Czy „Tygodnik” może się określać jako pismo katolickie? Na prośbę kard. Stefana Wyszyńskiego odpowiadał na to pytanie bp Karol Wojtyła w niepublikowanej dotąd analizie.
„Tygodnik Powszechny” publikuje dziś na swojej stronie dokument opracowany w 1962 r. przez biskupa pomocniczego krakowskiego Karola Wojtyłę „Problem «Tygodnika Powszechnego». Próba analizy”.
Jak wyjaśnia były redaktor naczelny pisma ks. Adam Boniecki, na początku lat 60. niektórzy biskupi niepokoili się „Tygodnikiem” i pytali, czy może się on określać jako pismo katolickie. Prymas Stefan Wyszyński jako przewodniczący episkopatu zwrócił się do metropolity krakowskiego abp. Eugeniusza Baziaka z prośbą o przedstawienie stanowiska. A ten zlecił zadanie opracowania dokumentu 42-letniemu bp. Wojtyle, do którego już wcześniej należała troska o „Tygodnik”.
Ani apologia, ani oskarżenie
Jak pisze ks. Boniecki, „Karol Wojtyła był świadom uprzedzeń części Episkopatu»”. Przesyłając prymasowi dokument biskup zauważa, że problem krakowskiego pisma „wywołuje wśród Księży Biskupów częste niepokoje”.
Bp. Wojtyła zwraca uwagę, że „Tygodnik Powszechny” nie jest pismem kościelnym, ale świeckim – „nie stanowi w założeniu bynajmniej jakiegoś organu Episkopatu ani też tym bardziej tzw. pisma kościelnego”. Uwagi sporządza zatem po to, „aby mogły się one przydać do ustalenia poglądów na temat katolickości «Tygodnika Powszechnego» w gronie Dostojnego Episkopatu”.
Zdaniem redaktora seniora „Tygodnika”, tekst Wojtyły – obrona katolickości pisma – nie jest ani apologią, ani oskarżeniem; raczej traktatem o Kościele, który opiera się na jego wizji miejsca i roli świeckich.
Co na ten temat mówi przyszły papież? „Świeccy i duchowni tworzą w Kościele katolickim całość i jedność, są sobie wzajemnie potrzebni, jak na to wskazuje między innymi wzajemny stosunek sakramentu kapłaństwa i małżeństwa. (…) Laikat współczesny to nie jest tylko prosta obecność świeckich w Kościele, oznacza on przede wszystkim ich zaangażowanie połączone z poczuciem odpowiedzialności za Kościół” – zaznacza.
„Odpowiedzialność świeckich za Kościół w którymś miejscu musi dotknąć doktryny – wynika to z samej istoty tej odpowiedzialności: nie można być odpowiedzialnym za Kościół, pozostając w roli elementu słuchającego (Kościół słuchający) i biernego, musi się wówczas w jakiś sposób «głosić» bodaj z pozycji wyznawcy, jeśli jeszcze nie «nauczać». (…) W każdym razie laikat „nauczający» musi pozostawać w jakimś szczególnym stosunku do tych, którzy z urzędu i posłannictwa «nauczają» w Kościele. Powiedzmy sobie, że jest to olbrzymie i bezcenne uzupełnienie, ale równocześnie kryje się tutaj także możliwość napięć czy nawet konfliktów. Które konflikty wynikają z błędów doktrynalnych, a które są tylko produktem odrębnego sposobu widzenia tych samych prawd i tych samych spraw, innego nieco u świeckich niż u duchownych? Jest to jedno z podstawowych pytań, które musimy sobie zadawać wciąż, spotykając się z takim zjawiskiem jak «Tygodnik Powszechny»” – przyznaje biskup z Krakowa.
Jak zwraca uwagę, „gdy chodzi o samą doktrynę, to «nauczający laikat» chce być w zgodzie z nauczającym Kościołem – to samo odnosi się i do «Tygodnika Powszechnego» wraz ze «Znakiem». Bywają potknięcia, ale uporczywego błędu nie ma”.
Wolą pozostawać w dialogu
Wojtyła był skutecznym obrońcą krakowskiego pisma, cenił jego redaktorów, ale ich nie idealizował – uważa ks. Boniecki. W swojej analizie biskup widzi w nich tendencję, „aby katolicyzm «polski» zastąpić katolicyzmem «uniwersalistycznym» (powszechnym!)”. Jak dodaje, „wyczuwa się, że ludzie tej grupy daleko bardziej koncentrują się na problemie «jaki powinien być» katolicyzm w Polsce, niż na tym «jaki on jest». Od tego, jaki jest, jak gdyby się dyskretnie odwracali, nie żywiąc głębokiego przekonania ani do jego masowości, ani do jego psychologicznych cech”.
Wojtyła dostrzega w redakcji krakowskiego pisma „elitaryzm czy nawet arystokratyzm odsuwający się raczej od tego, co zwyczajne i przeciętne, lub traktujący to z dystansu”, ale jednocześnie zaznacza, że wynika to z adresatów, do których redakcja chce trafić. „«Tygodnik Powszechny» widzi swych adresatów wśród inteligencji dechrystianizującej się i ulegającej zlaicyzowaniu, a także wręcz niekatolickiej – faktycznie też jest czytany przez ateistów i indyferentów – i w tym widzi jakąś szczególną swoją rolę. Może mu nawet ta rola nieraz przesłania tamtą; woli pozostawać w dialogu, niż uprawiać monolog dla wierzących” – czytamy.
W zakończeniu analizy przyszły papież powtarza, że pismo kierowane przez Jerzego Turowicza nie jest i nie było pismem kościelnym. „Tylko za tego rodzaju pisma Kościół może ponosić pełną odpowiedzialność. Natomiast za pisma, które poruszają inną jeszcze pozateologiczną problematykę, a zwłaszcza zagadnienia polityczne, Kościół nie może brać pełnej odpowiedzialności” – przypomina. Jak dodaje, „w tym świetle zdaje się – choć to jest oczywiście sprawa do dyskusji i do decyzji – że nie ma podstaw do tego, aby nie godzić się z samymi założeniami i zasadami”, na których opiera się „Tygodnik Powszechny”.
Zdaniem ks. Bonieckiego, „nie ma wątpliwości, że Karol Wojtyła, także potem jako Jan Paweł II, dobrze rozumiał aspiracje świeckich w Kościele, że nie obruszał się na ich krytyczne głosy dotyczące funkcjonowania kościelnych instytucji i ludzi Kościoła”.
Jak przyznaje redaktor senior, „dla biskupa Wojtyły kreślona przez niego w 1962 r. wizja Kościoła, w którym harmonijnie uzupełniają się misja duchownych i misja świeckich, była raczej idealnym celem niż realną rzeczywistością”. Choć – jak wspomina – Wojtyła uznawał wartość krytyki Kościoła, źle ją znosił, zwłaszcza na łamach „Tygodnika Powszechnego”.
Redakcja przytacza dokument bp. Wojtyły za wydaną właśnie książką ks. prof. Jacka Urbana, dziekana Wydziału Historii i Dziedzictwa Kulturowego UPJPII, „Św. Jan Paweł II jako biskup krakowski. Wybrane zagadnienia”.
DJ