy internet nie przyczynia się do eskalacji negatywnych zjawisk, jak wysyp teorii spiskowych, Napiórkowski odpowiadał: – Zasadniczo jestem optymistą. Mamy dziś do czynienia z bezprecedensową sytuacją, w której znaczna część społeczeństwa – aż 80-90 procent – w różnej formie aktywnie wypowiada się w sferze publicznej, i to trwałej, pisemnej. To demokratyzacja wiedzy, debaty publicznej. Potrzebujemy czasu, by nauczyć się, jak z tego korzystać. Epidemia teorii spiskowych jest rezultatem efektu przejściowego.
Zdaniem semiotyka dawniej ludzie uczyli się, że to, co napisane, niekoniecznie jest prawdziwe, i tak teraz będzie z internetem, dodatkowo do obecnej rewolucji technologicznej adaptujemy się szybciej.
Filiciak podkreślił zaś, że potrzebny jest dziś interwencjonizm i nadzór państwa nad wielkimi korporacjami, które monopolizują internet. Napiórkowski dodał do tego, że „trzeba by zacząć nie od regulacji, ale od pomyślenia jak na nowo musimy wymyślić szkoły i uniwersytet”, obecny model pochodzi bowiem z XIX wieku i jest bezradny wobec współczesnych wyzwań.
– Internet nie jest ani zły, ani dobry. Problem polega na tym, że jest tak skomplikowany, że nie chcemy o nim rozmawiać – przekonywał kulturoznawca z SWPS. – To nie jest tak, że Mark Zuckerberg jest szatanem. On po prostu funkcjonuje w systemie, który pozwala na jego działania, bo to jest najefektywniejszy sposób zarabiania pieniędzy. Trzeba by zatem przyjrzeć się problemowi systemowo. Najgorszą rzeczą jest defetyzm i poczucie, że nic się już nie da zrobić, próbujmy – dodał.
Zgodził się z tym Napiórkowski, który zalecił, by realistycznie oceniać przeszłość. – Mamy dziś sporo dezinformacji, ale wcześniej mieliśmy społeczeństwo powszechnej ignorancji. Łatwo jest wpadać w nostalgię, że „kiedyś było lepiej”. Pod wieloma względami żyjemy w najlepszym ze światów. A dzięki mediom społecznościowym możemy na przykład utrzymywać sieć kontaktów na szeroką skalę. Nadziei jest jednak więcej niż obaw – mówił.
Namysł nad współczesną cywilizacją cyfrową kontynuujemy w jesiennym numerze „Więzi”.