Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Józef Lipski, subtelny ambasador i waleczny żołnierz

Ambasador RP w Niemczech Józef Lipski (z prawej) udaje się do kościoła św. Jadwigi na nabożeństwo żałobne po śmierci Józefa Piłsudskiego, maj 1935. Fot. Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny / NAC

Po wybuchu wojny nie podjął pracy we władzach emigracyjnych, ale z ambasadora ochoczo przeobraził się w żołnierza.

„Nie marzyłem nawet o służbie dyplomatycznej dla własnej ojczyzny, marzyłem natomiast o karierze naukowej. Zawsze pociągały mnie problemy historyczne i ekonomiczne, a także łączące się z nimi kwestie społeczne – mówił Józef Lipski, ostatni ambasador RP w przedwojennym Berlinie. – Jednakże dziś wzywa teraźniejszość, wzywa potężnym głosem. Każdy powinien dać z siebie najlepsze, na co go stać”1.

Postać Lipskiego przypomniał w grudniu 2019 r. w pokrętnym i zafałszowanym przemówieniu Władimir Putin. Nie będę tu podejmował polemiki z rosyjskim prezydentem, uczynili to już wielokrotnie inni2. Chciałbym natomiast przybliżyć postać polskiego dyplomaty i jego ciekawą drogę życiową.

Rodzina

Józef Lipski był Wielkopolaninem, pochodził z rodziny ogromnie zasłużonej dla obrony polskości, szczególnie w południowej Wielkopolsce. Jej siedzibą od końca XVIII wieku był Lewków położony pod Ostrowem Wielkopolskim.

Ojciec Józefa, Wojciech Lipski, był pierwszym starostą powiatu ostrowskiego w odrodzonej Polsce, tworzącym struktury polskiego państwa. Jego pradziadek, również noszący imię Wojciech, należał do grona czołowych przywódców polskiej społeczności w zaborze pruskim w pierwszej połowie XIX wieku. Był m.in. współzałożycielem polskiego gimnazjum w Ostrowie Wlkp. – szkoły, która stała się miejscem formowania polskich elit, a i dzisiaj pełni ważną funkcję w lokalnej społeczności. Matka Józefa, Zofia z Lipskich Lipska, pochodziła z innej gałęzi tej samej rodziny (oddzielonej w XVI wieku) osiadłej w polskich Inflantach, również zasłużonej w walce z zaborcą (jej ojciec zmarł wywieziony na Sybir).

Był jednym z najlepiej poinformowanych ambasadorów w ówczesnym Berlinie, nikt tak dobrze jak on nie znał wciąż zmieniających się konstelacji osobistości kierujących Trzecią Rzeszą

Krzysztof Jankowiak

Udostępnij tekst

Pamięć zasług rodziny, z której pochodził Józef Lipski, jest żywa w ziemi ostrowskiej. Coroczne nagrody starosty ostrowskiego dla osób, które przyczyniają się do rozwoju oraz promocji powiatu, noszą nazwę Wojciechów – w nawiązaniu do imienia pierwszego starosty. Szkoły w Ostrowie i powiecie noszą imiona różnych przedstawicieli rodziny Lipskich – w tym szkoła podstawowa w Szczurach imię Józefa Lipskiego. Co ciekawe, pamięć rodziny Lipskich jest kultywowana również w Vilace na Łotwie (dawniej Marienhauz), skąd pochodziła matka Józefa Lipskiego – jednym z głównych punktów obchodów jubileuszu miejscowości była inscenizacja, której bohaterkami były Zofia Lipska oraz jej matka i trzy siostry.

Józef Lipski urodził się 5 czerwca 1894 r. we Wrocławiu. Miał starszego brata Jana, urodzonego dwa lata wcześniej. Obaj bracia po śmierci ojca pozostali współwłaścicielami rodzinnego majątku. W praktyce oczywiście zarządzał nim Jan, Józef bowiem przez cały okres niepodległości pozostawał w służbie dyplomatycznej. Relacje między braćmi były zawsze bardzo serdeczne, wzajemnie się wspierali. „Pamiętam, że przed wybuchem drugiej wojny światowej każdy jego przyjazd do Lewkowa był dla nas, dzieci, olbrzymim przeżyciem – wspomina bratanek Józefa, Wojciech Lipski. – Wszystkie święta Bożego Narodzenia i Wielkanocne nie mogły się odbyć bez jego udziału, a my dzieci byliśmy obdarowywani wspaniałymi prezentami”.

