Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dlaczego „Religia”? Rozmowa z Ingą Iwasiów

Inga Iwasiów. Fot. Malina Majewska

Przedstawiam wam, droga publiczności, coś, czego nie spodziewacie się po pisarce feministycznej – mówi Inga Iwasiów, literaturoznawczyni, pisarka, krytyczka literacka.

Ks. Andrzej Draguła: W letnim numerze kwartalnika „Więź” [2020] publikujemy fragment (a dokładnie: pierwszą scenę) Twojej sztuki zatytułowanej „Religia”. To pierwszy Twój tekst, w którym tak bezpośrednio, wręcz tytułowo, podejmujesz temat wiary i religii. Trudno nie zapytać, co Cię do tego skłoniło.

Inga Iwasiów: Bardzo mało piszę o religii. W czasie pandemii czytałam na swoim fanpage’u powieść „Na krótko” z 2012 r. Jest tam rozdział, w którym bohaterka spaceruje ulicami Wiednia w Niedzielę Palmową. Ludzie zmierzający do kościołów przypominają jej babcię, mającą naturalną, żarliwą wiarę. Ze mną jest podobnie – Kościół to dla mnie matka ojca, Helena. Ale to też instytucja, której krytykę uważam za konieczną. Krytyka Kościoła jako zadanie artystyczne nie pociąga mnie jednak – zapewne właśnie dlatego, że „oczy babci patrzą na mnie” z naszego wspólnego pokoju, w którym modliła się przed snem.

Moi bohaterowie są duchowo zgłodniali. Nie wiem, czy to, czego pragną, mógłby im dać Kościół. Może muszą sobie „to coś” dać nawzajem

Inga Iwasiów

Udostępnij tekst

Do napisania „Religii” skłoniło mnie spotkanie w pociągu uduchowionego, miłego chłopaka, postulanta zakonnego – to Niewinny z pierwszego epizodu. Ta scena jest niemal reporterska, spisana z życia wagonowego. Tak właśnie było. Wsiedliśmy na tej samej stacji, on zaczął rozmowę. Przysiedli się do nas inni pasażerowie. Chłopak emanował czymś niespotykanym. Pomyślałam, że mógłby zostać bohaterem filmu, choć oczywiście może czeka go rola przeciętnego duchownego, a reszta jest moją wyobraźnią. Zatopiona w lekturze Milcząca to ja – sceptyczka i ateistka, szukająca odpowiedzi na pytania o ludzkie motywacje. Uznałam, że nie mogę przegapić okazji, skoro system zakupu biletów przydzielił mi miejsce między osobami reprezentującymi częste typy religijności.

Świadomie użyłaś w pierwszej scenie konwencji niemal komediowej. Postaci namalowane są dosyć grubą kreską, stają się własnymi karykaturami. W dalszych scenach wprowadzasz równie wyraziste postaci. Nie chcę ujawniać fabuły dramatu, ale chyba można zaryzykować stwierdzenie, że ocalasz tylko Niewinnego. A co z innymi „religiami”, które się pojawiają? Przecież każdy w coś tam wierzy.

– Dramatem rządzi metafora, a ja lubię budować ją także poprzez kontrast. Scenka rodzajowa, komediowa tworzy powierzchnię, pod którą buzują tragiczne niespełnienia, zdrady, nieszczęścia, daremne poszukiwania życiowego celu. Używam najpierw filtru ironii, a potem próbuję dowiedzieć się, co zostanie, gdy go zdejmę.

Od początku wiedziałam, że moim bohaterem jest Niewinny, zawieszony ponad tą dwoistą logiką komediowej krytyki i współczucia. Rozumiem swoje postacie, Niewinnego być może najmniej, bo nie dzielę z nim wyborów, a jednak coś każe mi dać mu szansę. „Religie” pozostałych są bardziej uwikłane w bieżące potrzeby albo wręcz mody, pełnią funkcję substytutów wiary wobec braku odwagi odnalezienia się w świecie racjonalności.

Nie opowiadając wszystkiego, mogę jednak zdradzić, że jeszcze jedna postać podziela z głównym bohaterem metafizyczne przeczucie dziwności istnienia, choć oboje wyciągają z niego różne wnioski. Kogo byłoby stać na pewność Niewinnego? Tylko dwoje moich bohaterów ma odwagę zajrzenia w głąb siebie, choć każde z innego miejsca własnej biografii. On – zanim uwiodłaby go jakaś idea. Ona – gdy zawiodły ją wszystkie.

