Skłonność do antagonistycznego postrzegania rzeczywistości to istotna rysa na psychospołecznym obrazie Polaków. Ale to jeszcze nie wyrok.
Tekst powstał w ramach programu „Polacy 2020 – nowe podziały, nowa solidarność?” prowadzonego przez Laboratorium „Więzi” (część projektu Oczyszczalnia).
Śmiało można powiedzieć, że najnowsza książka Krystyny Skarżyńskiej „My. Portret psychologiczno-społeczny Polaków z polityką w tle” to najlepsze lustro, przed jakim mogliśmy stanąć w tych dniach. Potrzebujemy go zwłaszcza w okresie panującej pandemii – jednego z najtrudniejszych doświadczeń dla polskiej wspólnoty w ostatnich latach, testu z człowieczeństwa i jakości społecznych więzi.
Nie chcę sprowadzać wszystkiego, co czytam, do głównego tematu ostatnich tygodni. Nie sposób jednak, stykając się w codziennym życiu z sytuacjami granicznymi – strachem, cierpieniem, śmiercią – nie dostrzec już dziś potężnej fali społecznej traumy, jaka z pewnością do nas napłynie za jakiś czas, kiedy będziemy już naiwnie przekonani, że sobie poradziliśmy z kryzysem. Takie doświadczenia – przez dziesiątki lat obce Polakom w tak wielkiej skali – w ostatecznym rozrachunku nikogo nie pozostawią obojętnym. Niestety, bo doświadczenia graniczne mają moc ujawniania ciemnej strony naszej ludzkiej natury. Z drugiej strony, dają też możliwość pokazania tego, co w nas bezcenne – afirmacji życia – i dostrzeżenia, że jak kania dżdżu potrzebujemy innych, by móc stawać się lepszymi.
Potężna fala społecznej traumy z pewnością napłynie do nas za jakiś czas, kiedy będziemy już naiwnie przekonani, że sobie poradziliśmy z kryzysem
W psychologii kryzysu istnieje sformułowanie „wzrost potraumatyczny”. Oznacza ono, że po mądrym przewartościowaniu trudnego doświadczenia i przemyśleniu tego co najważniejsze istnieje realna możliwość zbudowania życia lepszego niż dotychczasowe. Książka prof. Skarżyńskiej jest właśnie o tym co najważniejsze – o wspólnocie i jakości więzi. Pomaga w próbach dojrzałego podejścia do tego, co jeszcze przed nami.
Brak kleju
„My” Krystyny Skarżyńskiej to – oparta na gruntownych badaniach ilościowych i jakościowych – potężna dawka wiedzy o Polakach w perspektywie ostatniego 30-lecia. Na jeden aspekt tego portretu chcę zwrócić szczególną uwagę.
Przez ostatnie lata niemal bez wytchnienia głowimy się nad takim zestawem pytań: Co sprawia, że jako Polacy tak mało sobie ufamy? Co decyduje o tym, że społeczne skrypty współpracy (sformułowanie Kuby Wygnańskiego) i rzetelnej debaty publicznej są dla większości z nas raczej obce niż bliskie? Dlaczego wciąż nie wypracowaliśmy powszechnie szanowanych instytucji dialogu społecznego i obywatelskiego, choć dialog znalazł swoje miejsce zarówno w preambule do Konstytucji, jak i stał się podstawą ustrojowej zasady społecznej gospodarki rynkowej (art. 20)?
Złej jakości współpracy doświadczamy każdego dnia – we własnej wspólnocie mieszkaniowej, otwierając kolejny portal, czytając gazetę, oglądając telewizję. Potwierdzają to raporty z badań CBOS: w 2018 r. odnotowaliśmy najwyższe wskaźniki nieufności wobec nieznajomych (nie ufa im 59 proc. z nas), a według stworzonego przez ten ośrodek indeksu zaufania aż 68 proc. Polaków cechuje się nieufnością i daleko posuniętą ostrożnością wobec innych. Raczej nie ufamy też większości instytucji państwa (najmniej ufamy politykom i Sejmowi).
