Poniższe utwory ukazały się w kwartalniku „Więź”, lato 2020.
Niewydarzony
Donikąd postawione lustro,
znikąd nadjeżdża erka, załamana
symetria, w biegu łapią jeszcze czapki,
lecą do góry, na złamanie karku, miały służyć
innym winom, innych miały wyglądać par
butów, krewi się materia, mieni się tłum mar,
z daleka słyszysz szum strumienia,
głosy nadchodzące z zbełtanego nieba, krzyki
ze znanych ci twarzy wydobywa jałowy bieg
silnika, młody ojciec oparty o klakson,
jednoczesne pejzaże pobliskich dramatów
płodzą zdania w temacie, rodzą rozwiązania,
na co jeszcze cię stać, co jeszcze zdziałasz,
niewydarzony, w niedzielne popołudnie,
cicho obchodząc miejsce zdarzenia jak muzyka,
cyklop patrzy z wewnątrz pojemnika na kreskówkę
dobra, opierając się o order uśmiechu
robisz zdjęcie, pytasz gdzie przed chwilą był,
gdzie wtedy był, język wie
gdzie podział oczy.
Nerd
Sami tacy, na wolnym wybiegu,
wpatrzeni w parkan ofert, czego dusza pragnie
wsłuchana w wycie trakcji, myśli jeden
i na migi wskazuje drugiemu migające okienko,
potakiwani przez wolfram, w wibracji informowani
o przychodzącym połączeniu, ślinią batony,
gdy mija nagle chwila w socjalnym,
jeden rucha drugiego na zamówieniu,
na które czekali razem jak na zbawienie,
wtedy drugi kopie boks, wychodzi z siebie,
stoi potem długo po drugiej stronie szyby,
na chodniku widzi zacieki krwi, układają się w kontynenty,
rozkłada się siatka współrzędnych, po której wodził
palcem, widując odległości, decydował dokąd się uda,
kiedy już opuści dom, kiedy go opuści dom,
myśli sobie, odzyska siebie, zacznie palić
ich razem, puszczając sygnał z dalekiej podróży.
Nie wiesz, co mu opowiedzieć, podajesz ognia,
w drżących ustach gotuje się ślina, w kącikach zalega
kożuch, mył się, ale szybko, biegł, ale nie zdążył,
jest ostatnio jakiś nieobecny, nie reaguje z wyprzedzeniem,
wszystko mu chachmęcą, nawet detaliczny plankton,
jest ubaw, kurczy się w oczach, wie to, gdy inni patrzą,
może znieść coraz mniej, przydaje się w dziale,
ale myśli, że spadnie niżej, jest gotowy to przyjąć,
byle tylko nie musieć się tłumaczyć, ze swoich dziwactw,
które pokazuje ci w zaufaniu, zasłaniając adres podtyka
pod nos Gorgony, płonące miasta, drakkar holowany
przez oskórowanych niewolników, plany ciekłych galaktyk,
szepcze, żebyś wziął, przyjrzał się dokładnie, co będzie,
kiedy to się zacznie, co się zacznie, kiedy odmówią mu dostępu,
każą nosić segregatory, zmienią hasła, zastanie biurko puste,
okruchy po fistaszkach i wymówienie z samej góry,
to jedno, co zostanie, podbite niczym słowa.
Poświadczenie odbioru
Serwisant plażowy lata jak pobity, widział inferno na końcu
lądu, przy cyplu zakotwiczyły syreny, kasują relaks, wprowadzają
embargo. Ponadto chciał wręczyć poświadczenie odbioru,
reszta czasu na własną odpowiedzialność. Bierzemy się za ręce i wchodzimy w topiel. Krok po kroku, długą płycizną, gdzie
widzisz stworzenia układające mozaiki codziennych przeistoczeń.
Tak, to reszta mątwy w koralowym kuskusie. Zanurz się powoli,
znuż się lodowym prądem. Ramiona ciężkie jak kotwice boj
zatrzymają cię w sezonie entuzjazmów. Zachowaj na dnie
uśmiech i dawaj kosi łapki! Znowu na zewnątrz, mówisz, a było
tak głucho. Przecierasz oczy z niedowierzania. Sól żre zajad
i po bólu. Wszystko odbędzie się wewnątrz miarowo, daj wiarę.
Ciało jest końcem wyobraźni, leży na piasku odebrane wodom,
które odeszły. Zaśnij w fabryce słońca, faktor nie da cię piec.
Wiersze ukazały się w kwartalniku „Więź”, lato 2020