Jak wiem, tekst tej sztuki powstał pięć lat temu. Przypomniałaś sobie o nim w tym roku. Pamiętam, że zaproponowałaś jego lekturę w ramach Unii Literackiej (to fejsbukowe „przeciwwirusowe spotkania literackie”). Dlaczego właśnie teraz wyciągnęłaś go z szuflady?

– Parę miesięcy temu obejrzałam film Jana Komasy „Boże Ciało”. Uderzyło mnie podobieństwo postaci Daniela, granej przez Bartosza Bielenię, do tkwiącego w mojej głowie nieznajomego z pociągu. Cała historia jest podobna, mój Niewinny w dalszych partiach sztuki także wchodzi w sytuację kryzysową.

W kinie najważniejszy był dla mnie najmniej opisywany w recenzjach aspekt – zagadka wiary Daniela, nie zaś „podszycia się”. To mnie niesłychanie interesuje, może dlatego, że jest mi obce. Skąd bierze się w młodym, współczesnym mężczyźnie silne powołanie? Znam odpowiedzi socjologiczne, teologiczne, ale najciekawsze wydają mi się te psychologiczne i, cóż, duchowe. Sama nie jestem uduchowiona, może dlatego chcę się dowiedzieć czegoś na temat Niewinnego?

Ponieważ nie znalazłam dla „Religii” miejsca publikacji, schowałam wydruk głęboko w szufladzie, bo nie lubię porażek. Zarazem ten tekst jest dla mnie ważny, także dlatego, że sprawiał trudności – nie spodobał się jury konkursu dramaturgicznego ani redakcji branżowego czasopisma. Skorzystałam z okazji do zaprezentowania go w czytaniu podczas akcji Unii Literackiej, z intencją: proszę, przedstawiam wam, droga publiczności, coś, czego nie spodziewacie się po pisarce feministycznej.

Piszesz sztukę, której głównym bohaterem jest zakonny postulant, w chwili, gdy Kościół boryka się z kryzysem powołań. Co widzi postronny obserwator w tak niepopularnej dzisiaj decyzji, jaką jest chęć wstąpienia do zakonu czy seminarium? Jak się ma ta – jak napisałaś w pewnym komentarzu na FB – „bezproduktywność” do naszych czasów, tak utylitarnych i pragmatycznych?

– Na FB napisałam o paradoksie – nawet katolicy w nim tkwią. Z jednej strony przypisują osobom duchownym szczególną pozycję, a z drugiej – deprecjonują ich życie jako takie. Bo skoro najważniejsze są wartości rodzinne, to jak „wycenić” egzystencję bezdzietnych księży, a zwłaszcza sióstr zakonnych, postrzeganych jako oddane służbie Boga i ludzi? W czasie pandemii matki i ojcowie dzieciom mieliby być chronieni, a zakonnice i zakonnicy – pomagać w szpitalach i domach pomocy społecznej.

Nie neguję samej zasady, ale to Ty, Andrzeju, napisałeś na tymże fejsbuku o „szafowaniu cudzym miłosierdziem”. Zgadzam się z tym – nie powinniśmy szafować – ale zarazem warto się zastanowić, czy w chóralnym „nakazywaniu” innym ludziom poświęcenia nie ma pogardy dla „nieproduktywnych”? Jeśli intuicja mnie nie myli, jest to pułapka dyskursu prorodzinnego.

Na temat kryzysu powołań miałabym do powiedzenia parę niemiłych dla Kościoła rzeczy, ale przecież wszyscy już je słyszeliśmy. Najogólniej: spadek zainteresowania seminariami duchownymi wiąże się z kryzysem instytucjonalnej religii, ale też prestiżu zawodu, gdyby użyć języka świeckiego. Ludzie szukają innych duchowości. Tracicie ich. Nie wiem, jaki sens mają moje dywagacje, lecz może ten spadek przyjęć na teologię ma związek ze spadkiem przyjęć na kierunki humanistyczne?

W moim odbiorze Twój tekst jest bardzo diagnostyczny. To opis jakiejś Polski w sensie geograficznym, bo to wciąż tzw. Ziemie Zachodnie, opis jakiegoś jej kawałka. Jakie miejsce w tej opisanej przez Ciebie rzeczywistości zajmuje religia, czym ona właściwie dla bohaterów jest? Czy miejsce i rola religii w ich świecie ulega zmianom?

