Prawda o Janie Pawle II to również prawda o jego negatywnej roli w kryzysie przemocy i wykorzystania seksualnego.
Tekst ukazał się w Magazynie „Kontakt” nr 41/2019
„Jan Paweł II nie wiedział o skali przemocy seksualnej w Kościele. Kiedy tylko zdał sobie z niej sprawę, zaczął działać” – mówią niektórzy. „To niemożliwe, by nie wiedział” – mówią inni. Pierwsza strona jest liczniejsza i bardziej wpływowa, nic więc dziwnego, że dyskusja toczy się w dogodnych dla niej ramach. Czemu dogodnych? Otóż w tak rozgrywanym sporze problem winy polskiego papieża staje się jednowymiarowy. Obrońcy Jana Pawła II mogą skupiać się na pojedynczych sytuacjach i do znudzenia powtarzać, że Karol Wojtyła „nie wiedział” albo „nie rozumiał wagi”. A nie tak łatwo o dokumenty, które potwierdzą jednoznacznie, że i wiedział, i rozumiał.
Trzeba zmienić ramy tej dyskusji. Możemy pytać o reakcję papieża na poszczególne doniesienia, ale nie jest to kwestia jedyna ani nawet podstawowa. Najważniejsze zadanie – to zbadać problem systemowo, czyli przyjrzeć się temu, w jakiej mierze Jan Paweł II był współtwórcą uwarunkowań, które na dużą skalę sprzyjały przemocy i jej ukrywaniu.
Klerykalizm
Podstawowym źródłem plagi wykorzystania seksualnego w Kościele jest klerykalizm. Mówił o tym papież Franciszek, a w Polsce dodatkowo rzecz przedstawiła terapeutka Ewa Kusz na łamach „Więzi”, w artykule „Kultura klerykalna a pedofilia”. Wielowiekowe podłoże problemu ukazał w tym samym piśmie teolog Sebastian Duda, którego tekst „Duchowni jako aniołowie ziemscy?” prezentuje długą historię zdumiewających wyobrażeń o wyższości księży nad resztą wiernych. Ten wyniesiony status skutkuje bezkarnością prezbiterów i biskupów, z których część mogła krzywdzić dzieci lub ukrywać cudze przestępstwa, nie troszcząc się o konsekwencje.
Jan Paweł II nie był dobrym carem otoczonym przez złych bojarów. Był przywódcą, który niestety przyczynił się do katastrofy
Karol Wojtyła przełamywał pewne stereotypy związane z rolą biskupa, kardynała i w końcu papieża, nie przezwyciężył jednak klerykalizmu w Kościele. Przeciwnie – podtrzymywał marginalizację świeckich (szczególnie kobiet) w watykańskich instytucjach, a ponadto był zaprzysięgłym obrońcą celibatu. Dlaczego ta ostatnia kwestia wiąże się z kulturą klerykalną? Jak zauważył w wywiadzie dla internetowego wydania „Kontaktu” socjolog Radosław Tyrała, celibat „buduje dystans między księżmi a resztą społeczeństwa. […] Co więcej, stwarza konflikt interesów: powstaje oddzielna zbiorowość, która ma inne potrzeby i cele niż pozostałe grupy”. Być może istnieje sposób, aby zachować zasadę bezżenności i uniknąć takich konsekwencji, ale nawet przy tym założeniu konieczne byłyby bardzo poważne zmiany w kształceniu duchownych oraz w pełnionych przez nich rolach społecznych. W czasach Jana Pawła II nie toczono wystarczających dyskusji na ten temat, a zarazem polski papież bardzo mocno podkreślał rolę celibatu (między innymi w adhortacji „Pastores dabo vobis”), przez co świat kapłańskiej władzy pozostawał zamknięty i nie poddawał się zewnętrznym rozliczeniom.
Kryzys związany z przemocą seksualną nie jest jedynym efektem myślenia klerykalnego. Przekłada się ono również na inne praktyki sprzeczne z Ewangelią, takie jak życie części hierarchów w absurdalnych luksusach (wystarczy wspomnieć rezydencje Franza-Petera Tebartz-van Elsta lub Sławoja Leszka Głódzia). Systemowe ukrywanie przestępstw seksualnych, opisane choćby w zeszłorocznym raporcie z Pensylwanii, stanowi jednak najbardziej uderzający skutek klerykalizmu.
