Komunia z następcą św. Piotra dla katolików nie jest kwestią ludzkiej sympatii czy sentymentalizmu, ale dotyczy samej natury Kościoła – pisze kard. Angelo Scola, jeden z głównych papabile konklawe z 2013 roku.
Słowa te pochodzą z najnowszej autobiografii znanego włoskiego hierarchy „Ho scommesso sulla Libertà” („Postawiłem na wolność”), napisanej we współpracy z Luigim Geninazzim. Książka w najbliższych dniach ukaże się we Włoszech.
Cykliczny kryzys?
Kard. Scola zastanawia się w niej nad przyszłością chrześcijaństwa. Zadaje pytanie: w jakim punkcie znajduje się Kościół katolicki w czasie burzy, przez którą zdaje się przechodzić? Z liczbowego punktu widzenia, zauważa, mamy do czynienia z niezaprzeczalną erozją katolicyzmu i wierzących w Europie czy Ameryce, gdzie kategoria ludzi deklarujących brak więzi z jakąkolwiek religią zdaje się rosnąć – do tego stopnia, że niektórzy obserwatorzy zaczynają się zastanawiać, czy deklarowany agnostycyzm nie stanie się „pierwszą religią w świecie zachodnim. Już za dziesięć lat oczekuje się, że agnostyków być od 25 do 30 procent, a zatem staną się względną większością, wyprzedzając tym samym grupę katolików i protestantów, w obu przypadkach na poziomie 22 procent”.
Kardynał zwraca uwagę, że według niektórych obserwatorów kryzysy podobne do obecnego występują w historii Kościoła co pięćset lat. Cytuje opinię badacza religii, Jean’a François’a Colosimo, który uważa, że obecny czas przypomina swoim systemowym charakterem kryzys z IV wieku, spór o inwestyturę w XI wieku czy o odpusty w XV wieku. „Za każdym razem towarzyszył im chaos moralny. Za każdym razem katastrofa przychodziła nie z zewnątrz, ale od wewnątrz. Za każdym razem kryzys mocno uderzał w instytucję, a tym razem bardziej niż kiedykolwiek skupia się na Kurii [Rzymskiej] i duchowieństwie” – zaznacza.
Idea cyklicznego charakteru kryzysów, „na wzór wstrząsów geofizycznych”, jawi się jednak Scoli jako „pewne naciąganie, które nie uwzględnia wielkiej różnorodności wspomnianych wydarzeń”. W obecnej sytuacji mamy bowiem do czynienia z zeświecczeniem. Tutaj, zdaniem kardynała, tkwią „głębokie korzenie skandali, przestępstw, zachowań anormalnych, takich jak wykorzystywanie seksualne małoletnich, popełnianych również przez osoby konsekrowane. Jeśli bowiem brakuje odniesienia do łaski i żyje się tak, jakby Boga nie było, to powoli, ale nieubłaganie rozpada się i upada także moralność osobista”.
Papież to papież
Również z tego powodu – tłumaczy hierarcha – papież Franciszek chce dzisiaj „wstrząsnąć sumieniami, kwestionując nawyki i zachowania utrwalone w Kościele, za każdym razem podnosząc poprzeczkę, którą trzeba pokonać”. Może to zrodzić pewną dezorientację, a nawet niepokój – przyznaje emerytowany metropolita Mediolanu. Nie usprawiedliwia to jednak „coraz bardziej brutalnych i bezczelnych ataków na jego osobę, zwłaszcza zrodzonych w Kościele”. Zdaniem jednego z głównych papabile konklawe z 2013 roku krytycy Franciszka są w błędzie.
„Od dzieciństwa uczyłem się, że «Papież to papież», a człowiek wierzący jest jemu winien miłość, szacunek i posłuszeństwo jako widzialnemu znakowi i pewnej gwarancji jedności Kościoła idącego za Chrystusem. Komunia z następcą Piotra nie jest kwestią pokrewieństwa kulturowego, ludzkiej sympatii czy uczucia sentymentalnego, ale dotyczy samej natury Kościoła” – podkreśla kard. Scola. Jak dodaje, „trzeba się nauczyć każdego papieża, jego stylu”. On sam uznaje za „godną podziwu i wzruszającą nadzwyczajną zdolność Franciszka, by stawać się bliskim wszystkich, zwłaszcza wykluczonych, tych, którzy najbardziej cierpią z powodu «kultury odrzucenia»”.
