Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Biskup nie jest stróżem swego brata?

Arcybiskupi Andrzej Dzięga (pierwszy z lewej), Stanisław Gądecki (w środku) i Wojciech Polak podczas uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze 26 sierpnia 2021 r. Fot. Episkopat.pl

Wobec problemów, trudności czy zła w sąsiednich diecezjach biskup nie może zasłaniać się nuncjaturą czy papieżem. Każdy biskup jest odpowiedzialny nie tylko za swój Kościół lokalny i jedność z papieżem. Współodpowiada także za inne Kościoły lokalne i innych biskupów.

We wrześniu 2019 r. odbyło się w sopockim Salonie Młodopolskim im. Arama Rybickiego ważne spotkanie z abp. Grzegorzem Rysiem na temat „Jak być aktywnym katolikiem, gdy Kościół jest w kryzysie?”. Odpowiadając na pytania o aktualne funkcjonowanie Konferencji Episkopatu Polski i działania niektórych biskupów w naszym kraju, metropolita łódzki tłumaczył: „Kościół jest tak skonstruowany, że liczy się jeden biskup z jego diecezją i cały Kościół powszechny. Stosunkowo najmniej ważny jest taki Kościół, który my nazywamy […] lokalnym. Dlatego wyróżniam miejsce, np. Rzeczpospolita Polska[1]. Więc […] bardzo mnie interesuje to, w jaki sposób mogę prowadzić swój łódzki Kościół, i bardzo mnie interesuje to, […] czy jestem w jedności z Franciszkiem i z tym, czym […] żyje dzisiaj Kościół powszechny. To są dla mnie dwa istotne punkty odniesienia”[i].

„Anonimowe gremium typu Episkopat Polski”?

Tę nieco zawiłą (przynajmniej dla nieprofesjonalistów) wypowiedź prowadzący spotkanie Zbigniew Nosowski podsumował klarownie: „Zapamiętujemy […] to, co ważne: że każdy biskup w sensie ścisłym odpowiada za to, co się dzieje w jego diecezji…”. Na co abp Ryś od razu dorzucił: „Na szczęście… Odpowiedzialność jest osobista, indywidualna, biskup się nie schowa za jakieś anonimowe gremium typu Episkopat Polski. W swoim własnym Kościele [tj. w diecezji, na czele której stoi biskup – J. M.] odpowiadasz za to, co się tam dzieje”[ii].

Nie tylko w moich uszach ta wypowiedź (i jeszcze kilka innych) abp. Rysia zabrzmiała w taki oto sposób: konkretny biskup odpowiada wyłącznie za swoją konkretną diecezję oraz za swoją jedność z papieżem. I nic temu konkretnemu biskupowi do tego, co w swoich diecezjach robią inni konkretni biskupi z tej samej (czy innej) konferencji biskupów, czyli „anonimowego gremium” hierarchów, tworu bez większego znaczenia. Nic też temu konkretnemu biskupowi do kościelnej odpowiedzialności innych konkretnych biskupów.

Kolegialny charakter konferencji episkopatu wymaga od biskupów wzajemnej odpowiedzialności za Kościoły swoich braci biskupów, szczególnie te bliskie, sąsiednie, i przede wszystkim te w potrzebie

Józef Majewski

Udostępnij tekst

Zdaje się z tego wynikać, że jeśli jakiś biskup w swojej diecezji plecie (jak się przecież zdarza) teologiczne, a nawet doktrynalne głupstwa, poniża (jak też się zdarza) swoich duchownych albo, co gorsza (i przecież tego również nie brakuje), tuszuje pedofilskie praktyki jakichś księży, to nic do tego innym biskupom, skupionym na swoich Kościołach lokalnych i jedności z papieżem. W oczach tego konkretnego biskupa „coś do tego” może mieć wyłącznie papież, choćby działający – jak przekonywali kilka razy sam abp Ryś czy abp Wojciech Polak – za pośrednictwem swego nuncjusza…[iii]. Wobec takiego stawiania sprawy od razu na myśl przyszły mi (i chyba nie tylko mi) pewne biblijne słowa: „Czyż jestem stróżem brata mego?” (Rdz 4,9).

