Jeden z mitów mówi, że zaufanie świadczy o naiwności i prowadzi do bycia wykorzystanym. To nieprawda. Ofiarami oszustw, kradzieży i manipulacji częściej padają społeczni darwiniści, a nie ludzie ufni – mówi prof. Krystyna Skarżyńska.
Tekst powstał w ramach programu „Polacy 2020 – nowe podziały, nowa solidarność?” prowadzonego przez Laboratorium „Więzi” (część projektu Oczyszczalnia).
Zespół projektu Oczyszczalnia: Obecna sytuacja, w której miliony osób – w większości karnie – zgadzają się na ograniczenie swoich wolności i praw, jest chyba doskonałym laboratorium badawczym dla psychologa społecznego. Jak postawa Polaków wobec pandemii ma się do Pani diagnozy wyrażonej w książce „My. Portret psychologiczno-społeczny Polaków z polityką w tle”?
Prof. Krystyna Skarżyńska: Poglądy i wartości, które dominowały w polskim społeczeństwie przez ostatnich trzydzieści lat, wykazują się dużą stabilnością i nie zmieniają się tak bardzo, jak niektórzy publicyści i eksperci sugerują. Podobnie rzecz ma się z podziałami społecznymi – one oczywiście istnieją, ale nie są tak dramatyczne, jak mówią o nich politycy i publicyści. Chciałabym powiedzieć o kilku charakterystycznych dla Polaków cechach, jakie znamy z badań, a które być może pomagają nam w czasie epidemii.
Pierwszą z nich jest przywiązanie do rodziny i dbałość o nią. Zadowolenie z życia rodzinnego jest ważnym warunkiem zadowolenia z życia. Wobec rodziny i przyjaciół deklarujemy wysoki poziom zaufania. Towarzyszy temu jednak pewien przeciwstawny rys, jakim jest nieufność do obcych. Badania moje i Konrada Maja (SWPS) przeprowadzone w końcu marca br. na reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków w trakcie epidemii potwierdziły ten niski poziom zaufania społecznego. 64 proc. badanych uważa, że większość ludzi skłamie, jeśli dzięki temu może coś zyskać, a 80 proc. twierdzi, że w tych czasach trzeba być czujnym, bo ktoś może nas oszukać. Odsetek takich odpowiedzi przed epidemią był tylko niewiele niższy. W marcu br. 60 proc. badanych twierdziło, że w otoczeniu jest wielu ludzi, którzy mogą kogoś zaatakować bez powodu, ze zwykłej podłości. Jednocześnie dla większości respondentów los bliskich był również ważny lub ważniejszy jak los własny. M.in. 60 proc. osób stwierdziło, że pomaga osobom znajdującym się w gorszej sytuacji.
64 proc. badanych uważa, że większość ludzi skłamie, jeśli dzięki temu może coś zyskać, a 80 proc. twierdzi, że w tych czasach trzeba być czujnym, bo ktoś może nas oszukać
Druga cecha charakterystyczna, potwierdzana w badaniach od 2002 do 2018 r., to stopniowo coraz wyższa samoocena Polaków, indywidualna i grupowa. Tym, co w naszym samoopisie wyróżnia polskie społeczeństwo na tle innych, jest przekonanie, że w trudnych chwilach potrafimy się jednoczyć. Wydaje się, że ta cecha może być istotnym elementem naszej tożsamości. Uznajemy, że choć często się spieramy i nie jesteśmy we wszystkim dobrzy, to gdy przychodzi do sytuacji kryzysowej, potrafimy wspólnym działaniem poradzić sobie z poważnym zagrożeniem. Jednak gdy myślimy o przyszłości, widzimy ją jako lepszą dla nas osobiście, ale gorszą – dla kraju.
Tylko czy to są tendencje, które potwierdzą się długofalowo?
– Nieufność i wiara bardziej w siebie niż w instytucje państwowe utrzymują się przez dekady. Obecnie – w czasie pandemii – obok różnych przejawów prospołeczności (szycie masek, pomaganie starszym, codzienne telefony do osób samotnych itp.) obserwujemy dość powszechną gotowość do rezygnowania z wolności osobistych. Po trzech tygodniach marca odsetek Polaków akceptujących rządowe restrykcje wynosił – w zależności od konkretnej kwestii – od 66 do 86 proc. 66 proc. Polaków akceptowało wtedy bardzo wysokie kary finansowe za łamanie procedur higienicznych, zwłaszcza za nieuzasadnione opuszczenie miejsca kwarantanny.
