Zima 2024, nr 4

Zamów

Dlaczego uważamy rządy PiS za prosocjalne?

Premier Mateusz Morawiecki (w środku) podczas posiedzenia Sejmu. Warszawa, 7 maja 2020 r. Fot. Krzysztof Kurek / Kancelaria Sejmu

Dlaczego pewne działania w polityce społecznej przynoszą wiarygodność, a inne nie? Od czego zależy wiarygodność socjalna?

Opublikowany kilka dni temu w „Super Expressie” komentarz Rafała Wosia „Dziś to PiS ma wiarygodność. Opozycja nie” wywołał bardzo zróżnicowane emocje. Zatem i ja napiszę w kliku punktach, co o nim sądzę.

W tym króciutkim tekście Woś pisze, że „w demokratycznej polityce wiarygodność to podstawa sukcesu. Po pięciu latach PiS tę wiarygodność ma. Potrafił ją sobie zbudować szeregiem bardzo konkretnych decyzji, od 500 plus po płacę minimalną. A co ma opozycja oprócz antypisowskich zaklęć?”.

W sensie opisowym, myślę, że autor ma po części rację. Tak, w oczach wielu PiS jest bardziej wiarygodny w kwestiach socjalnych niż opozycja. Może się nam to nie podobać, możemy się spierać o to, czy na ocenę partii wiarygodnej socjalnie (przynajmniej bardziej od opozycji) PiS zasłużył, czy nie. Jednak to nie zmienia faktu, że partii udało się zyskać taki wizerunek.

Zawdzięcza to nie tylko realnym dokonaniom – lecz także zbudowanej wokół siebie narracji (wydaje się, że Woś tę kwestię pomija). Partii udało się utrwalić przekonanie, że realizuje zasadnicze zapowiedzi socjalne, podczas gdy wszyscy wcześniej albo w ogóle nie mieli socjalnych pomysłów, albo je porzucali. Ta narracja oczywiście nic by nie dała, gdyby nie skala i kształt wprowadzonych po 2015 roku rozwiązań; ale one same by nie wystarczyły, gdyby nie wykonano odpowiedniej pracy w dyskursie. 

Sprawę ułatwiło to, że po stronie oponentów nie pojawiła się przekonująca kontrnarracja, konsekwentnie pokazująca, że przekaz PiS nie jest do końca prawdziwy. Do tego część środowisk opozycyjnych pośrednio przyczyniała się do uwiarygodnienia go. Jak zauważa filozof i publicysta Tomasz Markiewka, paradoksalnie w budowaniu wiarygodności socjalnej PiS pomogła część liberalnej opozycji – wszyscy ci komentatorzy krzyczący bezmyślnie o „rozdawnictwie” i „socjalistycznych” eksperymentach; krytykując PiS za rozdawanie pieniędzy i strasząc długami publicznymi, utrwalili jego wizerunek jako „partii, która idzie w socjał”, nawet jeśli w rzeczywistości tak nie jest.

Dyskusyjne jest w ogóle przekonanie, że po roku 2015 mieliśmy znacznie bardziej istotny społecznie prosocjalny przełom w polityce państwa niż np. w latach 2012-2013. To bardzo uznaniowe. Ja bym się pod taką opinią w każdym razie nie podpisał.

Można wskazać szereg bardzo ważnych działań podejmowanych w polityce społecznej jeszcze przed politycznym przesileniem 2015 roku. Przypomnę choćby przyjęte w latach 2012-2015: znaczne wydłużenie urlopów rodzicielskich, wprowadzenie świadczenia rodzicielskiego na poziomie tysiąca złotych miesięcznie przez pierwszy rok życia dziecka dla matek bez umowy o pracę, darmowe podręczniki, wprowadzenie dotacji dla samorządów w zakresie opieki przedszkolnej i uczynienie jej – w pewnym wymiarze czasowym bezpłatnym – prawem dla dzieci początkowo 5-, a potem 4- i 3-letnich.

