Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Po 16 latach od wyroku były proboszcz z Tylawy skazany za molestowanie dzieci dostał zakaz odprawiania mszy

W ten sposób Stolica Apostolska reaguje na ujawnienie przez reporterów „Czarno na białym” TVN24, że ks. Michał M. nadal odprawia msze, prowadzi różaniec na antenie Radia Maryja i zasiada w lokalnej kapitule kolegiackiej.

Ks. Michał M., dziś 81-letni były proboszcz z Tylawy w archidiecezji przemyskiej – w 2004 r. skazany na dwa lata więzienia z zawieszeniem na pięć lat za molestowanie sześciu dziewczynek – otrzymał teraz zakaz odprawiania mszy z udziałem wiernych; może to robić jedynie prywatnie. W niedzielę zostali o tym powiadomieni wierni z parafii, na terenie której ks. M. teraz mieszka – pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Zaborowie na Podkarpaciu.

Zaborów to rodzinna parafia duchownego, leżąca obecnie na terenie diecezji rzeszowskiej. Jak podała poniedziałkowa „Gazeta Wyborcza”, na stronie internetowej parafii pojawiła się w ogłoszeniach wiadomość: „Zgodnie z decyzją arcybiskupa Adama Szala ks. Prałat Michał M. będzie odprawiał Mszę św. prywatnie, bez ludu. Ks. Michał podporządkowuje się decyzji swojego Ordynariusza. Nasz Rodak będzie odprawiał jedną z intencji Mszy przewidzianych na poszczególne dni. Polecajmy Go w naszej modlitwie”. Po publikacji prasowej informacja ta zniknęła ze strony parafii.

– To decyzja Stolicy Apostolskiej, którą abp Adam Szal, metropolita przemyski, tylko przekazał wiernym – mówi dziś rzeszowskiej „Gazecie Wyborczej” ks. Piotr Baraniewicz, delegat metropolity przemyskiego ds. ochrony małoletnich. Wyjaśnia, że zakaz jest konsekwencją wyemitowanego w maju ubiegłego roku programu „Czarno na białym”, w którym reporterzy TVN24 ujawnili, że ks. M. nadal odprawia msze, prowadzi cotygodniowy różaniec na antenie Radia Maryja i zasiada w lokalnej kapitule kolegiackiej. Po programie przemyska kuria nałożyła na byłego proboszcza z Tylawy całkowity zakaz publicznych wypowiedzi i wystąpień.

„Przecież nie poszedł siedzieć”

O molestowaniu dzieci przez miejscowego księdza zawiadomiła prokuraturę w 2001 r. Lucyna Krawiecka. Początkowo Prokuratura Rejonowa w Krośnie – kierowana przez Stanisława Piotrowicza – umorzyła sprawę. Ostatecznie w 2004 r. ks. M. został skazany. Sąd zakazał mu także wykonywania zawodu katechety na osiem lat.

Dwa lata po ujawnieniu sprawy, a rok przed ogłoszeniem wyroku, ks. M. został zwolniony z funkcji proboszcza w Tylawie, ale jeszcze przez dwa lata mieszkał na terenie parafii, odprawiał msze i spowiadał.

Oskarżeniom nie dał wiary abp Józef Michalik, ówczesny metropolita przemyski, do którego jako pierwszego zgłosiła się Krawiecka z nagraniami zeznań skrzywdzonych. Biskup uparcie bronił podwładnego, a nagłaśnianie sprawy nazwał „szarganiem dobrej opinii naszych księży”.

Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny kwartalnika „Więź”, w niedawnym tekście o zaniedbaniach w diecezji kaliskiej wspominał rozmowę z abp. Michalikiem z 2012 r., w trakcie której zachęcał go do kontaktu z osobami skrzywdzonymi przez księdza z Tylawy i przeproszenia ich. Usłyszał wtedy, że skazany ksiądz: „przecież nie poszedł siedzieć, czyli sprawa nie była wcale taka jednoznaczna”.

„Do dziś żaden przedstawiciel archidiecezji przemyskiej nie zadał sobie trudu skontaktowania się z kobietami skrzywdzonymi w Tylawie, mimo upływu prawie 20 lat od ujawnienia sprawy” – komentował Nosowski.

Co zrobiłam dla tych bezbronnych dzieci?

O molestowaniu w Tylawie pisaliśmy w „Więzi” już w 2001 roku. „Koszmar zaczyna się już w zerówce. Na lekcjach religii na środku klasy ksiądz sadza na kolana wybrane dziewczęta i przytrzymując je siłą, całuje, ściska, dotyka w miejscach intymnych. Ksiądz nie ukrywa specjalnie swoich skłonności. Wiedzą o tym ludzie” – czytamy w tekście Jacka Borkowicza.

Wesprzyj Więź

A przecież „krzywdzone przez niektóre osoby duchowne dzieci i ich rodziny – o czym często się zapomina – również należą do Kościoła, są Kościołem! (…) Dobro Kościoła to dobro dzieci” – pisał Borkowicz.

