Według niektórych teologów w misteryjnym przeżywaniu „uczestnictwa z oddalenia” bardziej pomocna jest transmisja radiowa niż telewizyjna.
Tysiące polskich katolików zasiądą zapewne jutro przy komputerach, telewizorach i radioodbiornikach podczas transmisji niedzielnej Mszy świętej. Co się wtedy dzieje? Oglądamy Eucharystię? Słuchamy modlitw? Uczestniczymy w liturgii? Dostępujemy łaski sakramentu? Jesteśmy w komunii z Bogiem i współwyznawcami? Jak ma się transmisja do Mszy jako takiej?
Świętowanie dnia świętego
Zacznijmy od kwestii grzechu. Jest już jasne (po wielu wyjaśnieniach), że nie grzeszy ten, kto nie weźmie udziału w liturgii z ważnych powodów (i własna choroba, i zamknięcie kościołów, i motywacja z miłości bliźniego w czasach zarazy, i wiele innych). Wyjaśniali to także liczni biskupi – tak zbiorowo, jak indywidualnie.
Nie grzeszy także ten, kto skorzysta z dyspensy, bo dyspensa oznacza zwolnienie od obowiązku wynikającego z prawa. Udzielana przez biskupów diecezjalnych dotyczy obowiązku uczestnictwa w niedzielnej Mszy świętej, sformułowanego w kanonie 1247 Kodeksu prawa kanonicznego. Dyspensa nie obejmuje – co oczywiste – nakazu wynikającego z III przykazania Dekalogu „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Biskup nie może dyspensować z prawa Bożego, a jedynie z normy prawa kościelnego.
Transmisja nie zastępuje Mszy, nie jest jej zastępczą czy ułomną formą, a ten, kto nie skorzysta z transmisji, nie zaciąga winy moralnej
Msza święta jest dla katolika podstawowym, ale nie jedynym sposobem świętowania niedzieli. Istnieją również inne formy uświęcania dnia świętego – jak choćby osobista modlitwa czy – szczególnie ważne w chwili obecnej, nie tylko w niedzielę – zainteresowanie się potrzebami sąsiadów, zwłaszcza osób samotnych lub starszych. Można – i trzeba! – wielbić Boga i świętować dzień Pański czynami miłości bliźniego.
Obowiązek liturgicznego świętowania niedzieli wciąż jednak istnieje, nawet w sytuacji niemożności udziału w Eucharystii, i można go wypełnić poprzez skorzystanie z medialnych transmisji Mszy świętej.
Transmisja to nie Msza
Trzeba jednak pamiętać, że transmisja Mszy świętej nie jest tożsama z samą Mszą. W związku z tym w sytuacji obiektywnej niemożności czy skorzystania z dyspensy obowiązek uczestnictwa we Mszy świętej nie zostaje przeniesiony na korzystanie z transmisji. Transmisja nie zastępuje bowiem Mszy świętej, nie jest jej zastępczą czy ułomną formą, a ten, kto nie skorzysta z transmisji, nie zaciąga winy moralnej. Dlatego też formułowane zaproszenia do korzystania z transmisji mają charakter zachęty, a nie nakazu.
Istotne uzasadnienie różnicy między Mszą a jej transmisją znaleźć można we wskazaniach Konferencji Episkopatu Polski z roku 1994 w sprawie nagrywania i fotografowania liturgii: „Jednakże zarówno na kliszy, jak i na taśmie aparatu audiowizualnego zostają «utrwalone» jedynie drugorzędne elementy spełnionej niegdyś czynności sakramentalnej. Słowa, dźwięki, gesty «zapisane» przy pomocy tych środków technicznych pozostają martwe. Nie można bowiem utrwalić ani ludzkich przeżyć, ani nieuchwytnego dla zmysłów działania Trójosobowego Boga, stanowiącego istotę – misterium – świętych czynności. «Pamiątki» produkowane przez fotografów i operatorów sprzętu audiowizualnego nie są w stanie utrwalić w czasie samego misterium zbawienia, jakiego dokonuje Bóg w sercu człowieka i jakie winno owocować w jego czynach”.
