Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kaganiec na sądy i dobro obywatela

Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro przemawia w Sejmie. Warszawa, 19 grudnia 2019 r. Fot. Łukasz Błasikiewicz / Kancelaria Sejmu

Zakazać sędziom badania konstytucyjności ustaw to jakby zakazać lekarzowi leczenia pacjentów.

Obecny projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, ustawy o Sądzie Najwyższym oraz niektórych innych ustaw (druk sejmowy nr 69 Sejmu IX Kadencji) zawiera treści nie do pogodzenia z rudymentarnymi standardami konstytucyjnymi, w tym gwarancjami rzeczywistego prawa obywatela do sprawiedliwego, niezależnego, niezawisłego i bezstronnego sądu.

Nie wdając się bliżej w szczegółowe rozwiązania dotyczące ustrojów sądów powszechnych, analizowane w wielu miejscach i opiniach prawnych, chciałbym zwrócić uwagę na trzy kwestie, które już same w sobie uzasadniają krytyczną ocenę projektowanych regulacji.

Po pierwsze, projekt redefiniuje zakres odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, prezentując otwarty i nieostry katalog przesłanek odpowiedzialności sędziowskiej. Sędzia według zgłoszonego projektu miałby odpowiadać m.in. za odmowę stosowania przepisu ustawy, jeśli samodzielnie stwierdzi jego niezgodność z Konstytucją lub odpowiednią umową międzynarodową (tę propozycję na szczęście wykreślono podczas ubiegłonocnych obrad komisji, jednakże wobec otwartego katalogu przesłanek nie można uznać, że zagrożenie odpowiedzialnością dyscyplinarną za takie postępowanie sędziów przestało być realne).

Jak można w ogóle wpaść na pomysł, by zakazać sędziom weryfikowania zgodności ustaw z Konstytucją, skoro sędzia jest zobowiązany stosować prawo w zgodzie z Konstytucją i ustawami? Ewentualne wprowadzenie odpowiedzialności dyscyplinarnej za kontrolę konstytucyjności ustaw bądź zgodności prawa krajowego z prawem Unii uniemożliwia racjonalne sprawowanie wymiaru sprawiedliwości i systemowe stosowanie wykładni prawa, co jest istotą pracy sędziego. Wszakże rzeczywisty prymat norm konstytucyjnych wymaga od sędziego przyjęcia, że może i powinien dokonywać ustawicznie oceny zgodności ustaw z konstytucją (w innym wypadku prymat konstytucyjny byłby wyłącznie pozorny).

Co więcej, w sytuacji, gdy sąd konstytucyjny, wskutek np. nacisków politycznych, nie może lub nie jest w stanie wykonywać swoich kompetencji orzeczniczych, obowiązek ten staje się jeszcze bardziej znaczący.

Proponowane zmiany naruszają prawo jednostki do niezależnego sądu obsadzonego zgodnie z prawem, a ocenione łącznie – w istocie dążą do zastraszenia sędziów

Po drugie, jak najbardziej normalne – i będące nieodłączną częścią systemu – działania, mające na celu weryfikację legalności i prawidłowości powołania sędziów, a w rezultacie ich zdolności do orzekania, również mają być podstawą odpowiedzialności dyscyplinarnej. Jest to po prostu przerażające. Faktycznie chodzi bowiem o zmuszenie wszystkich sędziów (poprzez ich zastraszenie odpowiedzialnością dyscyplinarną) do uznania prawidłowości powołania tych sędziów, co do których istnieją uzasadnione wątpliwości, czy zostali powołani zgodnie ze standardami demokratycznego państwa prawnego, to jest przez bezstronny i niezawisły organ, a w rezultacie – czy rzeczywiście są zdolni do orzekania i wydawania wiążących w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej wyroków.

Po trzecie, projekt ustawy wprowadza jeszcze inne szczegółowe rozwiązania, w tym w sposób nieuzasadniony ograniczające uprawnienia sędziowskich zgromadzeń ogólnych czy modyfikujące proceduralne aspekty postępowania dyscyplinarnego, ułatwiające kierowanie przeciwko sędziom rozmaitych zarzutów o charakterze dyscyplinarnym, a w rzeczywistości stanowiących próbę ograniczenia ich niezawisłości.

