Państwowa komisja do spraw pedofilii jest organem niezależnym od innych organów władzy państwowej. Czy zechce i zdoła wykazać się taką niezależnością w praktyce?
Preambuła do ustawy o Państwowej Komisji do spraw wyjaśniania przypadków czynności skierowanych przeciwko wolności seksualnej i obyczajności wobec małoletniego poniżej lat 15 (tak brzmi oficjalna nazwa komisji) stwierdza, że instytucja ta powstaje „dla ochrony czci, praw i godności osób poszkodowanych” – „mając na względzie ich ból, poczucie osamotnienia oraz traumatyczne przeżycia, które oddziałują również w ich dorosłym życiu; uwzględniając powinność uczynienia zadość społecznemu poczuciu sprawiedliwości; jako wyraz przekonania, że żadne działania skierowane przeciwko wolności seksualnej i obyczajności dzieci mimo upływu lat nie mogą być chronione tajemnicą ani nie mogą ulec zapomnieniu”.
To piękne deklaracje. A jaka będzie rzeczywistość? Trudno mi o nadzieję, że państwowa komisja ds. pedofilii odegra w Polsce ważną rolę społeczną – przede wszystkim dlatego, że uważnie obserwowałem historię jej (nie)powoływania.
Bez dobrych intencji
W dobre intencje rządzących w tej dziedzinie zdecydowanie nie wierzę. Trudno myśleć inaczej, jeśli wiadomo, że ustawę sformułowano błyskawicznie, wyraźnie w reakcji na film „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich. Na dodatek tak ją napisano, żeby w komisji reprezentowani byli wyłącznie nominaci ugrupowania rządzącego (tylko dzięki zmianie układu sił w Senacie w komisji znalazła się osoba zatwierdzona politycznie przez kogo innego niż Prawo i Sprawiedliwość). Następnie przez niemal rok po uchwaleniu ustawy wszechmocna władza palcem nie kiwnęła, aby komisję realnie powołać do życia.
Z kolei w ostatnich miesiącach poprawki do ustawy – obniżające poziom wymagań stawianych członkom komisji – wprowadzone zostały przez Sejm pod pretekstem walki z pandemią koronawirusa (dokonano tego za pomocą poprawki do ustawy o tarczy 3.0, zgłoszonej podczas komisji sejmowej po prawie pięciu godzinach obrad). A gdy już wreszcie przystąpiono do powoływania członków komisji, to większość sejmowa skrzętnie skreśliła wszystkich kandydatów od siebie niezależnych, łącznie z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim. I na dodatek marszałek Sejmu parskała śmiechem przy ogłaszaniu powołania każdego członka komisji…
Trudno mi o nadzieję, że państwowa komisja ds. pedofilii odegra w Polsce ważną rolę społeczną – przede wszystkim dlatego, że uważnie obserwowałem historię jej (nie)powoływania
Recz jasna, nie wierzę również w dobre intencje sejmowej mniejszości, zwłaszcza Platformy Obywatelskiej. Największe dokonanie posłów PO w tej dziedzinie to wymachiwanie dziecięcymi bucikami przed nosem Jarosława Kaczyńskiego na sali sejmowej. Zdecydowanie nie w ten sposób zmieniać należy rzeczywistość, gdy jest się politykiem.
Nie dziwiłem się więc znajomym osobom, które – choć mocno zaangażowane w działania w dziedzinie wykorzystywania seksualnego – odrzucały propozycje kandydowania na członków tej komisji. W końcu jednak wszystkich siedmiu członków mianowano, wybrano przewodniczącego – i komisja wreszcie rozpoczyna działalność.
Czy pomimo swych trudnych początków komisja zdoła się uwiarygodnić w oczach opinii publicznej? Zdarzały się w historii instytucje, które – choć obarczone grzechem „złego urodzenia” – potrafiły jednak przekroczyć horyzont, jaki wyznaczali im polityczni twórcy, i wybić się na samodzielność. Zgodnie z art. 6. 1. ustawy formalnie państwowa komisja ds. pedofilii „w zakresie swojej działalności jest organem niezależnym od innych organów władzy państwowej”. Czy komisja zechce i zdoła wykazać się taką niezależnością faktycznie, w praktyce?
Pytania czekają na odpowiedzi
Dostrzegam kilka papierków lakmusowych, za których pomocą będzie można sprawdzić stopień samodzielności i stanowczości komisji, a także determinacji jej przewodniczącego Błażeja Kmieciaka do przekraczania politycznych uwarunkowań dominujących przy uchwalaniu ustawy i powoływaniu członków komisji (co do dobrej woli samego Kmieciaka jestem akurat przekonany).
Po pierwsze, są to kwestie rozwiązań personalnych. Czy otrzyma jakąś propozycję współpracy z komisją ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, bezceremonialnie odrzucony w sejmowych głosowaniach? Czy przedstawiciel rzecznika praw obywatelskich zostanie zaproszony do jak najpełniejszego udziału w pracach komisji? Wedle ustawy może on być tylko zapraszany przez przewodniczącego „do udziału w pracach Komisji, z głosem doradczym”. Ustawa jednak nie precyzuje na przykład sposobu powoływania sekretarza komisji – czy nie mógłby to być właśnie przedstawiciel RPO, świadomie pominięty przez parlament przy uchwalaniu ustawy? Takie zaproszenie byłoby dowodem działania przez komisję w trosce o dobro wspólne, a nie tylko partykularne interesy ugrupowań politycznych. Wątpliwe, rzecz jasna, żeby zgodzili się na to członkowie wybrani „po linii partyjnej”, ale można przecież poddać taką propozycję pod głosowanie. I ogłosić publicznie rezultaty głosowania.
