Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jak się bawię w chowanego

Bartłomiej Pankowiak i ks. Arkadiusz Hajdasz. Kadr z filmu „Zabawa w chowanego”, reż. Tomasz Sekielski, 2020

Siadam do oglądania „Zabawy w chowanego” zawodowo. Kiedy pada nazwisko Hajdasz, spoglądam niepewnie na mamę, która siedzi obok mnie. – Znajome – mówi niepewnie. Zaczynam drżeć.

Było w domu zdjęcie, które mój młodszy zaledwie o rok brat przechowywał jak relikwię. Na zdjęciu dwóch młodych chłopaków siedzi na trawie pod płotem. Obaj w czarnych podkoszulkach. Wokół nich kilku roześmianych małych chłopców. Zdjęcie gdzieś pod koniec lat osiemdziesiątych brat przywiózł z gór. Pojechali tam gromadą ministrantów na wyjazd, organizowany przez kleryków.

To wtedy nie było nic dziwnego. Ksiądz Wojtyła jeździł w góry ze studentami, klerycy jeździli w góry z ministrantami. Przez wiele lat słyszeliśmy potem w domu: Biker to, Biker tamto. Jakoś właśnie on spośród kleryków najbardziej przypadł ministrantom do serca. Jeździli potem do niego do seminarium w odwiedziny. Relacja się urwała w 1992 r., kiedy diecezja została podzielona i Biker trafił do seminarium sto km dalej. Ale brat wracał do niej wiele lat później we wspomnieniach. Co się z nim dzieje? Co robi? Może by się udało odnowić z nim kontakt? Taki fajny przecież był! Jeszcze zimą przeglądaliśmy internet, bo to przecież niemożliwe, żeby ktoś zapadł się pod ziemię.

Znajome

Siadałam do oglądania „Zabawy w chowanego” zawodowo. Przygotowałam sobie kilka kartek, żeby na gorąco notować wrażenia. Nie sądziłam, że zamiast publicystyki będę musiała napisać świadectwo.

Pierwsze kadry: Kalisz. Znam dobrze to miejsce, przez dwadzieścia lat wydeptywane pieszo na trasie z Gniezna na Jasną Górę. Moszczę się w fotelu wygodnie. Zawsze lepiej oglądać coś bliskiego niż anonimowy Śląsk.

Kolejne minuty. Pleszew. To była kiedyś nasza diecezja. Pamiętam ludzi stamtąd, mieliśmy wtedy po piętnaście lat. Ciekawe, czy będą znali tego księdza? Co powie Agnieszka?

Zobaczyłam swoją patologię: milczącą zgodę na mechanizmy, które niszczą człowieka

Kiedy pada nazwisko Hajdasz, spoglądam niepewnie na mamę, która siedzi obok mnie. – Znajome – mówi niepewnie. Zaczynam drżeć. Moje ciało rzadko aż tak reaguje na emocje. Wystukuję szybko SMS do brata. „Jak nazywał się Biker?”. Ale kiedy pada imię, nie muszę już czekać na odpowiedź. Ksiądz Arkadiusz Hajdasz to właśnie on. Biker, młody kleryk ze zdjęcia, które było w naszym domu jak relikwia. Łapię się na tym, że po twarzy płyną mi łzy.

Nie wiem, jak czytają „Zabawę w chowanego” ludzie, którzy od Kościoła żyją z daleka. Dla mnie film jest trudny, bo pokazuje to wszystko, o czym w gruncie rzeczy wiedziałam. Nie zaskoczyło mnie żadne słowo księdza, żadne zachowanie biskupa czy siostry zakonnej. Tak jest. To jest w Kościele „normalne”. I zobaczyłam swoją patologię: milczącą zgodę na mechanizmy, które niszczą człowieka.

Język komunałów

Mechanizm pierwszy – to język. Pierwsze, co rzuca się w uszy, choć nie najważniejsze. Okrągły, godzący wszystkich ze wszystkimi, który w długich listach pasterskich nie wyraża absolutnie nic. W tym języku wychowywane są kolejne pokolenia kapłanów mówiących bez refleksji i kolejne pokolenia świeckich, łykających bez zdziwienia komunały. Ksiądz Hajdasz mówi: „Mam świadomość swojej grzeszności”. „Walczę ze swoimi słabościami również w tej dziedzinie”. „Szatan szczególnie w nas kapłanach chce zniszczyć to, co Boże”. „Ostatecznie nie my wzajemnie będziemy się sądzili”.

Nie jest jedyny. Nie jest niezwykły. To takie normalne, typowe! Wszystko, byle uniknąć odpowiedzi na pytanie: a ty? Wszystko, byle nie powiedzieć: masz rację, skrzywdziłem cię. Przepraszam. Chcę ponieść za to odpowiedzialność.

„Świadomi swojej grzeszności”, „walczący z pokusami” rozdeptują po drodze ludzkie życia. Ile takich komunałów przełknęłam w życiu? Ilu przytakiwałam ze zrozumieniem, że oczywiście, że tak trzeba? Ile podobnych wpisałam do wywiadów, zamiast przerwać i powiedzieć: nie, to nic nie znaczy? Jesteś ty i jest drugi człowiek i od ciebie zależy, co z nim zrobisz?

Korpolojalność

Mechanizm drugi to korpolojalność. Obraz siostry zakonnej przyznającej, że wiedziała o molestowaniu, a jednocześnie odmawiającej stanięcia po stronie skrzywdzonego jest jednym z najbardziej poruszających momentów filmu. „Andrzejku, co ja mogę?”. „Andrzejku, ja nawet nie mam pozwolenia”. „Nie byłam świadkiem na 100 proc.”.

Skąd wiedziałam, że siostra nie weźmie chłopaka za rękę i nie powie: „Chodź, pójdziemy do biskupa, pójdę z tobą do prokuratora”? Dlaczego to było dla mnie takie oczywiste? Dlaczego zamiast się na nią oburzyć, poczułam współczucie dla jej łez? Dlaczego uwierzyłam w jej bezradność?

Przyznajmy: wiemy, że była bezradna. Ona za wszelką cenę ma pozostać posłuszną. Za wszelką cenę stać po stronie „swoich” i nie kalać własnego gniazda. Za wszelką cenę nauczona jest chronić wizerunek. Nawet, jeśli tą ceną będzie milczenie lub kłamstwo, a owocem skrzywdzenie niewinnych.

