Na tym polega słabość naszego Kościoła, że nie opieramy się na duchu wspólnoty – mówi Andrzej Wielowieyski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.
Rozmowa Magdaleny Czyż z Andrzejem Wielowieyskim, byłym działaczem Klubu Inteligencji Katolickiej, redaktorem „Więzi”, działaczem „Solidarności”, posłem i senatorem, ukazała się 3 października w „Gazecie Wyborczej”. Dotyczy kondycji Kościoła w Polsce.
Zdaniem Wielowieyskiego obecnie polski Kościół znajduje się w półśnie. „Jest w Polsce liczny kler i są parafie, które cieszą się wśród wiernych szacunkiem. Jakieś funkcje pełnią, czegoś ludzi uczą i udzielają sakramentów. Równocześnie jest bardzo mało z tego, o czym marzył ks. prof. Franciszek Blachnicki: żeby z parafii wyciągnąć, wypracować jakiś ruch społeczny, który miałby treści i propozycje merytoryczne” – zauważa.
Nestor KIK-u zwraca uwagę na zmiany, które zaszły w postrzeganiu duchowieństwa i intelektualnego poziomu samych księży. „Dziś duża część społeczeństwa jest dobrze wykształcona. Przeciętny ksiądz, który przychodzi do parafii świeżo po seminarium, nie jest w stanie zaimponować wiedzą ani intelektem młodemu człowiekowi po studiach. Dlatego na tle reszty społeczeństwa formacja intelektualna kleru jest znacznie niższa niż w czasach komunizmu. Znaczenie mają tylko ci księża i hierarchowie, którzy podejmują jakąś działalność naukową czy społeczną. Tymczasem większość księży, którzy pojawiają się w parafiach, po prostu milczy. A nawet jeśli któryś z nich ma coś do powiedzenia, to ma w parafii takiego proboszcza i kolegów, że woli nic nie mówić” – podkreśla.
Jak przekonuje, powodem upadku prestiżu duchowieństwa jest dziś kwestia uwikłania we współpracę z bezpieką i nierozliczenia pedofilii. „Oczywiście są księża, którzy nie splamili się ani jednym, ani drugim i są w dobrych relacjach z wiernymi swojej parafii, nie mniej kładzie się to cieniem i na nich. Problemem jest bierność tych nieuwikłanych. Jeszcze kilka lat temu, gdy w życie Kościoła sam się angażowałem, ocenialiśmy, że ponad połowa parafii w Polsce nie ma na swoim terenie żadnej inicjatywy społecznej” – dodaje, zauważając, że „słynny antyklerykalizm polskiej wsi wraca, bo lokalny proboszcz często nie potrafi współżyć ze społecznością”.
Rozmowa dotyczy też kard. Stefana Wyszyńskiego. Wielowieyski zapamiętał go jako człowieka bardzo konserwatywnego, o temperamencie autorytarnym. „Nie miał jakichś szczególnych skłonności do liberalizmu. Choć w latach 70., gdy zaczął się kontaktować z działaczami opozycyjnymi z KOR-u, z Kuroniem i Michnikiem, to miał dla nich wiele sympatii” – mówi. „To nie jest tak, że on zupełnie nie był demokratą. Miał sympatie demokratyczne, czego dowodem był jego pozytywny stosunek do nas i do ruchów opozycyjnych w kraju. Ale demokracji w Kościele, w parafiach już się bał” – dopowiada i wspomina zdziwienie prymasa, gdy obserwował zebranie plenarne parafian w jednym z kościołów.
„Dostrzega pan związek między zwycięstwem ludowego, płytkiego katolicyzmu a dzisiejszym obrazem Kościoła w Polsce?” – pyta Czyż. „Ten Kościół ludowy wcale nie zwyciężył. Zwyciężyła konserwatywna struktura klerykalna, która rozwinęła się, trwała i umacniała się za czasów Gomułki” – odpowiada Wielowieyski.
„Na tym polega słabość Kościoła i słabość wsi, że nie opieramy się na doświadczeniu i duchu wspólnoty. Mamy bardzo mało jako naród takich doświadczeń. Polacy są najbardziej indywidualistycznym narodem w Europie. Jeśli mam coś zrobić, to owszem, chętnie z bratem lub kuzynem, ale nikim więcej” – tłumaczy.
DJ