Milczenie
Kultura klerykalna jest kulturą skrytą. Ten brak jawności w szczególnym położeniu stawia kapłanów homoseksualnych, którym głośną książkę „Sodoma” poświęcił francuski dziennikarz Frédéric Martel. Co prawda analityk Catholic News Agency Andrea Gagliarducci czy szef redakcji magazynu „Famille Chrétienne” Antoine-Marie Izoard krytykowali pracę Martela za błędy rzeczowe i nadużycia w sposobie zbierania informacji, ale jak ujął to w swej recenzji Timothy Radcliffe, były generał zakonu dominikanów: „Jeśli tylko połowa z tego, co mówi [autor], jest prawdą, i tak byłoby to szokujące”.
Zarówno autor „Sodomy”, jak też inni badacze zagadnienia (na przykład jezuita Jacek Prusak, który parokrotnie przytaczał szacunki mówiące o przynajmniej 25–40 procentach gejów wśród księży) mówią o bardzo dużym odsetku homoseksualnych mężczyzn w gronie duchowieństwa. Nie znamy jego dokładnej wysokości, lecz z pewnością jest znacznie wyższy niż w ogólnej populacji. Liczne negatywne stereotypy nadbudowane na katolickim nauczaniu sprawiają zatem, że duża część kapłanów musi ukrywać istotny aspekt swej tożsamości. W najbardziej szkodliwych sytuacjach powstałe między takimi księżmi sieci kontaktów mogą być wykorzystywane do organizowania i ukrywania przemocowych praktyk seksualnych. Tkwiące w nich zło nie jest jednak wytworem orientacji samej w sobie, lecz pochodną chorej struktury władzy.
Działania Karola Wojtyły umacniały ten patologiczny mechanizm. Na przykład ogłoszony przez polskiego papieża Katechizm Kościoła Katolickiego nawołuje wprawdzie do „szacunku, współczucia i delikatności” wobec osób homoseksualnych, a także do unikania „jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”, zarazem jednak kilkakrotnie potępia „akty homoseksualizmu”, podkreślając, że „nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej”. Katechizm pomija tu – podkreślane zarówno przez psychologię czy seksuologię, jak też przez samych zainteresowanych – doświadczenie szczęścia, miłości, bliskości, intymności i czułości, które towarzyszy wielu męskim oraz kobiecym związkom, tak samo jak często towarzyszy relacjom różnopłciowym. Luki tej nie wypełniają inne fragmenty kościelnego nauczania z czasów pontyfikatu Jana Pawła II. W takiej perspektywie geje i lesbijki jawią się jako ludzie niepełni, psychologicznie płytsi od osób heteroseksualnych. Nad destrukcyjnymi skutkami tego stereotypu dla dojrzałości księży nie trzeba się tutaj rozwodzić. A zahamowany rozwój seksualny dużej liczby kapłanów to kolejny czynnik zwiększający ryzyko wykorzystania dzieci i młodzieży.
Karol Wojtyła przełamywał pewne stereotypy związane z rolą biskupa, kardynała i w końcu papieża, nie przezwyciężył jednak klerykalizmu w Kościele
Polski papież nominował także Josepha Ratzingera na stanowisko prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Ten zaś w 1992 roku opublikował „Uwagi dotyczące odpowiedzi na propozycje ustaw o niedyskryminacji osób homoseksualnych”. Tekst stwierdza wprost, że ograniczanie praw tej grupy jest „nie tylko dopuszczalne, ale konieczne”. Oprócz adopcji dzieci wymienia przy tym „służbę wojskową”, „zatrudnienie nauczycieli lub trenerów sportowych” oraz „wynajmowanie mieszkań przez prywatnych właścicieli”. Dowiadujemy się nawet, że „ustawodawstwo uznające homoseksualizm za powód do domagania się praw mogłoby w praktyce zachęcić osoby o skłonności homoseksualnej do ujawniania jej”. Płynie stąd całkiem przejrzysta sugestia: jeżeli jesteś wierzącym gejem (lub lesbijką), ukrywaj przed innymi prawdę o sobie. A jeżeli ją ujawnisz, nie dziw się, że nagle zaczniesz być źle traktowany.
