Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Zobaczcie jak traktują uchodźców w Europie”…

Obóz dla uchodźców w Turcji, 10 lutego 2016 r. Fot. European Union 2016 – European Parliament

Grecka granica jest symbolem tego, co czeka Europę, jeśli nie uda się jej wyjść z myślenia o sobie w kategoriach zamkniętej twierdzy.

Uchodźcy i imigranci szturmują granicę Grecji. Poniżani i bici próbują przedostać się na terytorium Unii Europejskiej. Ten scenariusz był już przerabiany całkiem niedawno. Od tego czasu Europa nie przygotowała się na jego powtórkę. A ta musiała nastąpić, biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia z Turcją, która postanowiła po raz kolejny sięgnąć po haniebną formę szantażu żywymi ludźmi. Ankara zrobiła to z pełną premedytacją, zdając sobie sprawę z nieprzygotowania europejskich sąsiadów. I będąc w pełni przygotowaną na rozpętanie wojny informacyjnej.

Turecki sąsiad, któremu wszystko wolno

Od kilku lat obserwujemy słabość Unii Europejskiej wobec Turcji. Państwo tureckie, które było jeszcze nie tak dawno stawiane w gronie kandydatów do UE, popłynęło w zupełnie innym kierunku. A to wszystko za sprawą swojego przywódcy, Recepa Erdogana, który postanowił skończyć z rozdziałem religii od państwa, wprowadzonym w czasach Mustafy Kemala Atatürka, przy jednoczesnym planie odbudowy potęgi Turcji z czasów Imperium Osmańskiego.

Syria przez wieki znajdowała się pod władzą osmańskich sułtanów. Jako państwo zaistniała dopiero w 1946 roku i dopiero zaczęła budować swoją tożsamość, co ostatecznie zakończyło się klęską. Ankara traktuje tę ziemię jako swoją strefę wpływów i nie zamierza opuścić swoich przyczółków strzeżonych przez tureckich żołnierzy. Próbuje również wymusić na Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckim uznanie własnego planu w sprawie syryjskiej wojny, której stała się już stroną i jednym z kilku reżyserów.

Jak inaczej wytłumaczyć weto tureckiego sojusznika w sprawie planu obrony na wypadek rosyjskiej agresji wymierzonej w kraje bałtyckie i Polskę na forum NATO? Dlaczego Europa nie reagowała, kiedy Erdogan aresztował i dymisjonował kolejnych sędziów, prokuratorów, urzędników, policjantów i wojskowych, pod pretekstem czystek za nieudaną próbę wojskowego zamachu stanu, co do którego przyczyn jest dużo wątpliwości? Dociekający źródeł tego buntu mówią m.in. o zaplanowaniu tego wydarzenia lub celowym dopuszczeniu do jego wybuchu.

Turcja przyjęła ponad 3,6 mln uchodźców z Syrii. Początkowo władze zapewniały im opiekę, później jednak uległo to zmianie

Turcja nie była też biernym obserwatorem w czasie syryjskiej wojny. Z jednej strony konflikt rozgrywał się tuż u jej granic, a zatem już na początku państwo tureckie stało się celem ucieczki uchodźców. Jednocześnie Turcja dozbrajała i wspierała przeciwników reżimu prezydenta Baszara al-Asada, nawiązując do wyznaniowej solidarności z gronem rebeliantów, wyznających najczęściej islam sunnicki. Klan Asadów reprezentuje alawicką mniejszość, która rządziła sunnicką większością, wykorzystując swój spryt i aparat represji. Alawici są uznawani przez wielu sunnitów za heretyków i odstępców od islamu, ciążą na nich klątwy.

Wreszcie kiedy siły rebeliantów zaczęły słabnąć, a na północnym-wschodzie Syrii Kurdowie proklamowali samozwańcze państwo, Turcja wysłała żołnierzy na wojnę, która przestała być wewnętrznym konfliktem syryjskim. Dziś jest to wojna Turcji z Syrią, co w żaden sposób nie zbliża tego konfliktu do wyczekiwanego przez umęczonych nią Syryjczyków końca.

Zajęcie skrawka północno-wschodniej Syrii i wzmocnienie obecności wojskowej w Idlibie nie odbyłoby się jednak bez wsparcia potężnego sojusznika. A stał się nim nieoczekiwanie Donald Trump, który najpierw kazał swoim żołnierzom opuścić Kurdów w Syrii, a potem pozostawił wojsko tam, gdzie znajdują się roponośne pola. Natomiast w związku z sytuacją w prowincji Idlib ten sam Trump miał obiecać Erdoganowi lobbing na rzecz przekazania do sąsiedniej tureckiej prowincji Hatay systemów rakietowych Patriot.

Na scenę wkraczają uchodźcy

Szacuje się, że Turcja przyjęła ponad 3,6 mln uchodźców z Syrii. Początkowo tureckie władze zapewniały im opiekę. Jednak wraz z kolejnymi falami uciekinierów, którzy coraz częściej zaczęli być negatywnie postrzegani przez tureckie społeczeństwo jako psujący rynek pracy i obciążający turecką gospodarkę, postawa Ankary uległa zmianie. Szczególnie po tym, jak ugrupowanie Erdogana – Partia Rozwoju i Sprawiedliwości – utraciło władzę w Istambule, gdzie wygrał kandydat opozycji. A to właśnie z tej dawnej stolicy Imperium Osmańskiego przyszły prezydent rozpoczynał marsz po władzę. Rządzący Turcją uznali zatem, że czas zająć się problemem syryjskich uchodźców.

