Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Przepraszam”, czyli nie przepraszam

Prezydent Andrzej Duda podczas powyborczego spotkania z mieszkańcami Odrzywołu 13 lipca 2020 roku. Fot. Grzegorz Jakubowski / KPRP

W słowach prezydenta Andrzeja Dudy chodzi nie tyle o realną prośbę o wybaczenie, ile o zabieg retoryczny, który ma wyglądać jak przeprosiny, wcale nimi nie będąc.

Wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy z ostatnich dni przypomniały mi, że wypracowałem sobie jakiś czas temu klasyfikację różnych modeli przeprosin. Bo przepraszać można na wiele sposobów. Jedno „przepraszam” nie jest równe innemu. Może wręcz być tak, że ktoś przeprasza werbalnie, ale nie przeprasza realnie.

1. Przepraszam. To takie zwyczajne, „normalne” przepraszam. Bez żadnych gwiazdek czy dodatków. Po prostu: zrobiłem źle, tak nie powinno się zdarzyć, to było niedopuszczalne, moja wina. Kropka.

Wtedy jasne jest, że osoba przepraszająca samodzielnie uznała, iż jest za co przepraszać. I przeprosiła. I najczęściej doskonale wiadomo, za co przeprosiła.

2. Przepraszam, ale… To takie przepraszam z mrugnięciem okiem. Owszem, tak się nie powinno wydarzyć, ale poniosło mnie, byłem zmęczony i zdenerwowany. Rozumiecie przecież, że każdemu może się zdarzyć coś takiego…

W takiej sytuacji osoba przepraszająca uznaje zło swego czynu, ale je bagatelizuje. A najwygodniejsza metoda bagatelizowania to, rzecz jasna, odwołanie się do znanego skądinąd faktu, że jest się jednym spośród wielu podobnie czyniących. Własne zło wygląda o wiele przyjemniej na tle innych. Staje się takie mniej złe.

3. Przepraszam niektórych… Przepraszam tych, którzy poczuli się dotknięci moimi słowami/czynami (w polityce: moich oponentów). Brzmi to pozornie nieźle. Ale to oznacza, że pozostałych (moich sojuszników) już nie przepraszam – bo oni nie poczuli się dotknięci tym, co zrobiłem.

To już są przeprosiny relatywistyczne. W tym ujęciu zło czynu przestaje być obiektywne. Nie tkwi w tym, co zostało powiedziane/zrobione, lecz w tym, że niektórzy subiektywnie poczuli się urażeni. Nie ma tu uznania złego czynu jako takiego i przeprosin dla wszystkich, że musieli być jego świadkami, lecz przepraszanie tylko niektórych. Ale przynajmniej są przeprosiny i przyznanie, że ktoś miał prawo poczuć się dotkniętym.

4. Przepraszam, jeśli… To wersja jeszcze dalej idąca w relatywizowaniu zła. To przeprosiny wygłoszone, bo tak wypada. Przepraszam, jeżeli ktoś się poczuł urażony tym, co powiedziałem lub jak się zachowałem. Jeżeli… Ale gdyby na przykład nikt nie zaprotestował, nie poczuł się urażony – można by w najlepsze udawać, że wszystko jest w porządku.

W istocie takie podejście oznacza, że ktoś wypowiada słowo „przepraszam”, lecz właściwie wcale nie przeprasza. Słowa, które mówi, znaczą przecież w istocie: przykro mi, że wam jest przykro. Właściwie gdyby nie wasza emocjonalna reakcja na moje słowa/czyny, to nie byłoby o czym mówić. Ale żeby wam było nieco przyjemniej, mówię: przepraszam. A raczej: mówię tak, żebyście o mnie pomyśleli, że jestem zdolny do krytycznej autorefleksji.

Rzecz jasna, możliwy jest jeszcze jeden wariant:

5. Nie przepraszam, bo nie mam za co przepraszać. Tu wszystko jest równie jasne, jak w punkcie pierwszym. Nie uczyniłem nic złego, nie mam za co przepraszać, niczego nie żałuję. Kropka.

Przepraszam, ale nie żałuję

Gdzie w tym ujęciu mieszczą się słowa Andrzeja Dudy? Przypomnijmy je sobie.

„To była bardzo ostra kampania, pewnie momentami za ostra. Jeżeli ktoś się poczuł urażony tym, co powiedziałem lub jak się zachowałem w czasie kampanii wyborczej czy w ciągu ostatnich pięciu lat, proszę, żeby mi wybaczył i dał szansę na poprawę przez następne pięć lat” – powiedział prezydent Andrzej Duda w Odrzywole wczoraj, czyli w dniu, w którym był już pewien reelekcji.

Słowa te nie były wypowiedziane spontanicznie, lecz dobrane bardzo precyzyjnie. Padły przecież już poprzedniego dnia, z minimalnymi zmianami, na wieczorze wyborczym Andrzeja Dudy w Pułtusku. Tam prezydent, jeszcze niepewny zwycięstwa, mówił: „Jeżeli ktokolwiek poczuł się urażony moim działaniem czy słowem, proszę, żeby przyjął moje przeprosiny. Chcę zapewnić, że darzę go szacunkiem, tak jak darzę szacunkiem wszystkich moich rodaków, niezależnie od ich poglądów”.