Teologowie mediów są zgodni, że misterium zbawienia jest nie tylko niemożliwe do medialnego (analogowego, cyfrowego) utrwalenia, ale także do transmitowania za pomocą środków przekazu w czasie rzeczywistym. W przypadku transmisji telewizyjnej (audiowizualnej) mamy do czynienia jedynie z elektronicznym zapisem i transmisją zewnętrznego wymiaru liturgii (dźwięku i obrazu). W przypadku transmisji radiowej do odbiorcy dociera tylko dźwiękowa warstwa transmitowanego wydarzenia, w tym przypadku – liturgii.
Nie ma ani przepisów, ani zgody między teologami, jak powinien zachowywać się odbiorca podczas transmisji
Jak przypomina Dyrektorium KEP z roku 2017 w sprawie transmisji Mszy świętej, „oglądanie Mszy w telewizji nie jest tym samym co bezpośrednie uczestnictwo”, ponieważ uczestnictwo „domaga się fizycznej obecności wiernych” w miejscu sprawowania liturgii. W związku z tym, w przypadku transmisji medialnej nie można mówić o uczestnictwie czynnym (participatio actuosa) w sensie sakramentalnym i liturgicznym, jak o tym mówi Konstytucja o liturgii świętej.
W dokumentach Kościoła używa się najczęściej określeń typu: zjednoczenie duchowe czy duchowa łączność, ewentualnie – uczestnictwo na odległość. Są to określenia, które najlepiej wyrażają sytuację, w jakiej pozostają odbiorcy transmisji w relacji do wspólnoty celebrującej liturgię w określonym miejscu. Jak czytamy w „Dies Domini” Jana Pawła II, „telewizja i radio dają możliwość zjednoczenia się z celebracją eucharystyczną w tym samym momencie, gdy jest ona sprawowana w miejscach świętych”. Należy unikać określeń typu śledzenie czy oglądanie, ponieważ wyrażają one jedynie zewnętrzny aspekt odbioru transmisji.
Uczestniczyć jak najpełniej
Transmisja – nawet Najświętszej Eucharystii – nie jest aktem duchowym samym w sobie. W liście Jana Pawła II o świętowaniu niedzieli czytamy: „ci z wiernych, którzy z powodu choroby, niesprawności lub innej ważnej przyczyny nie mogą wziąć udziału w Eucharystii, winni dołożyć starań, aby jak najpełniej uczestniczyć z oddalenia w liturgii niedzielnej Mszy św., najlepiej przez lekturę czytań i modlitw mszalnych przewidzianych na ten dzień, a także przez wzbudzenie w sobie pragnienia Eucharystii”.
W tym „uczestnictwie z oddalenia” „transmisja telewizyjna lub radiowa stanowi cenną pomoc”, ale nie jest czymś absolutnie niezbędnym. Może nawet istnieć niebezpieczeństwo, że transmisja – ze względu na swoją spektakularność, sprowadzona do samego zewnętrznego aktu oglądania – nie będzie miała żadnego duchowego znaczenia.
Istotnym elementem owocnego skorzystania z transmisji jest wzbudzenie intencji, duchowe nastawienie, pragnienie Komunii. Według niektórych teologów w misteryjnym przeżywaniu „uczestnictwa z oddalenia” bardziej pomocna jest transmisja radiowa niż telewizyjna. Liturgia sprowadzona do dźwięku i słowa bardziej skupia na sobie niż liturgia w wersji wizualnej, która często – poprzez swoją efektowność – skupia odbiorcę na elementach drugorzędnych. Msza poddaje się regułom oka kamery ze wszystkimi konsekwencjami.
Klękać czy nie?
W dyskusjach na temat transmisji liturgicznych powraca pytanie o sposób obecności. Zachowanie odbiorcy podczas transmisji liturgii zależeć będzie od jego osobistej wrażliwości, a także od medium, z którego korzystamy.