Początki pracy w dyplomacji

Po ukończeniu szkoły średniej Józef Lipski w roku 1915 podjął studia w zakresie nauk społecznych na uniwersytecie w Lozannie. Ukończył je wiosną 1918 r. W grudniu tego roku rozpoczął służbę w tworzącej się dyplomacji młodego państwa polskiego. Został sekretarzem londyńskiej misji Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu i już na samym początku wziął udział w wydarzeniach, które odegrały wówczas kluczową rolę. Przygotowywał mianowicie historyczną podróż do Polski Ignacego Paderewskiego – podróż, która stała się impulsem do wybuchu powstania wielkopolskiego, a ostatecznie doprowadziła do współpracy konkurujących dotąd polskich środowisk skupionych wokół Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego.

W kolejnych latach Józef Lipski pracował jako sekretarz polskich ambasad i poselstw, kolejno w Londynie, Paryżu i Berlinie. W 1925 r. objął funkcję naczelnika Wydziału Zachodniego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Wchodził w skład polskich delegacji podczas międzynarodowych konferencji w Locarno (1925), Hadze (1929 i 1930), Lozannie. Brał udział w negocjacjach z Niemcami, Francją i Wielką Brytanią. Został wówczas odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski „za zasługi w zawieraniu umów międzynarodowych”.

Misja w Berlinie

W lipcu 1933 r. Józefowi Lipskiemu powierzono zadanie, które należało do najważniejszych w polskiej dyplomacji – został przedstawicielem naszego państwa w Berlinie. Miał wtedy 38 lat i był najmłodszym wśród polskich ambasadorów i posłów.

W Niemczech od kilku miesięcy rządził wówczas Hitler. Wbrew temu, co można by przypuszczać, patrząc z perspektywy późniejszych wydarzeń, objęcie władzy przez Hitlera w 1933 r. oznaczało szansę na poprawę stosunków Polski z Niemcami. Republika Weimarska była bowiem do naszego kraju ustosunkowana wrogo. W 1925 r. w traktacie z Locarno zagwarantowano nienaruszalność granicy francusko-niemieckiej (co oznaczało pogodzenie się Niemiec z utratą Alzacji i Lotaryngii) oraz belgijsko-niemieckiej. Podobnego traktatu nie zawarto z Polską – co więcej, niemieccy politycy właściwie nieustannie podkreślali konieczność rewizji wschodnich granic swojego państwa. Szczególnie kłuła w oczy Niemców przynależność do Polski Pomorza Gdańskiego, oddzielającego Prusy Wschodnie od reszty kraju. Właściwie jednak ani jednego fragmentu granicy polsko-niemieckiej nie można było uznać za zagwarantowany. Niewiele zmieniało to, że politycy Republiki Weimarskiej starali się podkreślać, że chcą przeprowadzić zmianę granic w sposób pokojowy. Co gorsza, Niemcy podejmowały współpracę, również wojskową, ze Związkiem Sowieckim, z którym zawarły układ w Rapallo.

Tymczasem dla Hitlera Związek Sowiecki był w tym czasie głównym wrogiem, na jego terenie chciał też szukać „przestrzeni życiowej” dla Niemców. Polskę wolał wciągnąć w orbitę wpływów niemieckich. Dokonał więc reorientacji niemieckiej polityki zagranicznej. Z chwilą objęcia przez niego władzy skończyły się żądania wobec Polski, pojawiła się natomiast propozycja współpracy.