Problem w tym, że taka wizja Kościoła – z tak rozumianą relacją między biskupami, z tak pojmowaną odpowiedzialnością biskupów i z taką koncepcją konferencji biskupów[iv] – nie w pełni współgra z wizją Franciszka, a zatem nie w pełni świadczy o jedności z tym papieżem. Obie te wizje zdaje się różnić rozumienie natury i roli konferencji biskupów, a mówiąc szerzej – pojmowanie tzw. kolegialności biskupiej, kluczowego pojęcia w katolickim rozumieniu władzy w Kościele[v].

Pojęcie kolegialności wskazuje, mówiąc najogólniej, na wspólną odpowiedzialność wszystkich biskupów świata, na czele z biskupem Rzymu, za kierowanie Kościołem oraz na uprawnione sposoby i formy realizacji tej odpowiedzialności. Mówiąc konkretnie: jeśli konferencja biskupów jest anonimowym gremium hierarchów, tworem niewcielającym w życie autentycznej kolegialności, jak sugeruje wypowiedź abp. Rysia, to rzeczywiście odpowiedzialność konkretnego biskupa jest nietykalna dla pozostałych biskupów, inni nie muszą poczuwać się do współodpowiedzialności za jego diecezję, jego Kościół lokalny itd. Niemniej jeśli prawdą jest co innego – że konferencja biskupów wciela w życie autentyczną kolegialność – to odpowiedzialność konkretnego biskupa jest „tykalna” dla innych biskupów, a nawet muszą oni poczuwać się do odpowiedzialności również za jego diecezję, za jego Kościół lokalny.

Od II Soboru Watykańskiego, który pojęcie kolegialności biskupów na dobre wprowadził do słownika Kościoła, nie wypracowując jednak klarownej jego wykładni, toczy się spór o tę kolegialność – a w rezultacie także spór o rolę konferencji biskupów[vi]. Uczestniczą w nim teolożki i teologowie, uczestniczą biskupi, ale biorą w nim udział również sami papieże.

Mówiąc konkretnie: wizji odpowiedzialności biskupiej i koncepcji konferencji biskupów, które przedstawił abp Ryś na sopockim spotkaniu, bliżej do wizji Jana Pawła II niż do tej, na jakiej zależy Franciszkowi…

Spory na II Soborze Watykańskim

Warto przyjrzeć się nieco bliżej tym sprawom. Od razu trzeba dodać, że w kwestii kolegialności biskupów łatwo można się zagubić, bo postanowienia Magisterium Kościoła w tej dziedzinie charakteryzuje dziś wielka i swoista złożoność, a właściwie zawiłość, z uwagi na gąszcz specjalistycznych dystynkcji oraz niuansów i subtelności językowo-teologicznych, prawnokanonicznych czy historycznych.

Bawarski duchowny i teolog katolicki Peter Neuner tak pisał o sytuacji w Kościele pod koniec XIX wieku: „Po Pierwszym Soborze Watykańskim[1869–1870] wielu teologom i zwierzchnikom kościelnym wydawało się, że sam papież ma wszelkie władze w Kościele i może rozwiązywać wszystkie problemy […]. W przyszłości wystarczy przyjmować i realizować w ochoczym posłuszeństwie wskazania Rzymu”[vii].

Ówczesny centralizm w Kościele – pojmowanym na kształt piramidy, z „wszechmocnym” papieżem i kurią rzymską na samym szczycie – na długie lata zdominował życie Kościoła. II Sobór Watykański stanął przed wyzwaniem przezwyciężenia tej jednostronnej wizji. Sprawa miała tak delikatną naturę, że spór między biskupami był nieunikniony. I miał on na soborze iście zażarty i dramatyczny przebieg, z elementami swoistej bitwy między hierarchami, z walką podjazdową, ze łzami, z wzajemnymi oskarżeniami o nowinkarstwo, a nawet o herezję, zdradę doktryny Kościoła itp. W toku tego sporu wyłoniły się dwa stanowiska, umownie nazywane „konserwatywnym” i „liberalnym”.

