Widać, że pewne rzeczy nie ujdą już na sucho – mówi Zbigniew Nosowski w wywiadzie dla „Dziennika Bałtyckiego”.
Rozmowa Dariusza Szretera ze Zbigniewem Nosowskim, redaktorem naczelnym kwartalnika „Więź”, ukazała się 21 sierpnia w „Dzienniku Bałtyckim”. Dotyczy archidiecezji gdańskiej.
Jak tłumaczy Nosowski, przejście abp. Sławoja Leszka Głódzia na emeryturę w dniu 75. urodzin i powołanie w jego miejsce administratora apostolskiego to sytuacja „rzadka” i „nietypowa”. Jego zdaniem fakt, że nie znamy wciąż nazwiska nowego metropolity gdańskiego świadczy o tym, iż „albo żaden z kandydatów, któremu zaproponowano tę funkcję, nie wyraził zgody na jej objęcie, albo też tak zwane terna, czyli listy trzech kandydatów proponowane przez nuncjusza w Warszawie, nie zyskały aprobaty w Watykanie”.
„Jeśli chodzi o stosunek Stolicy Apostolskiej do arcybiskupa Głódzia, podstawową sprawą jest według mnie to, że przez siedem lat nie było stamtąd żadnej reakcji na wnioski składane przez duchownych i świeckich z archidiecezji gdańskiej. A przynajmniej nic nie wiadomo o postępowaniach wyjaśniających wszczętych w związku z zarzutami pojawiającymi się pod adresem metropolity gdańskiego. Nie jestem więc skłonny do przedstawiania sytuacji w kategoriach: dobry Watykan – zły arcybiskup” – zaznacza naczelny „Więzi”.
Jak przekonuje, „niezdolność udzielenia przez Watykan jakiejkolwiek merytorycznej odpowiedzi na prośby składane przez gdańskich diecezjan – i do nuncjatury apostolskiej w Warszawie, i do kongregacji ds. biskupów, i do samego papieża – ujawnia bardzo poważne problemy strukturalne sprawowania władzy w Kościele i braku komunikacji wewnątrzkościelnej”.
Działania grupy świeckich katolików w Gdańsku, którzy pisali skargi na abp. Głódzia do nuncjusza (i w końcu zdecydowali się na publikację apelu do papieża we włoskiej prasie), Nosowski nazywa wzorcowym przykładem „krytycznej wierności” świeckich katolików wobec Kościoła.
Jego zdaniem sprawa abp. Głódzia będzie miała, wbrew pozorom, pozytywny wpływ na polski Kościół. „Chociaż bowiem działania podejmowane przez duchownych i świeckich archidiecezji gdańskiej były bezowocne (w takim sensie, że Watykan nie podjął działań, które oni postulowali), to jednak mają one znaczenie dla przyszłości. Uważam, że one zmieniają mentalność zarówno samych świeckich, jak i księży, a także obecnych i przyszłych biskupów. Widać, że pewne rzeczy nie ujdą już na sucho” – mówi.
Przeczytaj też komentarz Zbigniewa Nosowskiego „Administrator w archidiecezji gdańskiej, czyli niewydolność kościelnych struktur”
DJ
Bezowocność prób walki ze złem zmieni mentalność świeckich?
Najprawdopodobniej. Tylko czy na pewno w kierunku wierności Kościołowi?
Kościołowi, który milcząco na to zło przyzwala skoro nie dotyczy ono przestrzeni między kobiecymi udami, a tylko tak banalnych i nieistotnych spraw jak mobbing, zgorszenie, pijaństwo, pychę, wynoszenie się ponad innych, chciwość i inne z zacnych grzechów głównych?
Przyznaje, ze celnie Pan to ujal!
Zgadzam się z panem w 100%.
W kościelnych strukturach istnieją pewnie powiązania personalne i układy.
Nieśmiało dodam, że między męskimi i dziecięcymi (przestępstwo!) udami też…
O zmianie na lepsze można mówić raczej tylko jako o nadziei, bo ja tego procesu zmiany nie widzę. Odpowiedź dlaczego wstrząsające fakty odnośnie naszej wspólnoty nie poruszają katolików widzę w historii swojego podejścia do takich faktów w przeszłości. Uznawałem je za nieprawdę, bo wyciągały je osoby w moim przekonaniu mające pogląd na miejsce Kościoła podporządkowanego wizji, która kłóciła się z moimi przekonaniami. Innymi słowy, że te złe fakty były traktowane instrumentalnie a celem krytyki nie była pomoc, a zniszczenie Kościoła takim, jakim chce być. I zresztą teraz wcale nie uważam, bym w większości przypadków się mylił. Tylko wyciągałem z oceny intencji adwersarzy w większości jak mi się wydaje obecnie jednak prawdziwej błędne wnioski, najczęściej że nie warto sobie zawracać głowy faktami, o których mówią wrogowie, bo najpewniej są kłamstwami. Nie wiedzieć kiedy, stawałem się obrońcą smrodów kościelnych. Nie potrafiłem rozróżnić między krytyką pomocną a niszczącą, bo każda wydawała mi się instrumentalna. I wyobrażam sobie, że dziś podchodzi do takich głosów jak redaktora Nosowskiego, do których się dopisuję, „główny nurt” katolików. Nie jesteśmy dla nich wiarygodni, bo podobne rzeczy mówią wrogowie (sic!) Kościoła, których wizytówką jest Gazeta Wyborcza z wyjątkiem niektórych dziennikarek. Jak odzyskać wiarygodność?
Tylko komu taka wiarygodność jest potrzebna?
Jej odzyskanie zmuszałoby do bolesnej zmiany wizji świata, takiej, jaką Pan opisał. Obawiam się że niezbyt wielu jest do niej zdolnych. Zerojedynkowe widzenie świata, dzielenie go na Civitas Dei i Civitas Diaboli jest przecież takie łatwe, takie przyjemne, tak wysoko wynoszące Mnie ponad piekło Onych.
Zwłaszcza w kulturze w której szlachetnie jest być tępionym, prześladowanym, przegranym, a szpetnie wygrywać i odnosić zwycięstwa nad światem i Sobą.
Główny nurt polskiej religijności będzie taki jaki jest albo zamieni się w obojętność.