Procedury wrażliwości

Mechanizm trzeci to procedury. Uwierzyliśmy, że wystarczy stworzyć odpowiednie przepisy, funkcje i centra, a powoli uda nam się rozwiązać problem. Problem jednak nie na tym polega. Ofiary nie chcą procedur. Chcą, żeby ktoś im spojrzał w oczy. Poświęcił parę minut. Wysłuchał. Powiedział „przepraszam”.

Tak bardzo przestaliśmy żyć Ewangelią, że aż musimy tworzyć procedury, by zachować się przyzwoicie. To dramat Kościoła

Zresztą jak to brzmi! Stworzyliśmy procedury, żeby do człowieka podejść z wrażliwością? Żeby mieć dla niego czas, żeby go nie skrzywdzić, pomóc i wynagrodzić jego krzywdę? Procedury na – miłość?

To jest dramat Kościoła, nie powód do dumy; dramat, którego nie jesteśmy świadomi. Polega on na tym, że tak bardzo przestaliśmy żyć Ewangelią, że aż musimy tworzyć procedury, by zachować się przyzwoicie. Przestaliśmy: z tą prawdą trzeba się zmierzyć. Procedury są protezą na czas rehabilitacji – byle nie zacząć w nie wierzyć, bo to przecież bezpieczniejsze.

Władza feudałów

Czwarty mechanizm to władza biskupów. Władza, która miała być służbą, a zbyt często – nawet mimowolnie – pozostaje panowaniem feudała (w herbie bp Janiak wypisał sobie słowa, brzmiące dziś jak szyderstwo: Oportet servire – trzeba, żebym służył). W krwiobieg Kościoła tak głęboko weszły pałace, sekretarze, kalendarze i wierszyki recytowane przy wizytacjach, że nikomu we wspólnocie diecezjalnej do głowy już nie przyjdzie, żeby któregoś dnia przyjść do biskupa, zadzwonić do drzwi i powiedzieć: „Szczęść Boże, chciałem porozmawiać”. I biskup nie powie: „Dobrze, to ja do pani jutro wpadnę na kawę”. Niemal nikomu do głowy nie przyjdzie też powiedzieć: „Popełnia ksiądz biskup błąd” – a napisanie tego oznacza zakaz wypowiedzi, utratę pracy albo miły przydział na wiejskiej parafii. Wszyscy o tym dobrze wiemy i misternie odliczamy: co, gdzie i na ile możemy sobie pozwolić.

Ofiarami tego mechanizmu są również często sami biskupi. Zamknięty w rezydencji feudał, jeśli jest człowiekiem wrażliwym, pozostanie co najwyżej samotny. Jeśli wrażliwości w nim zabraknie, uwierzy we własną wielkość: stanie się dyktatorem, otoczonym gronem pochlebców. Jeden i drugi tam samo izolowany we własnej bańce informacyjnej, której nikt nie odważy się przerwać i powiedzieć, że zielona trawa na wizytację jest jeszcze mokra od farby. Zachowanie biskupa Janiaka w filmie Sekielskich oburza, ale przyznajmy: nikogo z nas, będących w Kościele nie dziwi. Spotykaliśmy się z podobnym po stokroć. I nie reagowaliśmy – bo jak?

Zachowanie biskupa Janiaka w filmie Sekielskich oburza, ale przyznajmy: nikogo z nas, będących w Kościele nie dziwi

Dymisja biskupa Janiaka – choć wydaje się, że konieczna – nie rozwiąże problemu. On przecież nie jest jedyny. Przynamniej w kilku diecezjach ofiary nadal traktowane są podobnie. System wewnętrznego upominania między biskupami nie działa: każdy ma w swojej diecezji władzę niemal absolutną i nie jest zainteresowany słuchaniem napomnień współbraci w biskupstwie. Zresztą po jednym biskupie przyjdzie następny i nikt nie zadekretuje jego osobistej wrażliwości czy choćby przyzwoitości. Zabawa zacznie się na nowo.

Milczy wróg

Z jednej strony chcę powiedzieć: reforma struktur nic nie zmieni. Nie zmienią niczego zarządzenia i dekrety. Nie zmienią niczego nowe nazwiska, zmiany na stanowiskach, coraz to nowe szkolenia i prawa. Próbowaliśmy to zrobić, a Sekielski powiedział nam „sprawdzam”. Nauczeni, że jesteśmy ponad prawem i że co nam mogą zrobić – polegliśmy.

Korporacja jest w nas. To nawet nie od księży, ale od świeckich co rusz dostaję po głowie – że jak tak można tak wciąż krytykować, podważać autorytet, budzić w ludziach wątpliwości, siać zamęt. Przecież Kościoła trzeba bronić przed wrogiem! To od nich dostają po głowie wszyscy zapaleńcy, którzy jeszcze wierzą, że wyzwoli nas prawda, że ocali nas wiarygodność.

Największy wróg Kościoła czyha w jego wnętrzu. Na zewnątrz świat jest już raczej obojętny: z cynicznym uśmiechem przygląda się, czy zdołamy jeszcze wyjść z tego z twarzą. Największym wrogiem Kościoła są ci, którzy domagają się milczenia, ukrywania, dbania za wszelką cenę o to, jak nas widać na zewnątrz. To dzięki nim świat zobaczy w nas kłamców. To dzięki nim nie uwierzy nam już w nic, nawet w to najważniejsze, co mamy do powiedzenia: że Jezus zmartwychwstał. To dzięki nim, pudrującym wizerunek Kościoła, pudrowany stanie się trupem.

Rozmawiałam kiedyś z onkologiem, opowiadał o swojej pacjentce. Nie chciała rodzinie przyznać się do nowotworu. Chodziła z nim, uśmiechała się i udawała, że nic się nie dzieje. Dzieci wygoniły ją do lekarza, kiedy poczuły, że mama śmierdzi. Najpierw obraziła się na lekarza, który powiedział, że gnijącej piersi nie da się uratować – a potem umarła.

Wszyscy jesteśmy ofiarami

Nie chcę się bawić w chowanego: a czuję, że wciąż muszę. Nawet tu nie napiszę przecież wszystkiego, co wiem. I nikt z nas, ludzi dobrze znających Kościół, wszystkiego co o jego strukturach wie, głośno nie powie. Dlaczego? Nie wiem. Może wierzymy jeszcze, że dobro Kościoła tego nie wymaga. A może również jesteśmy chorzy.

