Zaczęło się od marzenia Jana Pawła II, który powtarzał, że zasada, by nie wprowadzać sacrum do życia społecznego i państwowego, to błąd. Że żadna neutralność – mówi Józefa Hennelowa.
Wywiad z wieloletnią redaktorką „Tygodnika Powszechnego” ukazał się 25 kwietnia w „Gazecie Wyborczej” (pierwodruk w miesięczniku „Kraków” nr 3/2020). Rozmowa Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetki dotyczy tego, dokąd zmierza Polska i Kościół.
Zdaniem Hennelowej, Kościół w Polsce „postanowił zrealizować koncepcję Polski katolickiej”. Publicystka zauważa, że jest to „właściwie powrót do wizji prymasa Wyszyńskiego z tzw. ślubów jasnogórskich” i jego programu na millenium roku 1966.
Zwieńczeniem mariażu Kościoła z władzą ma być teraz wyraźna nadzieja, że katolicyzm wprowadzi się do struktur prawnych państwa, „że powstanie charakterystyczna dla państwa wyznaniowego sytuacja, w której system prawnych nakazów i zakazów będzie zgodny z tym, co według porządku Kościoła jest najważniejsze” – uważa felietonistka.
Zwraca też uwagę, że współczesna symbioza władzy z Kościołem w Polsce zaczęła się od marzenia samego Jana Pawła II, z którym – zaznacza – wraz z mężem byli silnie związani. Jak przypomina, papież „stale powtarzał, że zasada, by nie wprowadzać sacrum do życia społecznego i państwowego, to błąd. Że żadna neutralność!”. „Tymczasem sacrum w życiu państwowym oznacza przecież dążenie do wpływu na struktury prawne czy organizacyjne. Skutkiem jest np. wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę, bo przecież to dzień święty. I generalnie: zabronienie tego, co jest rzeczywiście grzechem i przestępstwem, pod groźbą użycia sił świeckich i sankcji karnych – czyli tzw. środków bogatych” – wyjaśnia.
Wieloletnia redaktorka „Tygodnika Powszechnego” przypomina również podpisanie w 1993 roku konkordatu między Polską i Stolicą Apostolską i to, że wówczas „w tle był pogląd, że Kościołowi w Polsce należą się nie tylko zwykłe prawa, ale szczególne przywileje za walkę z komunizmem. Oraz zwykła hipokryzja w postaci manifestowania przywiązania do Kościoła w sytuacjach publicznych. Od dołu do góry”.
„Masa ludzi między sobą narzeka na księży – bo tacy i owacy. Po czym ci sami ludzie czołobitnie, zwłaszcza w mniejszej miejscowości, gdzie się wszyscy znają, idą w procesji, pilnują, by ich dzieci też szły, przyjmą z atencją kolędującego proboszcza i dadzą mu kopertę” – zauważa publicystka i dodaje: „To samo dotyczy parlamentu i chociażby dodawania do ślubowania poselskiego formuły «tak mi dopomóż Bóg»”. „Owszem, można autentycznie wykazywać pobożność. Ale niekoniecznie trzeba ją eksponować i demonstrować. Zwłaszcza gdy jest się w pierwszym rzędzie i w obiektywach kamer” – stwierdza Józefa Hennelowa.
DJ