Czy komisja wykorzysta swoje kompetencje do podjęcia spraw, które nie znalazły sprawiedliwego wyjaśnienia w sądach państwowych, na przykład wskutek braku prokuratorskiej dociekliwości czy sędziowskiej opieszałości?
Po drugie, i to jest jeszcze ważniejsze, chodzi o realne zaangażowanie komisji w wyjaśnianie sytuacji z przeszłości. Czy – zgodnie z ustawowym zaleceniem, że „żadne działania skierowane przeciwko wolności seksualnej i obyczajności dzieci mimo upływu lat nie mogą być chronione tajemnicą ani nie mogą ulec zapomnieniu” – komisja wykorzysta swoje kompetencje do podjęcia spraw, które nie znalazły sprawiedliwego wyjaśnienia w sądach państwowych, na przykład wskutek braku prokuratorskiej dociekliwości czy sędziowskiej opieszałości? Czy powołany zostanie specjalny zespół do zbadania przypadków z przeszłości nagłaśnianych przez media, poczynając od przypadku ks. Henryka Jankowskiego? Czy i w jakich sprawach komisja skorzysta z ustawowego uprawnienia „kierowania do Prokuratora Generalnego wniosków o wniesienie skargi nadzwyczajnej albo kasacji od prawomocnego orzeczenia kończącego sprawę w zakresie przestępstw pedofilii”?
Czy – „uwzględniając powinność uczynienia zadość społecznemu poczuciu sprawiedliwości” – komisja zaangażuje się w działania dążące do wydobycia z kościelnych archiwów dokumentów, których prawomocnie zażądał sąd powszechny, a których nie udostępniono pod pretekstem, że zostały przesłane do Watykanu? Czy – zgodnie z ustawowym zadaniem „identyfikacji problemów pojawiających się w praktyce ścigania przypadków nadużyć seksualnych i karania sprawców przestępstw” – komisja zechce gruntownie zbadać i opisać mechanizmy środowiskowe, które sprawiały, że, jak choćby w przypadku Wojciecha Kroloppa, elity dużego miasta od kilku dekad wiedziały o problemie i pozostawały wobec niego bierne?
Czy – w ramach realizacji ustawowego obowiązku „ustalania przypadków niezawiadomienia właściwego organu o podejrzeniu popełnienia nadużycia seksualnego” – możemy liczyć na oficjalne zdemaskowanie mechanizmów krycia przestępców, środowiskowej omerty i tuszowania pedofilii w różnych środowiskach? Czy komisja będzie potrafiła wykazać się niezależnością wobec struktur Kościoła rzymskokatolickiego, którego tajemniczy przedstawiciele – jak przyznają nawet działacze PiS – skutecznie wpływali na wyniki sejmowego głosowania w sprawie powołania członków komisji? W jakich sprawach komisja zechce wystąpić „do właściwych organów z wnioskami o podjęcie inicjatywy ustawodawczej albo o wydanie lub zmianę innych aktów normatywnych”? Jak komisja będzie traktowała kwestie przedawnienia przestępstw seksualnych wobec osób małoletnich?
Pytania takie można by jeszcze długo mnożyć, bo zadania komisji są szerokie (obejmują m.in. także prewencję i edukację). Niektóre odpowiedzi poznamy już wkrótce, przynajmniej na poziomie deklaracji. Rzecz jasna – choć trudno mi w to uwierzyć – życzę, aby państwowa komisja ds. pedofilii zapisała się w polskiej historii dzięki temu, co uda się jej osiągnąć. Zaś tym członkom komisji, którzy nie zamierzają jedynie korzystać z wygodnych stanowisk i pensji wysokich urzędników państwowych, warto przypomnieć, że zgodnie z art. 10 ustawy w każdym momencie 7-letniej kadencji mogą złożyć pisemną rezygnację z pełnionych funkcji, która automatycznie skutkuje wygaśnięciem członkostwa.
Pańska podejrzliwość i brak choćby minimalnego kredytu zaufania jest zadziwiająca. Te pytania, które Pan stawia w części są trafne i pewnie zostaną podjęte. Uważam za zupełnie nietrafiony Pana pomysł „jak najpełniejszego ” włączenia w prace stronniczego i nastawionego wyraźnie konfrontacyjnie Rzecznika Praw Obywatelskich, od lat reprezentującego przede wszystkim interesy osób LGBT, nieobiektywnego i stosującego podwójne standardy (nadgorliwość jeśli chodzi o LGBT natomiast nie wykazującego troski o stygmatyzowanych w miejscu pracy za poglądy zgodne z nauczaniem KK katolików). Czy to wniesie wartość dodaną ? Natomiast z pewna przykrością musze powiedzieć, że nie widziałem takiej determinacji w stawianiu trudnych pytań przed podjęciem misji osoby z Pana środowiska, pani M. Titaniec, osoby, która nie wydaje się mieć w pełni odpowiadających jej misji kompetencji i przygotowania.
Nie rozumiem porównania z Martą Titaniec. Celów i zakresu działania Fundacji Świętego Józefa nie sposób porównywać z państwową komisji ds. pedofilii. To znaczy można porównywać wszystko ze wszystkim, ale w tym przypadku nic z tego nie wynika. Kompetencje Marty do organizowania nowej instytucji oceniam zdecydowanie inaczej, ale nie mam zamiaru tego wątku kontynuować, bo internetowe komentarze to nie jest właściwe miejsce na rozważania ad personam.
Nie zauważył Pan, że nie mam wątpliwości co do dobrej woli przewodniczącego komisji. Ciekawe zresztą, że on nie uznał tego tekstu za wyraz podejrzliwości i braku zaufania. Chce Pan być „bardziej papieski od papieża”, co widać także w komentarzu dotyczącym RPO, z którym głęboko się nie zgadzam.