Nasze i poprzednie pokolenia trenowały się w mówieniu światu TAK, TAK. Powtarzaliśmy sobie: spróbuję tego i jeszcze tego, pojadę tam i potem tam. Teraz pojawia się generacja, która rozumie, że najbardziej ludzkim i etycznym wyborem jest trening w mówieniu NIE. Zrezygnuję z tego i tamtego. Ograniczę to i to – pisze Olga Tokarczuk w eseju opublikowanym dziś w „Polityce”.
Esej Olgi Tokarczuk „Człowiek na krańcach świata” ukazał się w dzisiejszej „Polityce” jako pierwszy z tekstów projektu „Ex-centrum”.
Jak zauważa Noblista, przeżywamy dziś „dojmującą skończoność świata”. „Kiedyś świat był wielki i nie do objęcia wyobraźnią – teraz wyobraźnia nie jest nam już potrzebna, mamy wszystko na wyciągnięcie ręki po smartfona”. Dawniej „świat domagał się nowych opowieści i nowych form, ciągle się przed nami mienił, wciąż powstawał na naszych oczach. Dziś świat mieści się w obrębie naszego kalendarza i zegarka”. „Po raz pierwszy w historii postrzegamy nasze miejsce planetarnie – jako skończone i ograniczone; kruche i podatne na zniszczenie”, zaś „poczucie skończoności doświadczanego świata staje się klaustrofobiczne” – zwraca uwagę Tokarczuk.
Jej zdaniem świat otworzył się przed nami jak sezam, „przywalając nas bogactwem oferowanych usług, towarów, typów, wzorów, odmian, fasonów, mód, trendów”. „I jakoś nie wiadomo kiedy nasze życie zostało sprowadzone do nabywania nowych dóbr, zamawiania nowych usług z niewyczerpanej oferty”.
„Nasze i poprzednie pokolenia trenowały się w mówieniu światu TAK, TAK. Powtarzaliśmy sobie: spróbuję tego i jeszcze tego, pojadę tam i potem tam, doświadczę tego i tamtego. Biorę to i co mi szkodzi, żeby wziąć także tamto. Teraz u naszego boku pojawia się generacja, która rozumie, że najbardziej ludzkim i etycznym wyborem w tej nowej sytuacji jest trening w mówieniu NIE, NIE, NIE. Zrezygnuję z tego i tamtego. Ograniczę to i to. Nie potrzebuję. Nie chcę. Odpuszczę…” – zaznacza pisarka.
Przekonuje, że kluczowe dla współczesności stało się „odkrycie, że organizmy łączy współzależność”, zaś jako ludzie „jesteśmy bytem raczej zbiorowym niż indywidualnym, bardziej republiką wielu różnych organizmów niż monolitem”. Jak czytamy, „grzechem, za który zostaliśmy wygnani z raju, nie były ani seks, ani nieposłuszeństwo, ani nawet poznanie boskich tajemnic, lecz właśnie uznanie siebie za coś oddzielonego od reszty świata, pojedynczego i monolitycznego. Odmówiliśmy uczestniczenia w relacjach”.
„Tradycyjne postrzeganie ludzkiej istoty ulega dzisiaj dramatycznej zmianie, nie tylko wskutek kryzysu klimatycznego, epidemii i odkrycia granic rozwoju ekonomicznego, ale także poprzez nasze nowe odbicie w lustrze: obraz białego mężczyzny, zdobywcy w garniturze czy korkowym hełmie zaciera się i znika, widzimy za to coś w rodzaju twarzy malowanych przez Giuseppe Arcimboldiego – organicznych, wielokrotnie złożonych, niepojętych i hybrydowych – twarzy, będących syntezą biologicznych kontekstów, zapożyczeń i odniesień” – podkreśla autorka „Biegunów”.
Jak tłumaczy, „dziś – gdy mamy dziwne lato 2020 – nie wiemy, co będzie”, jednak odpowiedzią na zbytnią złożoność świata nie może być nostalgia czy kurczowe trzymanie się tradycji. „Myślę, że nie zmieścilibyśmy się w tamtych życiach. Nie zmieścilibyśmy się w przeszłości. Ani nasze ciała, ani nasza psychika” – przyznaje.
Odpowiedzią na nowe wyzwania mogłyby być odzyskanie „zmysłu całościowej percepcji”. A w tym – zdaniem Noblistki – pomóc może literatura, ona bowiem „jako nieustanny proces snucia opowieści ma większą niż cokolwiek innego możliwość ukazania świata z całością perspektywy wzajemnych wpływów i powiązań”. Literatura – dodaje pisarka – traktowana nie jako „czcza rozrywka”, ale „sezam punktów widzenia innych ludzi”, „macierz filozofów”. „Trudno byłoby stworzyć wizję literatury na nowe czasy, zwłaszcza że dobrze poinformowani mówią, iż właśnie dorosło ostatnie czytające pokolenie. Chciałabym jednak, żebyśmy dali sobie prawo pozwalające tworzyć nowe opowieści, nowe pojęcia i nowe słowa” – podkreśla autorka „Ksiąg Jakubowych” i postuluje: „Stwórzmy bibliotekę nowych pojęć. Wypełnijmy je treścią eks-centryczną, taką, o której centrum nie słyszało”.
DJ
Piękne
Ciekawa treść artykułu…Wzbudza mija refleksję i motywuje do poszukiwania adekwatnych do dzisiejszego świata sposobów właściwej egzystencji…właściwego rozumienia zależności i relacji…
Ja rocznik 54, p. Olga Tokarczuk rocznik 62,. Zastanawiam sie, czy o tej generacji mowi p. Olga jako o generacji zaczynajacej uczyc sie mowic NIE, NIE. Swiat widzielismy, jestesmy “oststnia generacja czytajaca ksiazki”, znajaca jeszcze “Jadro ciemnowsci” Korzenowskiego i potraficy zrozumiec zlozonosc swiata- przez znajomosc percepcyjna historii chociazby Polski. I ta eks- centrycznosc w jakis sposob moze nawiazac do filmu “Ekscentrycy”, wyobrazni muzycznej, literackiej- naszej wyobrazni, filizofii, poszanowania roznorodnosci. Tego, ze swiat sie zmienia i my na to mamy wplyw jak sie bedzie zmienial – jako ten sezam roznych punktow widzenia.
Ja uważam dokładnie na odwrót. Że te wcześniejsze pokolenia (plus moje w dzieciństwie), nie za bardzo trenowały się w mówieniu do świata „tak, tak”, – bo nie było do czego.
To aktualne, najmłodsze pokolenia nie znają życia „w” i „z” minimum i uważałabym za obrazę czy wręcz upokorzenie, gdyby to one minimalizmu miały uczyć moją Babcię – urodzoną w trakcie wojny, bądź Mamę – urodzoną w trakcie komunizmu bądź mnie.
Ciekawa jestem kto z tej nowej generacji sam sobie ceruje skarpetki, słucha Grabarka czy studiuje albumy ze sztuką?