Być może społeczeństwo zobaczy, że uczestniczenie w specyficznej kulturze izolacji pozwala na poprawę relacji z najbliższymi, zwolnienie w gonitwie codzienności i przynosi inne korzyści
O czym to świadczy?
– Po pierwsze o dużej odpowiedzialności za siebie i innych. Po drugie o próbie zachowywania poczucia kontroli i sprawczości. Uważamy, że zostając w domu czy przestrzegając przepisów higienicznych w przestrzeni publicznej, przyczyniamy się do pokonania epidemii. To jedyne, co możemy zrobić. Zwłaszcza, że nie ufamy instytucjom powołanym do ochrony zdrowia.
Jak długo ludzie będą w stanie znosić uciążliwe restrykcje?
– To zależy. Między innymi od tego, czy będą widzieli w nich sens i skuteczność, nie tylko w zakresie ograniczania zasięgu epidemii, ale również w osobistym przeżywaniu codzienności. Jeśli społeczeństwo zobaczy, że uczestniczenie w specyficznej kulturze izolacji pozwala na poprawę relacji z najbliższymi, zwolnienie w gonitwie codzienności i przynosi inne korzyści, to prawdopodobnie będzie skłonne ten stan rzeczy dłużej akceptować. Być może okaże się, że wartości, z realizacji których musieliśmy zrezygnować w związku z pandemią, nie są dla nas priorytetowe.
Druga kluczowa grupa czynników, które będą miały wpływ na cierpliwość ludzi, ma charakter ekonomiczny. Zwolnienia z pracy, rozwiązywanie umów cywilnoprawnych, redukcja pensji doprowadzą do wzrostu presji ekonomicznej na obywatelach. Ceny żywności i innych towarów rosną, inflacja jest coraz bardziej widoczna. Silniejsze staną się lęki związane z przyszłością ekonomiczną Polaków, ponieważ już dziś wiemy, że obiektywnie doświadczymy recesji, choć nie wiemy jeszcze, w jak dużej skali. Wtedy będziemy koncentrowali się na utrzymaniu zatrudnienia, a ci którzy nie mogą pracować zdalnie, wrócą swojego miejsca pracy, nawet gdy będą pełni obaw o swoje zdrowie. Zaczniemy szukać też winnych trudnej sytuacji.
Podkreśliłabym jednak, że obok poważnych problemów, z którymi musimy sobie sami radzić, widać rożne przejawy solidarności i pomocy rodzinnej, sąsiedzkiej, środowiskowej. Obserwujemy liczne zbiórki na rzecz osób i grup szczególnie poszkodowanych. Artyści tworzą dla nas – zamkniętych w swoich domach – koncerty i przedstawienia, które oglądamy w internecie. Obok skarg na służbę zdrowia wyrażamy wdzięczność tym, którzy narażając zdrowie i życie własne, ratują innych. Jest nadzieja, że przeżyjemy pandemię i zostaniemy przy tym porządnymi ludźmi. Może to mieć kolosalny wpływ psychologiczny na poczucie dobrostanu Polaków.
Badania mówią o tym, że Polacy rozumieją sens ograniczeń związanych z pandemią, ale ich lęki mają charakter przede wszystkim ekonomiczny. 59 proc. badanych obawia się obniżenia swojego wynagrodzenia.
– Te badania zrobiło kilka zespołów, między innymi badacze z Instytutu Psychologii PAN i Uniwersytetu Warszawskiego. Ich wyniki są spójne z naszymi (psychologów i socjologów z SWPS), co tylko uwiarygadnia te ustalenia.
A czy da się wyznaczyć jasne podziały społeczne, gdy chodzi o przestrzeganie nałożonych restrykcji?
