Zima 2024, nr 4

Zamów

Film jako przypowieść

Bartosz Bielenia w „Bożym Ciele” Jana Komasy. Fot. Materiały prasowe Kino Świat

„Boże Ciało” Jana Komasy stawia nas wobec pytania, czy przez świętokradztwo można czynić dobro. Ale film nie jest moralitetem – mówi Tadeusz Sobolewski w rozmowie z ks. Andrzejem Lutrem.

Ks. Andrzej Luter: „W sobotnią noc na Festiwalu Filmowym w Cannes zanotowałem: więc kino jeszcze istnieje! Takie, które nie jest katalogiem problemów dzisiejszego świata, nie jest bajką o walce dobra ze złem ani czytanką z morałem. Taki film, który wpuszcza widza do środka i otwiera jakąś wspólną przestrzeń, w której znajdujemy się wspólnie z reżyserem. W Cannes znalazł się taki film – „Ból i blask” Pedro Almodóvara” – to Twoje słowa Tadeuszu i obiema rękoma się pod nimi podpisuję. A przecież czasami zdarza się nam nie zgadzać. Wprawdzie miewałem z hiszpańskim twórcą pod górkę, ale „Ból i blask” zachwycił mnie, wręcz zaczarował. Ostatnio pogodził nas również polski twórca – Jan Komasa i jego „Boże Ciało”.

Tadeusz Sobolewski: Obaj postawiliśmy mu szóstki w rankingu „Kina”. „Boże Ciało” to film, jakiego dawno nie mieliśmy – kino wielkich pytań, głęboko angażujące widza, przewrotne. Uciekinier z poprawczaka, podający się za księdza przestępca z wyrokiem, staje się przewodnikiem duchowym dla ludzi żyjących w cieniu katastrofy. Ten fałszywy ksiądz działa na rzecz dobra, ale sam zna się na złu. Oszust czy postać ewangeliczna?

Dwa razy oglądałem „Boże Ciało” w kinie. Widownia reagowała podobnie. Najpierw była nieufność, obronny śmiech, oczekiwanie jakiegoś bluźnierstwa, czy demaskatorskiego ataku. Ale niczego takiego w tym filmie nie ma. Pozostaje pytanie: co zrobić z tym oszustem, który działa w imię prawdy?

Kluczowy w filmie jest moment, gdy Daniel po raz pierwszy staje przed ludźmi w kościele jako ksiądz. Nie wie, jak zacząć. Ludzie czekają. My też czekamy, jak zacznie, czy się nie zdradzi? A on, po kilkusekundowej pauzie, mówi coś bardzo prostego, powtarzając to, co sam usłyszał od księdza, któremu służył do Mszy Świętej w poprawczaku.

Powtarza frazy księdza Tomasza jeden do jednego.

– Ale jest w tym coś prawdziwego, co trafia do ludzi. I Daniel jako ksiądz też zdobywa zaufanie. Zostaje wprowadzony w konflikt, który zatruwa tę wieś. Swoimi sposobami, które zna z terapii w zakładzie poprawczym, zaczyna pracować nad parafianami. Robi to wszystko bezinteresownie. I musi zdawać sobie sprawę, że prędzej czy później jego oszustwo się wyda. Mówimy: ksiądz-oszust, ale mamy przecież do czynienia z czymś innym niż zwykłe wykalkulowane oszustwo dla zysku. Kiedy podczas terapeutycznych seansów przy kapliczce Daniel wraz z ludźmi symbolicznie wyrzuca z siebie nienawiść, on to robi również w swoim imieniu. Ukrywa się, grozi mu czyjaś zemsta, konsekwencje zła, które popełnił. Koloratka księżowska go chroni.

Kiedyś doszukiwałem się ukrytej religijności w kinie, ale w ostatnich latach to określenie zostało u nas zatrute ideologicznością

Aktorstwo Bartka Bieleni i jego niezwykła fizyczność sprawiają, że zaczynamy traktować jego bohatera jako postać ewangeliczną. Coś mnie jednak wstrzymuje, żeby postrzegać Daniela jako nawróconego grzesznika. Cala ta historia rozgrywa się między zakładem karnym a kościołem, miedzy gwałtem a modlitwą. W tym samym momencie przechodzimy od jednego do drugiego. Zastanawiające, że jest to w filmie jedna przestrzeń.

Kiedyś doszukiwałem się ukrytej religijności w kinie, ale w ostatnich latach to określenie zostało u nas zatrute ideologicznością, odłączone od człowieka, skojarzone z władzą, narodem, państwem, obroną wiary. Ale dla mnie „Boże Ciało” rozgrywa się w przestrzeni międzyludzkiej, nie w sferze symbolu. Daniel znajduje się na poziomie ludzi, których prowadzi, jest jednym z nich. Kiedy mówi slangiem, daje do zrozumienia, że jest taki, jak oni. Nie lepszy. Podobnie traktuje go widz. Liczy się dla mnie nie tyle ukryty religijny czy antyreligijny sens tego filmu, ale to, czy udzielam kredytu zaufania postaci przebranego księdza. Czy on jest w tej historii dobrym łotrem? Czy jego wina okaże się szczęśliwa? Film nie daje na to odpowiedzi. Zostawia nas z tymi pytaniami.

Wesprzyj Więź

Tadeusz Sobolewski – ur. 1947. Krytyk filmowy, publicysta, w latach 1990–1994 redaktor naczelny miesięcznika „Kino”, od 1995 r. publicysta „Gazety Wyborczej”. Współautor i współprowadzący (razem z Grażyną Torbicką) programu „Kocham Kino” w Telewizji Polskiej. Autor książek: „Dziecko Peerelu: esej, dziennik”, „Malowanie na Targowej”, „Za duży blask: o kinie współczesnym” oraz „Człowiek Miron”, która w 2013 r. nominowana była do Literackiej Nagrody Nike. Mieszka w Warszawie.

Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2019

Więź Zima 2019

Kup tutaj

Podziel się

Wiadomość

Wielki Film. Myślę, że nikt nie przyzna tego teraz , bo twórcy są zbyt młodzi, ale ten film pierwszy raz w polskim kinie z taką siłą przemówił do samej głębi duszy bez względu na kulturę czy narodowość. Jego uniwersalizm jest kosmiczny.