Komputer w sposób naturalny sytuuje odbiorcę na krześle przy biurku. Telewizor generuje sytuację podobną do ołtarza, wobec którego się zwracamy. Dźwięk radia – i tu jest jego przewaga – nie koncentruje nas na samym odbiorniku. W sposób naturalny media wizualne stawiają nas w sytuacji widza. Jak z tego wybrnąć?
Nie ma ani przepisów, ani zgody między teologami, jak powinien zachowywać się odbiorca podczas transmisji. Oczywiście, może się zachowywać na sposób właściwy dla uczestnictwa we Mszy: odpowiadać na wezwania kapłana, wykonywać przepisywane gesty, zachowywać odpowiednie postawy itd. Od zewnętrznych gestów (participatio externa) ważniejsze jest jednak wewnętrzne nastawienie (participatio interna).
Msza jest dla katolika podstawowym, ale nie jedynym sposobem świętowania niedzieli. Można – i trzeba! – wielbić Boga i świętować dzień Pański czynami miłości bliźniego
Aby je właściwie ukształtować, to w odniesieniu do transmisji telewizzyjnej pomocna może być teologia obrazu. Zgodnie z nauczaniem Soboru Nicejskiego II (787 r.), cześć oddawana wizerunkowi przenosi się na osobę. W związku z tym, modląc się „przed obrazem”, nie modlimy się „do obrazu”, ale do Osoby, która jest na nim przedstawiona. Podobnie jest z obrazem elektronicznym. Nawet w przypadku wykonywania takich gestów jak przyklęknięcie, choć realnie realnym klękamy „przed telewizorem”, to – w sensie duchowym – klękamy wobec sprawowanego w innym miejscu misterium.
Mówiąc inaczej, Msza święta nie odprawia się „w telewizorze”, ale poza nim. Jest to w gruncie rzeczy nowoczesna, technologiczna wersja sygnaturki – dzwonu, który dzwonił na podniesienie, co skłaniało przechodniów czy pracujących w polu do chwili modlitewnego zjednoczenia z toczącą się celebracją. Szczytem takiego „udziału z oddalenia” jest Komunia duchowa, która dostępna jest wszystkim będącym w stanie łaski uświęcającej (patrz: Instrukcja obsługi komunii duchowej ks. Grzegorza Strzelczyka).
Pomoc w modlitwie – nie zamiast modlitwy
Na koniec należy przypomnieć, że dokumenty Kościoła nie dają wcale pierwszeństwa transmisjom w przeżywaniu niedzieli w sytuacji niemożności udziału we Mszy świętej. Kodeks prawa kanonicznego mówi, że gdy nie można uczestniczyć w liturgii, „zaleca się […] ażeby wierni poświęcali odpowiedni czas na modlitwę indywidualną w rodzinie lub w grupach rodzin” (kan. 1248, § 2). Podobnie mówił Jan Paweł II, zachęcając do lektury czytań i modlitw z dnia.
Intencją Kościoła jest danie pierwszeństwa żywej, indywidualnej bądź wspólnotowej modlitwie, w której transmisja ma jedynie pomóc. Nie ona jest bowiem celem samym w sobie, ale jest nim duchowe zjednoczenie z modlącym się Kościołem. Transmisja jest tylko środkiem, i to środkiem względnie koniecznym.
Zarówno Komunia święta duchowa, jak i samo duchowe zjednoczenie z Eucharystią, która zawsze ma wymiar publiczny, może się dokonać w każdym miejscu i w każdym czasie. Pragnienie uczestnictwa i doświadczenie pustki z braku Eucharystii jest bowiem ważniejsze niż oglądanie czy słuchanie transmisji, nawet tej – co ważne dla życia wspólnoty – transmitowanej z własnego kościoła parafialnego.
Wydaje mi sie, ze istotna jest tez odpowiednia umiejętność transmisji mszy sw., bo np. czy kamera musi pokazywać co jakiś czas wiernych, czy oglądając taką transmisję nie wygląda to tak jakbym będąc w kościele rozglądał się po kościele?