Teorie spiskowe są zbyt logiczne, by mogły być prawdziwe. To dobry test, jeśli coś nie pozostawia miejsca na wątpliwości, jest zbyt spójne, to prawdopodobnie zawiera w sobie dużo z bajki – mówi pisarka Olga Drenda w wywiadzie dla Noizz.pl.
Rozmowa Marty Ciastoch z Olgą Drendą ukazała się 15 maja na portalu Noizz.pl. Pisarka, autorka „Duchologii polskiej” i „Wyrobów”, tłumaczy w niej, skąd biorą się teorie spiskowe.
„Z moich obserwacji wynika, że to jest zjawisko szalenie demokratyczne. Podatni na teorie spiskowe są ludzie bez wykształcenia, jak i z wykształceniem wyższym i to w naukach ścisłych. W tej samej grupie mamy trenerów personalnych, wykładowców, nauczycieli, urzędników, ale i Edytę Górniak czy Leszka Możdżera” – mówi. Jak dodaje, „zwolennicy teorii spiskowych są i na lewicy, i na prawicy. To jest ciekawe zjawisko, bo nie jest ani spójne, ani jednorodne. To pakt ponad podziałami politycznymi”. „Ludzie, którzy wierzą w teorie spiskowe mają potrzebę tzw. domknięcia poznawczego, to znaczy, że chcą, by wszystko «trzymało się kupy» w ich poznaniu świata, by nie pozostawał żaden margines wątpliwości. To cecha, która ich łączy, nie pochodzenie społeczne czy wykształcenie, ale pragnienie pewności” – zauważa.
Choć same teorie spiskowe są absurdalne, to – jak tłumaczy pisarka – jednocześnie paradoksalnie sprawiają wrażenie, że wszystko się ze wszystkim łączy. „Tu właściwie jest cały problem – teorie spiskowe są zbyt logiczne, by mogły być prawdziwe. To dobry test, jeśli coś nie pozostawia miejsca na wątpliwości, jest zbyt spójne, to prawdopodobnie zawiera w sobie dużo z bajki” – dodaje. I przyznaje: „Wyobrażam sobie, że to musi być wspaniałe uczucie, takie «eureka!», kiedy taka osoba zobaczy, że wszystko jej się zaczyna układać w opowieść, w której wszystko ze wszystkim się łączy”.
Jak przypomina Olga Drenda, „w czasach wiktoriańskich wierzono w «szaleństwo kolejowe», to znaczy, że podróżowanie koleją parową jest zbyt szybkie, żeby psychika człowieka mogła to znieść, i powoduje szaleństwo”. „Zmienia się wynalazek, któremu jest przypisywana zła moc, ale sam scenariusz – przekonanie, że coś nowego, nieznanego może nam zaszkodzić – się nie zmienia. Nieznane zjawisko trzeba sobie jakoś wytłumaczyć. Podobnie jest z koronawirusem – otrzymywaliśmy różne, wykluczające się informacje, sądzono, że nie jest taki groźny, po czym okazało się, że jednak jest; decyzje o ograniczeniach ruchu i kontaktu międzyludzkiego podejmowano szybko, nie dla wszystkiego podawano jasne wytłumaczenie. To powoduje, że ludzie uzupełniają sobie braki w informacjach, żeby uzupełnić obraz sytuacji. Sięgają przy tym po to, co wydaje się mieć sens” – wyjaśnia.
DJ