„Konserwatyści” starali się zachować przedsoborowe status quo, z absolutną dominacją papieża i kurii rzymskiej, z biskupami, których władza miałaby pochodzić wyłącznie z papieskiego nadania. Według tego stanowiska biskupi, chociaż są następcami apostołów, to jednak nie są następcami kolegium apostołów. Dlaczego? Bo po prostu takie kolegium nigdy nie istniało. Tym samym – i co najważniejsze – kolegialność nie może pochodzić z prawa Bożego, ale jedynie z prawa kościelnego. Biskupi tworzą kolegium – z woli i pod przewodnictwem papieża – tylko podczas soborów powszechnych… Z kolei „liberałowie” dążyli do decentralizacji Kościoła i starali się wzmocnić kolegialność biskupów, widząc ją jako pochodzącą z prawa Bożego, a nie z woli papieża.

Decydujące znaczenie dla nauczania Vaticanum II w sprawie kolegialności miało głosowanie nad czterema tezami: 1. Konsekracja biskupa jest najwyższym stopniem święceń sakramentalnych (2123 głosów – za, 34 – przeciw); 2. Każdy we właściwy sposób wyświęcony biskup w komunii z innymi biskupami i biskupem Rzymu stanowi kolegium biskupów (2143 – za, 104 – przeciw); 3. Kolegium Biskupów poprzez swoją działalność ewangelizacyjną, uświęcającą i przewodzącą jest następcą Kolegium Apostołów i zawsze w komunii z biskupem Rzymu sprawuje pełną i najwyższą władzę w Kościele powszechnym (2148 – za, 336 – przeciw); 4. Tak rozumiana władza Kolegium Biskupów, w jedności z biskupem Rzymu, pochodzi z prawa Bożego, a nie z nadania papieża (2138 – za, 408 – przeciw)[viii].

Zdecydowana większość biskupów przyjęła więc wszystkie tezy, odrzucając stanowisko „konserwatywne” i opowiadając się za autentyczną kolegialnością biskupów, zakorzenioną w prawie Bożym. Dla przegranej mniejszości wynik głosowania jawił się jako klęska ortodoksji. Kard. Alfredo Ottaviani z kurii rzymskiej, przywódca „konserwatystów”, uznał go za „nieszczęście” (sfortuna)[ix].

Kolegialność – tylko pełna czy również stopniowa?

Soborowe głosowanie nie zakończyło jednak sporu. Trwa on do dzisiaj. Z grubsza można wyróżnić w nim także dwa stanowiska, które – podkreślmy – wzajem się wykluczają: wąskie i szerokie. Przedstawiciele pierwszego przekonują, że Vaticanum II w istocie jedynie pogłębiło przedsoborową doktrynę o kolegialności z prawa kościelnego; z kolei zwolennicy stanowiska drugiego uważają, że sobór przezwyciężył starą doktrynę i poszedł dużo dalej.

Według koncepcji wąskiej, ciążącej ku centralizmowi Kościoła, biskupi swoją kolegialną władzę sprawują tylko w dwóch wypadkach: po pierwsze, gdy gromadzą się na soborach powszechnych, i po drugie – wtedy, gdy papież wyraźnie wzywa wszystkich do konkretnego aktu pod jego kierownictwem. W obu wypadkach chodzi o jednoczesne działanie WSZYSTKICH biskupów. Częściowe, nieangażujące wszystkich biskupów działania i zgromadzenia, np. synody (nawet z udziałem papieża) czy konferencje biskupów, nie posiadają w tym ujęciu kolegialnej władzy w sensie ścisłym, nie są realizacją kolegialności. Koncepcję taką znajdujemy w nauczaniu Jana Pawła II, a na jej straży stał kard. Joseph Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary i późniejszy papież Benedykt XVI.