Z „Diagnozy społecznej 2015” dowiedzieć się można, że tylko 13,4 proc. badanych jest zaangażowanych w organizacje społeczne. Ta aktywność jest o tyle istotna, że działania podejmowane w przestrzeni pozarządowej uznawane są za najlepszą formę zdobywania i rozwijania kompetencji obywatelskich niezbędnych w utrzymaniu demokracji – nie tej proceduralnej, ale faktycznej.
Nie ma potrzeby cytować większej liczby wyników. Jest ich bardzo wiele. Kluczem do większości wskazanych bolączek jest właśnie niski poziom zaufania. Ono jest kotwicą przestrzeni moralnej i spoiwem społecznym na każdym poziomie. Klejem, bez którego trudno wyobrazić sobie dalszy rozwój społeczeństwa.
Polska trauma ustrojowa
Istnieje wiele dróg poszukiwania odpowiedzi na pytanie o przyczynę tego stanu rzeczy. Przytoczę tylko dwa szczególnie ciekawe dla mnie podejścia.
Pierwsze z nich dotyczy traumy społeczno-kulturowej lub „traumy ustrojowej”. Piotr Sztompka opisuje syndrom potraumatyczny związany z okresem transformacji i rewolucją 1989 roku. Ale nie można zapominać też o wcześniejszych tragicznych kartach historii Polaków. Doświadczenie przemian było tak przemożne – a tempo na tyle szybkie – że wpływało na absolutnie każdy element życia, przebudowując naszą indywidualną i zbiorową aksjologię, a także status społeczny i materialny. Za objawy grupowej traumy uważa się: nieufność wobec ludzi i instytucji, pesymistyczną wizję przyszłości, nostalgiczny obraz przeszłości, polityczną apatię i traumę pamięci zbiorowej (np. myślenie grupowe o chęci zemsty i rewanżu, poszukiwanie kozła ofiarnego).
Wśród przyczyn niskiego poziomu zaufania Polaków ważną rolę odgrywa zespół przekonań nazwanych „społecznym darwinizmem”
Koncepcję tę potwierdzał empirycznie Piotr Długosz, prowadząc badania w Polsce i innych krajach byłego bloku sowieckiego. Zjawisko traumy zostało u nas zdiagnozowane, choć na tle innych krajów Polacy dość konsekwentnie podtrzymywali przekonanie o potrzebie budowy przede wszystkim nowego ładu gospodarczego. Wolny rynek był w tamtych latach ważniejszy niż demokracja.
Z kolei Andrzej Zybała pisze o kodach kulturowych ukształtowanych przez setki lat i jego zdaniem pozbawiających nas pokaźnych zasobów rozwojowych. Niektóre z nich to niski poziom analizy, tworzenie więzi społecznych w małych grupach. To ostatnie zjawisko Stefan Nowak nazwał próżnią socjologiczną: cenimy więzi rodzinne i przyjacielskie, w których kluczowego znaczenia nabiera termin „dobry znajomy”, ale brakuje nam zdolności do budowania relacji w dalszych środowiskach i grupach społecznych. Do tego dochodzi konfrontacyjny sposób załatwiania spraw i artykułowania własnych przekonań oraz niski poziom poczucia własnej podmiotowości. Nie do przecenienia jest silnie zakorzeniona społeczna hierarchiczność. To wybór zaledwie kilku przykładów ze znacznie dłuższej listy.
Darwinizm społeczny
Przyczyn niskiego poziomu zaufania można szukać także w zmieniającym się świecie wszechogarniających mediów, technologii informacyjnych i kultury masowej. Krystyna Skarżyńska poszła jednak w innym kierunku. W swojej książce wskazuje m.in. na zespół przekonań nazwanych „społecznym darwinizmem”.