Sytuacja międzynarodowa Polski w okresie międzywojennym nie była łatwa. Z jednej strony graniczyła z wrogimi do 1933 r. Niemcami, z drugiej z wrogim Związkiem Sowieckim. Jedynym istotnym jej sojusznikiem była Francja, był to jednak sojusznik odległy, niepewny i borykający się z wieloma własnymi kłopotami (nieustanne zmiany rządów). Polska była przy tym rozczarowana pominięciem jej w traktacie lokarneńskim, a także późniejszymi próbami zawierania traktatów pokojowych, w których nie brano jej pod uwagę. W tej sytuacji zmiana nastawienia Niemiec wydawała się niebywale korzystną okazją do zapewnienia pokoju i stabilności na przynajmniej jednej granicy.

Ta właśnie nowa sytuacja sprawiła, że marszałek Piłsudski uznał za konieczną zmianę przedstawiciela Polski w Berlinie. Wybór padł na Józefa Lipskiego, który miał opinię doskonałego negocjatora, świetnie znał język niemiecki i był znakomicie zorientowany w problemach Niemiec.

Pakt o nieagresji

Lipskiego przywitała w Berlinie atmosfera dużej życzliwości ze strony władz niemieckich, utrzymała się ona niemal do końca jego misji. Dobra atmosfera istniała również w polskiej placówce. „Józef Lipski przez swój takt, koleżeńskość i dojrzałość poglądów pozyskał nasze serca i wzbudził równocześnie w nas szacunek i zaufanie” – takie świadectwo złożył jego współpracownik, Henryk Malhomme. Na pewno sprzyjał temu styl pracy, jaki przyjął ambasador. Jego bratowa, Antonina z Żółtowskich Lipska, wspominała: „Codziennie o godzinie ósmej był w biurze na parterze, byłam kilkakrotnie po kilka tygodni w ambasadzie i widziałam, jak był punktualny pod tym względem. Powiedział mi: «Nie mógłbym wymagać od podwładnych mi urzędników punktualności, gdybym sam spóźniał się». Obojętnie o której w nocy czy nad ranem poszedł spać, o ósmej rano był w biurze”.

Jako ciekawostkę warto dodać, że w prowadzeniu polskiego przedstawicielstwa wspierała Lipskiego rodzina. Jego bratanek Wojciech zapamiętał: „Z Lewkowa wysyłano skrzynie z zaopatrzeniem żywnościowym – było to bezinteresowne wspomożenie pracy ambasady w reprezentowaniu kraju na przyjęciach, z których słynęła”. Ponieważ Józef Lipski w tym czasie nie był żonaty, w organizowaniu przyjęć wspomagała go jego bratowa.

Wkrótce po objęciu placówki w Berlinie Józef Lipski rozpoczął negocjacje nad umową, która zapewniłaby bezpieczeństwo Polski od strony Niemiec. Marszałek Piłsudski, zlecając mu to zadanie, powiedział: „Jeśli się Panu uda, to dobrze, jeśli się nie uda, to ja tego Panu nie wezmę za złe”.

Lipski spotkał się 15 listopada 1933 r. z Hitlerem. To spotkanie rozpoczęło rokowania, których owocem była deklaracja o niestosowaniu przemocy podpisana w Berlinie 26 stycznia 1934 r. przez Lipskiego i ówczesnego ministra spraw zagranicznych Rzeszy Konstantina von Neuratha. Deklaracja potocznie nazywana jest paktem o nieagresji, nie miała ona jednak charakteru formalnej umowy, która byłaby obowiązująca prawnie i precyzyjnie regulowała wszystkie kwestie.

Zasługą Józefa Lipskiego była umiejętna realizacja polskiej polityki, zręczne negocjacje, dbanie o polskie interesy bez zrażania zagranicznych partnerów

Krzysztof Jankowiak

Udostępnij tekst

Polski ambasador nie był zadowolony ani z formy, ani z treści deklaracji. Przestrzegał przed nią Józefa Becka, ministra spraw zagranicznych. Ostatecznie przesądziło zdanie marszałka Piłsudskiego, który do formy nie przywiązywał wielkiej wagi, nie znosił „paragrafów”, wobec czego nie zgłosił zastrzeżeń.

