Jest coś głęboko niesprawiedliwego w tym, że pozostajemy w Polsce tak obojętni na tragedię mieszkańców Wuhanu. Dlaczego?
Żyjąc w Polsce, dość łatwo możemy myśleć o sytuacji w Chinach, że to daleka dyktatura i świat ludzi jej podporządkowanych – a przecież konsekwencje szybkiego rozwoju epidemii koronawirusa są tam bardzo poważne, a dla wielu osób, zwłaszcza z terenów odciętych, wręcz dramatyczne.
Z treści wcale nie tak licznych materiałów w mediach i facebookowych dyskusji wynika, że nie uświadamiamy sobie tragedii tysięcy ludzi uwięzionych we własnych mieszkaniach, miastach, prowincjach i kraju. Dla mieszkańców Wuhanu i innych chińskich miast brakuje materiałów do diagnostyki, szpitalnych łóżek, personelu. Lekarze nie mają czasu na odpoczynek, panuje bałagan. Gdy w ciasnych mieszkaniach rodziny kwarantannują się same, ich członkowie wzajemnie się zarażają. Najprędzej umierają dziadkowie.
Państwo nad tym nie panuje i nie może zapanować. Nie wiadomo, ile osób jest chorych, bo wirus przenosi się bezobjawowo, a ci, którzy widzą u siebie objawy, nie wiedzą, czy są chorzy, bo nie mają jak tego sprawdzić. Mimo ekspresowej budowy nowych szpitali, liczba zarażonych rośnie, więc i te szpitale szybko się zapełnią.
Odcięcie od świata, chaos. Zagraniczne media publikują od czasu do czasu historie łamiące serce – jak ta o nastolatku z porażeniem mózgowym, który zmarł samotnie w domu, kilka dni po tym jak jego ojciec i brat jako zarażeni wirusem zostali zabrani do szpitala. Albo o matce, która bezskutecznie próbuje przekazać na blokadzie prowincji chorą na raka córkę, by ktoś zawiózł ją na terapię onkologiczną.
Przy odrobinie wysiłku można odnaleźć w sieci informacje, filmy i zdjęcia: opustoszałe ulice Wuhanu; panicznie robione zakupy, dzieci z plastikowymi butelkami założonymi na głowy; trupy na chodnikach. Na niektórych nagraniach widać, że w tych nieludzkich sytuacjach ludzie starają się dodać sobie otuchy – jak grupa cudzoziemców, którzy otwierają okno i krzyczą: „Wuhan, you can do it!”. Poradzisz sobie, Wuhanie!
Tymczasem trudno cokolwiek z tego zobaczyć w polskich mediach społecznościowych, w których przecież na co dzień pokazujemy, kim jesteśmy i czym żyjemy. Jakby nic się nie stało. Media tradycyjne także zachowują niepokojącą powściągliwość, nie wychylając się poza schematy utartych sposobów działania: tabloidowe straszą, poważne raczej uspokajają – podobnie jak Ministerstwo Zdrowia – że MY jesteśmy przygotowani na wirusa.
Jest coś głęboko niesprawiedliwego w tym, że pozostajemy obojętni na tragedię mieszkańców Wuhanu – nie poznajemy informacji o ludziach, nie dzielimy się nimi, nie komentujemy. Brak empatii?
Tak jakbyśmy chcieli oddalić od siebie myśl o epidemii, a wraz z nią współczucie wobec tysięcy cierpiących, samotnych i uwięzionych osób. Dlaczego? Bo wyglądają inaczej, bo są osiem tysięcy kilometrów od nas, bo żyją pod dyktatorskim reżimem? Na jednym z nagrań na youtubie słyszymy prośbę: „Nie myślcie, że mamy wyprane umysły, skoro żyjemy w Chinach. Nie mamy…”. Wołają o współczucie i solidarność.
Oczywiście takich przypadków mogło być więcej, ale ja czytałem podobną historię jak tu opisana o dziewczynie chorej na raka i jej matce. Jednak napisane było, że pomimo kwarantanny po kilku godzinach specjalna karetka zawiozła ją do szpitala.
https://www.o2.pl/artykul/koronawirus-matka-blagala-o-litosc-dla-chorej-corki-6474409672046721a?fbclid=IwAR1Wo-dc0iCRH8WsK70l0Grm_twcPHvI78vP0GyyxD0VJ7MYfyvybDUYO0U
Czy Polacy są bardziej obojętni niż reszta Zachodu? Nie ma na to przekonywujących dowodów. Po co więc ten atak na Polskę?
Panie Piotrze,
1. Czy ten komentarz to naprawdę „atak”? Zwłaszcza „atak na Polskę”?
2. A gdyby Polacy byli co do joty równie obojętni co reszta Zachodu, czy zmniejszałoby to poziom obojętności? Czy taka europejska solidarność byłaby nie tylko łatwiej wytłumaczalna, ale też bardziej usprawiedliwiona? I czy krzyk Wuhanu o solidarność powinien nas mniej obchodzić, skoro światły i liberalny Zachód też tak ma?
Może to kwestia lęku? Lęku przed śmiercią, chorobą, samotnością. Łatwiej odwrócić głowę, niż trwać i być. Uciekamy nie tylko przed Chińczykami w Wuhan, ale i chorymi u nas w Polsce. Zamykamy ich w Dps, hospicjach, zapominając, że są. Pomoc misiom koala wydaje się być bardziej na czasie, fajnie wyglada na profilu instagramowym i przede wszystkim nie wywołuje leku przed choroba, cierpieniem i śmiercią.