– Kwietniowe badania wykazały, że osoby starsze i lepiej wykształcone są bardziej skłonne do przestrzegania zasad kwarantanny. Preferencje wyborcze nie wpłynęły (przynajmniej do końca marca) na poziom akceptacji ograniczeń, związanych z zagrożeniem epidemicznym. Sugerowałoby to, że są takie przestrzenie życia społecznego, na które polaryzacja polityczna nie ma wpływu. Jedynie wyborcy Konfederacji byli w mniejszym stopniu skłonni do posłuszeństwa restrykcjom.
Wiemy dlaczego?
– Można to tłumaczyć na co najmniej dwa sposoby. Z jednej strony to bardzo młody elektorat, być może więc czuł się stosunkowo niezagrożony konsekwencjami zdrowotnymi zarażenia. A z drugiej – to grupa bardzo mocno zakotwiczona w tradycyjnych wartościach. To w niektórych kontekstach wiąże się z wyższym poczuciem zagrożenia, ale w sytuacji epidemii wśród młodych ludzi najwyraźniej je zredukowało.
W badaniach społecznych od lat Polaków wyróżnia przekonania, że bardziej od innych narodów potrafimy zmobilizować się dla dobra wspólnego w sytuacjach kryzysowych
W projekcie Oczyszczalnia 2020 interesuje nas szczególnie spójność społeczna. Z tej perspektywy szukamy odpowiedzi na to, jak pandemia wpłynie na Polaków. Czy – jak twierdzą jedni – uwypukli nasze najlepsze cechy, umocni więzi społeczne i nauczy nowych sposobów komunikacji, czy, jak przewidują inni, doprowadzi do rozpadu więzi społecznych i wzmożonej rywalizacji o zasoby?
– Nasze dotychczasowe badania pokazują, że istniejące więzi społeczne nie ulegają osłabieniu. Choć częściej się dziś słyszymy niż widzimy, to dzięki telefonowi i nowym technologiom utrzymujemy, a nawet umacniamy nasze kontakty rodzinne i przyjacielskie.
Jeśli jednak chodzi o szerzej rozumianą spójność społeczną, to w badaniach społecznych od lat Polaków wyróżnia przekonania, że bardziej od innych narodów potrafimy zmobilizować się dla dobra wspólnego w sytuacjach kryzysowych. Choć przez trzydzieści lat III RP strategia grupowej współpracy czasem przegrywała z indywidualną rywalizacją, to od 2015 r. widzimy wzrost deklaracji wartości wspólnotowych. Jeśli ten element naszej grupowej tożsamości utrzyma się w czasie pandemii – może stanowić ważny zasób w utrzymywaniu spójności społecznej. Aby tak było trzeba te prowspólnotowe wartości i zachowania nagłaśniać i promować, bez ich społecznego wzmacniania indywidualne sposoby radzenia sobie z trudnościami wezmą górę. Przecież wiadomo, że z kłopotami gospodarczymi będziemy borykać się wspólnie; bez wzajemnego rozumienia i przejawów międzygrupowej solidarności będzie bardzo trudno przeżyć okres kryzysu.
Epidemia stwarza szansę na wypromowanie się nowych liderów lokalnych. Na poziomie lokalnym zaufanie społeczne jest na znacznie wyższym poziomie niż w skali ogólnopolskiej, a więc i lokalni liderzy, którzy w czasie epidemii okażą się dobrymi gospodarzami, mogą liczyć na wzmocnienie swojej pozycji. Przykładanie wagi i troski o społeczność lokalną i działania samorządów to kolejna wyraźna cecha naszego społeczeństwa.
Jednym z fundamentalnych problemów społecznych w Polsce jest – jak pisze Pani w książce „My. Portret psychologiczno-społeczny Polaków z polityką w tle” – zgeneralizowana nieufność. Z nią z kolei często wiąże się zestaw poglądów określany darwinizmem społecznym, czyli m.in. postrzeganie świata jako dżungli społecznej, w której człowiek jest człowiekowi wilkiem.
