Kobiety diakoni – równe mężczyznom w apostolskiej godności, choć realizujące się w niej w odmienny od mężczyzn sposób – mogłyby uczestniczyć w sprawowaniu Eucharystii. Czytanie Ewangelii, nauczanie, wypowiadanie słów epiklezy nie musi być zastrzeżone dla mężczyzn.
Od pewnego czasu dręczy mnie teologiczny dylemat, który przez lata świadomie pozostawiałem na boku. Dopuszczenie kobiet do kapłaństwa w Kościele rzymskokatolickim długo wydawało mi się problemem, który został bezsprzecznie rozstrzygnięty przez św. Jana Pawła II w jego słynnym, ogłoszonym w 1994 r., liście apostolskim „Ordinatio sacerdotalis”.
Papież napisał w nim przecież: „Choć nauka o udzielaniu święceń kapłańskich wyłącznie mężczyznom jest zachowywana w niezmiennej i uniwersalnej Tradycji Kościoła i głoszona ze stanowczością przez Urząd Nauczycielski w najnowszych dokumentach, to jednak w naszych czasach w różnych środowiskach uważa się ją za podlegającą dyskusji, a także twierdzi się, że decyzja Kościoła, by nie dopuszczać kobiet do święceń kapłańskich, ma walor jedynie dyscyplinarny. Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22,32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne”.
Zatem: Roma locuta, causa finita. Wydawało mi się przez lata, że dyskusja na ten temat została w katolicyzmie zamknięta (choć raz po raz docierały do mnie świadectwa, że się tak w istocie nie stało)[1]. Dziś, nawet gdybym bardzo chciał, już tak myśleć nie mogę.
Nie sądzę, by antidotum na obecny kryzys urzędowego kapłaństwa była ordynacja kobiet rozumiana jako otwarcie dla nich drogi do święceń
Ćwierć wieku po ogłoszeniu „Ordinatio sacerdotalis” mój Kościół znalazł się w stanie największego kryzysu od czasu Reformacji. I nie ma żadnych wątpliwości, że kryzys ten w pierwszym rzędzie dotyczy urzędowego (czy też służebnego) kapłaństwa. Jestem przekonany, że skandal wykorzystywania nieletnich przez duchownych pokazał dobitnie, że teologiczna wizja godności kapłańskiej, jaką dziedziczymy w Kościele po wiekach dawnych, okazała się wcale dobrym środkiem do plenienia się ciężkich i obrzydliwych grzechów, jak i do skutecznego ich tuszowania przez hierarchię duchowną oraz bezkrytycznie w nią zapatrzonych świeckich wiernych.
Kapłaństwo urzędowe wymaga zatem reformy. Czy „niezmienna i uniwersalna Tradycja Kościoła”, na którą powoływał się św. Jan Paweł II w swym „ostatecznym orzeczeniu” dotyczącym dopuszczenia kobiet do święceń kapłańskich, może być dziś argumentem na rzecz powstrzymywania się od jakiejkolwiek zmiany w tej kwestii? Coraz więcej wiernych mojego Kościoła uważa, że tak być nie powinno. Podzielam to zdanie, choć zaznaczę od razu, że nie sądzę, by antidotum na obecny kryzys urzędowego kapłaństwa była ordynacja kobiet rozumiana jako otwarcie dla nich drogi do święceń, jakie dotąd Kościół rezerwuje wyłącznie dla mężczyzn.
[1] Zarys głównych głosów tej rzekomo zamkniętej debaty dał ostatnio Józef Majewski – zob. tegoż, „Wiara w trudnych czasach”, Warszawa 2019, s. 75-90 (rozdział „Doktrynalna rewolucja?”).
Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2019