Wiem jedno: wszyscy jesteśmy ofiarami mechanizmów, które są silne w Kościele, a ofiara nie pomoże sobie sama. I to może być dobry moment na wyznanie Kościoła, że dziś, w punkcie, w którym w Polsce się znalazł, sam się nie oczyści.

Wszyscy jesteśmy winni

Wracam do kleryka ze zdjęcia. Tamci chłopcy nie mieli pojęcia, jak blisko nieszczęścia się znaleźli. Pojawili się na chwilę, nie nadawali się na ofiary. On sam zresztą pewnie wierzył wtedy jeszcze, że będzie świętym księdzem. Nie uwierzyłby nikomu, kto by powiedział, że jego kapłaństwo tak się skończy. Ktoś rzuci lekko: zasłużył. A ja oprócz jego bezspornego zła widzę również całą sieć. Poruszyło mnie zdanie, które – w przekonaniu Hajdasza – być może miało go usprawiedliwić. „Ja sam byłem napastowany. Jako dorastający, jako dorosły też”. Psychologowie powiedzą, że tak to może działać. Inni wzruszą ramionami, że zwykła wymówka. Mają rację, ale chcę pytać dalej. Dorosłego księdza nikt nie napastuje. Maturzysta nie jest dorosły.

Wesprzyj Więź

A ja znam przecież ten świat, który przeprowadził go z młodości w dorosłość. Seminarium. Twarze tych, którzy byli z nim na roku. Tych, którzy byli kilka lat starsi. Twarze profesorów, moderatorów. Znam plotki i wspomnienia jakiegoś trochę młodszego rocznika o głaskaniu po twarzy w windzie, skąd nie było dokąd uciec. Może nikt nic nie wiedział. Może nikt nic nie zrobił. Może to w ogóle nie było tam. Może on wszystko zmyślił. Tysiące nic nie znaczących okruchów skojarzeń – ale i lęk, że staję wobec niewidzialnej sieci, której nici mogą iść dalej i dalej, i plącząc się, zahaczają o mnie.

Ale nie widzę. Nie szukam. Po co mi to wiedzieć. Po co mówić. Jeden winny już jest, możemy spać spokojnie. Korpolojalność. Procedury. Zabawa w chowanego. Wszyscy jesteśmy winni.

Przeczytaj także komentarz Zbigniewa Nosowskiego: Istotny przełom w postawie większości polskich biskupów wobec wykorzystywania seksualnego nastąpi dopiero, gdy polecą głowy. Ten czas właśnie nadszedł

Zranieni w Kościele

Podziel się

Wiadomość

Ukrywanie przed niewidzialnym wrogiem nie dotyczy tylko pedofilii. Kilka lat temu po długiej przerwie poszłam na pielgrzymkę. Z racji zawodu byłam w grupie medycznej. Po kilku dniach kilka osób zaczęło chorować. Wymioty, wysoka gorączka. Mimo mojej interwencji nikt bardzo się tym nie przejął. Dziewczyna, ktora bardzo źle się czuła została zwieziona przez sanitarkę i zostawiona sama sobie. Po dotarciu na nocleg podlaczyłam kilka kroplówek ludziom, którzy ledwo żyli i zadzwoniłam już kolejny raz po lekarza, który nie bardzo odnajdywał się w tej sytuacji. Po zbadaniu stwierdził że nic się nie dzieje i do jutra będzie lepiej. Nie byłam w stanie tego słuchać. Zrobiłam awanturę (nie było to przesadzone, jestem pielęgniarką pracującą na OIOM) i powiedziałam, że dzwonię po karetkę. Usłyszałam od swojego proboszcza, pytanie ,,czy jestem wstanie wziąć na siebie odpowiedzialność za to, że jutro nas obsmarują w gazecie bo przecież zakażenie na pielgrzymce”. Byłam w szoku. Jeszcze tego samego dnia z drugim księdzem przekazaliśmy osoby chore rodzinom. Następnego dnia wróciłam do domu. Raczej się już nie wybiorę.

O rany, rzadko przeczytalem tak doglebne i dosadne slowa! Najbardziej utkwilo mi zdanie: „Największy wróg Kościoła czyha w jego wnętrzu. Na zewnątrz świat jest już raczej obojętny: z cynicznym uśmiechem przygląda się, czy zdołamy jeszcze wyjść z tego z twarzą.”
To zdanie powinno byc przeczytane w calej Polsce zamiast kolejnego mialkiego i nic nikomu nie mowiacego listu „pasterskiego”!
Niech Bog Pani za to blogoslawi!

Jak to jest możliwe, że tyle ludzi w Koscieel zauważa co złego się w nim dzieje,. Niektórzy wytykają, inni z troska przedstawiają fakty, jeszcze inni podsuwają rozwiązania. A struktura i hierarchia tkwi przy swoim. Bo tak wygodniej? Bo będąc biskupem miło jest odbierać honory? Jak to się stało, że wykształceni, oczytani, świadomi ludzie potrafią zamknąć swój zdrowy rozsądek i myślenie i przyklepywać to, co od zawsze jest chorobą?
Ten artykuł w doskonały sposób rozprawia się z tym, co już dawno wielu zauważyło, ale podaje bardzo trafna analizę przyczyn.
I te komunały, które już dawno zniechecily mnie do słuchania – to jest trafienie w sedno.
Niewielu uczuć, że można inaczej. A jeśli uczy to znajduje się w mniejszości, bo przecież do ludu trzeba ogólnikami. Inaczej nie pójdą za „pasterzem”?

Im głębiej jest/było się w kościele, tym lepiej znajome są wszystkie opisane mechanizmy.
Smutno.

Jeśli zrozumiałem przedmówcę – to właśnie my – duchowni na różnych poziomach jesteśmy bardzo podobni do tych, którzy ukrzyżowali Jezusa. Przez grzechy zgorszenia, przez obojętność, przez chronienie źle rozumianych własnych interesów pod płaszczykiem troski o dobro Kościoła.

Wierzę temu tekstowi, nie wierzę skruszonemu niereformalnie jak komuniści klerowi, wierzę, że piekło nie minie profanowanujących w pseudoprocesach Prawdy oskarżanej fałszywie kadzidłami procedur niby walki z pedofilią.