Prymat pozostaje prymatem, nawet jeśli papież nie sprawuje go w najwyższym stopniu. Biskup Rzymu angażuje swój papieski autorytet zawsze, ale nie zawsze w pełni. Analogicznie biskupi sprawują swoją kolegialną władzę w różnym czasie i w różnych sytuacjach, ale nie zawsze w takiej samej mierze, nie zawsze w swojej pełni

Józef Majewski

Udostępnij tekst

Z kolei według koncepcji szerokiej, zmierzającej do decentralizacji Kościoła, mówić można o stopniowaniu kolegialności. Biskupi w NAJWYŻSZYM STOPNIU kolegialnie działają na soborze czy w sytuacji, gdy papież w konkretnej sprawie udziela światowemu episkopatowi władzy kolegialności. Przedstawiciele tego stanowiska twierdzą jednak, że kolegialność dotyczy również węższych zgromadzeń biskupów, gdy ci działają i spotykają się – w komunii z innymi biskupami, na czele z papieżem – by wypełniać swoje pasterskie zadania. W takiej sytuacji sprawują kolegialną władzę w sensie właściwym, chociaż nie w jej pełni. Koncepcja szeroka bliska jest Franciszkowi.

Częściowe czy niepełne sprawowanie kolegialności uzasadnia się z pomocą tzw. teologii partycypacji, która odgrywa kluczową rolę w rozumieniu zróżnicowanego angażowania władzy papieża. Oczywiste jest, że biskup Rzymu nie angażuje władzy prymatu w takim samym stopniu w każdym czasie i w każdej sytuacji, co nie znaczy, że raz sprawuje władzę, a innym razem nie – jakby z niej rezygnował czy ją zawieszał. W najwyższym stopniu władza prymatu ujawnia się wtedy, gdy biskup Rzymu naucza ex cathedra (ogłaszanie dogmatów wiary), ale czyni tak bardzo rzadko.

W podobnym stopniu, i także rzadko, papież angażuje swój najwyższy autorytet, gdy ustanawia prawo dla Kościoła powszechnego. W innych sytuacjach sprawuje on prymat w mniejszym i zróżnicowanym stopniu, ale w stopniu realnym, o czym wiele mogą powiedzieć teologowie i kanoniści, starający się w żmudnej pracy ustalić, w jakim stopniu konkretne nauczanie papieskie ma moc zobowiązującą sumienie katolika.

Prymat pozostaje prymatem, nawet jeśli papież nie sprawuje go w najwyższym stopniu. Biskup Rzymu angażuje swój papieski autorytet zawsze, ale nie zawsze w pełni, w przeciwnym razie codzienne kierowanie Kościołem byłoby niemożliwe. Analogicznie można powiedzieć, że biskupi sprawują swoją kolegialną władzę w różnym czasie i w różnych sytuacjach, ale nie zawsze w takiej samej mierze, nie zawsze w swojej pełni.

„Tak więc – pisał jezuita Ladislas Örsy – mamy dwie teorie interpretujące nauczanie II Soboru Watykańskiego o kolegialności […]. Która z nich jest właściwa?”[x]. Otóż w odpowiedzi – jak się zdaje – wystarczy podkreślić, że gdyby ojcom soborowym chodziło o „wąską” koncepcję kolegialności, to nie sposób wtedy zrozumieć ostrości i dramatyczności sporu w tej sprawie podczas obrad Vaticanum II. Jego gwałtowny przebieg nie miałby właściwie żadnego uzasadnienia. Gdyby sobór chciał podtrzymać wcześniejsze nauczanie o kolegialności, to nie da się pojąć bólu, rozczarowania i sprzeciwu soborowych „konserwatystów”. Skąd pochodziłoby manifestowane przez nich poczucie klęski i zdrady doktryny Kościoła?

Konferencje episkopatu – tylko kolektyw czy kolegium biskupów?

Za szeroką koncepcją kolegialności przemawia jednak również stanowisko Franciszka.

Podczas Vaticanum II „konserwatyści” sprzeciwiali się m.in. akcentowaniu roli konferencji biskupów, tworu – w ich oczach – bez żadnego teologicznego uzasadnienia, który nie stanowi kolegium, lecz kolektyw, coś w rodzaju anonimowego gremium. Już po soborze stanowisko to prezentował kard. J. Ratzinger, co wyraźnie wyjawił w słynnym „Raporcie o stanie wiary”: „Należy pamiętać, że Konferencje Episkopatów nie mają teologicznych uzasadnień i nie są częścią nieusuwalną Kościoła, spełniają tylko funkcje praktyczne. […] Kolektyw nie może więc zastąpić osoby biskupa […]”[xi].