– Choć darwinizm społeczny nie wyróżnia Polaków na tle innych krajów tak bardzo, jak się czasem sugeruje, to nie należy lekceważyć jego tego poglądu z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że wyraźnie wpływa on na obniżenie aktywności społecznej, a pośrednio także obniża zaufanie do organizacji pozarządowych. Po drugie, darwinizm społeczny bardzo blisko wiąże się z orientacją na dominację społeczną, którą możemy określić jako powszechną akceptację różnych form nierówności. Dodatkowo – w kontekście epidemii – orientacja na dominację społeczną będzie prowadziła do obwiniania ofiar, czyli sugerowania, że zaraziły się chorobą na skutek własnego działania lub cech osobowości czy charakteru.
Darwinizm społeczny i orientacja na dominację społeczną wzmacniają także polaryzację i postrzeganie świata w kategoriach „my” kontra „oni”. Gdy kogoś zaliczymy do „my”, to jesteśmy na niego otwarci, życzliwi i gotowi sporo dla niego zrobić, ale gdy zidentyfikujemy drugą osobę jako część „ich”, to postrzegamy go jako obcego i jesteśmy mu nieżyczliwi.
Konsekwencją postrzegania świata jako niesprawiedliwego i wrogiego jest postrzeganie siebie – a także swojej grupy – w kategorii ofiary. Wszelkie niepowodzenia własne i własnej grupy postrzegamy wtedy jako efekt defektów świata i innych ludzi. To bardzo niebezpieczny dla funkcjonowania wspólnoty i kooperacji zestaw przekonań.
A jak przemawiać do osób reprezentujących takie poglądy, aby móc budować spójność społeczną także z nimi? Nie musimy się z nimi zgadzać, ale przecież nie chcemy ich wykluczać.
– Trzeba przede wszystkim dawać przykłady opłacalności (nie tylko materialnej, ale także społecznej i indywidualnej) zaufania, a pokazywać koszty nieufności. Warto też obalać mity dotyczące wiary w niesprawiedliwy świat i darwinizm społeczny. Jednym z tych mitów jest przekonanie, że zaufanie świadczy o naiwności i prowadzi do bycia wykorzystanym. Julian Rotter pokazał na przykład, że ofiarami oszustw, kradzieży, ale przede wszystkim manipulacji, częściej padają osoby o cynicznym spojrzeniu na świat – właśnie społeczni darwiniści – a nie ludzie ufni.
Warto podkreślić, że zaufanie i nastawienie na współpracę, jak pokazują liczne badania, dają znacznie lepsze rezultaty w miejscu pracy i w życiu społecznym. Samo zgeneralizowane podejście do drugiego człowieka oparte na przekonaniu, że ludziom w zasadzie warto ufać, daje lepsze rezultaty, a na dodatek powoduje, że lepiej się z tym czujemy.
Jak inwestować w zaufanie? Metodami miękkimi, oddolnymi i dobrym przykładem czy raczej włożyć energię najpierw w budowę instytucji dowartościowujących obywateli i liczyć na to, że zaufanie rozwinie się jako naturalna konsekwencja tej strategii?
– Jeden sposób działań powinien towarzyszyć drugiemu. Wczesną jesienią 2015 r. Radosław Markowski przeprowadził badania na temat stanu demokracji instytucjonalnej w Polsce, które wywołały szeroką debatę w środowisku akademickim. Według jego ustaleń instytucje demokratyczne miały się w naszym kraju stosunkowo dobrze. Dysponujemy jednak również badaniami, które świadczą o tym, że poziom zaufania do Sejmu, Senatu i partii politycznych jest bardzo niski, a znacznie wyższy jest np. w stosunku do wojska czy straży pożarnej, których charakter jest bardzo hierarchiczny. W takim wypadku należy przede wszystkim poprawić jakość istniejących instytucji, a ona w ostatnich latach raczej spada.
Kontynuując wątek wpływu instytucji na postawy, czy wiemy, jak poziom instytucji państwa opiekuńczego ma się do darwinizmu społecznego i nastawienia na orientację społeczną?
– W Skandynawii i innych krajach o rozbudowanych strukturach państwa opiekuńczego poziom zaufania społecznego jest bardzo wysoki. Natomiast przyrost zaufania w krajach północnoeuropejskich jest dziś bardzo mały, podczas gdy w Polsce ten wskaźnik raz na jakiś czas – z trudnych do określenia powodów – wyraźnie rośnie. Orientacja na dominację społeczną jest zazwyczaj wyraźnie wyższa w krajach doświadczających wyższego poziomu nierówności niż w społeczeństwach egalitarnych. Należy więc spodziewać się, że budowa solidnych instytucji z jednej strony wymaga istnienia pewnego zaufania społecznego, a z drugiej wzmacnia jego ogólny poziom.