Słabi ludzie – słabe działania. Kościół zrzesza głównie tych słabych spośród ludzi. To oni potrzebują przewodników i autorytetów. To oni potrzebują pośredników między człowiekiem, a Bogiem. Oni przełkną wiele w pokorze, a potem przyjmą słowo zamiast działania bez sprzeciwu. Wilki w owczej skórze mogą tam harcować do woli. Bicie się w piersi autora tego artykułu przecież też nic nie zmieni. Ci bardziej intelektualiści coś tam może i przemyślą, ale w niedzielę pójdą przykładnie do kościoła. I jeszcze dadzą na tacę.

Film ” Zabawa w chowanego ” powinien nauczyć nas mówić najgorszą prawdę. Najbardziej przejmujące jest to że ofiarami w tym okropnym systemie byli może i śą nie tylko dzieci, ale też ich opiekunowie – rodzice. Oni też wiedzieli ale z różnych przyczyn musieli milczeć albo się najzwyczajniej bali powiedzieć prawdę. Jest wiele tematów o których boimy się mówić albo łatwiej jest nam je przemilczeć. Jak widać są odważni którzy je podejmują i bardzo dobrze. Najgorsza prawda musi wyjść na światło dzienne, a nie zamykana ma być w kolejnym mroku. Bądźmy niegrzeczni, a tym samym czujni na zło które nie powinno wyjść właśnie stamtąd.

Przed laty byłem świadkiem spotkania dwóch kolegów,księży z jednego roku. Ucałowali się na przywitanie, a w trakcie kolacji, przy większej ilości alkoholu trzymali się za ręce i zwracali się do siebie: ty głupia, ty idiotko. Okazało się, że to rezultat seminaryjnego wychowania. Rektor tak zwracał się do ulubionych alumnów, spacerował z nimi trzymając ich za ręce. Późniet rektor został biskupem w niewielkiej diecezji, później awansował. Do dziś przechodzą mnie dreszcze na wspomnienie tamtego wieczoru. Jeden z tych księży już nie żyje, drugi jest profesorem na wydziale trologicznym wyższej uczelni. Chodzi dumnie w w procesji wytrojony w kanonickie fiolety i uśmiecha się do ludzi. Takiego go pamiętam, takiego widzę go dziś i mimo upływu lat nie chcę wracać do tych obrazów. A to też jest twarz polskiego Kościoła. Jak daleko stąd do ewangelii. Mamy procedury – i co ? I nic…

Byli homoseksualistami, ale niekoniecznie pedofilami. I co z tego? To, że mogli się „wyluzować” i zrzucić maskę na prywatnym spotkaniu dowodzi tylko hipokryzji kościoła, który prześladuje homoseksualistów mając wielu w swoich szeregach.

Jak to nie dziwi? Ależ dziwi, przeraża, przyprawia o wymioty. My w czasie kiedy takie rzeczy się działy, byliśmy dziećmi. Nie wiedzieliśmy co się wyprawia. Każdy z mojego pokolenia spotkał w swoim życiu przynajmniej dwóch księży ocierających się o takie zachowania albo wręcz się do nas przystawiających, Opowiadaliśmy rodzicom, co ksiądz wyprawia na religii – opowiada przez cały rok o tym jak bronić się przed gwałtem, obmacują dziewczęta pod pretekstem badania pracy przepony, na spowiedzi wypytuje czy oglądaliśmy się nago w lustrze – a rodzice nic. Nic. Dalej kazali nam chodzić do spowiedzi, rodzice dzisiejszym małoletnim wciąż każą. Ja swojego dziecka nigdy nie posłałbym do konfesjonału, aby zwierzała się obcemu facetowi ze swoich najskrytszych myśli. Nie chodzę już do Kościoła. Gdzie byli i gdzie są dorośli? Rodzice? Opiekunowie? Nauczyciele? Gdzie jest państwo? Jak Pani może pisać że nie dziwi? Zbrodnia popełniana masowo przez „namiestników Boga” na Ziemi…

Korpucja moralna, przyzwolenie na molestowanie na poziomie seksualnym, potem na poziomie wartości, a na koniec ręka w rękę z faszystami i nacjonalistami. Tak to się zawsze kończyło i kończy. A co jest wspólne dla tego wszystkiego? ŻE SĄ TO SAMI FACECI.

Przemoc rodzi przemoc. Jeśli nie reagujemy na przemoc, to sami jesteśmy katami. Każdy pedofil to ofiara pedofila, i tak w kółko. Czy jesteśmy w stanie to powstrzymać? Nie, ale jesteśmy w stanie zmniejszyć skalę. Wystarczy, że będziemy reagować. I nie ważne: w domu, w kościele, w szkole czy w korporacji. Proszę nas: reagujemy!!!

Brawo…za szczyt manipulacji, arogancji i chamstwa, żeby w prezencie na 100 lecie sw.Jana Pawla II-go fundować katolikom taki film…Brawo za wyczucie … Milego świetowania i ogladania życze.

Pani Jolka chciała nam zapewne powiedzieć, to samo co większość fundamentalnych katolików, że ogrom krzywd, cierpień, niesprawiedliwości, podłości zarządzających instytucją KK, ogrom nieprawości kościoła, jaki bije z tych filmów jest tak bezgraniczny, że jedyną reakcją zrozpaczonych wiernych jest ucieczka w agresję i szukanie winy we wszystkich poza faktycznymi winowajcami.
Ludziom wielkiej wiary i starej daty to się po prostu nie może zmieścić w głowach.

A ja uważam, że pani Jolka chciała po prostu zwrócić uwagę na to, co sami bracia Sekielscy przyznali, że ten film ma przygotować nas do trzeciej części ich tryptyku,która jest w przygotowaniu, a która będzie w dużej części poświęcona św. Janowi Pawłowi II, stąd wybór daty premiery nie jest przypadkowy. Mam nadzieję, że Polacy w końcu przejrzą na oczy i zrozumieją, że głównym celem Sekielskich wcale nie jest troska o skrzywdzonych przez funkcjonariuszy Kościoła, ale walka z Kościołem i dlatego już dali do zrozumienia, że celem kolejnego ich ataku będzie św. Jan Paweł II, który ponoć też miał nie reagować na przestępstwa seksualne sutannowych. Tymczasem metody działania tego „złego” Jana Pawła II, sprawiały, że Kościół rozwijał się na całym świecie, natomiast za obecnego papieża, który publicznie całował ręce oszustowi będącemu jednym z informatorów Sekielskich, Kościół znalazł się w niespotykanym w historii kryzysie. Ufam, że ci wszyscy, którzy wierzą w dobre intencje Sekielskich namówią ich, by zrobili również filmy o księżach fałszywie oskarżonych, bo mechanizmy powstawania fałszywych oskarżeń mogą się okazać jeszcze ciekawsze niż to co Sekielscy sfilmowali do tej pory.

