Wiara religijna nie jest doskonaleniem tego, co zastane, ale rzuceniem się w coś, co „całkowicie inne”, nowe.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 11-12/2008.
Przywykliśmy do dawnego katechizmowego określenia, że wiara to uznanie za prawdę tego, co Bóg objawił, a Kościół do wierzenia podaje. Określenie to jest poprawne, ale nie oddaje w pełni tego, czym jest akt wiary od strony podmiotowej. Ujęcie tradycyjne, ujmując wiarę od strony intelektualnej, w pewnym sensie ją uprzedmiotawia. Wraz z rozwojem filozofii człowieka, który jest przecież podmiotem-osobą, a nie tylko res cogitans, lepiej rozumiemy, że to nie tylko rozum opowiada się za Bogiem, ale cały człowiek. Bóg, objawiając się w Chrystusie jako Swoim Synu, kieruje do mnie wezwanie, bym poszedł za Nim i wszystko zostawił (por. Łk 9, 57-62).
Mamy więc złączyć się z Nim najbardziej osobowo. Rozumiemy dobrze Sørena Kierkegaarda, który głosił, że akt wiary to ryzyko. Wiara religijna nie jest doskonaleniem tego, co zastane, ale rzuceniem się w coś, co „całkowicie inne”, nowe. Wiara całkowicie zmienia horyzont widzenia.
Najbardziej radykalnie przedstawia się to w życiu świętych. Św. Franciszek z Asyżu, św. Klara – zostawiają wszystko, co jest tylko horyzontalne i wybierają jedyną „perłę”, jedyny „skarb”. Taki sam radykalny wybór mamy u św. Alberta Chmielowskiego. Czy jesteśmy w stanie ogarnąć skalę jego ofiary, gdy rezygnuje z powołania artysty-malarza, by oddać się bez reszty Chrystusowi w ludziach biednych i wykluczonych, w bezdomnych nędzarzach? Swoją drogą, ile ich spotykamy dzisiaj na ulicach naszych miast…
Jezus nie tylko pytał, za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego, ale w szczególny sposób podkreślał wiarę jako zawierzenie
Nie od każdego wymaga Chrystus, by w ten sposób zostawił wszystko. Ale od każdego wymaga, by stosownie do swego powołania dzień po dniu szedł za Nim – w życiu małżeńskim, rodzinnym, zawodowym.
Zanurzeni w zwykłym, codziennym życiu zapominamy często, czym w gruncie rzeczy jest wiara: że jest to radykalne rzucenie się w to, co „inne”. Nasze zawierzenie Bogu bywa niedoskonałe. Zwłaszcza wtedy, gdy chcemy ograniczyć nasze życie religijne do pobożnych praktyk, do „obowiązków”, albo gdy wybiórczo traktujemy wskazania Chrystusa, a w naszym życiu nic się nie zmienia.
Jezus nie tylko pytał, za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego (aspekt poznawczy wiary), ale w szczególny sposób podkreślał wiarę jako zawierzenie. Pytał: czy wierzysz, że to się stanie? Jeśli tak, to wszystko jest możliwe. Możesz wtedy góry przenosić (por. Mk 11, 23).
Taka postawa wiary jest często wyśmiewana w świecie, tak jak i Jezus został wyśmiany, kiedy powiedział do zebranych w domu Jaira: „Nie płaczcie, bo nie umarła (dziewczynka), tylko śpi” (Łk 8,52). Tak, wiara to podjęcie radykalnego ryzyka wobec reguł świata.
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi dobitnie: „Wiara jest najpierw osobowym przylgnięciem człowieka do Boga”. A więc istotny jest aspekt podmiotowy, zawierzenie się człowieka Bogu.
Można też zacząć od refleksji bardziej ogólnej. Rzeczywistość możemy poznawać na różne sposoby: spontanicznie, naukowo (w ramach poszczególnych dyscyplin), filozoficznie, a także – za pomocą wiary. Wiara jest bardzo specyficzną kategorią ludzkiego poznania. Nasze poznawanie zasadniczo odnosi się bowiem do rzeczywistości przedmiotowej, tymczasem wiara (zaufanie, zawierzenie) służy przede wszystkim do poznania dziedziny podmiotowej. Ileż przyjmujemy tylko na podstawie świadectwa drugiego człowieka! Dziecko staje się tym, czym jest, przyjmując w zaufaniu to, co dają mu rodzice, a potem nauczyciele i wychowawcy. Już jako dorośli, obcując z innymi ludźmi, zwykle w jakimś stopniu im zawierzamy – aż do bycia w całkowitej jedności duchowej, jak to jest w kochającym się małżeństwie czy przyjaźni.
Nie od każdego wymaga Chrystus, by w ten sposób zostawił wszystko. Ale od każdego wymaga, by stosownie do swego powołania dzień po dniu szedł za Nim
Kategorii wiary jako specyficznego „poznania” ludzkiego nie da się wyłączyć z życia człowieka, zwłaszcza w świetle osiągnięć współczesnej filozofii, która coraz bardziej uwzględnia człowieka jako podmiot-osobę. Nie da się sprowadzić poznania całej rzeczywistości do kategorii czysto przedmiotowych, nawet jeśli są one przedstawione naukowo. Rzeczywistość jest bogatsza! Nasze ludzkie życie, obcowanie we wspólnocie z innymi, zasadza się przede wszystkim na zawierzeniu drugiemu. Stąd wezwania: mów prawdę; bądźmy razem.
Od wiary występującej w relacjach międzyludzkich trzeba jednak odróżnić wiarę religijną – przyjęcie słowa od Boga-Osoby. Wchodzimy tu na płaszczyznę odniesienia do Boga. To Bóg-Osoba mówi do mnie. To Bóg-Osoba zwraca się do człowieka-Adama. To Chrystus, Syn Boży, zwraca się do mnie i wymaga ode mnie wiary.
Jaka jest zatem moja wiara w Boga Ojca, i Syna, i Ducha Świętego, i w Jego Kościół? Jakie jest moje oddanie Jemu w Kościele? „Wierzyć – pisze Raymond Winling – to spotykać Chrystusa w Kościele. Za pośrednictwem Kościoła Chrystus jest współobecny dla każdego człowieka we wspólnocie wierzących”.
Panie, który powiedziałeś, że będziesz z nami do końca, spraw, bym zawsze łączył się z Tobą w Kościele.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 11-12/2008.