Utraciwszy swój „tamten świat”, po ucieczce przed płomieniami ukraińskimi, bohater stał się nikim. I ten „nikt” wszedł w poniemieckie buty, ale też otrzymał poniemiecką ziemię, co odmieniło jego status i było pierwszym etapem w „uszlachceniu się” chłopa.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, „Złodzieje bzu”, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2019
Bohater najpierw był chłopem akceptującym swój status. Jedyna wątpliwość była taka, czy gospodaruje on i jego rodzina na swojej, polskiej katolickiej ziemi, czy na unickiej ukraińskiej. O to był spór. Dlatego dla galicyjskiego chłopa spod Lwowa nie było większego wroga niż Ukrainiec. Inni – Rosjanie, Niemcy – czasami przemaszerowali przez ich wieś, w jakimś stopniu urządzając im na chwilę życie, ale potem znikali. A Ukraińcy byli tu na tych samych, co Polacy prawach. Dlatego wrogość między nimi była najsilniejsza.
I dlatego tak ważny był bez – „strażnik sadów”, wyznaczający obszary własności. Utraciwszy swój „tamten świat”, bohater stał się nikim – po ucieczce przed płomieniami ukraińskimi, które strawiły wszystko, co składało się na jego tożsamość. I ten „nikt” wszedł w poniemieckie buty, ale też za sprawą reformy rolnej otrzymał poniemiecką ziemię, co odmieniło jego status i było pierwszym etapem w „uszlachceniu się” chłopa.
Kolejną fazą tego „uszlachcenia” była edukacja (szkoła wieczorowa, studia zaoczne). Tak się z wolna chłop przekształcał w chłopo-inteligenta. A kariera zawodowa: młodszy księgowy, starszy księgowy, zastępca dyrektora, dyrektor wreszcie, uczyniła z niego inteligento-chłopa. Gdy zaś pozbył się resztek ziemi, którą uprawiali z ojcem, ostatecznie stał się inteligentem. I już jako inteligent współtworzył polską transformację ustrojową, przekształcając PRL-owską fabrykę (z zyskami dla siebie i z utratą stanowisk dla pracowników)… na powrót we własność niemiecką. I tak, jak wiek XIX naprodukował w Polsce „wysadzonych z siodła” inteligentów postszlacheckich, tak wiek XX – a zwłaszcza jego druga połowa – stał się wylęgarnią inteligentów postchłopskich. „Złodzieje bzu” są opowieścią o rodowodzie jednego z nich.
Gdy ta opowieść dobiega końca, warto uważnie przyjrzeć się raz jeszcze fotografii zamieszczonej na okładce, a wyjętej z niejednego rodzinnego albumu: rodzina chłopska na ławce przed chałupą krytą strzechą.
Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2019