Nie wydaje się jednak, by większość ojców soborowych uważała konferencje biskupów za jedynie „kolektywy”, nawet jeśli ich nauczanie w tej materii pozostaje niejasne. W końcu w Konstytucji dogmatycznej o Kościele przyrównali konferencje do starożytnych Kościołów patriarchalnych, realizujących kolegialność: „[…] starożytne Kościoły patriarchalne, będące niejako macierzami wiary, zrodziły z siebie inne, jakby córki, i aż do naszych czasów pozostały związane z nimi ściślejszymi więzami miłości w życiu sakramentalnym i we wzajemnym poszanowaniu praw i urzędów. Ta duchem jedności przepojona rozmaitość Kościołów lokalnych jeszcze wspanialej ujawnia powszechność niepodzielnego Kościoła. W podobny sposób Konferencje biskupów mogą dziś wnieść różnorodny i owocny wkład do konkretnego urzeczywistnienia się pragnienia kolegialności” (KK 23).

Z kolei w Konstytucji o liturgii ojcowie soborowi udzielili konferencjom biskupów znaczącego autorytetu nad sprawami liturgicznymi (por. nr 22, 36, 39). Konferencje ważne miejsce zajmują także w Dekrecie o pasterskich zadaniach biskupów w Kościele (por. 37–38).

Stanowisko Ratzingera zasadniczo bliskie było Janowi Pawłowi II, czego świadectwo można znaleźć w takich dokumentach papieskich jak „Apostolos suos” (1998) i „Pastores gregis” (2003). W pierwszym z nich jasno stwierdza się, że najwyższa władza biskupów może być sprawowana kolegialnie na soborach i wtedy, gdy biskup Rzymu wezwie wszystkich biskupów, rozproszonych po świecie, do kolegialnego aktu albo wyrazi zgodę na ich kolegialne działanie lub za takie uzna ich nauczanie. „Tego rodzaju działanie kolegialne – czytamy – nie występuje na płaszczyźnie poszczególnych Kościołów partykularnych oraz ich zrzeszeń utworzonych przez ich biskupów” (nr 10). Zatem biskupim zgromadzeniom węższym niż soborowe nie przysługuje kolegialność w sensie właściwym (por. nr 12)[2].

Charakterystyczne, że Franciszek nie uznał nauczania Jana Pawła II o konferencji biskupów za ostatni głos Magisterium Kościoła – m.in. z uwagi na to, że w nauczaniu papieża z Polski konferencjom nie przysługuje rodzaj autentycznej kolegialności. Papież z Argentyny w swoim programowym dokumencie – adhortacji „Evangelii gaudium” – pisze w duchu szerokiej koncepcji kolegialności: „Nie uważam […], że należy ocze­kiwać od papieskiego nauczania definitywnego lub wyczerpującego słowa na temat wszystkich spraw dotyczących Kościoła i świata. Nie jest stosowne, żeby papież zastępował miejscowe konferencje biskupów w rozeznaniu wszystkich problemów wyłaniających się na ich tery­toriach. W tym sensie dostrzegam potrzebę przyjęcia zbawiennej «decentralizacji». […] Sobór Watykański II stwier­dził, że w sposób analogiczny do Kościołów patriarchalnych kon­ferencje biskupów mogą «dziś wnieść wieloraki i owocny wkład do konkretnego urzeczywistnienia się poczucia kolegialności» (Konstytucja dogmatyczna o Kościele, nr 23). Jednak to życzenie nie urzeczywistniło się w pełni, ponieważ nie wyjaśniono dostatecznie statusu konferencji biskupów, który by je pojmował jako podmioty o konkretnych kompetencjach, łącznie z pewnym AUTENTYCZNYM AUTORYTETEM DOKTRYNALNYM [podkreślenie – J. M.][3]. Przesadna centralizacja zamiast pomagać, komplikuje życie Kościoła oraz jego dynamizm misyjny” (EG 32).