Prezydent nie precyzował, za co przeprasza. Zapewnił też o swym szacunku dla każdej osoby. I jeszcze apelował, „żebyśmy umieli nawzajem wyciągnąć do siebie rękę. O to, żebyśmy umieli ze sobą rozmawiać. O to, żebyśmy nawzajem nie obrażali siebie i innych. O to, żebyśmy patrzyli na drugiego człowieka, na drugiego Polaka z szacunkiem i zrozumieniem, że może mieć inne zdanie niż my”.

Przeprosiny i prośba o wybaczenie nie mogą stawać się tylko wydmuszką, pustym rytuałem w rękach polityków

Świadomie wybrana werbalna konstrukcja prezydenckich „przeprosin” wyraźnie wskazuje, że z powyższego katalogu wybrał on wariant czwarty. Chodzi tu nie tyle o realną prośbę o wybaczenie, ile o zabieg retoryczny, który ma wyglądać jak przeprosiny, wcale nimi nie będąc. Wizerunkowo dobrze jest przecież wyciągnąć rękę, wypowiedzieć słowo „przepraszam” i zaapelować o wzajemny szacunek.

Umocniłem się w tym przekonaniu, słysząc inną wypowiedź Andrzeja Dudy, podczas niedzielnej nocnej konferencji prasowej w Pałacu Prezydenckim: „Nie żałuję żadnych słów wypowiedzianych w czasie kampanii, ponieważ w czasie kampanii mówiłem to, co uważam”. Z jednej strony mamy zatem: „przepraszam” i „proszę o wybaczenie”, ale z drugiej: „niczego nie żałuję”. Czyli połączenie wariantu czwartego z piątym. Jeśli jednak ktoś niczego nie żałuje, to sam unieważnia te – i tak bardzo szczątkowe – przeprosiny, które wcześniej wypowiedział.

Wesprzyj Więź

Nie tego oczekiwałbym od prezydenta mojego państwa. W takim ujęciu przeprosiny i prośba o wybaczenie stają się tylko wydmuszką, pustym rytuałem w rękach polityków.

Moja wina…

Ważne wyjaśnienie na koniec. Jest dla mnie oczywiste, że po tych wyborach różne polskie stronnictwa i grupy nacisku mają za co przepraszać. Ale ten komentarz nie jest podsumowaniem kampanii wyborczej. Nie piszę akurat o tym, kto, kogo i za co ma przepraszać. To komentarz dotyczący wyłącznie wybranej ponownie głowy państwa – jako człowieka, od którego mam prawo, a właściwie obowiązek, wymagać więcej.

Mówię o obowiązku wymagania więcej przede wszystkim dlatego, że akurat Andrzej Duda lubi podkreślać swoją katolickość. Jako jego współwyznawca – choć nie podzielam jego przekonań politycznych – wiem, jak ważne są szczerze wypowiedziane słowa: „bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. Bez żadnego „jeśli ktoś poczuł się urażony”.

Podziel się

4
1
Wiadomość

Przypomina mi się taki dowcip. Jak wiadomo Ojciec Dyrektor był łaskaw zwyzywać publicznie śp. Marię Kaczyńską, Pierwszą Damę RP od czarownic, szamba i takich tam. Sprawa była o tyle żenująca i przykra, bo wiadomo było, że między Ojcem Dyrektorem a szwagrem Pierwszej Damy, Prezesem zachodziła (co jej zostało do dziś) subtelna (ale czytelna) relacja, którą antyczny grecki poeta Epicharmos określał mianem „χεῖρ χεῖρα νίπτει”. W otoczeniu Prezydenta, Prezesa, Ojca Dyrektora zapanowała konsternacja. Zrobiło się jakoś tak niezręcznie, głupio. Więc postanowiono, że Ojciec Dyrektor zadzwoni do Prezydenta i go przeprosi za swoje zachowanie wobec jego Małżonki. Na marginesie: śp. Prezydent Kaczyński nie był fanem Ojca-Dyrektora; nigdy nie zaszczycił jego mediów rozmową ani obecnością, nie uczestniczył też w żadnych uroczystościach organizowanych przez to środowisko. Koniec marginesu. No więc, Ojcu Dyrektorowi podano numer prywatny Prezydenta, na który zadzwonił. Wywiązał się wtedy dialog. Ojciec Dyrektor: Czy mam przyjemność z panem Kaczyńskim? Prezydent: tak, Ojciec Dyrektor: Jarosławem? Prezydent: nie, Lechem, Ojciec Dyrektor: Oj, no to ja bardzo przepraszam Pana, Prezydent: (cisza) Ojciec Dyrektor: (klik, rozmowa rozłączona). Kurtyna!