Główną cechą darwinizmu społecznego jest antagonistyczny obraz świata, w którym nie ma miejsca na dobro wspólne. Relacje społeczne w tym rozumieniu są grą o sumie zerowej, w której wygrana jednych oznaczać musi porażkę innych. Wiedza o innych jest w takim świecie potrzebna wyłącznie do poznania słabości w celu maksymalizowania korzyści własnej i „ogrania innych”.
„Społeczny darwinizm” opiera się na trzech grupach przekonań wobec: zasobów (są zawsze ograniczone i trzeba o nie rywalizować), innych ludzi (głęboka nieufność i przypisywanie innym najgorszych cech), siebie samych (potrzeba instrumentalizowania innych, „przepychania się” i „siłowych” rozwiązań w życiu). Postawy te wiążą się wprost z nastawieniem aspołecznym, przyzwoleniem na nierówności, a nawet skłonnością do przemocy. Osoby podzielające takie przekonania bardziej przyczyniają się do tworzenia kultury konfliktu niż zaufania i społecznego pokoju.
Po lekturze „My” jeszcze mniej dziwią mnie wnioski z badań Instytutu Spraw Publicznych z roku 2018. Wynikało z nich, że aż 35 proc. Polaków uznaje oddanie ważnych decyzji silnemu przywódcy za najskuteczniejszy sposób rządzenia, a 14 proc. dopuszcza użycie przemocy w celu osiągnięcia ważnych celów. Wyniki te były wyższe niż u Węgrów (ISP, „Więcej niż populizm. Zjawisko trybalizmu na Węgrzech i w Polsce”).
Jak wspierać dialog
Skłonność do antagonistycznego postrzegania rzeczywistości to tylko jedna z rys na psychospołecznym obrazie Polaków. Wcale nie musi ona jednak determinować naszej przyszłości. Sama autorka książki liczy na to, że w przestrzeni publicznej znaleźć mogą się także tacy, którzy „zechcą i potrafią wzmacniać to, co jest w Polakach wspaniałe, na przykład poczucie skuteczności, silny motyw sprawiedliwości, refleksyjną wolność i solidarność. A także pozytywne emocje, które dobrze służą refleksyjnemu myśleniu”.
Liczba dróg prowadzących w tym kierunku jest niezliczona i choć stan pandemii skutecznie uniemożliwił kontynuowanie wielu z nich, to można sądzić, że wymusi też inne działania – oby odrzucające darwinistyczne cechy. Liczę, że przydatne okażą się też propozycje, o których piszemy wraz z Bartoszem Bartosikiem w wiosennym numerze „Więzi” w tekście „Lek na przemoc. Dialog jako działanie radykalne”, a także owoce projektu „Oczyszczalnia” prowadzonego przez Laboratorium „Więzi”.
Chodzi więc o takie działania, jak m.in.: podejmowanie wszelkich możliwych wysiłków na rzecz tworzenia kultury dyskusji; organizowanie i uczestniczenie w inicjatywach dla ludzi o różnych wrażliwościach ideowych (nie wyłącznie własnych); unikanie tworzenia inicjatyw przyczyniających się do pogłębiania polaryzacji (należy zawsze zapraszać więcej niż dwie przeciwstawne strony); traktowanie nowych technologii jako pomocnych narzędzi przepływu informacji i podtrzymywania relacji, ale nie budowania więzi, które powstają jedynie w żywym doświadczeniu spotkania; czy wreszcie: wspieranie na każdym kroku instytucji dialogu – najczęściej niedocenianych, a tak potrzebnych w najtrudniejszych momentach.
Książkę „My” prof. Krystyny Skarżyńskiej porównałbym do rzetelnie przygotowanego pokoju z wieloma lustrami. Zaprezentowany tu niepokojący – ale także mobilizujący do myślenia i działania – „społeczny darwinizm” to zaledwie jedno z tych luster.