Po podpisaniu deklaracji rozpoczął się okres zdecydowanie lepszych stosunków między oboma krajami. Niemiecka prasa zaprzestała ataków na Polskę, skończyły się żądania rewizji granic. Wkrótce zawarto konwencję gospodarczą kończącą wojnę celną. Dotychczasowe poselstwa obu krajów zostały podniesione do rangi ambasad. Co więcej, w 1935 r. jednemu ze swoich najbliższych współpracowników, Hermanowi Göringowi, Hitler powierzył specjalną misję dbania o stosunki polsko-niemieckie. Odtąd polski ambasador uzyskał dodatkową drogę kontaktów przy pełnieniu swoich obowiązków – obok normalnego kanału ściśle dyplomatycznego mógł korzystać z pośrednictwa Göringa i faktycznie często to robił. Do samego kanclerza miał o wiele łatwiejszy dostęp niż inni dyplomaci.

Dzięki wynegocjowaniu paktu o nieagresji Lipskiego uważa się niekiedy za architekta porozumienia polsko-niemieckiego. Jest to ocena zdecydowanie na wyrost. Żaden ambasador nie prowadzi samodzielnie polityki zagranicznej, każdy jest wykonawcą poleceń płynących z państwa, które go deleguje. Dokładnie tak było w przypadku Józefa Lipskiego. Do Berlina wysłał go marszałek Piłsudski, on też polecił prowadzić negocjacje z Niemcami, on zdecydował o akceptacji umowy. Po śmierci Piłsudskiego kierunki polityki wyznaczał minister spraw zagranicznych Józef Beck, decydując o każdym jej kroku, nie pozostawiając ambasadorom wiele swobody. Zasługą Józefa Lipskiego była oczywiście umiejętna realizacja polskiej polityki, zręczne negocjacje, dbanie o polskie interesy bez zrażania zagranicznych partnerów.

Warto zauważyć, że marszałek Piłsudski traktował porozumienie z Niemcami czysto pragmatycznie, nie darząc ich ówczesnych przywódców ani sympatią, ani zaufaniem. Podobnie było z Józefem Lipskim. Obowiązkiem ambasadora było oczywiście uczestnictwo w rozmaitych spotkaniach, również tych nieoficjalnych, branie udziału w przyjęciach. Zaproszenie na jedno z takich spotkań wraz z dołączonym planem, na którym wskazano miejsca poszczególnych gości, otrzymał na początku lipca 1934 r. Poprzednia noc z 29 na 30 czerwca została nazwana „nocą długich noży” – wymordowano wówczas przeciwników Hitlera wewnątrz ruchu faszystowskiego. Józef Lipski mówił później do swego kuzyna Andrzeja Lipskiego: „Byłem na tym przyjęciu przed miesiącem. Tu siedział Röhm [dowódca SA, którego wówczas zamordowano – przyp. K. J.], tu Hitler, a tu Göring… Teraz stawiam krzyżyki przy nazwiskach zamordowanych”.

Andrzej Lipski wspomina: „Jeszcze przez kolejne dwa dni, w miarę jak dochodziły nowe wiadomości, stawialiśmy krzyżyki. W końcu plan przyjęcia wyglądał jak cmentarz”. Ambasador, choć poruszony, nie był jednak zaskoczony: „To są poganie i mordercy. Gdyby Röhm zdołał zaskoczyć pozostałych, zrobiłby dokładnie to samo” – mówił.

Nieuchronna wojna

Zmianę w relacjach polsko-niemieckich przyniósł rok 1938. Hitler był już wówczas po anschlussie Austrii i po układzie monachijskim, w którego wyniku do Niemiec zostało przyłączone niemal 40 proc. obszaru Czechosłowacji. 24 października 1938 r. minister spraw zagranicznych Rzeszy Joachim Ribbentrop zaprosił na rozmowę ambasadora Lipskiego. Przebiegała ona w przyjaznej atmosferze, jednak jej celem było przedstawienie niemieckich żądań wobec Polski – przyłączenia do Rzeszy Wolnego Miasta Gdańska oraz przeprowadzenia eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej.