Oprócz tego można wskazać rozszerzenie ulg rodzinnych, program „Karta dużych rodzin” czy prorodzinne zmiany w Kodeksie pracy z inicjatywy Prezydenta Komorowskiego. W innych działach polityki społecznej również można wskazać pozytywne reformy tego okresu. Towarzyszyło im niestety mnóstwo zaniedbań, a żaden powyższy dobry krok nie był aż tak daleko idący jak program 500+. Mimo to widziane jako pewna całość moim zdaniem składały się na swoisty prosocjalny – a na pewno prorodzinny – przełom. Nie przełożyło się to jednak na wizerunek koalicji PO-PSL, choć były to działania pionierskie i prowadzone w znacznie trudniejszych ekonomicznie warunkach niż te, które przypadły na lata rządów Zjednoczonej Prawicy do czasu nadejścia koronawirusa.

Dyskusyjne jest przekonanie, że po roku 2015 mieliśmy znacznie bardziej istotny społecznie prosocjalny przełom w polityce państwa niż np. w latach 2012-2013. To bardzo uznaniowe

Warto zastanowić się, od czego zależy wiarygodność socjalna. Ten wątek nie jest rozwinięty w tekście Wosia, a jest interesujący. Dlaczego pewne działania w polityce społecznej przynoszą wiarygodność, a inne niekoniecznie lub w mniejszym stopniu? Dlaczego dotrzymana obietnica socjalna w kilku obszarach niemal całkowicie przysłania niezrealizowane obietnice socjalne – lub wręcz działania antysocjalne – w innych?

Wesprzyj Więź

Mogę z łatwością wskazać obietnice, które wielokrotnie składano i łamano, i w czasie kampanii, i w trakcie rządów Zjednoczonej Prawicy. I to takie, które z mojego punktu widzenia dotyczą nie mniej (a może i bardziej) newralgicznych obszarów życia niż program 500+. Dla mnie jednym z najdotkliwszych tego przykładów jest wielokrotne łamanie zapowiedzi składanych tzw. wykluczonym opiekunom osób niepełnosprawnych dorosłych, w efekcie czego dramatyczna sytuacja tej grupy nie uległa w ostatnich latach poprawie. Dlaczego to nie wpłynęło na poziom socjalnej wiarygodności partii rządzącej w oczach dużej części społeczeństwa?

Na koniec Rafał Woś sugeruje, że opozycja powinna zająć się budowaniem własnej wiarygodności. Zastanawiam się jednak, jak miałaby to robić, skoro – jak pisze na początku swojego felietonu – poszczególne socjalne postulaty, jakie składają formacje polityczne typu PSL i PO, i tak nie są przekonujące, bo partie te są niewiarygodne. Czy nie mamy tu błędnego koła? Co ciekawe, ilekroć partie opozycyjne proponują jakieś rozwiązania socjalne, zwykle zwolennicy tez Wosia puentują to, że są to w najlepszym razie czcze obietnice, bo gdy rządzili, prowadzili skrajnie antysocjalną politykę (co – jak już powiedzieliśmy – jest dyskusyjne). Obawiam się, że cokolwiek by teraz PO i PSL robiły i postulowały, i tak zawsze w oczach części komentariatu będą miały łatkę antysocjalnych liberałów, a przynajmniej mniej przekonujących w polityce społecznej od obecnej władzy.

Mimo wszystko, choć nie jestem, nie byłem i raczej nie będę wyborcą tych formacji opozycyjnych, o których mowa, zachęcam je do pracy programowej w obszarze polityki społecznej i przekonywania do swoich propozycji opinię publiczną.

Podziel się

Wiadomość

Prześciganie się w udowadnianiu kto był i jest bardziej socjalny nie ma sensu.
Czekam na polityków, którzy z całą mocą i pogardą przeciwstawią się niechlubnej 15 letniej historii niszczenia państwa przez ostatnie i rozpoczną trudny i bolesny proces naprawy wydatków publicznych i obiorą kurs na gospodarkę.
Czekam na polską M.Thatcher.