Świadomość tego, że dyskryminacja homoseksualnych księży była jednym z powodów plagi wykorzystania i przemocy, formuje się w Kościele powoli. W ślad za Janem Pawłem II i jego otoczeniem wielu nadal chciałoby podtrzymywać tę błędną moralnie i zarazem nieskuteczną praktykę. Tymczasem z licznych raportów i publikacji naukowych wiadomo, że – powtórzmy – orientacja seksualna sama w sobie nie jest przyczyną żadnych nadużyć. Wskazują na to między innymi wyniki badań zleconych przez amerykańskich i niemieckich biskupów, podsumowane w dokumentach „The Causes and Context of Sexual Abuse of Minors by Catholic Priests in the United States” oraz „Sexueller Missbrauch an Minderjährigen durch katholische Priester, Diakone und männliche Ordensangehörige”. W rekomendacjach tego drugiego raportu czytamy nawet, że należy ponownie i pilnie przemyśleć obowiązujący od 2005 roku formalny zakaz wyświęcania gejów na księży.
Tak jak w całej kulturze klerykalnej, ukrywanie prawdy było i wciąż jest problemem, a nie rozwiązaniem.
Nieufność
Przesunięcie akcentu z indywidualnego tuszowania przestępstw na systemowe prawidłowości nie oznacza, że powinniśmy lekceważyć te przypadki, w których – według wszelkiego prawdopodobieństwa – pewne informacje rzeczywiście do papieża docierały. Jeden z nich opisuje Thomas P. Doyle w artykule „Records show that John Paul II could have intervened in abuse crisis”, który ukazał się w katolickim piśmie „National Catholic Reporter”. Amerykański dominikanin, bardzo zasłużony w walce z wykorzystaniem dzieci i młodzieży, wspomina, jak w połowie lat 80. pracował w ambasadzie watykańskiej w USA. Skierował wtedy do Rzymu raport o przestępstwach księdza, który niebawem jako pierwszy kapłan w Stanach Zjednoczonych miał zostać skazany za molestowanie. Ze Stolicy Apostolskiej nadeszły informacje, że papież zgodnie z otrzymaną prośbą skieruje do Filadelfii swojego wysłannika – najwidoczniej jednak nie był on bardzo pomocny, skoro Doyle nazywa go „pomyłką”. Potem dominikanin przesłał jeszcze kopię szerszego raportu, w którym wraz z pozostałymi autorami apelował do amerykańskich biskupów o podjęcie niezbędnych działań. Rozmawiał też z Silviem Oddim, prefektem Kongregacji do spraw Duchowieństwa, który obiecał osobiste przekazanie sprawy papieżowi. Ale później w Watykanie zapadło milczenie.
Musiała minąć niemal dekada, by Jan Paweł II udzielił amerykańskim biskupom indultu (zezwolenia na odstępstwo od pewnych przepisów prawa kościelnego) mającego częściowo zmienić sposób traktowania przestępstw seksualnych. A dopiero w 2001 roku wystosował list apostolski „Sacramentorum sanctitatis tutela”, wprowadzający w całym Kościele nowe normy w sprawie przemocy i nadużyć (skądinąd niejednokrotnie łamane przez polskich biskupów i przełożonych zakonnych, którzy nie zawsze informowali Watykan o przypadkach prawdopodobnego – lub nawet potwierdzonego! – wykorzystania). Zasady te stanowiły pewien krok naprzód, jednak wbrew próbom obrony papieża przez jego byłego sekretarza Stanisława Dziwisza trudno uznać działania Jana Pawła II za dostatecznie stanowczą i szybką reakcję. Kardynał Dziwisz nie jest zresztą w tych sprawach autorytetem, skoro w dość zgodnej opinii krytyków był jednym z głównych filtrów blokujących dopływ informacji do papieskiego ucha.
