Nie jestem admiratorem poglądów politycznych Sienkiewicza. Ale robienie z niego szowinisty i rasisty wydaje mi się anachronizmem.
Wywołany do odpowiedzi na fejsbuku odzywam się w sprawie „W pustyni i w puszczy”, Sienkiewicza, „Murzynka Bambo” i polskiego rasizmu. Proszę wybaczyć, jeśli komuś sprawię zawód, ale chcę tu powiedzieć coś zniuansowanego.
Moim zdaniem plącze się tu kilka rozmaitych problemów, a mianowicie:
- Jakość kanonu lektur szkolnych w podstawówce;
- Stosunek Sienkiewicza do kolonializmu i rasizmu;
- Stosunek Polski i Polaków do kolonializmu i rasizmu – wczoraj i dziś;
- Problem słownikowy – „Murzyn”.
Wygląda to na plan czterogodzinnego wykładu, ale postaram się ograniczać.
Ad. 1 Moim zdaniem szkoła podstawowa powinna przekazać szkole średniej obowiązek uczenia (zresztą pobieżnie) historii literatury, a nawet zapoznawania uczniów z tzw. tożsamościowymi tekstami polskimi, a zająć się porządnie ROZCZYTANIEM uczniów, pokazaniem im, że książka może być ATRAKCJĄ.
Z tego powodu niemała część obecnego kanonu lektur z podstawówki jest do wyrzucenia, bo przeciętne dziecko z XXI wieku umiera z nudów, zanim dobije np. do sceny krwawej rozprawy Stasia z porywaczami, a to jest w dalszym ciągu początek „W pustyni i w puszczy”. Więc jestem za wyrzuceniem tej powieści z listy lektur, ale – jak widać – z innego paragrafu, niż „rasizm”.
Ad. 2 Nie jestem admiratorem poglądów politycznych Sienkiewicza. Ale robienie z niego szowinisty i rasisty wydaje mi się, wyrażając się najłagodniej, anachronizmem. Rzecz polega na tym, że choćbyśmy wierzyli uparcie w to, że jesteśmy myślowo wolni, tak naprawdę ogranicza nas epoka, w której żyjemy. Oczywiście, geniusze potrafią przekroczyć (trochę) to ograniczenie.
Ale Sienkiewicz geniuszem nie był. Był natomiast przyzwoitym (!) facetem o dziewiętnastowiecznych poglądach konserwatywnych. W tym świetle bulwersujące DZISIAJ opisy np. Szwedów w czasie Potopu (Bronisław Maj zrobił z nich cudowny kabaret, czytając przy Andersie Bodegardzie, że Szwed taki szelma sprytny, że jak go wrzucić do przerębla, to wypłynie drugim i to ze śledziem w zębach) nie są przejawem szowinizmu – którym by były, gdyby słowo w słowo ktoś dzisiaj coś takiego napisał – tylko dość ironicznym zresztą (bo to mówi Zagłoba, niezbyt wiarygodny jako informator) wyrazem dumy narodowej, mającej się w Polsce lat 80. XIX wieku nie najlepiej.
Żeby serio twierdzić, że „Murzynek Bambo” powstał jako wierszyk rasistowski, trzeba by uznać, że rasistą był w roku 1935 Julian Tuwim – a w ten sposób wkraczamy już w obszar czystego surrealizmu
Tym bardziej Sienkiewicza pełne wyższości opisy ludności Afryki są, jakie są, bo taki był horyzont myślowy wszystkich Europejczyków owego czasu. Przecież nawet krytykujący kolonializm Conrad traktuje w „Jądrze ciemności” mieszkańców Konga jak dzikie zwierzęta! Dziecko tego niuansu nie zrozumie (i to kolejny powód, żeby „W pustyni i w puszczy” z lektur wycofać). Ale dorosły komentator, robiący z Sienkiewicza ideologa skinów, powinien rozumieć z procesów dziejowych nieco więcej, niż jedenastolatek.
Ad. 3 Biedny Sienkiewicz tym bardziej nie miał szans, żeby zaspokoić oczekiwania dzisiejszych swoich krytyków, że POLSKA NIE MIAŁA NIGDY KOLONII. Nie mieliśmy zatem żadnego powodu, żeby przemyśleć kwestie związane z kolonializmem, o „Murzynach” (o tym słowie później) słyszeliśmy tyle, ile nam opowiedzieli Niemcy, Francuzi, Anglicy czy Belgowie.
Sam pamiętam, jak będąc pięciolatkiem zobaczyłem w autobusie pierwszy raz w życiu czarnoskórego studenta i ku zakłopotaniu mojego ojca, z którym jechałem, zacząłem przyglądać się intensywnie jego dłoniom, bo słyszałem (od tegoż ojca), że ręce czarnego człowieka są pod spodem białe. Student zresztą domyślił się, o co chodzi: pokazał mi, śmiejąc się, wnętrze dłoni. A to był 1967 rok!!!
Odnoszę więc wrażenie, że do listy zjawisk polskiej kultury, z którymi naprawdę powinniśmy się rozliczyć (antysemityzm, polityka wobec Ukrainy w II Rzeczpospolitej, autokolonizacja w postaci pańszczyzny itp.) dokładamy sobie problem pożyczony z Zachodu. Choć i to prawda, że może to być reakcja na równie pożyczony rasizm, który DZISIAJ wkroczył do Polski (te wszystkie kibolskie powiedzonka o „asfalcie”, „ciapatych” itp.). Jak to jednak ma się do poglądów Sienkiewicza, zmarłego – przypominam – 104 lata temu? Nijak.