Syryjczycy, którzy docierali falami do Turcji, zdążyli się już częściowo zintegrować. Ułożyli sobie życie od nowa. Jeszcze inni pracują nielegalnie. Wiele osób wciąż przebywa w obozach. Jednak nie wszyscy cieszą się nawet takim przywilejem, a szczególnie osoby, które musiały uciekać w rezultacie ostatnich działań wojennych w prowincji Idlib.

Jedynym rozwiązaniem problemu syryjskich uchodźców jest dziś zakończenie wojny w Syrii. Tylko czy po traumie wieloletniej tułaczki ludzie będą chcieli wrócić do swojego kraju?

W tej sytuacji Erdogan mógł uznać, że najlepszym propagandowo przekazem na użytek wewnętrzny będzie informacja o otwarciu granic z Unią Europejską, jakkolwiek Grecja czy Bułgaria tych granic otwierać nie chcą. W ten sposób świadomie wywołał kolejny kryzys migracyjny, podobny do tego sprzed kilku lat, ale znacznie lepiej przygotowany. Media obiegły bowiem obrazki ludzi, których ściągnęła na granicę z Grecją zapowiedź Erdogana, próbujących sforsować granicę tak lądową, jak i morską. Ustami tureckich polityków i dziennikarzy zostały więc wypowiedziane słowa – „Zobaczcie jak traktują uchodźców w Europie”. Chaos wywołany przez tureckie władze sprawił, że w medialnych migawkach wypowiadali się imigranci z innych niż Syria krajów, którzy dołączyli do fali uchodźców podejmując próbę ucieczki do UE.

Tym samym Turcja złamała porozumienie z Unią, które zobowiązywało Ankarę do zatrzymywania uchodźców i gwarantowało wsparcie finansowe na rzecz utrzymania syryjskich uciekinierów przed wojną. Erdogan i jego otoczenie twierdzą dziś, że to za mało i chcą więcej wsparcia, ale też deklaracji poparcia dla tureckiej polityki wobec Syrii.

Turcja sięgnęła tym samym po szantaż, przyczyniając się jednocześnie do eskalacji trwającej już dziewięć lat wojny w Syrii i oddalając wizję pokojowego porozumienia w tej sprawie. Co więcej, nie pozwala sobie na taką swawolę względem Rosji, która wspiera militarnie wojska reżimu Asada i stoi za ofiarami w tureckich szeregach na idlibskim odcinku frontu. Turcja Rosji się boi i wie, że nie ma jak Rosji zaszantażować.

Jedynym rozwiązaniem problemu syryjskich uchodźców jest dziś zakończenie wojny w Syrii i umożliwienie powrotu Syryjczykom do ich kraju. Jednak czy po traumie wieloletniego konfliktu i tułaczki, ludzie będą chcieli wrócić do miejsca, gdzie spotkało ich tyle bólu i cierpienia? Czy będą mogli czuć się bezpiecznie w kraju, w którym rządzi ten sam reżim, ocalony dzięki pomocy politycznej i wojskowej Rosji i Iranu?

Europa w kryzysie

Wesprzyj Więź

W tej sytuacji Unia Europejska znalazła się znów pod pręgierzem. Wspólnota zbudowana na przestrzeganiu praw człowieka może szybko znaleźć się w ogniu krytyki. Na granicy giną ludzie, Grecja nie chce uchodźców, a mieszkańcy Lesbos nie chcą imigrantów, wśród których są nie tylko Syryjczycy, ale i obywatele innych krajów. Sytuacja jest patowa i żadne z rozwiązań nie wydaje się idealne. A decyzje podejmowane pod presją stwarzaną przez tureckiego sąsiada nigdy nie będą dobre.

Europa, która od kilku lat jest znów celem masowej migracji osób z Azji i Afryki, nie nauczyła się zarządzania kryzysem migracyjnym. Wiele osób powie, że jest to sytuacja niemożliwa do zarządzania. Tysiące ludzi forsujących morze i granice lądowe. I kraje nieprzygotowane na ich przyjęcie. Trzeba to powiedzieć jasno: mimo doświadczeń z imigrantami, którzy pojawili się w państwach zachodnioeuropejskich już dawno, zrobiono za mało, aby wypracować skuteczne mechanizmy integracyjne.

Nie zrobiono też praktycznie nic na rzecz eliminacji przyczyn migracji w krajach pochodzenia uchodźców i imigrantów. W dobie odradzających się nacjonalizmów i ksenofobii będzie o to coraz trudniej, a grecka granica jest tylko symbolem tego, co czeka Europę, jeśli nie uda się jej wyjść z myślenia o sobie w kategoriach zamkniętej twierdzy. Z kolei kryzys wywołany przez Turcję nikomu nie pomoże oprócz samego Erdogana i jego kręgu władzy. I jak na razie to turecki prezydent wydaje się wygrywać na ludzkim dramacie. Nie przeszkadza mu w tej wygranej jej gorzki smak cierpienia.

Podziel się

Wiadomość