Także przy innych okazjach papież dawał wyraz nieufności względem poszkodowanych. Zbywał na przykład zarzuty wobec oskarżanego przez szereg osób arcybiskupa wiedeńskiego Hansa Hermanna Gröera. W 1995 roku w liście do austriackich hierarchów Karol Wojtyła wprost odniósł się do „brutalnych ataków na honor” duchownego, porównując je do „niesprawiedliwych oskarżeń”, których ofiarą padł sam Jezus. W roku 2003 polski papież znów stał się sprawcą zgorszenia. W kondolencjach po śmierci arcybiskupa (którego wina była już od dawna oczywista dla opinii publicznej) stwierdził, że Gröer pełnił swoją posługę „z wielką miłością dla Chrystusa i Jego Kościoła”, oraz wyraził nadzieję, że zmarły „otrzyma wieczną nagrodę, jaką sam Pan obiecał swoim wiernym sługom”. Z podobnym skandalem mieliśmy do czynienia rok później w przypadku Amerykanina Bernarda Lawa. Ten doszczętnie skompromitowany purpurat nigdy nie poniósł realnej odpowiedzialności za tuszowanie przestępstw seksualnych. Przeciwnie, papież powierzył mu symboliczne, lecz prestiżowe stanowisko archiprezbitera bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie.
Jan Paweł II nie zrobił nic, by ukarać hierarchów, którzy na całym świecie ułatwiali sprawcom kolejne zbrodnie
Analogicznie postępował Jan Paweł II w sprawie niesławnego Marciala Maciela Degollado. Jak ujawnił kardynał João Bráz de Aviz, prefekt Kongregacji do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, o jego pedofilskich skłonnościach po raz pierwszy powiadomiono Watykan jeszcze w 1943 roku. Długa historia zarzutów wobec założyciela Legionu Chrystusa nie przeszkodziła papieżowi w spotkaniach i współpracy z nim. Nie powstrzymała też Karola Wojtyły przed publicznymi pochwałami, w tym przed nazwaniem Maciela w 1994 roku „skutecznym przewodnikiem młodzieży”. Niewiele zmieniło się w roku 1997, gdy w tekście Geralda Rennera i Jasona Berry’ego w amerykańskim dzienniku „The Hartford Courant” dziewięciu mężczyzn oskarżyło Maciela o przestępstwa seksualne. Dopiero gdy Jan Paweł II już umierał, za sprawą Josepha Ratzingera mogło rozpocząć się śledztwo, które zakończyło się skazaniem meksykańskiego kapłana na spędzenie ostatnich lat życia w odosobnieniu. Nigdy natomiast nie otrzymał on wyroku więzienia ani nawet nie został usunięty ze stanu kapłańskiego. Dokładnie tak samo jak Law i Gröer.
Obrońcy Karola Wojtyły najchętniej przemilczają te niewygodne fakty. Jeśli już muszą się do nich odnieść, tłumaczą: Jan Paweł II nie wiedział, nie rozumiał, nie był informowany przez współpracowników. W wielu wypadkach może to być prawdą, jednak nawet gdyby było nią w każdej ze spraw, to i tak papież ponosiłby znaczną odpowiedzialność jako zwierzchnik całego Kościoła łacińskiego. Dla porównania: jeżeli w którymś z polskich ministerstw wybuchłby skandal związany z niemoralną działalnością wiceministra i grupy podwładnych (to naturalnie czysto hipotetyczny przykład), nie zadowolilibyśmy się ich dymisjami. Od szefa resortu również oczekiwalibyśmy wyjaśnień i rozliczeń. A przecież były i takie skandale (jak sprawa Gröera), o których Jan Paweł II z całą pewnością wiedział dość, by móc zlecić poważne postępowanie i dogłębnie wyjaśnić sprawę. Jeżeli wolał odwrócić wzrok, to tym bardziej należy mówić przynajmniej o zawinionej ignorancji.
Zawód
Dlaczego papież dokonywał takich, a nie innych wyborów? Jednej z odpowiedzi udziela profesor Arkadiusz Stempin – historyk, politolog, watykanista, profesor Wyższej Szkoły Europejskiej imienia księdza Józefa Tischnera. Jego głośny tekst w portalu Wirtualna Polska, „Jan Paweł II wiedział o pedofilii w Kościele”, mimo tytułu koncentruje się na mechanizmach systemowych. Pokazuje, jak ukształtowana w PRL wiara Karola Wojtyły w „jedność [Kościoła] wobec opluwania przez komunistów” splotła się z kulturą klerykalną, symbolizowaną przez tajną instrukcję „Crimen sollicitationis”. W rezultacie ani polski papież, ani wybierani przezeń współpracownicy (w niniejszym numerze „Kontaktu” szerzej pisze o nich Sebastian Duda) nie ufali relacjom o przestępstwach seksualnych, nie rozumieli cierpienia pokrzywdzonych i nie chcieli wyciągać konsekwencji wobec sprawców. Zwłaszcza takich konsekwencji, które wiązałyby się z zaangażowaniem niezależnego, świeckiego systemu prawnego.