Ad.4 Podobnie pożyczony i paradoksalny charakter mają kwestie „Murzynka Bambo” oraz słowa „Murzyn”. Żeby serio twierdzić, że „Murzynek Bambo” powstał jako wierszyk rasistowski, trzeba by uznać, że rasistą był w roku 1935 Julian Tuwim – a w ten sposób wkraczamy już w obszar czystego surrealizmu.
W Polsce przedwrześniowej ten wiersz był SYMPATYCZNYM ŻARTEM, nawiązującym zresztą do cech samych czytelników (ktoś z Państwa lubił mleko w dzieciństwie? A co do kąpieli, to np. w „Panu Samochodziku” jeden z małoletnich harcerzy wymyśla w pewnej chwili przysłowie: „Kto się umywa, tego ubywa” – i co, jest to, Państwa zdaniem, antypolskie?!). Wiersz Tuwima był właśnie antyrasistowski, pokazywał chłopca z Afryki jako „koleżkę”, którego chciało się mieć w tej samej szkole!
Nie przypuszczam, żebyśmy mieli jakikolwiek problem z „Murzynkiem Bambo”, gdyby nie słowo „Murzyn”. Jak wielokrotnie podkreślano, dla niechęci do tego słowa nie ma argumentów rzeczowych, empirycznych. Słowotwórczo pochodzi ono od słowa „Maur”, czyli ciemnoskórego mieszkańca Hiszpanii, Maroka i Algierii. W całkowicie neutralny sposób określało człowieka, różniącego się kolorem skóry od mieszkańców Polski (a, jak wspominałem, przez stulecia niełatwo było takiego spotkać). Kiedy np. Norwid pisze („Do obywatela Johna Brown”): „Noc idzie – czarna noc z twarzą Murzyna!”, to, u licha, jest to fragment wiersza protestującego przeciwko linczom na ludności afroamerykańskiej, a nie wyraz rasistowskiej pogardy! Odpowiednikiem angielskiego „nigger” był w Polsce „czarnuch”, słowo zresztą wymyślone dość późno – nie jestem przekonany, czy historyk języka znajdzie je w tekstach sprzed 1945 roku. Jeszcze raz: rasizm nie był przez wieki naszym problemem (poza antysemityzmem, ale to specjalna odmiana rasizmu).
Obciążanie Tuwima i Sienkiewicza winą za rasizm mam za aberrację, bo odpowiadają za niego dzisiejsi tzw. publicyści skrajnej prawicy i kokietujący kibolstwo politycy, a nie nasi pisarze sprzed dekad i stuleci
Skoro jednak obecnie zdarzają się w Polsce ludzie czarnoskórzy, którzy – przyzwyczajeni przez doświadczenia własne lub przodków do tego, że w kolejnych krajach podstawowe słowo, które ich określa, ma zabarwienie pogardliwe – nie chcą tego, co napisałem wyżej, przyjąć do wiadomości, to trudno: grzeczność wymaga, żeby im ustąpić. Choć prywatnie uważam, że mówienie o kimś, że jest „czarny” ma, językowo rzecz biorąc, znacznie bardziej podejrzany odcień, niż słowo „Murzyn”. Ale przyjmuję do wiadomości, że głos decydujący w sprawie jakiegoś określenia mają osoby, których to określenie dotyczy. I słowa „Murzyn” unikam, choć polonista we mnie wciąż pojękuje, że to, z punktu widzenia filologii, bez sensu. Czasem tak bywa, że od filologii ważniejsza są: etyka i dobre wychowanie.
Reasumując: „W pustyni i w puszczy” z lektur bym wyrzucił, ale bez histerycznego robienia z Sienkiewicza rasisty, którym nie był. Problem „Murzynka Bambo” wydaje mi się kompletnie idiotyczny, choć oczywiście każdy wiersz można dziecku tak skomentować, że się to dziecko zdemoralizuje. Ze słowa „Murzyn” zrezygnowałem i do tego, mimo wyłożonych wyżej zastrzeżeń, namawiam. Problem rasizmu i ksenofobii w Polsce istnieje WSPÓŁCZEŚNIE; obciążanie za niego winą Tuwima i Sienkiewicza mam za aberrację, bo odpowiadają za niego dzisiejsi tzw. publicyści skrajnej prawicy i kokietujący kibolstwo politycy, a nie nasi pisarze sprzed dekad i stuleci.
Tekst ukazał się 6 czerwca na blogu Autora.
Jestem rocznikiem powojennym. Bylam i jestem zawzietym czytaczem (Powinnam napisac “czytaczka” ale. niezgodnie z duchem czasow, wole formy meskie). Jestem przerazona, ze ekstremalna poprawnosc polityczna zaczyna docierac do Polski. Z ksiazeczek moich amerykanskich wnukow wykresla sie niepoprawne czesci, Huck Finn jest wyklety w pewnych srodowiskach. “W pustyni i w puszczy” chyba jest po prostu za nudne dla wspolczesnych dzieci, ale usuwac je z listy lektur w ramach walki z rasizmem? Wlos sie jezy. Wychowalam sie na Sienkiewiczu, byla to dla mnie wspaniala lektura. Potem zdradzilam Sienkiewicza dla Prusa – “Lalke” nadal czytam, kiedy chce odpoczac od wspolczesnosci, i wciaz jeszcze odkrywam nowe zakamarki duszy Wokulskiego. Po latach wrocilam do Sienkiewicza, na nowo odkrywajac u niego zloza inteligentego i dobrodusznego humoru. Miernym pisarzem to on nie jest i basta!