Podsumowując, proponowane zmiany naruszają co najmniej prawo jednostki do niezależnego sądu obsadzonego zgodnie z prawem, marginalizują znaczenie zgromadzeń ogólnych sędziów, dążąc do podporządkowania władzy sądowniczej władzy ustawodawczej, a ocenione łącznie w istocie dążą do zastraszenia sędziów. Ich skutkiem może być jeszcze większy chaos prawny, który ostatecznie dotknie zwykłego obywatela próbującego rozstrzygnąć jakąkolwiek sprawę przed niezależnym i bezstronnym sądem.

Co to jest sąd?

Forsowane obecnie przez większość parlamentarną zmiany podważają istotę sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości. One nie umacniają trójpodziału władzy, one go niszczą. Dzisiaj trzeba powiedzieć wyraźnie: zakazać sędziom oceny konstytucyjności ustaw bądź prawidłowości powołania innych sędziów, którzy mają być dopuszczeni do orzekania, to jakby zabronić księżom spowiadania albo lekarzom diagnozowania pacjentów. To jest po prostu nie do pomyślenia i nie do usprawiedliwienia w żadnych okolicznościach. Równie dobrze można byłoby uchwalić prawo zakazujące posłom głosowania nad ustawami albo prezydentowi reprezentowania kraju. Proponowane zmiany prowadzą do zniweczenia niezawisłości sędziów i niezależności sądów.

Wydaje się, że zwolennicy proponowanych zmian nie rozumieją istoty prawa i jego wykładni, sprowadzając treść normy prawnej do gramatycznego zapisu na kartce. Tymczasem wykładnia prawa musi opierać się na wszechstronnym zrozumieniu sensu i treści przepisów w powiązaniu z istotą zasad, którym służą bądź które mają realizować, jak również uwzględniać aksjologię i celowość określonych regulacji.

Z tej perspektywy fakt, że określony organ nazwiemy sądem, nie wystarcza, by on rzeczywiście sądem był. Oczywiście, prawu znane są definicje legalne, które mogą wyraźnie definiować dane pojęcie, nawet w oderwaniu od ich potocznego rozumienia, jednakże ustawa nie może zmieniać treści ustrojowych podstaw państwa, zobowiązań międzynarodowych o charakterze norm bezwzględnie obowiązujących, w tym standardów ochrony praw człowieka, a także – w przypadku państw członkowskich UE – prawa unijnego.

Fakt, że określony organ nazwiemy sądem, nie wystarcza, by on rzeczywiście sądem był

Innymi słowy, pomysł, by w ustawie tak dalece ograniczyć sędziów, rzeczywiście nakładając im „kaganiec” i zabraniając wypełniać należących do istoty sędziowskiej pracy czynności, pozostaje nie tylko sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem, określoną demokratyczną wizją polityki czy funkcjonowania państwa, lecz nade wszystko z prawem o mocy hierarchicznie wyższej niż ustawa, to jest prawem Unii, Konstytucją oraz wybranymi normami prawa międzynarodowego publicznego.

Naturalnie w obecnej sytuacji pojawia się jeszcze problem braku zdolnego do orzekania Trybunału Konstytucyjnego, który, jak niedawno stwierdził profesor Jerzy Zajadło, zarówno de facto, jak i de iure, nie istnieje. W tym momencie trzeba uczynić wszystko, by sądy powszechne oraz Sąd Najwyższy nie zostały zniszczone tak jak Trybunał Konstytucyjny, a zatem sprowadzone do nazw i struktur, bez możliwości wypełniania przez nie faktycznej i prawnej roli.

Cui bono?

Niezależnie od treści proponowanych zmian trzeba zauważyć, że kolejny już raz ustawy dotyczące zasadniczych kwestii funkcjonowania państwa i społeczeństwa procedowane są nocą, w pośpiechu, bez zachowania elementarnej kultury i dobrych obyczajów (chociaż trudno tu w ogóle mówić o procedowaniu w normalnym znaczeniu tego słowa).

Rodzi się pytanie: dla czyjego dobra? Czy Sejm jest ciągle Sejmem czy jedynie jego karykaturą? Czy naprawdę na tym ma polegać parlamentaryzm, że do piątej nad ranem obraduje jedna z najważniejszych sejmowych komisji, sprowadzając dyskusję nad zmianami do absurdu? Czy można dyskutować o poprawkach bez uprzedniego poznania ich treści? Komu służą nocne obrady, awantury, brak rozmowy i szukania porozumienia?

Zamiast działań na rzecz usprawnienia wymiaru sprawiedliwości w Polsce (który naprawdę w wielu kwestiach nie domaga i potrzebuje naprawy) mamy do czynienia z próbą zniszczenia wszystkiego. To prowadzi do katastrofy

Aby prawo zasługiwało na autorytet i posłuch, winno być stanowione w drodze jawnego i dyskursywnego procesu legislacyjnego, ważącego racje i argumenty, umożliwiającego autentyczne zaangażowanie nie tylko grupy posłów, lecz także organizacji pozarządowych, zainteresowanych środowisk, ekspertów.