Wszystko to może być wyjaśnieniem, ale nie usprawiedliwieniem. Jan Paweł II nie był dobrym carem otoczonym przez złych bojarów. Był przywódcą, który niestety przyczynił się do katastrofy przemocy i wykorzystania, stanowiącej być może najcięższy kryzys Kościoła od czasów reformacji. Gdyby podjął lepsze decyzje, mniej dzieci zostałoby zgwałconych i na inne sposoby skrzywdzonych, a więcej przestępców – tak prezbiterów, jak i biskupów – odpowiedziałoby za swe winy. Bo przecież Karol Wojtyła nigdy nie zrobił nic, by ukarać hierarchów, którzy na całym świecie ułatwiali sprawcom kolejne zbrodnie. Być może „nie wiedział”, ale jakie ma to znaczenie, skoro w pewnych przypadkach najwyraźniej nie chciał wiedzieć, a w innych sprawach zawodzili jego nominaci (także wówczas, gdy pod koniec życia podejmował już zapewne coraz mniej samodzielnych decyzji).
Ukształtowana w PRL wiara Karola Wojtyły w „jedność Kościoła wobec opluwania przez komunistów” splotła się z kulturą klerykalną
Polski papież ma swoje zasługi w różnych dziedzinach, od dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego po akcesję Polski do Unii Europejskiej. Nie mogą one jednak chronić go przed krytyką, i to nie tylko tą dotyczącą wykorzystania seksualnego. Poważnego potraktowania i dyskusji domaga się między innymi nieprzejednane podejście Jana Pawła II do antykoncepcji, które w trawionych wirusem HIV państwach Afryki było sprawą życia i śmierci. Nie bez powodu nawet część kardynałów (Kanadyjczyk Jean-Claude Turcotte, Ghanijczyk Peter Turkson, Nigeryjczyk John Onaiyekan i inni) deklarowała, że użycie prezerwatyw bywa moralnie uzasadnione.
Kontrowersji związanych z pontyfikatem Karola Wojtyły jest wiele. Rozmowa o nich może być trudna, zwłaszcza po (w moim przekonaniu przedwczesnej) kanonizacji. Oficjalne uznanie Jana Pawła II za świętego stworzyło wokół niego aurę bezgrzeszności, a przecież nie ma ona teologicznego uzasadnienia. Świętymi mogą zostawać ludzie, których ziemskie życie było głęboko dwuznaczne (albo którzy nawrócili się w ostatniej chwili, jak łotr na krzyżu). Dlatego ta trudna dyskusja nie powinna odrzucać nawet ortodoksyjnych katolików i katoliczek. Tym bardziej że bez niej nie dotrzemy do prawdy, która – jak powiedziano – nas wyzwoli.
Tekst ukazał się w Magazynie „Kontakt” nr 41/2019
Stek bzdur. Można pisać bez umiaru, obrażać , gdybać , tworzyć fałszywy wizerunek, wyciągać wnioski. A fakty bronią się same. Człowiek, choćby i papież, jest tylko człowiekiem. Nigdy w dziejach papiestwa nie było takiego wzrostu ilości wiernych i powołań. Nikt nie zrobił tyle co Jan Paweł II by przyciągnąć młodych do Boga. Swoją postawą był żywym wzorem dla katolików. A czy wiedział i nie był w stanie poradzić sobie z pedofilią, czy nie wiedział? Co to ma za znaczenie? Od ścigania pedofili są policja i prokuratura. A papież jest od krzewienia wiary a nie od kryminalnych śledztw. I takie bzdurne artykuły i atak na kościół służy niszczeniu etyki i chrześcijańskiej wiary i nie pomaga w niczym. Jest w Polsce prawo mówiące, że jest obowiązek zgłaszania zachowań pedofilskich i koniec kropka. Kowalski czy jest papieżem czy rolnikiem czy celebrytą ma taki obowiązek.