Z niemieckiego punktu widzenia były to żądania bardzo umiarkowane – nie żądano ani Pomorza, ani Śląska, nie kwestionowano przebiegu granicy, Hitler nawet proponował wzajemne zagwarantowanie granic. Gdyby jednak Polska na te żądania przystała, zostałaby nieuchronnie wciągnięta w orbitę Niemiec, stała się państwem wasalnym i musiałaby zerwać z Zachodem. Osobną zaś rzeczą jest, czy Hitler faktycznie na tych pierwszych zdobyczach by poprzestał. Kolejne miesiące pokazały, że zdecydowanie niekoniecznie – wszak mimo uroczystych zapewnień w Monachium, że przez zajęcie czechosłowackiego obszaru Sudetów „wszystkie roszczenia Rzeszy zostały zaspokojone”, Hitler w marcu 1939 r. zajął ten kraj, przyłączając Czechy do Niemiec, zaś ze Słowacji tworząc państwo formalnie niepodległe, a faktycznie podporządkowane Niemcom.

Dalszy rozwój wypadków sprawił, że rozmowa Ribbentropa z Lipskim była przełomem. Niemieckie żądania nie powinny jednak wtedy być zaskoczeniem. Choć Hitler, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, wprowadzał przyjazną atmosferę wobec Polski i wprost nie formułował wcześniej wobec niej żadnych roszczeń terytorialnych, to w żadnym momencie z czegokolwiek nie zrezygnował. Jego wypowiedzi bywały ogólnikowe, odkładające temat na później, wyrażające nadzieję na wzajemne porozumienie w przyszłości, niemniej w tle delikatnie ciągle pobrzmiewało, że między Niemcami a Polską istnieje nierozwiązana kwestia terytorialna.

Józef Lipski miał świadomość tej dwuznaczności i zwracał na nią uwagę władzom w Warszawie. Na przykład słynne przemówienie Hitlera wygłoszone 7 marca 1936 r. w czasie remilitaryzacji Nadrenii zawierało krótki fragment poświęcony Polsce. W Warszawie przyjęto go ze spokojem, bowiem Hitler stwierdził, że choć dostęp Polski do morza przebiegający przez ziemie niegdyś niemieckie jest bolesny dla narodu niemieckiego, to „niemożliwe, a zatem i niesłuszne byłoby odmawiać państwu tej wielkości dostępu do morza w ogóle”. Lipski jednak zwrócił polskim władzom uwagę na zdanie, w którym Hitler wyraził nadzieję, że w przyszłości takie bolesne problemy zostaną pokojowo wyeliminowane.

24 października Lipski od razu powiedział Ribbentropowi, że nie widzi możliwości porozumienia na gruncie przyłączenia Gdańska do Rzeszy, po czym niezwłocznie udał się do Warszawy. Będąc świadomym, że następuje zwrot w stosunkach polsko-niemieckich, wyraził gotowość podania się do dymisji. Beck jednak jej nie przyjął.

Józef Lipski bardzo szybko doszedł do wniosku, że wojna jest nieuchronna, i martwił go niemający podstaw optymizm polskich władz

Krzysztof Jankowiak

Udostępnij tekst

Polska odpowiedziała odmownie na propozycje Niemiec, wyrażając jednocześnie gotowość rozmowy o ułatwieniach w tranzycie przez nasz kraj. Dalsze miesiące to kolejne rozmowy toczące się w stopniowo pogarszającej się atmosferze. Na początku 1939 r. odbyły się jeszcze wzajemne wizyty ministrów spraw zagranicznych. Ostatnia rozmowa Lipskiego z Hitlerem miała miejsce 1 marca 1939 r. na przyjęciu dla korpusu dyplomatycznego; ostatnia rozmowa z Ribbentropem, na której rozważano rozwiązania pokojowe (a przedostatnia rozmowa w ogóle), odbyła się 27 marca 1939 r. Paradoksem jest, że w 1939 r. Lipski został dziekanem korpusu dyplomatycznego w Berlinie.