Arogancją i chamstwem jest pokazanie zbrodniarza w sutannie, którego nikt z przełożonych nie miał nawet zamiaru ukarać za czyny kryminalne ?
To są żarty ?

Między innymi dzięki pani kościoły niedługo będą puste.
Róbcie tak dalej.

Wszyscy jesteście winni i nadal nic z tym nie zrobicie, tylko będziecie się cały czas dziwić. Wszyscy jesteście winni, widzicie, że siedzicie w przestępczej organizacji i nadal się wzajemnie utwierdzacie, że kościół jest święty, tylko ludzie są grzeszni (choć jak na dłoni widać, że winna jest tu struktura kościoła: jego feudalny kształt, jego mechanizmy, itd.). Wszyscy jesteście winni, ale jesteście wierzący, więc w niedzielę znowu polecicie do kościoła na mszę, pocieszając się, że w waszej parafii akurat nikt nie gwałci. A nawet jeśli za 10 lat w jakimś kolejnym filmie Sekielscy pokażą że tak, gwałcił w waszej parafii, to znowu zdziwicie się, pokiwacie główkami i polecicie na najbliższą niedzielną mszę, wielce przejęci własnym cierpieniem.

Pochodzę z katolickiej rodziny, moja babcia, która mnie ukształtowała, była bardziej konserwatywna. Chodziłąm z nią na msze, potem trafiłam do oazy, chodziłam na pielgrzymki… Księża w moim rozumienie byli święci, najlepsi, najmądrzejsi, bez skazy. Dopiero teraz, jako dorosła kobieta, zaczynam pewne rzeczy rozumieć. Historie o opiekunie ministrantów, z którym żaden z chłopców nie chciał być w pokoju, niejasne damsko-męskie relacje, pogubieni klerycy, których matki pchały do kapłaństwa, mimo że się zakochiwali w koleżankach z kościelnych wspólnot… Tak bardzo mnie to boli… I boli mnie też poczucie wyższości, które w nas, młodych adeptach oazowych, budowano. Że to my jesteśmy ci lepsi, bardziej wartościowi od tego zepsutego, grzesznego świata. Tak, byłam wtedy świętsza od papieża, patrzyłam z pogardą na niewierzących znajomych. Jak bardzo się teraz tego wstydzę…

Droga Autorko, drodzy Przedmówcy.
Chodzę do kościoła regularnie ale najczęściej nie do swego. M.in. dlatego, że mój proboszcz mnie zraził. Bo lubi potakiwaczy, jest nadmiernie konserwatywny, autokratyczny, nie umie mówić o finansach, nie chce od lat wprowadzić wieczornej mszy… Mój proboszcz ma dobre układy w kurii, jest kolega biskupa, dziekanem, kustoszem naszego sanktuarium. Nie mogę mu powiedzieć co myślę (próbowałem, co najmniej dwukrotnie i nic z tego nie wyszło). Nie czyta „Więzi”, czy „Tygodnika Powszechnego” (a pamiętam czas, gdy ten ostatni prenumerowali wszyscy prawie księża). Zdecydowana większość moich współparafian, obawiam się że 99%, też tych tytułów nie czyta. Jeśli czytają to prasę bardziej „katolicko-prawomyślną” (co na marginesie też jest dramatem, że przymiotnik „katolicki” przy tytule rozumiany jest różne…) Dlatego nie dotrą do wielu, bardzo wielu – i księży i świeckich – głosy niepokoju, zatroskania, rozpaczy i lęku wyrażane w tekście przez Autorkę i poniżej w komentarzach.
Obawiam się, że większość księży nic nie powie swoim wiernym na temat najnowszego filmu Sekielskich (tak było i z poprzednim filmem). A powinni, powinni zachęcić do jego obejrzenia, zmierzenia się z gorzka prawdą. Powinni o tym rozmawiać, głosić kazania i rekolekcyjne konferencje. Ale dla nich lepiej, gdy wierni nie wiedzą, nie pytają, nie krytykują…
Moja mama, teściowa i rzesze pań w średnim i starszym wieku, powiedzą, gdy usłyszą coś o filmie Sekielskich (bo raczej go nie obejrzą): : „Cicho, cicho… Co ty wygadujesz?… Boże, tak nie można!”. Tak było w sprawie bp Paetza, ks. Jankowskiego, tak jest w przypadku bp Głódzia, czy o. Rydzyka. Bo stanu kapłańskiego nie można krytykować! I to większości kleru odpowiada. Cisza, brak reakcji, brak dialogu… Bo może powiedzą coś przykrego, zadadzą za trudne pytanie… „Oni”, tak kiedyś o swoich parafianach mówił wspomniany wyżej mój proboszcz w rozmowie ze mną o problemach parafii. Kilkukrotnie użył tej formy.
Jeśli ma się coś zmienić na lepsze w kapłanach musi zajść zmiana. Muszą zejść z piedestału, muszą reagować na konstruktywną krytykę, muszą stawać w prawdzie, także tej niewygodnej, brutalnej. (o tym zresztą od dawna mówi papież Franciszek). Kościół, jego hierarchowie zwłaszcza, muszą zrezygnować z języka pokrętnej dyplomacji, muszą zacząć nazywać rzeczy po imieniu, mierzyć się z realnymi problemami, grzechami Kościoła. Jeśli tego nie zrobią całkowicie stracą młodzież (szczególnie wrażliwą na fałsz i zniechęconą lekcjami religii w szkole) i wiernych z otwartymi głowami i wrażliwymi sumieniami.
Oczywiście trzeba zacząć od siebie. Próbuję, i żeby nie stracić wiary, nadziei (np. z powodu, że moje dzieci jakiś rok temu przestały chodzić w niedzielę do kościoła) zaglądam tutaj (portal Więź), prenumeruję kwartalnik „Więź”, czasem zaglądam do „Tygodnika Powszechnego” i do „W Drodze”. I ciągle chodzę do kościoła, czasem tego mojego, w niedużej wiejskiej parafii, która powstała ponad 470 lat temu dzięki dworzaninowi Zygmunta Augusta.
Dziękuję serdecznie Autorce, dziękuję Państwu.