O kolegialnym traktowaniu konferencji biskupów przez Franciszka w jakiejś mierze świadczy, jak sądzę, również prosty fakt, że w swoich dokumentach – inaczej niż np. Jan Paweł II czy Benedykt XVI – cytuje ich dokumenty. Na przykład w „Evangelii gaudium” czyni to 7 razy, przywołując wypowiedzi Konferencji Biskupów Indii, V Konferencji Ogólnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów, Konferencji Biskupów Francji, Krajowej Konferencji Biskupów Brazylijskich, Konferencji Biskupów Katolickich na Filipinach, a nawet wewnętrznych ciał episkopatów: Komitetu Doktryny Konferencji Biskupów Katolickich Stanów Zjednoczo­nychi Stałego Komitetu Krajowej Konferencji Biskupów Konga.

W adhortacji „Amoris laetitia” papież odwołuje się do dokumentów konferencji biskupów 10 razy, a w encyklice „Laudato si’” – aż 21 razy. Do tego – rzecz bez precedensu – Franciszek jako pierwszy w dziejach Kościoła biskup Rzymu włączył do „Acta Apostolicae Sedis”, urzędowego organu Stolicy Apostolskiej, gdzie promulguje się prawo powszechne dla całego Kościoła, dokument autorstwa jednej konferencji biskupów – episkopatu Argentyny w sprawie adhortacji „Amoris laetitia”[4].

Trudno w końcu za Franciszkowe kolegialne traktowanie konferencji biskupów nie uznać papieskiej nowelizacji kanonu 838 Kodeksu prawa kanonicznego, który teraz przyznaje konferencjom prawo do zatwierdzania i wydawania ksiąg liturgicznych, i to – rzecz bez precedensu – bez aprobaty Stolicy Apostolskiej.

Nie zasłaniać się papieżem

W świetle decentralistycznych posunięć Franciszka i kolejnych jego kroków akcentujących kolegialność konferencji biskupów można chyba pokusić się o stwierdzenie, że kolegialnycharakter konferencji wymaga od biskupów wzajemnej odpowiedzialności za Kościoły swoich braci biskupów, szczególnie te bliskie, sąsiednie, i przede wszystkim te w potrzebie… Nie jest wskazane z istoty rzeczy i od razu cedowanie na papieża czy nuncjaturę apostolską spraw, problemów, trudności czy zła, z jakim mamy do czynienia w sąsiednim Kościele czy w działaniach sąsiedniego hierarchy. Tym bardziej biskup nie może w podobnej sytuacji zasłaniać się nuncjaturą czy papieżem.

Kolegialna odpowiedzialność biskupów za Kościół, jaką ponosi się zawsze w niezbywalnej więzi z innymi biskupami, nigdy nie ustaje i nie jest zawieszalna, choć może konkretyzować się na różne sposoby. Konkretny biskup nigdy nie jest odpowiedzialny tylko za swój Kościół lokalny i jedność z papieżem, czyli z Kościołem powszechnym. Zawsze, choć w zróżnicowany sposób, jest współodpowiedzialny za inne Kościoły lokalne i innych biskupów. Konsekracja biskupia, a tym samym kolegialność – to przywilej, ale i brzemię.