Powrót jałowej opozycji
Były metropolita Mediolanu wyraża niepokój z powodu coraz ostrzejszych wewnątrzkościelnych polemik, nawet kosztem prawdy i miłości. Ale nie widzi groźby rozłamu, obawia się raczej robienia kroków wstecz, do czasów posoborowej debaty między konserwatystami a postępowcami. „Widzę odrodzenie się przesadnej opozycji pomiędzy sztywno rozumianymi strażnikami Tradycji, a zwolennikami tego, co rozumiano jako dostosowanie praktyki, ale i doktryny do wymogów światowych” – wyznaje.
Dla tych pierwszych to właśnie innowacje „wprowadzone po Soborze spowodowały odpływ wiernych, dla drugich to niewystarczająca odpowiedź na oczekiwania społeczeństwa była główną przyczyną oddalenia się od Kościoła”.
Według kard. Scoli, z tych dwóch przeciwstawnych wizji, które „eksplodują ponownie w bardziej radykalnych kategoriach, wywodzi się w dużej mierze stan zamieszania, w którym żyje dziś wielu katolików, nie tylko zwykłych wiernych”. A to go zasmuca, bo – jak wspomina – w latach swojej posługi biskupiej zdawał się dostrzegać „przezwyciężenie tej jałowej opozycji, szczerą chęć rozmawiania ze sobą nawzajem, ale przede wszystkim odnowioną zdolność do współpracy w różnych dziedzinach wspólnoty kościelnej i zaangażowania społecznego, porzucającą jednostronne określenia, uważane już za przestarzałe i zużyte”.
Sposobem na przezwyciężenie napięć jest „zawierzenie się Duchowi, który nie daje się okiełznać logice układów” – stwierdza kard. Scola.
KAI, DJ
Bezczelne ataki owszem są, przykładem abp Vigano który postawił Franciszkowi zarzuty dzień przed rozpoczęciem trudnej wizyty w Irlandii, by papież nie miał szansy zając stanowiska. Ale język kard.Scoli jest przedsoborowy, – tak nie ma prawa wypowiadać się człowiek władzy w obronie władzy, nawet dobrej. Pokazał, że obóz liberałów nie jest lepszy.
Język przedsoborowy jest językiem katolickim, niezmienionym. Franciszek słusznie jest krytykowany za odstępstwo od wiary.
nie trzeba bylo wprowadzac paczamamy na oltarze
…bo w polskim kościele nie ma na ołtarzach folkloru: kwiatuszków, kawałków kosteczek, wstążeczek, bohomazów, kłosków zbóż, święcenia kiełbas i jaj, a nawet… palemek z cukierków czekoladowych (sic! – b. udane dzieło dzieci powstałe na lekcjach… religii przed świętami Wielkiejnocy…
Tak, jak napisałaś. To wszystko jest, ale nic z tego folkloru nie reprezentuje żadnego słowiańskiego bóstwa typu Pollux, czy Kastor. W przeciwieństwie do tego, co znalazło się na ołtarzu w ogrodach watykańskich.
Bardzo dobry i potrzebny głos
Kazdy Papież był i jest zakładnikiem wielkiej, najstarszej i najbogatszej korporacji. Moze doszliśmy do momentu ze musi sie cos zawalić aby powstało cos nowego, zdrowego. Rodzi sie w bólach. Stary ład kościelny nie sprawdza sie dzisiaj, nie ma szansy przetrwać w takiej formule jak jest teraz. Myśle ze dzieje sie zawsze coś po coś. Potrzebny jest nam kościół jako wspólnota, szczególnie ludziom młody, pogubionym, często bardzo przerażonym. Moze to „ nowe „ co sie właśnie zaczęło rodzic sprawi ze człowiek pójdzie do kościoła, do kapłana, przystąpi do sakramentu spowiedzi i tam poczuje prawdziwa ulgę, pomoc, bezpieczną przystań. Bóg jest miłością, wsparciem, pomocna dłonią, czuwaniem przy nas jak jesteśmy w biedzie. Bardzo bym chciała żeby szczególnie młodzi ludzie zostali zachęceni przez to nowe w Kościele poczuli jak dobrze jest byc z Bogiem i we wspólnocie. To pomaga. Niestety w chwili obecnej instytucja czy jak kto woli korporacja kościelna skutecznie ludzi od Boga i jego pomocy oddala. To musi runąć, będzie boleć a potem będzie lepiej.