Panie Marku,
dziękuję. To jest ważne, że są tacy Ludzie jak Pan. Tacy: czyli myślący, krytyczni i wrażliwi. Niestety, dzisiaj słowo wrażliwość jest kojarzone z ułomnością, liczy się tylko siła fizyczna i pejoratywnie mówiąc „wzięcie za morde”. I może właśnie dlatego tak wygląda sytuacja w kościele? Życzę, by jednak kościoły były zapełnione takimi ludźmi jak Pan. Jeszcze raz dziękuję za ten komentarz.
Pozdrawiam serdecznie!
Halina

To prawda, że wróg jest wewnątrz kościoła. Kiedy około rok temu po pierwszym filmie panów Sekielskich, nakręciłem i umieściłem w katolickim portalu filmik o tym, że z pedofilią w kościele trzeba się rozprawić, że tak nie może być dalej itd. Zostałem wkrótce zaatakowany przez proboszcza z mojej parafii. Oskarżył mnie o atakowanie kościoła, stwierdził, że popełniłem przestępstwo, ponieważ ludzie oglądający mój film mogą teraz podnieść rękę na duchownych. Poplecznicy księdza grozili mi prokuraturą. Ksiądz nękał mnie jeszcze prawie rok, aż usunąłem ten film z sieci, bo miałem dość. Zrozumiałem, że miałem do czynienia z czystym i aroganckim klerykalizmem.

Kalisz… Odrazu mam obraz nauczyciela w szkole muzycznej, który znecal się psychicznie nad swoimi uczniami a kiedy nie panował nad sobą posuwał się do bicia. Tofik Alidzanow… Nauczyciel skrzypiec i altówki w PSM I i II stopnia, co na to dyrekcja? Osobista moja rozmowa… No wiemy że Profesor ma swoje metody.. Ostrzegamy rodziców, z czym mogą spotkać się na lekcjach… Masakra… A pani psycholog współpracująca że szkoła.. Na moją ominf dot Profesora..”skoro nie chce Pani ujaeic swojego imienia i nazwiska (mam je zachować dla siebie) nie będę badała tej sprawy.. Bo to tak jakby jej nie było” problem jest ogromny.. Byliśmy poniżani na każdej lekcji.. Obrażał nas, nasze rodziny, wmawial nam że nic nie umiemy, wyrzucał z lekcji…

Doceniam głos autorki. Mimo wnikliwego, w dużym stopniu, spojrzenia jest jednak zanurzona w mentalnej mgle. Bo to nie wspólnotowe dylematy są najważniejsze. Najważniejsze jest, że masowo popełniane są straszne przestępstwa na dzieciach i nieletnich. Są one też ukrywane i nie poddawane karaniu wymiaru sprawiedliwości.

Dziękuję za ten artykuł też oglądając wiedziałam jakie będą reakcjie. Tak strasznie wszyscy poniekąd jesteśmy chorzy ze nas te reakcje nie dziwią tak jak pani napisała tych co są bliżej kościoła. A najgorzej że każde zwrócenie uwagi duchownym nawet w dobrej wierze jest uważane za atak na kościół. Jeden z moich znajomych wstawił filmik w którym jeden z kandydatów na prezydenta płacze. Pomijając poglądy polityczne to skomentowałam ze nie wypada ks i to zajmującemu pewne stanowisko takich rzeczy wstasuac bo są to czyjeś łzy i nie wyoda się z nich śmiać. I rozpętała się burza pod postem. Oczywiście zaatakowałem kociol powszechny itd. A najgorzej że pod tym wpisem pojawiły się wiernopodqncze wpisy i lajki zakonnic innych księży. I niektórych z nich znam i patrząc na wzajemne zależności to oni zrobili to by się podlizać przypodobać. Znam ich bliżej bądź mniej z pieszych pielgrzymek. I zależność między nim wygląda jak w głupich amerykańskich filmach o nastolatkach. VIP i sorry ze urzyje tego słowa i przydupasy… Brzydsze, niższe wizulanie bez stanowisk chcą być bliżej by się ogrzać w blasku księdza VIPa. I to jest straszne ze brak jest prawdziwych relacji między duchownymi. Zamiast się po prostu szanować z niektórymi przyjaźnić ale naprawdę nie trzeba wszytkich lubić a raczej udawać zs się lubimy. Ważne by umieli w razie czego współpracować.

Pani Redaktor. Podobnymi komunałami i ogólnikami, a może nawet większymi, posługują się twórcy dokumentu, o którym mowa. Przy konfrontacji ofiar że sprawcami nie padają żadne konkretne zarzuty dotyczące pedofilii. Tylko ogólne stwierdzenia, typu, czy ksiądz żałuje itp. Gdyby ktoś zadał mi pytanie, czy żałuję, odpowiedziałbym tak, pewnie, wielu rzeczy, grzechów żałuję. A później można dorobić do tego dosłownie wszystko. To się nazywa manipulacja. W pierwszej części kobieta pyta starego księdza o to, czy ja pamięta. Dopiero jak ksiądz wychodzi do łazienki, kobieta mówi do kamery, że przecież ja dotykał. W obecności księdza nie pada żadne oskarżenie o molestowanie, czy czyny pedofilskie. Manipulacja do potęgi. Filmy są atakiem na Kościół. Jeśli nie, to dlaczego ten ostatni został pokazany w przedzien urodzin Papieża. Jeśli nie, to dlaczego nie mówią o innych profesjach dotkniętych tym złem.

Tak ważny i ciężki dla katolika tekst.
Tak zawsze widziałam faryzeuszy. Dostojnicy otoczeni dużym szacunkiem społeczeństwa. Przecież nie mogli być całkiem źli. Troszczący się zapewne o dobro i morale społeczności a także o to, żeby wszystko trwało. Trwała stara wiara, stare obrządki, a ludzie czuli się bezpiecznie ze swoją religią. Nie mieli wątpliwości i pytań. Bo przecież celem było trwanie tradycji, trwanie wiary w Boga Najwyższego. Czy życie cieśli z Nazaretu było warte tego, aby lud zaczął wątpić?
Tak samo teraz – czy życie małego chłopca z małego miasteczka jest warte tego, aby lud zaczął wątpić? Po co siać zamęt?
Jest tylko jedna zadra w tym wszystkim – my wierzymy, że ten ukrzyżowany cieśla to jest ten właśnie Bóg, ten sens wszystkiego. Bóg, który jest z maluczkimi.