– jak wiesz o przestępstwie to zgłaszasz a nie odwracasz wzrok… Tego wymagać od MORALISTY – szefa Kościoła. Tłumaczenie, że od łapania i ścigania jest policja w przypadku Kościoła w Polsce to chyba żart…
Emocje i kreowanie „papierza” na idola zaślepia wiele osób, wiele umysłów
I tacy jak Pani są współwinni. Idolatria wobec Jana Pawła II tylko obnaża wasz głęboki kryzys moralny. Papież był postacią wielką, ale rysy na jego pomniku są po to, żeby mówić o nim jak o człowieku, nie zaś inkarnacji Bóstwa.
@Adriana
„Od ścigania pedofili są policja i prokuratura.”
Z jednej strony to prawda ale papież nie jest tylko przywódcą duchowym ale głową państwa o nazwie Watykan.
I jako głowa tego państwa odpowiada za nie.
„Jest w Polsce prawo mówiące, że jest obowiązek zgłaszania zachowań pedofilskich i koniec kropka. Kowalski czy jest papieżem czy rolnikiem czy celebrytą ma taki obowiązek.”
I tym tekstem sama Pani potwierdza, że autor artykułu ma rację.
Skoro ani biskupi ani kardynałowie ani papież nie byli skorzy do zgłaszania przypadków wykorzystania dzieci (dzieci na Boga !) to są współwinni kolejnych ofiar tych samych sprawców bo zamiast gnić w więzieniach działali w najlepsze dalej pod patronatem swoich przełożonych.
proponuje sprobowac zrozumiec biblie
jak takie kłamliwe insynuacje można powielać za wrogą Kościołowi prasą? jak?!
Jakie konkretnie kłamliwe ?
Proszę podać cytaty i udowodnić że coś nie jest prawda
Tekst wymagałby nie krótkiego komentarza, ale obszernej polemiki. Bynajmniej nie dlatego, że jest taki wybitny… W tym miejscu mogę tylko wyrazić głębokie współczucie dla autora, że nie potrafi dostrzec świętości Jana Pawła, tak oczywistej dla milionów ludzi, bynajmniej nie tylko chrześcijan i bynajmniej nie tylko wierzących. No i – bagatela – dla Kościoła. Naszego Kościoła. Ale autor wie lepiej. Współczuję. I co to znaczy, że Jan Paweł został kanonizowany za wcześnie? Jeśli był święty, to powinien być kanonizowany i termin nie ma tu nic do rzeczy. No chyba że to jest eufemizm mający znaczyć, ze w ogóle nie powinien. W takim razie – patrz wyżej. W innym miejscu pisałem na temat tej wielkości i świętości więcej – a i tak dużo za mało. Ja w każdym razie dziękuję Bogu, że został kanonizowany i podobne opinie nie będą mogły temu zaszkodzić. Na temat innych wątków krótko się nie da. Bardzo przygnębiający tekst jak na środowisko, którego szef, Zbyszek Nosowski, pięknie i trafnie kiedyś mówił, że pokolenie JP II to nie grupa w sensie socjologicznym, ale etosowym. Ale to – jak rozumiem – już przeszłość, przynajmniej dla „Więzi”.
Cieszę się, że są opinie krytykujące autora tekstu, a broniące dobrego imienia naszego kochanego papierza. Artykuły pisane są przez ludzi, którzy jak widać są małej wiary lub jej nie mają. Piszą teksty pod dyktando szatana, bo na pewno nie Ducha Św. Zło szezy się wszędzie i zbiera żniwo również wśród duchowieństwa. Nikt temu nie zaprzecza. Uważam jednak, że krytykowanie w niczym nie pomaga. Ludzie odchodzą od Boga i kościoła, a potem narzekają jak jest źle. Może warto się zastanowić nad sobą, swoim postępowaniem. P. Jezus powiedział :,, Kto jest bez winy niech pierwszy żuci kamień. ”
@Aleks
A gwałcący księża działają pod dyktando kogo konkretnie ?