– Ja z tych Ziem Zachodnich nie umiem wyjechać. Czuję, że wciąż są one odległą krainą dla ludzi z innych części Polski. Stanowią zagadkę – mamy tu niskie wskaźniki uczestnictwa w życiu Kościoła i liczebnie największy w Polsce Marsz dla Życia. Dużą mobilność, a zarazem jakąś stagnację, lokalny bezruch, powtarzalność opowieści o polsko-niemieckości, przesiedleńczości, przywiązanie do krzywdy.

Kościół to dla mnie matka ojca, Helena. Ale to też instytucja, której krytykę uważam za konieczną

Inga Iwasiów

Udostępnij tekst

Religia jest tu częścią autoetnografii, autonarracji z tych okolic: przywieziona po wojnie z Kresów, z wsi wielkopolskich, z Mazowsza, skądś, nosząca ślady prawosławia, wprowadzona w przestrzeń protestanckich kościołów, ludowa, robotnicza. Sporo osiedleńców powojennych z ZSRR (część mojej rodziny też) miała już obojętny, wyniesiony ze szkół radzieckich stosunek do wiary. Oczywiście jestem dyletantką w tych sprawach, boję się stawiać jakieś hipotezy, pochodzą one bardziej z obserwacji niż z lektur. Moi bohaterowie są duchowo zgłodniali. Nie wiem, czy to, czego pragną, mógłby im dać Kościół. Może muszą sobie „to coś” dać nawzajem.

Czy religia jest według Ciebie tematem? Kiedyś wcale dobrze miała się polska powieść katolicka: Gołubiew, Koniński, Kossak-Szczucka, wczesny Andrzejewski, Dobraczyński, Grabski. Mamy wciąż lirykę religijną. Ale w teatrze dominuje raczej model krytycznego opisu religii, a jeszcze bardziej Kościoła. O Kościele pisze się właściwie bardzo dużo. I coraz więcej robi się filmów, równie krytycznych – dodajmy: zasadnie. A czy jest miejsce na mówienie o czymś ważniejszym niż Kościół, o wierze – także z perspektywy niewierzącego?

– Z mojego punktu widzenia wiara i Kościół to istotne tematy, aktywne zresztą w myśli postsekularnej. Krytyka grzechów ludzi Kościoła i sposobów funkcjonowania tej instytucji jest konieczna, a bez prób opisu praktyk, potrzeb, pobudek religijności trudne byłoby zrozumienie historii, życia społecznego, narracji, motywacji części ludzi.

Nieważne, czy jestem wierząca – żyję w tej tradycji. Rozumiem ją lepiej od form nazywanych „nową duchowością”, szczerze mówiąc. Mój racjonalizm stawia im opór. Jednak gdzie znaleźć jakiś kawałek nieznaczonej ziemi, żeby stanąć na nim bez chęci wykrzyczenia swoich racji przeciw Kościołowi? Niemal codziennie do niewierzących dociera jakaś karygodna informacja, wypowiedź hierarchy, poszerza się wiedza o ingerencji Kościoła katolickiego w politykę. Trudno powściągliwie opisywać pobudki wiary.

Wesprzyj Więź

Zarazem Kościół nie jest tematem obowiązkowym – ani jego afirmacja, ani potępienie. Uważam, że możliwa jest Polska bez podziału wierzący–niewierzący. Chętnie oglądałabym filmy i czytała powieści wychodzące poza symetrię gniewu i doktrynerstwa. 

Inga Iwasiów – profesorka literaturoznawstwa, pisarka, krytyczka literacka. W pracy naukowej specjalizuje się w zagadnieniach z zakresu historii i teorii literatury polskiej, regionalizmu, sztuki kobiet w XX i XXI wieku. Jest autorką powieści, opowiadań, dramatów oraz licznych rozpraw i esejów, m.in. „Rewindykacje. Kobieta czytająca dzisiaj”, „Gender dla średnio zaawansowanych. Wykłady szczecińskie”, „Opowieść i milczenie. O prozie Leopolda Tyrmanda”, „Umarł mi. Notatnik żałoby”, „Bambino”, „Kroniki oporu i miłości”. Mieszka w Szczecinie, pracuje na Uniwersytecie Szczecińskim.

Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź”, lato 2020

Podziel się

1
Wiadomość

Czytam i nie mogę ochłonąć z zachwytu. Takie spotkania czynią moje „korekty” – które czasem tu zgłaszam Więzi, by mi się lepiej was odbierało – mniej istotnymi. Kupuję was z całą waszą urodą. Jest sens waszej roboty.