„Nie chcę się bawić w chowanego: a czuję, że wciąż muszę. Nawet tu nie napiszę przecież wszystkiego, co wiem. I nikt z nas, ludzi dobrze znających Kościół, wszystkiego co o jego strukturach wie, głośno nie powie. Dlaczego? Nie wiem. ”

i dlatego jest Pani współodpowiedzialna za patologię w KK w tym za pedofilę

W tym tekście boli i bije najbardziej po oczach fakt i stwierdzenie autorki wiem, ale nie powiem. Czy dalej instytucja Kościoła w Polsce będzie chroniona? Jeżeli ktoś coś wie i nic z tym nie robi, nie mówi to jest współwinny.

Szacunek dla Pani. Nigdy nie potrafiłam tak dokładnie ująć dlaczego Kościoła jako instytucji nie toleruje.
Rozmodlony przy ołtarzu ksiądz robi w przychodni karczemną awanturę, bo myśli, że jest anonimowy. Ale to nic. Kiedy okazuje się, że koleżanka go poznaje wraca rozmodlony z bombonierą, której koleżanka nie przyjmuje. To tak na marginesie.

Biblia/Bóg mówi wyraźnie: Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza. Mat. 18:6

„Nie chcę się bawić w chowanego: a czuję, że wciąż muszę. Nawet tu nie napiszę przecież wszystkiego, co wiem. I nikt z nas, ludzi dobrze znających Kościół, wszystkiego co o jego strukturach wie, głośno nie powie. Dlaczego? Nie wiem. Może wierzymy jeszcze, że dobro Kościoła tego nie wymaga. A może również jesteśmy chorzy”… To jest właśnie taki „czysty” KATOLICYZM. Wiem, ale nie powiem, nie napiszę, bo muszę dbać o dobre imię MAFII. A przy okazji jestem TCHÓRZEM. Tak Szanowna Pani, tak pięknie Pani pisze a jest Pani zwykłym tchórzem. To ja napiszę. Uciekłam z plebanii, gdy ksiądz się do mnie dobierał. Nazwał mnie dzikuską, bo nie pozwoliłam na dotykanie. Byłam w 7 klasie. Jednak uważałam, że to jakiś wypadek. Dalej chodziłam na religię, potem w liceum Oaza, wakacyjne rekolekcje. I tam dopiero zobaczyłam całą prawdę. Mając 18 lat już wiedziałam że instytucja KK to NIEPOROZUMIENIE. Nie pochodzę z katolickiej rodziny. Nikt nigdy nie zmuszał mnie do chodzenia na mszę, religię. Ukochana ś.p. babcia mnie zaprowadziła, gdy miałam 6 lat. Bardzo się zaangażowałam. Od drugiej klasy podstawowej chodziłam na rekolekcje na 6.00 rano, kawał drogi po śniegu w ciemnościach, byłam na każdej mszy, religii. Pierwszy zgrzyt jak byłam w 3 klasie, proboszcz krzyczał na mnie w konfesjonale podczas spowiedzi, tak głośno,że bałam się potem spowiadania. Dalej wiernie uczestniczyłam we wszystkich mszach. Mocno wierzyłam i ufałam. Gdy w 7 klasie ksiądz poprosił mnie o pomoc w wypisywaniu świadectw natychmiast się zgodziłam… Skończyło się to moją ucieczką z plebanii opisaną wyżej. Oaza w Pławniowicach 1988 r. Potężny dom parafialny, bogaty. Wspaniałe warunki na wakacyjne rekolekcje. Piękne ogrody. Właśnie w jednym z ogrodów rzędy truskawek. Od rana mali chłopcy ze wsi plewili owoce. Po kilku godzinach ciężkiej pracy dostali po jednym Sneakersie( lata 80-te !). Na koniec rekolekcji ksiądz proboszcz zaprowadził mnie z koleżanką do piwnicy. A tam? Darów po sufit. Pełno jedzenia, puszek, różnych rarytasów. W głębokim kryzysie zobaczyć coś takiego to szok. Dał nam, dla całej grupy 30 Sneakersów. Okazało się,że są przeterminowane 3 lata. Nie rozdał tych darów biednym ludziom ze wsi, tylko trzymał aż się wszystko przeterminowało. Na tych właśnie rekolekcjach jeden z kleryków wymykał się wieczorem do pokoju koleżanki. Wychodził rano… Co robił nie wiem. Może nic złego. Jednak to wszystko przestało mi się podobać. I mogłam tak jak Pani wyżej, nic nie mówić. Nie pisać, gdyby nie to, że macki KK dotknęły boleśnie moich dzieci. Wtedy był prawdziwy KONIEC. I teraz już wiem,że wiara w jakąś siłę, nazwijmy ją Bogiem nie ma nic wspólnego z KK i jakimkolwiek innym kościołem, religią. Wszystkie obrzędy wymyślone przez człowieka jak i spowiedź św. mnie nie dotyczą. Współczuję wszystkim, którzy są tak ograniczeni, a przy tym tak wykształceni, że nie potrafią powiedzieć DOŚĆ, tylko dalej tkwią w tym tworze zwanym KK.

„To dzięki nim świat zobaczy w nas kłamców. To dzięki nim nie uwierzy nam już w nic, nawet w to najważniejsze, co mamy do powiedzenia: że Jezus zmartwychwstał.”

Cóż, jest dokładnie odwrotnie. Skoro zaczęliście od kłamstwa, że Jezus zmartwychwstał, to później nie ma już kłamstwa zbyt wielkiego, by przejść wam przez gardło. Dlatego to jest nie do uratowania. Na całe szczęście.

Jako osoba, która próbowała w swoim życiu kilkukrotnie bardzo poważnie (i bezskutecznie) przekonać się do Kościoła w którym się wychowałem, czytam ten tekst z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony – potwierdza moje najgorsze przypuszczenia. Że Kościół nie jest miejscem dla mnie. Nie znoszę hipokryzji, obłudy i kłamstwa. A tych jest w Kościele na pęczki.

Z drugiej strony głębia refleksji sprawia, że czuję że może jeszcze jest możliwość żeby Kościół się skurczył, ochłonął, zbliżył się do ludzi i otrząsnął z całego tego syfu. Że są w nim ludzie którzy sprawią, że któregoś dnia, po raz kolejny, wejdę do świątyni i będę tam już zawsze wracał.