A przenoszący ich na inne parafie przełożeni biskupi umożliwiający im dalsze gwałty działają pod czyje dyktando ?
Bo szczerze to już się pogubiłem i aż strach pomyśleć co tez panu chodzi po głowie
Dobrze się stało, że ten tekst został tutaj przytoczony. Zdumiewa natomiast absolutnie bezkrytyczna nagonka autorów wpisów pod artykułem. Zdumiewająca bo infantylnie zakładająca, że skoro JPII zrobił tyle dobrego ,to przecież nie mógł zrobić tego złego. Drodzy państwo: to nie jest waga, że się na jednej szali kładzie dobre uczynki, na drugiej złe i patrzy co przeważy. Tak nie działa żaden wymiar sprawiedliwości. To, że ktoś całe życie był miły, uprzejmy, pomagał sąsiadce z parteru, nie powoduje, że zostanie mu puszczone w niepamięć zabójstwo.
Też jestem zdania, że kanonizacja JPII była stanowczo zbyt wczesna. Teraz droga do wyjaśniania wszelkich spraw jest jakby zamknięta, no bo jak tu wywlekać coś z życiorysu świętemu. Niestety, obawiam się, że B XVI z całą świadomością zgodził się na wyjątek w procesie kanonizacyjnym po tym, jak zdał sobie sprawę, jakie sprawy mogą ujrzeć światło dzienne. I się tutaj – biorąc pod uwagę np Legion Chrystusowy – wcale nie mylił.
Argument, że od ścigania pedofili jest policja a nie kościół – to kolejny dowód na kompletne niezrozumienie problemu. Oczywiście, od ścigania przestępców są organa ścigania, ale tutaj problem polegał na tym, że kościół jako INSTYTUCJA chronił przestępców przed odpowiedzialnością karną. Powtarzam: CHRONIŁ PRZESTĘPCÓW PRZED ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ. I na to usprawiedliwienia nie może być żadnego. Żadne „dobre uczynki”, żadne „tyle zrobił dla Kościoła”, żadne „był wzorem” (a – w świetle tego wszystkiego – rzeczywiście był?).
Argumentów z powiatowych ambon, że to „atak na kościół” komentować nie będę bo to są argumenty poniżej poziomu tego szacownego periodyku.
I na koniec: skoro JPII nie wiedział o tym wszystkim (jak część uparcie twierdzi), to gdzie znajdował się „filtr”, który te informacje zatrzymywał? I jaka w tym mechanizmie była rola biskupa Dziwisza?
Kościół musi te sprawy wyjaśnić, inaczej straci najwartościowszych swoich wyznawców, a tylko oni są w stanie pomóc ocalić Kościół, który ostatnio dość żwawym krokiem idzie w stronę upadku.
Brawo, popieram, autor napisał prawdę, która faryzeusze kole w slepia, chcą żyć mitem
@Hannes
Krótko i konkretnie. Skoro ktoś zatrzymywał rzekomo informacje to kto konkretnie ?
Niech kościół poda nazwiska i te osoby przykładnie ukarze bo przez nich zboczeńcy mogli dalej gwałcić dzieci zamiast siedzieć w więzieniach.
Wara od Jana Pawła II. Jest pomazańcem Bożym. Kto szkaluje papiża ściąga na siebie gniew Boży. Biada oszczercom.
Bezkrytyczne uwielbienie, podobnie jak zastępy kiczowatych pomników wcale Janowi Pawłowi II chwały nie przydają. Także święci podlegają osądowi historii a dyskusja nad ich dokonaniami powinna się toczyć z pełną otwartością i bez uprzedzeń, zarówno negatywnych, jak i pozytywnych.