Nie mogę się oprzeć wrażeniu że mam do czynienia z jakimś scholastycznym czy wrręcz sofistycznym dzieleniem włosa na czworo,klasyfikowaniem przeprosin.Jestem przekonany że A.Duda był szczery w trakcie składania tych przeprosin.Nie dosyć że powtórzył je w Odrzywole,to zrobił to tuż przed wyjazdem na Jasną Górę, w myśl ewangelicznej zasady,że zanim udasz się do świątyni ,pojednaj się ze swoim bliźnim.<> czy czasami te słowa nie są podyktowane polityczna niechęcią redaktora do A.Dudy i nie znajdują analogii w reakcji władz PRL-u na słynne „Przebaczamy i prosimy o wybaczenie”

Wie Pan, ja inaczej odebralem ten artykul. Wedlug mnie redaktor Nosowski obnazyl nieslawne praktyki naszej rodzimej polityki, gdzie odeszly do lamusa konkretne wartosci ludzkie, a kroluje tylko blichtr i obluda. Jako chrzescijanin chce to punktowac i publicznie napietnowac jako cwane klamstwo.

Praktykę niby-przepraszania słowami „Jeśli ktoś poczuł się urażony” piętnuję od dłuższego czasu. Pan „leost” wyraźnie pierwszy raz się z tym moim poglądem zetknął w tym przypadku, więc patrzy na to przez pryzmat sympatii politycznych. A mnie chodzi o to, żeby w życiu publicznym albo przepraszano, albo nie. Bo formuła „przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony”, jak wykazałem w tekście, de facto przeprosinami nie jest. Niezależnie od tego, kto ją wygłasza.

Drugi raz przeczytałem tekst i uważam, że Autor niedokładnie zważył okoliczności. Ten obraz pasuje np. do posłanki J.Lichockiej gdy przepraszała za środkowy palec. Oskarżona przez osoby z własnego obozu o wyrządzenie szkody walczyła wtedy o swoją pozycję w tym obozie trwając w przeświadczeniu, że przeciwnicy na jej gest zasłużyli, więc . Andrzej Duda po wyborach już nie musiał walczyć o przychylność. Jego przeprosin, choć niedoskonałych nie obciąża interesowność, nie są więc bezwartościowe, jak dowodzi Autor.

Ależ ja nie twierdzę, że one są bezwartościowe. Twierdzę, że formuła „przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony” to nie przeprosiny. W niej nie ma miejsca na uznanie obiektywnego zła czynu, za który jakoby przepraszam.

Panie Nosowski, po co Pan manipuluje wypowiedziami. Jako zwolennik Trzaskowskiego i katolik powinien Pan wymagać od siebie a nie tylko od Prezydenta. Od Pana Redaktora Naczelnego można wymagać chyba Prawdy a nie manipulowania nią i wyrywania z kontekstu „przeprosin” Prezydenta.

Szanowny Panie Redaktorze!
Wnioskuję o wprowadzenie zasady, że na stronie Więzi publikowane są wyłącznie głosy osób podpisanych imieniem i nazwiskiem (Redakcja powinna znać dane bardziej szczegółowe). Być może zmniejszy to liczbę wpisów, ale na pewno podniesie poziom dyskusji.

Kilka razy krytycznie komentowałem wypowiedzi red.Nosowskiego, a pomysł popieram. Personalne zarzuty powinno się stawiać tylko pod własnym nazwiskiem. Nie będzie to cenzurą, jak moderator nie będzie zamieszczać anonimów krytykujących inne osoby. Zresztą anonimowych pochwał też bym nie zamieszczał.

Winien jestem Panom jeszcze odpowiedź na postulat pana Piotra Dąbrowskiego.
1. Na FB komentarze pisane są najczęściej pod nazwiskiem, ale ich przeciętny poziom jest dużo niższy niż komentarzy pisanych tutaj, na stronie www.
2. Na stronie www komentarze są moderowane. Ktoś może pisać obelżywie pod nazwiskiem albo bardzo sensownie,używając swojego nicku internetowego. Tak czy owak redakcja to zatwierdza.
3. Zasadniczo kasujemy komentarze obraźliwe czy ad personam wobec innych osób. Zatwierdzamy jednak (choć też nie bez wyjątku) komentarze bardzo krytyczne (lub niekiedy obraźliwe) wobec nas samych. Niech czytelnicy wiedza, że i takie głosy się pojawiają.
4. Generalnie w ostatnich miesiącach poziom komentarzy na stronie Więź.pl wyraźnie się podniósł.
A przede wszystkim: dziękuję obu Panom Piotrom za troskę i życzliwość!

Wyróżniłabym jeszcze 6. kategorię przepraszania – Przepraszam relacyjne /przepraszam empatyczne – to 'przepraszam’ pielęgniarki, która robiąc zastrzyk wie, że czyni dobro, ale sprawia ból. To przypomina mi kategorię 3. i 4. – a i w tych kategoriach mogę trwać przy tym, że zrobiłam /powiedziałam coś dobrego (kierując się wartością dobra, prawdy), ale mam świadomość, że komuś mogłam tym sprawić ból i nie jest to dla mnie obojętne, więc to wyrażam. W takiej postawie i kategorie 3 i 4 są dla mnie OK.