Kafka „z autora zmienił się w przymiotnik” – i właśnie przeciwko temu zjawisku Mairowitz z Crumbem stworzyli swoją opowieść. Ma nam ona Franza Kafkę przywrócić, czyli pozwolić spojrzeć na dziwaka z Pragi niejako znowu pierwszy raz, zdziwić się jego życiem i twórczością.
David Zane Mairowitz, Robert Crumb, „Kafka”, tłum. Zofia Ziemann, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2019
Od dawna marzę, żeby książki dla dorosłych były ilustrowane. „Ilustrowane” to mało. Marzą mi się książki w formach i formatach, do których ich twórcy (autorzy, graficy, wydawcy) mieliby aktywny, by nie powiedzieć, że agresywny stosunek. Książki, w których pewne strony byłyby drukowane na zwykłym papierze, a inne na kalce technicznej lub, czemu nie, na jedwabiu; książki o różnokolorowych kartkach i czcionce uzależnionej od tego, co się akurat dzieje z bohaterami. Książki z tekstem fantazyjnie złamanym i zintegrowanym z rysunkami tak bardzo, że nie sposób ustalić, gdzie jest granica między terytorium słowa a terytorium obrazu. Dlaczego tylko dzieci mają mieć przyjemność z książki jako przedmiotu? W epoce e-booków taki kształt naszych powieści, reportaży czy esejów byłby dobrym powodem, żeby kupować książkę, a nie jej cyfrowe widmo.
„Kafka” Davida Zane’a Mairowitza i Roberta Crumba, wydany przez słowo/obraz terytoria w tłumaczeniu Zofii Ziemann, jest z perspektywy powyższego marzenia kro(cz)kiem we właściwym kierunku. Wprawdzie format książki to tradycyjny prostokąt, ale opowieść o autorze Procesu snuta jest równocześnie przez pisarza i grafika, tekst wdziera się w rysunki – a rysunki w słowo – aż chwilami rzecz przeistacza się po prostu w komiks. Czytelników, pozostających w tradycyjnym przekonaniu, że wyrobiony czytelnik ilustracji nie potrzebuje, uspokajam, że nie widzę tu kokieterii skierowanej do tzw. masowego odbiorcy. Robert Crumb to twórca undergroundowy, używający ostentacyjnie „brzydkiej” kreski, przywołującej chwilami wprost tradycje niemieckiego ekspresjonizmu. Crumb, związany w późnych latach 60. z kontestatorami z San Francisco, dziś żyje na południu Francji, gdzie uprawia grafikę i… muzykę, grając na bandżo w zespole o niepokojącej nazwie „Les Primitifs du Futur” (Barbarzyńcy przyszłości). Nie ma tu nic z wymuskanej estetyki popularnych albumów takich, jak np. rozprowadzane w Polsce przez Readers’ Digest. Jest mrok i kafkowskie demony.
Ano właśnie. Już użyłem epitetu „kafkowski”, tymczasem prawie na samym początku znajdujemy ironiczną uwagę, że Kafka „z autora zmienił się w przymiotnik” – i właśnie przeciwko temu zjawisku Mairowitz z Crumbem stworzyli swoją opowieść. Ma nam ona Franza Kafkę przywrócić, to znaczy: pozbawić nas prostych skojarzeń, pozwolić spojrzeć na dziwaka z Pragi niejako znowu pierwszy raz; zdziwić się jego życiem i twórczością.
Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2019