Gdy władza tak ściśle kontroluje media publiczne, że ich publiczność dowiaduje się z nich tylko tego, co sprzyja rządzącym, traci zaufanie dużej części społeczeństwa. Nie sprzyja to społecznej integracji i nie buduje szerokiego poczucia wspólnoty
A jakie dostrzega Pani najbardziej polaryzujące osie podziału między Polakami?
– Jednym z podziałów, który budzi duże emocje i polaryzuje obywateli są relacje międzypokoleniowe. Młodsze pokolenie uważa, że żyje im się trudniej niż starszym i obwinia ich na przykład o trudności w dostępie do mieszkań czy fatalne perspektywy klimatyczne. Już dziś możemy, niestety, przewidywać, że kolejne lata przyniosą raczej pogorszenie sytuacji niż jej poprawę i ten konflikt będzie narastał. Rezultatem pandemii może być dalsze ograniczenie miejsc pracy, brak dostępu do edukacji i rosnące poczucie bezsensu w młodym pokoleniu. Dlatego trzeba inwestować w nowe formy współpracy międzypokoleniowej, dawać młodym szanse budowania kariery, ale także aktywności obywatelskiej.
Swoją drogą, badania przeprowadzone na dużej grupie studentów szkół niepublicznych pokazały, że aktywność społeczna tej grupy osób jest alarmująco niska. W tym aspekcie zaszła zastanawiająca zmiana. W PRL środowisko akademickie było miejscem intensywnego szeroko rozumianego treningu aktywności obywatelskiej. Wiele osób dzisiaj j aktywnych publicznie zaczynało swoją działalność właśnie w okresie studenckim.
Drugą sprawą, która mnie uderza w młodym pokoleniu, jest specyficzne rozumienie wolności. Wielu młodych dorosłych rozumie wolność w bardzo wąskim sensie, głównie jako możliwość realizowania własnych interesów. A z drugiej strony grupa wiekowa 18–24 lata w jednym z badań najmniej negatywnie oceniała użycie przemocy przez policję przeciwko demonstrantom i inne przejawy autorytaryzmu władzy.
Jak poglądy polityczne Polaków wpływają na ich rozumienie wolności i wspólnoty?
– Gdy w badaniach ogólnopolskich wyodrębnimy dwa typy poglądów – liberalne lub libertyńskie i komunitarne – to okazuje się, że te orientacje nie są radykalnie różne, jak się może powszechnie wydawać. One ze sobą dodatnio korelują. Jeśli człowiek ma wyraźnie komunitarne wyobrażenie o wspólnocie, to najczęściej ma również rozwinięte myślenie liberalne i na odwrót. To nie jest tożsame, bo te korelacje nie są bardzo silne, ale są jednak istotnie dodatnie. Różnice w wyobrażeniach Polaków o dobrej wspólnocie nie są aż tak drastyczne, jak się je czasem opisuje. Wyjątkiem jest jedynie elektorat Prawa i Sprawiedliwości, w którym przekonania komunitarne stoją w kontrze do przekonań indywidualistycznych. Zwolennicy tej partii uznają dobro wspólnoty za wartość rozłączną od dobra poszczególnych obywateli. Nie jest to korzystne dla rozwoju demokratycznej wspólnoty.
Czy może w Polsce dojść do wybuchu przemocy w obliczu kryzysu epidemicznego?
– Popularna teoria mówi, że po frustracji przychodzi przemoc. Nie zawsze jednak do tego dochodzi. Są także inne reakcje na frustrację: depresja lub wycofanie się z życia społecznego. Jeśli jednak miałoby dojść do przemocy, to miałoby to prawdopodobnie związek z nierównościami ekonomicznymi. Gdyby się okazało, że pomoc państwowa w obliczu epidemii dociera przede wszystkim do zamożnych i średniozamożnych, ale nie obejmuje najmniej zamożnych warstw społecznych, to może dojść do wybuchu gniewu. Taka ludowa przemoc może obierać sobie za cel nieoczywiste ofiary, na przykład osoby doświadczające bezdomności, obcokrajowców lub wszystkich klasyfikowanych jako „inni”. Od początku pandemii słyszymy o pojedynczych przypadkach wyznaczania kozłów ofiarnych w społecznościach lokalnych.