Z kimś, dla kogo polemika to „bezkrytyczna nagonka”, nawet dyskutować nie sposób. Mój krótki wpis dotyczył podważania świętości JP II, którą odróżniam od bezgrzeszności, i która jest dla mnie (i nie tylko) oczywista, i sto artykułów tego i innych autorów tego nie zmieni. Kłopot w tym, że autor – za specyficznie zinterpretowanym Franciszkiem, który uznał „klerykalizm” za główną przyczynę skandali seksualnych wśród duchowieństwa – czyni z owego „klerykalizmu” zasadnicze kryterium oceny, i arbitralnie orzeka, że JP II jej nie sprostał, a więc ta cała jego świętość jest dla niego mocno wątpliwa. Czyni to z zupełnym lekceważeniem nauczania Kościoła, choćby w sprawie homoseksualizmu, a także celibatu, który – wiem, wiem – nie jest kwestią doktryny, ale to nie znaczy, że nie ma sensu, dość dobrze zresztą opisanego. Ale skoro to ów „klerykalizm” jest kryterium podstawowym, no to furda doktryna, furda sens celibatu, skoro – zdaniem autora – sprzyjają one „klerykalizmowi”. Warto przypomnieć, że JP II kanonizował Franciszek, autor jest więc dosłownie bardziej katolicki niż sam papież. Dlatego napisałem, że obecny Papież został przez autora specyficznie zinterpretowany, by użyć najłagodniejszego określenia.
@Tomasz
” Czyni to z zupełnym lekceważeniem nauczania Kościoła, choćby w sprawie homoseksualizmu, a także celibatu, który – wiem, wiem – nie jest kwestią doktryny, ale to nie znaczy, że nie ma sensu, dość dobrze zresztą opisanego.”
Czy można traktować poważnie nauczanie w sprawie homoseksualizmu skoro… jak podają nieraz sami kapłani w ich szeregach homoseksualni duchowni stanowią między 25 a 40 % ? Czyli tylu ich naucza z ambon że homoseksualizm jest zły ? To tak jakby złodziej „nauczał” że kradzież jest zła. Wątpliwa to by była legitymacja do nauczania.
„Nikt nie wie, ilu księży ma orientację homoseksualną. Podawane w literaturze oszacowania wahają się od 10 do 60 proc., przy czym większość osób zajmujących się tym tematem przyjmuje, że jest ich pomiędzy 25 a 40 proc.”
Źródło: artykuł „Kościelne tabu”, Jacek Prusak, 23.08.2013, Tygodnik Powszechny
JP II wiele podróżował. Ale Watykanu nie przewietrzył. Też mam nieprzyjemne wrażenie, że ta kanonizacja była za szybko. A jak wiadomo „co nagle to po diable”. Co zrobi Kościól gdy pojawią się głosy, żeby Wojtyłę dekakonizować? Chyba już zresztą się tam i siam pojawiają. .
Świętość należy odróżniać nie tylko od bezgrzeszności ale i trafnego działania w różnych konkretnych sprawach. Pontyfikat Jana Pawła II z pewnością nie był wolny od błędów. Otwarcie i nie na kolanach należy o tym pontyfikacie dyskutować, a kwestia kanonizacji nie należy tu do najważniejszych. Wzbudza emocje u nas ze względu na miłość jaką obdarzyły Go miliony ludzi, ale i interes jaki niektórzy wiążą z szerzeniem kultu Jana Pawła II.
Dlaczego Autor czuje się zwolniony z odniesienia się do powszechnie znanych faktów, które nie pasują do jego narracji? Np. to, że jak p.Wanda Półtawska przebiła się przez dwór papieski z informacją o ekscesach abp Paetza, to interwencja była natychmiastowa, może nie konsekwentna do końca, ale szybka. Czy nie dlatego, że zagadnienie współodpowiedzialności JPII za ukrywanie skandali seksualnych w Kosciele traktuje instrumentalnie, jako sposób na destrukcję „starego” Kościoła? Jeżeli nawet środowisko Kontaktu „ustali” winę JPII, to nie bedzie to jeszcze argument za „nowoczesnością”.
@Piotr
Ale o czym to świadczy, że osoba świecka musiała się „przebijać” ? Cała Polska o tym wiedziała a jedna pani musiała się przebijać. To papież nie czytał gazet ? Kto zatrzymywał informacje o przestępstwach ? Niech podadzą nazwiska i ukarzą ich.
A propos interwencji w sprawie Paetza to akurat słaby przykład. Gość który do końca publicznie się pokazywał i siał zgorszenie na uroczystościach i nigdy nie został ukarany za to co robili klerykom !
Biskup wykorzystywał seksualnie kleryków ! Ja nie wiem czy to dociera do niektórych katolików co się działo i nadal dzieje.