Józef Lipski bardzo szybko doszedł do wniosku, że wojna jest nieuchronna, i martwił go niemający podstaw optymizm polskich władz. 22 marca 1939 r. zapisał w swoich notatkach: „Ocena moja, że sytuacja jest znacznie groźniejsza niż sobie Warszawa wyobraża”. 21 sierpnia 1939 r. w Warszawie odbył konferencję z ministrem Beckiem i szefem sztabu generalnego generałem Wacławem Stachiewiczem. Jeszcze wówczas Beck twierdził, że nawet jeśli Hitler użyje siły, ograniczy się przypuszczalnie do okupacji Gdańska. Lipski natomiast uważał, że Polska zostanie zaatakowana przez Wehrmacht ze wszystkich stron, na wszystkich frontach.

22 sierpnia 1939 r. Ribbentrop udał się do Moskwy, by następnego dnia podpisać układ, który przeszedł do historii jako pakt Ribbentrop–Mołotow. Tajny protokół dzielący wschodnią i środkową Europę na strefy wpływów nie został wówczas oczywiście opublikowany, ale właściwie dla całego świata wymowa tej podróży była jednoznaczna. „Był to dla mnie straszny moment. Obaj przeciwnicy podali sobie ręce przeciwko nam” – zapisał Józef Lipski.

Pod koniec sierpnia 1939 r. Hitler spróbował powtórzyć metodę, jaką zastosował wobec władz Austrii i Czechosłowacji. Chciał mianowicie ściągnąć do Berlina przedstawiciela polskich władz i prawdopodobnie zmusić go do podpisania niekorzystnych dla naszego kraju układów. Minister Beck odmówił jednak wyjazdu. Następnie rozpoczęła się dziwna gra.

30 sierpnia Niemcy przedstawiły żądania wobec Polski zawarte w 16 punktach, których przyjęcie oznaczałoby faktyczną polską kapitulację. Minister Ribbentrop odczytał je… ambasadorowi brytyjskiemu w dodatku w bardzo szybkim tempie, niepozwalającym na zapamiętanie, odmawiając przy tym przekazania tekstu. 31 sierpnia rano te same punkty przyniósł do polskiej ambasady szwedzki przemysłowiec Johan Dahlerus, który zjawił się w towarzystwie radcy ambasady brytyjskiej, ponawiając oczekiwanie przybycia kogoś z polskich władz na negocjacje. Lipski oświadczył, że przyjęcie niemieckich żądań oznaczałoby „pogwałcenie suwerenności Polski”, wobec czego „nie ma mowy” o ich przyjęciu. Minister Beck poparł Lipskiego, niemniej postanowił wykorzystać ostatnią okazję do podjęcia rozmów. Lipski miał prosić o spotkanie z Ribbentropem i przekazać mu, że rząd polski „rozważa przychylnie” możliwość negocjacji i odpowie w ciągu kilku godzin.

Ambasador poprosił o rozmowę o godzinie 13.00, Ribbentrop przyjął go dopiero o 18.30. Lipski wspominał później: „Gdy zajeżdżałem po raz ostatni na Wilhelmstrasse, tłum zaległ ulice. Kordon SS-manów utrzymywał porządek. W dolnym holu i na schodach umundurowani członkowie SS. Zanim doszedłem na I piętro, kilkakrotnie mnie sfotografowano. W tak dobrze mi znanym podłużnym salonie z czasów Bismarcka, który łączył gabinet ministra z gabinetem urzędującego sekretarza stanu, nie było nikogo. Mimo woli spojrzałem na empirowy stół, na którym 6 lat wstecz podpisałem z Neurathem deklarację o nieagresji. Niebawem drzwi się otworzyły i po raz ostatni miałem sposobność rozmawiać z Ribbentropem. […] Od Ribbentropa wiało lodowatym chłodem. Zapytał, czy mam pełnomocnictwa do traktowania. Odpowiedziałem, że nie. Ribbentrop powiedział, że zakomunikuje moje wystąpienie kanclerzowi. Wszystko trwało kilka minut”.

Było to jedno z najkrótszych spotkań w historii dyplomacji. Wieczorem tego samego dnia berlińskie radio podało 16 punktów, ogłaszając, że Polska je odrzuciła. Tymczasem nigdy nie zostały one oficjalnie polskiemu rządowi przekazane. Kilka godzin później zaczęła się II wojna światowa.