Z trzeciej nie mam na to nadziei. Widzę już tylko tchórzostwo. Jeśli naprawdę zależy Pani na Kościele to jedynym lekarstwem jest odwaga, właśnie ta u samego dołu. Prawda wyzwala. Wszystko inne jest powielaniem tego samego, smutnego, obłudnego schematu: płakania, żalenia się, stwierdzania własnej bezradności. Przemilczania, bo przecież tutaj wszystkiego nie napiszę. Zwykłe, proste tchórzostwo. Bo nie będzie rozgrzeszenia, bo mnie wyklnie mój proboszcz, bo będą mnie wytykać palcami. Czy to jest przykład jaki dał Jezus i Apostołowie? To jest wzorzec życia który wynika z Ewangelii?

„Nie chcę się bawić w chowanego: a czuję, że wciąż muszę. Nawet tu nie napiszę przecież wszystkiego, co wiem. I nikt z nas, ludzi dobrze znających Kościół, wszystkiego co o jego strukturach wie, głośno nie powie. Dlaczego? Nie wiem. Może wierzymy jeszcze, że dobro Kościoła tego nie wymaga. A może również jesteśmy chorzy.”

Dlatego niestety każdy kto tak myśli i czyni jest współwinnym obecnej sytuacji.

My jako katolicy mamy święty obowiązek być wkurzonymi, oburzonymi, zdegustowanymi i mamy obowiązek domagać się od hierarchów wyrzucenia przestępców w sutannach z kościoła !
Ekskomunika powinna być automatyczna po udowodnieniu winy.

Ok ale czy faktycznie ten ksiądz Hajdasz jest pedofilem? To przecież zeznania dwóch młodych chłopaków, słowo przeciw słowu. Ludzie zachowajcie dystans. Jeśli winny,po co kamienować tego człowieka w tv? Postawić przed sądem,który wyda wyrok i tyle.

Oskarżony Arkadiusz Hajdasz przyznał się w sądzie do postawionego mu zarzutu. Przewód sądowy ustalił, że oskarżony „co najmniej 12 razy dopuścił się wobec 10-letniego Bartłomieja innej czynności seksualnej”.
Zdaniem sądu oskarżony dopuścił się czynu umyślnie; wiedział, ile pokrzywdzony miał lat i zdawał sobie sprawę, że jest to czyn zabroniony.

@Miki
Obejrzałeś ten dokument uważnie ? Po pierwsze nie 2 tylko więcej, 2 to było tylko w jednej parafii (o tych wiemy).

Ten bandyta był wcześniej przenoszony z parafii na parafię właśnie z powodu oskarżeń. Jego przełożeni zamiast odsunąć go od posługi z ludźmi i powiadomi Watykan i prokuraturę ułatwiali mu przestępczą działalność.

Rozumiesz to ? Przełożeni, którzy nie reagują na to po otrzymaniu informacji o choćby 1 podejrzeniu tego typu są współwinni każdej choćby jednej kolejnej ofiary tego przestępcy i powinni odpowiadać przed sądem.

Argument „słowo przeciw słowu” jest zawsze świetny. No przecież to dzieci były a wiadomo, że one lubią zmyślać, prawda ?
Tak samo tłumaczyli się zbrodniarze z USA i Meksyku (Murphy, Degollado etc)

„Postawić przed sądem,który wyda wyrok i tyle.”

I o postawienie właśnie przed sądem się rozchodzi ale często przełożeni sprawiają że przez swoje zamiatanie pod dywan te czyny się przedawniają !

Pani Moniko, bardzo dziękuję za ten tekst! Bardzo trafnie uchwyciła Pani moje spostrzeżenia i przemyślenia, które również mi towarzyszą po seansie Zabawy w chowanego. Myślę o tym, co my świeccy możemy robić, aby uzdrawiać nasz Kościół… nie chcę się poddawać… pisałem do mojego biskupa po zderzeniu się z „cennikiem usług” w mojej parafii i zlekceważeniu przez proboszcza… oczywiście nie dostałem żadnej odpowiedzi, choć próbowałem parę razy przez rok… zaczynam od siebie, od swojego nawrócenia. Tylko tyle mogę? Mamy znajomego biskupa i podeślę mu Pani tekst. Pozdrawiam, z Panem Bogiem!

Swietny artykul. Przemyslany i odwazny tym bardziej wazny ze kosciol bez samoczyszczenia z tego glownego ale tez i innych grzechow straci moralne prawo wypowiadania sie o systemie wartosci. Czasy sie zmieniaja ludzie staja sie niezalezni w swoim mysleniu. Jezeli sie zawioda to jak napisala autorka nie beda milczeli ale stana „cynicznie obok” i nie tak jak dawniej ze zagryza wargi i beda udawac ze nie widza.
Uwazam, ze autorka niezwykle celnie wprowadzila termin „korpo lojalnosci” zeby nie powiedziec moralnosci kibola – nic dodac nic ujac.
Nie jest tajemnica ze sa na swiecie sily, ktore walcza z kosciolem i dlatego tym bardziej jego dzialania powinny byc jasne, zdecydowane i transparentne

Prawdziwym problemem Kościoła nie są zboczenia wśród kapłanów. One są już tylko efektem tego potwornego kryzysu, który jak rdza zżera nasz Kościół od środka. Brak wychowania moralnego w seminariach, tolerowanie homoseksualizmu wśród dostojników kościelnych, wśród nauczycieli i wychowawców seminaryjnych,ba, wśród hierarchów, w kuriach, ale także inne złe wzory życia kapłańskiego powodują, że ksiądz we współczesnym świecie nie jest żadnym autorytetem. Niestety, jest często człowiekiem pozbawionym zalet, które sa wymagane od osoby duchownej. Pogoń za pieniądzem, uleganie innym uciechom tego świata,nadużywanie władzy nad świeckimi itp. przywary powodują, ze współczesny zeświecczony kapłan traktuje swoje powołanie jak zawód, wstydzi się sutanny, ba, nawet koloratki.Przyczyn jest jak widać wiele, ale jedną z nich jest zapewne rozluźnienie dyscypliny kościelnej po II Soborze Watykańskim. A budynki kościelne służą bardziej imprezom niż liturgii i adoracji Tego, co najświętsze.