Czy Kościół i wartości chrześcijańskie mogą wciąż być zasobem w budowaniu spójności społecznej?
– Przede wszystkim należy podkreślić, że nie jest prawdą twierdzenie, że społeczeństwo wyraźnie odchodzi od tradycyjnych wartości chrześcijańskich. Badania Piotra Radkiewicza z Instytutu Psychologii PAN pokazują, że te wartości są o szerzej podzielane przez Polaków niż wartości progresywne. W sytuacji zagrożenia – jak sugeruje teoria opanowywania trwogi – poczucie wspólnoty wartości może być skuteczną barierą przeciw lękowi, dlatego wysoki poziom akceptacji dla wartości chrześcijańskich może jednoczyć Polaków w trudnej sytuacji pandemii.
Z drugiej strony poczucie przynależności do wspólnoty pomaga niwelować agresję wewnątrzgrupową, ale czasem prowadzi do aktów wrogości wobec obcych. Sądzę, że Kościół może pomóc w budowaniu spójności społecznej, o ile będzie stanowił realne wsparcie dla najbardziej pokrzywdzonych przez epidemię i następujący po niej kryzys ekonomiczny. I zdecydowanie nie będzie dawał przyzwolenia na społeczne wykluczenia, agresję, szukanie kozłów ofiarnych.
Na ile skuteczność działań polskiego rządu – w porównaniu do strategii innych państw – w walce ze skutkami epidemii będzie wpływała na stosunek Polaków do władzy?
– Na to będzie wpływało wiele czynników, w tym długość trwania epidemii, sposób uchylania ograniczeń i śmiertelność. Ale oczywiście skuteczność działań w niektórych krajach azjatyckich i europejskich może stawiać pytanie o różnice kulturowe i metody zastosowane przez polski rząd. Niezwykle ważną rolę będą odgrywały media. Czy będą mówić o kontekście międzynarodowym, w jakim stopniu będą potrafiły patrzeć na ręce władzy i czy społeczeństwo im uwierzy? Póki co media dość mało informują o europejskiej pomocy finansowej dla państw narodowych w obliczu epidemii. Poza tym polskie media są bardzo spolaryzowane, przekazują nie tylko różne interpretacje faktów – co jest pożyteczne, ale także różne fakty. Niemal nie ma takich ważnych informacji, które byłyby rozpowszechniane przez większość mediów. Gdy władza tak ściśle kontroluje media publiczne, że ich publiczność dowiaduje się z nich tylko tego, co sprzyja rządzącym, traci zaufanie dużej części społeczeństwa. Nie sprzyja to społecznej integracji i nie buduje szerokiego poczucia wspólnoty.
Ważnym skutkiem epidemii może być natomiast wzrost zaufania do nauki i naukowców, ponieważ społeczeństwo może na bieżąco sprawdzać, jak ich prognozy i apele przekładają się na rzeczywistość. To również szansa dla badaczek i badaczy, by zrozumieli jak ważna jest dobra komunikacja ze społeczeństwem i popularyzacja osiągnięć naukowych. W Polsce ten aspekt był często zaniedbywany, a naukowcy bywali postrzegani jako wyalienowana grupa mówiąca sama do siebie językiem, którego większość społeczeństwa nie rozumie.
Dziękujemy za spotkanie.
Prof. Krystyna Skarżyńska – psycholog społeczna, prof. dr hab. Profesor Katedry Psychologii Społecznej i Osobowości Uniwersytetu SWPS oraz Pracowni Psychologii Politycznej w Instytucie Psychologii Polskiej Akademii Nauk, członek Komitetu Nauk Psychologicznych PAN. Autorka kilkunastu książek, m.in.: „My. Portret psychologiczno-społeczny Polaków z polityką w tle”, „Spostrzeganie ludzi”, „Konformizm i samokierowanie jako wartości”, „Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej”.