Misję ambasadora Józefa Lipskiego trafnie podsumował szwajcarski dyplomata Carl J. Burchardt, Wysoki Komisarz Ligi Narodów w Wolnym Mieście Gdańsku: „W latach poprzedzających wojnę niewielu ludzi zajmowało trudniejsze stanowisko niż ambasador Polski w Berlinie, Józef Lipski. W ramach posiadanych instrukcji działał ze wspaniałą godnością i stałością. […] Był jednym z najlepiej poinformowanych ambasadorów w ówczesnym Berlinie, nikt tak dobrze jak on nie znał wciąż zmieniających się konstelacji osobistości kierujących Trzecią Rzeszą. Szedł daleko w ustępstwach i ofertach, wykorzystywał niestabilność i podejrzliwość Führera, schlebiał jego niezmierzonej pysze, zawsze niezaspokojonej i żądnej aplauzu […], ale kiedy chodziło o suwerenne prawa Polski i honor kraju, był twardy jak skała. Pod koniec swej skazanej na niepowodzenie misji postępował jak wypada przedstawicielowi niepodległego mocarstwa wobec innego mocarstwa, zawsze z odpowiednią dozą kontrolowanej sztywności, jak umieli tylko nieliczni”.

Z ambasadora – żołnierz

Po wybuchu wojny Józef Lipski przez Danię, Szwecję i Łotwę udał się do Polski, by złożyć ostatni raport ministrowi spraw zagranicznych. Do Wilna przybył 8 września 1939 r. Po wkroczeniu do Polski wojsk sowieckich, 18 września przeszedł granicę rumuńską i przez Bukareszt i Belgrad udał się do Francji. Był obecny w Paryżu przy objęciu funkcji prezydenta RP przez Władysława Raczkiewicza oraz powołaniu premiera Władysława Sikorskiego.

Wówczas zdecydował się na zaskakujący krok. Nie podjął pracy we władzach emigracyjnych, tylko zgłosił się do tworzonego we Francji polskiego wojska. Aby zrozumieć wagę tej decyzji, trzeba sobie uświadomić, że Józef Lipski miał wtedy 44 lata, był świeżo po ślubie (14 października 1939 r. w Paryżu ożenił się z Anną Rosset z domu Moszyńską) i nie miał wcześniej żadnych doświadczeń wojskowych – podczas I wojny światowej studiował przecież w Szwajcarii, bezpośrednio po niej zaczął pracę w dyplomacji. Był jednak zdecydowany walczyć z Niemcami.

Jako szeregowiec rozpoczął naukę w polskiej podchorążówce. Dostępne wspomnienia pokazują, że Lipski ochoczo z ambasadora przeobraził się w żołnierza. „Przez sześć miesięcy podchorążówki wykazał siłę woli i charakter, wytrzymując okropne warunki mieszkaniowe, gnieżdżąc się na kwaterach, przeważnie poddaszach domków bretońskich w czasie wyjątkowo surowej zimy 1939/40 i odbywając przeszkolenie w polu przy silnym mrozie, zawiejach i deszczach”. Mimo że w szkole był najstarszy, ukończył ją na 17. miejscu (na 122 podchorążych). Zaproponowano mu pozostanie w szkole w roli instruktora, nie zgodził się jednak na to, wobec czego został wcielony do polskiej I Dywizji Grenadierów.

Dywizja brała udział w obronie linii Maginota. Lipski zaliczył wówczas znamienny epizod. Podczas swojej ostatniej rozmowy z Göringiem – gdy ten groził, że jeśli Polska nie zgodzi się na żądania Hitlera, zostanie zamieniona w gruzy przez samoloty Luftwaffe – Lipski odpowiedział, że jeśli do wojny dojdzie, to on zgłosi się na ochotnika do wojska, by móc strzelać do niemieckich samolotów. „Będę do was strzelał, jak do kaczek” – stwierdził. Otóż podczas walk nad Albą Niemcy wysłali na polską jednostkę samoloty. Jeden z żołnierzy wspomina: „Nie mieliśmy obrony przeciwlotniczej. Zaimprowizował ją Józef Lipski, strzelając wraz ze starszym ułanem Waliłką z cekaemu do samolotów, z niezasłoniętego od odłamków bomb stanowiska – sposobem myśliwskim – jak strzela się do kaczek”. Strzały były celne – jeden z samolotów został strącony.