Dziesięć lat później Ewa Orłowska, jedna ze skrzywdzonych przez ks. M., powiedziała Katarzynie Jabłońskiej: „Zanim zdecydowałam się porozmawiać z «Gazetą Wyborczą» i potwierdzić zarzuty wobec ks. M., chyba półtora tygodnia nie spałam, prawie nie jadłam. Pytałam samą siebie i Boga, co mam robić? I któregoś dnia przyszły mi na myśl słowa z Ewangelii: «Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili» (Mt 25,40). Pomyślałam, że przecież kiedyś stanę przed Bogiem i On zapyta mnie, co zrobiłam dla tych bezbronnych dzieci, wciąż zagrożonych pedofilskimi skłonnościami księdza”.

DJ

Podziel się

1
Wiadomość

Oceniając postawę abp Michalika uwzględnijmy to, że była to pierwsza lub jedna z pierwszych taka sprawa, która miała nałożyć się na konflikt narodowościowy i religijny w Tylawie – zarzuty wobec katolickiego proboszcza wyszły, jak mi relacjonowano, od greko-katolików. Ponieważ w miejscowości wcześniej były inne spory tego rodzaju (zacznijmy od tego, że kościół to była cerkiew unicka przejęta po pacyfikacji w latach powojennych), uprawnione było nie pochopne podejmowanie decyzji. Ani Państwo, ani Kościół nie miało jeszcze wykształconych procedur, które ułatwiłyby podejście do sprawy. Bez takiego zaznaczenia wymienianie abp Michalika pozwala go kojarzyć z jednoznacznie skandalicznymi postępowaniami niektórych innych biskupów, którzy wiedzieli, co czynili. A do tego wystarczających podstaw nie ma.

Nie moge sie z Panem zgodzic. Jak ktos po pijaku rozjedzie dziecko na pasach i potem powie – „ale to pierwsza taka sprawa w naszej wsi” – czy to bedzie wytlumaczenie i podstawa do rozgrzeszenia? Abp Michalik do dzisiaj nie skontaktowal sie z tymi ludzmi! A ma wystarczaja duzo dowodow na to, ze oni mieli racje… I z tego powodu mozna abpa Michalika kojarzyc jednoznacznie z sitwa biskupow tuszujacych przestepstwa pedofilstwa!

Ale ja nie rozgrzeszam nikogo, tylko różnicuję, bez czego wszyscy biskupi byliby MacCarricami. Pewnie, że lepiej tak było postąpić, ale to nie przypadek biskupów J.,, G. czy innych. Dlaczego takie rozróżnianie Panią drażni?

Z uzasadnienia wyroku : „ksiądz brał je (kilkuletnie dzieci) na kolana, wkładał ręce pod bluzkę i dotykał piersi, wkładał rękę do majtek i dotykał krocza, całował w usta z penetracją językiem jamy ustnej, wkładał palec do pochwy, dotykał nóg powyżej kolan”. W umorzeniu postępowania przez towarzysza Piotrowicza potwierdzono te fakty, ale towarzysz ocenił penetrację narządów itnymnych dziewczynek za działanie bioenergoteraupetyczne. Nie dziwota, że purpurat Michalik uhonorował go medalem Pro Ecclesia Premisliens za wybitne zasługi w obronie sukienkowych gwałcicieli dzieci. Z Bogiem Piotrze

Różnica między redakcją Więzi a faryzeuszami jest taka, że oni mieli nad oskarżaną kobietą władzę, a redakcja nad kierownictwem diecezji przemyskiej nie. Bez tego rozróżnienia nie można by nazywać zła złem. I przypominać innym, że są grzeszni.

Sam fakt, że po 16-tu latach ten pedofil nadal jest księdzem, jest uwałaczające zarówno dla ofiar pedofilii jak i dla przyzwoitych ludzi. Jednocześnie świadczy to bardzo niekorzystnie o Kościele instytucjonalnym.

Pedofile wsród księży byli, są i pewno bedą – bolesne, ale osoby odciete od naturalnej możliwości zaspokajania popedu seksulanego w większym niż statystycznie odsetku sa narazone na zaburzenia seksualnosci. Moga nie byc w stanie kontrolowac pewnych odruchów i dzialan. Takie sa realia, i pewno w jakims stopniu mozna mowic tu o czynnilku lagodzacym.
Biskup odpowiedzialny za takiego ksiedza na chlodno ocenia i kalkuluje za i przeciw, konsultuje, rozwaza, sprawdza. Jesli wychodzi mu z tej dlugiej analizy ze lepiej dla Kosciola kryc sprawce i szydzić z bezbronnej ofiary, to to nie jest mój kościół, tylko jakaś quasi-mafijna organizacja kierowana przez facetów w kolorowych sukienkach ktora się pasie na ludzkiej naiwnosci. Biskup mojego Koscioła stawia dobro najslabszych na pierwszym miejscu i robi wszystko aby uniemozliwic kolejne krzywdy, bierze na siebie winy i przeprasza, stara sie zadoscuczynic.
Dzisiaj nie potrafie odpowiedziec na pytanie, czy Kosciół Katolicki jest jeszcze mój, czy juz nie.