Najważniejszym polskim wyzwaniem jest słabość kapitału społecznego. Między naszym silnym poczuciem narodowym a więzią rodzinną jest społeczna próżnia.
Jesteśmy szczęśliwym pokoleniem. Mamy za sobą dwie złote dekady dlatego, że wtedy, w 1989 roku, potrafiliśmy podjąć decyzję i zdołaliśmy – z ogromnym wysiłkiem, mimo szoku gospodarczego, jakim było załamanie gospodarki komunistycznej – dostosować się do światowego wolnego rynku. Dzięki temu zdążyliśmy aktywnie dołączyć do rewolucji informatyczno-globalizacyjnej, która rozpoczęła się właśnie wtedy, w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Pozwoliło nam to na wejście do NATO i do Unii Europejskiej. Spóźnienie kosztowałoby nas drogo.
Nasi przedsiębiorcy i menedżerowie, mimo początkowo wielkich trudności, wykazali najwyższą sprawność, jeśli chodzi o kraje postkomunistyczne, a Polacy uczyli się i ciężko pracowali, dzięki czemu podnieśli dochód narodowy ponad dwukrotnie. Pomoc unijna pozwoliła nam trochę odrobić opóźnienia w naszej tak bardzo zniszczonej przez wojny infrastrukturze. Trzeba też dodać, że 136 miliardów euro bezpośrednich inwestycji zagranicznych istotnie pobudziło dynamikę naszego rozwoju i nasze relacje ze światem – bo my również zainwestowaliśmy za granicą ponad 30 miliardów euro. Startowaliśmy z poziomu 38–40 procent przed ćwierć wiekiem, dziś przekroczyliśmy już dwie trzecie, czyli 67 procent, poziomu wydajności i dochodów krajów Unii Europejskiej. Jest to ogromny skok do przodu. Rzeczywiście były to dekady wielkiego narodowego zwycięstwa Polaków – mimo krytyki i sporów takie jest odczucie społeczne.
Cena była jednak wysoka. Padło wiele niezdolnych do walki, zwykle anachronicznych zakładów, popełniano błędy, rosło bezrobocie – to nieszczęście wywodzące się jednak głównie z ukrytego bezrobocia w czasach PRL, bezrobocia według naszych obliczeń w Senacie z lat 1989–1991, tak to wtedy ocenialiśmy, sięgającego w dawnym ustroju od dwóch i pół do trzech milionów ludzi. Dziś bezrobocie obniża dwumilionowa emigracja zarobkowa, która podnosi też PKB. Zyskujemy dużo w bilansie płatniczym, ale tracimy przez tę emigrację część naszej młodzieży.
Łatwo podniecać nas aferą podsłuchową. Jest to słabość nienowa, wynieśliśmy ją z zaborów i z PRL
Stworzyliśmy także – i jest to wielka zasługa Senatu – sprawny, ale słabszy jeszcze od zachodniego, samorząd terytorialny. Jedną z jego słabości jest wszakże brak systemu zarządzania metropolitalnego wielkich miast i ich otoczenia, co istotnie opóźnia rozwój całego kraju.
W naszym historycznym położeniu między Niemcami a Rosją nadal najważniejszym zabezpieczeniem jest umocnienie i zwiększenie skuteczności działania Unii Europejskiej oraz wzmocnienie naszej pozycji i potencjału w Unii przede wszystkim dzięki wejściu do strefy euro.
Nie umiemy jednak, jak dotąd, skutecznie odpowiedzieć na stare, a także na nowe, bardzo groźne wyzwania. Niestety jesteśmy słabym i dość biernym społeczeństwem obywatelskim. Nieuniknione rozwarstwienie utrudnia jego tworzenie, postęp w tym zakresie nie jest wielki. Nie potrafimy też skutecznie odpowiedzieć na trzy wielkie wyzwania rozwojowe.
Pierwsze wyzwanie to załamanie demograficzne. Co roku brakuje nam od 150 do 200 tysięcy dzieci. Za 20, 30 lat będzie nas już o kilka milionów mniej i zabraknie nam młodzieży, aby dorównać w konkurencyjności czołowym krajom. Polityka ludnościowa i pomocy rodzinie ledwie się tworzą, a polityki imigracyjnej raczej nie mamy.
Drugą słabością, zrozumiałą i naturalną po czasach komunistycznych, jest niski poziom własnej innowacyjności w gospodarce, który może uniemożliwić nam wejście do czołówki krajów rozwijających się. Jesteśmy w Unii Europejskiej w tym zakresie na szarym końcu. Nasi przedsiębiorcy są jeszcze zbyt słabi, często boją się ryzyka i nie korzystają z pomocy sektora badawczego.
Być może najtrudniejszym, choć pewnie najważniejszym wyzwaniem, nie dość przez nas uświadamianym, będzie jednak słabość kapitału społecznego, czyli niska sprawność i skłonność do działania zespołowego Polaków, połączona ze słabym poczuciem odpowiedzialności społecznej, wspólnotowości oraz pewną próżnią społeczną między naszym silnym poczuciem narodowym a więzią rodzinną.
Nie pocieszajmy się, że jest to zjawisko ogólne. Są u nas znamienne symptomy: niska frekwencja wyborcza, słabość liczebna partii, związków zawodowych, NGO-sów, zmniejszający się wyraźnie zakres wolontariatu oraz brak inicjatyw społecznych w połowie naszych gmin i parafii. Polacy mają coraz lepszy kapitał ludzki, tu idziemy do przodu, ale bardziej niż inni Europejczycy nie mamy do siebie dostatecznego zaufania i posiadamy mało doświadczeń wspólnotowości poza rodziną. Stąd tak łatwo budzić w nas pasję i nienawiść, podziały ideowe i polityczne oraz brak zaufania… Widzimy też, jak łatwo podniecać nas aferą podsłuchową. Jest to słabość nienowa, wynieśliśmy ją z zaborów i z PRL.
Istotne jest, że ani duże, nowoczesne przedsiębiorstwa, ani duże organizacje i samorząd nie mogą dziś skutecznie działać bez wysokiego poziomu społecznego zaufania. Jest to wielkie wyzwanie, zwłaszcza dla naszej szkoły, ale także dla Kościoła, dla samorządów i organizacji społecznych, dla przedsiębiorców, oczywiście również dla parlamentu. Brak dostatecznego zaufania wzajemnego jest też jedną z przyczyn słabości naszego państwa oraz przeregulowania prawnego w gospodarce i mankamentów państwa prawa. Szkodzi to znacznie naszemu rozwojowi gospodarczemu.
W wielkim pojedynku starych i nowych gospodarek i społeczeństw jakość kapitału społecznego będzie w nadchodzących dekadach czynnikiem decydującym w światowej grze o naszą pozycję i nasze losy w gwałtownie zmieniającym się świecie.
Przemówienie wygłoszone 4 lipca 2014 r. podczas uroczystego posiedzenia Senatu z okazji jubileuszu jego dwudziestopięciolecia. Tytuł i adiustacja tekstu – redakcja