Po upadku Francji Lipski przedarł się do Marsylii, by przez Hiszpanię i Portugalię przedostać się do Wielkiej Brytanii. Do Londynu udało mu się dotrzeć 13 września 1940 r. Został wtedy przydzielony do gabinetu Naczelnego Wodza, gdzie prowadził komórkę polityczną do spraw niemieckich. Współpracował z kolejnymi generałami pełniącymi tę funkcję: Władysławem Sikorskim, Kazimierzem Sosnkowskim, Władysławem Andersem i Tadeuszem Borem-Komorowskim. Towarzyszył im w podróżach – do Stanów Zjednoczonych, na Bliski Wschód, do Włoch. W ostatniej chwili zdecydowano, że nie poleci z generałem Sikorskim w podróż na Bliski Wschód, która zakończyła się katastrofą w Gibraltarze.

Mimo że pełniąc funkcję sztabową, nie brał już bezpośrednio udziału w walkach, udało mu się przeżyć jeszcze jeden wojenny epizod. Podczas podróży z generałem Sosnkowskim do Włoch odwiedził polskie wojsko walczące pod Ankoną. Dowódca pułku chciał zabrać go na linię frontu. Podczas jazdy boczną drogą niespodziewanie napotkali niemieckich żołnierzy. Wspomina dowódca: „Zatrzymałem samochód i zakomenderowałem «Ognia!». W tym momencie Lipski, ten ambasador, przyzwyczajony raczej do dyplomatycznych przetargów, zachował się jak najlepszy żołnierz liniowy. Wyskoczył błyskawicznie z łazika, puścił serię z pistoletu, która zresztą poszła w górę i z okrzykiem «Hände hoch!» zaatakował osłupiałych Niemców, zanim ja i telegrafista zdążyliśmy dołączyć”.

Wzięcie do niewoli żołnierzy niemieckich było ostatnim bojowym wyczynem Józefa Lipskiego. Służbę zakończył w stopniu majora.

Znowu dyplomata

Po wojnie Józef Lipski został przedstawicielem polskich władz na uchodźstwie w Stanach Zjednoczonych. Mieszkał w Waszyngtonie, gdzie znów prowadził bardzo trudną misję w imieniu nieuznawanych przecież oficjalnie polskich władz. Jak wspomina generał Władysław Anders: „Zasięg działania i wpływów ambasadora Lipskiego w Waszyngtonie był znacznie szerszy od normalnych kontaktów dyplomatycznych. Wszyscy wiemy, jak wielki i głęboki szacunek zyskał on w Waszyngtonie”.

Oprócz kontaktów z rządem, parlamentem i społeczeństwem amerykańskim do zadań Lipskiego należała koordynacja działań Polonii. „Ustawiczne rozjazdy, przemówienia w różnych językach, delikatne inspiracje i pośrednictwa w częstych trudnościach, tarciach, zatargach, formułowanie planów, wprowadzanie ich w życie, podtrzymywanie nastrojów w przeżywanych kryzysach” – tak charakteryzował jego pracę Tadeusz Romer. „Do dziś zrozumieć nie potrafię, jak on mógł w tych warunkach dać sobie radę z takim zadaniem, a zarazem zaskarbić sobie wśród swoich i obcych tyle autorytetu, szacunku, uznania i sympatii”.

Wesprzyj Więź

Józef Lipski zmarł 1 listopada 1958 r. 

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, wiosna 2020

1  Większość cytatów podaję za publikacją Wspomnienia o Józefie Lipskim na podstawie archiwum rodzinnego wydanej pod redakcją Wojciecha Lipskiego i Agaty Jankowiak, Gdańsk 2008.
2  Zob. np. P. M. Majewski, Szeregowiec Lipski, „Polityka” 2020, nr 2, gdzie kompetentnie omówiony jest wątek żydowski, który był przedmiotem ataku Putina.

Podziel się

2
Wiadomość