Instrumentalny nacisk zamiast służby

Wypada zgodzić się z opinią Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, że proponowane zmiany są przykładem instrumentalnego stanowienia prawa. Bynajmniej nie są powodowane troską o dobro państwa, prawa i obywateli.

Wesprzyj Więź

Zamiast działań na rzecz usprawnienia wymiaru sprawiedliwości w Polsce (który naprawdę w wielu kwestiach nie domaga i potrzebuje naprawy) mamy do czynienia z próbą zniszczenia wszystkiego. To prowadzi do katastrofy. Jeśli reforma ma polegać na zakazaniu sądom orzekania i zaakceptowaniu politycznych nacisków na sądownictwo, to w istocie wracamy do niedemokratycznego ustroju, opartego o dominację interesów określonych stronnictw politycznych, bez prawa funkcjonującego jako tarcza dla obywatela w obronie przed bezprawnymi atakami władzy.

Jeśli dziś przyjmiemy zmianę ustroju państwa bez zmiany Konstytucji, to w istocie będzie to oznaczać koniec demokratycznego państwa prawnego, będącego członkiem Unii Europejskiej i Rady Europy, czyli koniec Polski, jaką jeszcze znamy.

Co jeszcze musi się wydarzyć, byśmy pojęli, że są granice politycznej walki, forsowania swoich racji, a przede wszystkim władzy? Jeśli dziś zgodzimy się na pozbawienie sądów należnej im niezależności, nic nie będzie stało na przeszkodzie władzy, która zechce pozbawić obywatela należnych mu praw.

Podziel się

Wiadomość

Zauważmy, że nie pierwszy raz PiS swoje sprawki upycha tuż przed Bożym Narodzeniem. Betlejemska stajenka ma służyć za parawan nieprawości, a robią to ludzie, którzy przy każdej okazji ostentacyjnie podkreślają swoją religijność. To instrumentalne wykorzystywanie religii przez polityków PiSu, jest prawdziwie bluźniercze, ale większości duchownych zupełnie to nie przeszkadza.

Pańska wypowiedź – nie na temat, ale OK, pójdźmy tą drogą.
Uważa Pan, że PiS instrumentalnie traktuje religię … to może odejdziemy od tej „hipokryzji” ? Przyjmijmy więc „prawdziwe chrześcijaństwo” (cokolwiek to nie oznacza). Niech Watykan decyduje zamiast TK i SN.
Czytałem, że podobno Papież popiera LTBG, aborcję itd – jeżeli to prawda (a nie tylko fejki), nawet komuniści będą popierać takie rozwiązanie. Chociaż osobiście nie popieram, to potrafię uznać wybór demokratyczny, gdzie wspólnie LTGB i reszta lewicy + POKO +PSL i reszta … w sprawach światopoglądowych uznają władzę Watykanu.
Wracając do tematu, rozstrzygnięcia pozostałych spraw konstytucyjnych (w tym, dotyczących sądownictwa) , też ma rozstrzygać Watykan ?

Czy można pogardę do wszystkiego i do wszystkich pogodzić z chrześcijaństwem? Według polskich duchownych, a szczególnie naszych biskupów, jak najbardziej. Głupotą i grzechem zaniechania byłoby z owoców takiej pogardy nie skorzystać. I to jest niewątpliwy wkład naszej hierarchii w światową teologię.

Komentowany temat (sądownictwo) jest sprecyzowany. Co ma do tego ogólnie pojęte chrześcijaństwo ? Rozmowa o tym, jak lewackie poglądy dążą do zezwierzęcenia ludzi i uczłowieczenia zwierząt – też leżą poza tematem. Niby wypowiedzi są moderowane … a jednak spam jest publikowany. Trudno.

Całkowicie z Panem się nie zgadzam… pominę uzasadnienie.
Jaki jest w ogóle cel istnienia Trybunału Konstytucyjnego ? Można w nim dokonywać różnych zmian organizacyjnych i personalnych. Jednak każdy sędzia (idąc Pańskim tokiem rozumowania), zawsze będzie mógł podważyć konstytucyjność ustaw. Potencjalne skutki, katastrofalne.
Jeżeli istnieje państwo w UE, stosujące podobne rozwiązania, proszę o wskazanie.