Wesprzyj Więź

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 4/2019


[1] W sensie ścisłym Kościół lokalny, inaczej partykularny, to diecezja zarządzana przez biskupa, a nie Kościół np. w Polsce. Na terenie naszego kraju działają 44 diecezje, czyli 44 Kościoły lokalne.
[2] Warto dodać, że w „Pastores gregis” znaleźć można fragmenty wskazujące na źródła szerszej interpretacji kolegialności. Jan Paweł II zachęca tam do biskupiej troski o sąsiednie Kościoły lokalne. Stwierdza np., że biskup „nosi w sercu troskę o wszystkie Kościoły, rozproszone po całej ziemi” (PG 1) czy: „Każdy bowiem biskup jest równocześnie odpowiedzialny, nawet jeśli na różne sposoby, za Kościół partykularny, za najbliższe bratnie Kościoły oraz za Kościół powszechny” (PG 55). Myśli takie służą jednak wprowadzeniu mało precyzyjnego rozróżnienia na kolegialność afektywną i efektywną. Rozróżnienie to trafnie skomentował ks. Henryk Seweryniak: „gdy w dziejach eklezjologii uciekano się do wyszukanych dystynkcji i sztucznych pojęć, stawała się ona mało wiarygodna. Niestety, z podobnym przypadkiem mamy do czynienia w dyskusji nad statusem teologicznym konferencji episkopatu. Jaki bowiem sens i wydźwięk mają podziały na: kolegialność afektywną i efektywną, kolegialność i kolegializm, działania kolegialne i kolektywne biskupów?” (H. Seweryniak, „Święty Kościół powszedni”, Warszawa 1999, s. 242).
[3] W tym miejscu w przypisie Franciszek podaje „Apostolos suos” Jana Pawła II jako przykład nauczania, które nie urzeczywistniło w pełni życzenia Vaticanum II.
[4] Ks. dr hab. Piotr Majer, profesor prawa kanonicznego na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, stwierdził w tym kontekście: „Kanoniści zastanawiają się, jaką rangę papież Franciszek chciał temu dokumentowi nadać” (T. Królak, „Czym jest i jak pracuje KEP – rozmowa z ks. dr. hab. Piotrem Majerem”, https://ekai.pl/czym-jest-i-jak-pracuje-kep-rozmowa-z-ks-dr-hab-piotrem-majerem/ [dostęp: 8.10.2019].

[i] Zob. „2019 09 23 salon młodopolski”, https://www.youtube.com/watch?v=I-3aYK535Fo&feature=youtu.be [dostęp: 31.10.2019].
[ii] Tamże.
[iii] Zob. „W Kościele jest prosta zasada». Hierarchowie „nic nie wiedzą» o sprawie arcybiskupa Głódzia, https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/prymas-polski-wojciech-polak-i-metropolita-grzegorz-rys-o-sprawie-arcybiskupa-slawoja-leszka-glodzia,980406.html [dostęp: 27.10.2019].
[iv] Na temat konferencji biskupów zob.: F. A. Sullivan, “The Teaching Authority of Episcopal Conferences”, „Theological Studies” 2002, nr 3, s. 472–493; M. Faggioli, “The Regulation of Episcopal Conferences since Vatican II”, „Japan Mission Journal” 2014, nr 2, s. 82–96.
[v] Zob. R.R. Gaillardetz, “By What Authority?: Foundations for Understanding Authority in the Church”, Collegeville 2018.
[vi] Zob. J.W. O’Malley, „Co się zdarzyło podczas Soboru Watykańskiego Drugiego”, tłum. A. Wojtasik, Kraków 2011, s. 233–260; J. Krasiński, „Kolegialność władzy w Kościele przed Soborem Watykańskim II i przełom soborowy”, „Studia Theologica Varsaviensia” 1995, nr 2, s. 5–30.
[vii] P. Neuner, „Eklezjologia – nauka o Kościele”, tłum. W. Szymona, w: red. W. Beinert, „Podręcznik teologii dogmatycznej”, t. VII, Kraków 1999, s. 417.
[viii] Zob. J.W. O’Malley, „Co się zdarzyło podczas Soboru Watykańskiego Drugiego”, dz. cyt., s. 247; R.M. Wiltgen, „Ren wpada do Tybru. Historia Soboru Watykańskiego II”, tłum. A. Słowik, Poznań 2001, s. 145.
[ix] L. Örsy, „Power to the Bishops”, „The Tablet”, 7 lipca 2001, s. 977.
[x] Tamże.
[xi] J. Ratzinger, „Raport o stanie wiary. Z kard. Josephem Ratzingerem rozmawia Vittorio Messori”, tłum. Z. Oryszyn, Kraków – Warszawa-Struga 1986, s. 50–51.

Podziel się

5
2
Wiadomość