Dla patriotów polskich największym nieszczęściem była utrata państwa, czyli utrata niepodległości. Z punktu widzenia nacjonalistów wyglądało to inaczej.
Zacznijmy od pytania: czy patriotyzm i nacjonalizm to ładna i brzydka nazwa na to samo? Czy może jest to kwestia intensywności uczuć? Bardzo gorliwego patriotę można nazwać nacjonalistą, a chłodniejszego w uczuciach nacjonalistę patriotą? Czy też jest to coś jakościowo odmiennego? Pogląd, wedle którego są to dwie jakościowo różne postawy wydaje się więcej wyjaśniać. Na ogół przyjmuje się zatem, że patriotyzm odwołuje się do wspólnoty politycznej, czyli państwa, a nacjonalizm do wspólnoty etnicznej, czyli, przede wszystkim, wspólnego języka. (…)
Endecja, która pojawiła się na polskiej scenie politycznej w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, wniosła etniczne pojmowanie narodu. Celem narodowych demokratów była Polska jako państwo narodowe. Nie przypadkiem zatem endecy byli pierwszym w epoce rozbiorowej ruchem politycznym w Polsce, który odrzucił ideę państwa wielonarodowego. Oznaczało to również odrzucenie tradycyjnego kształtu terytorialnego, czyli granic z 1772 roku. Dobrą ilustracją oryginalności endecji pod tym względem jest przykład z przeciwnego krańca politycznego spektrum. Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, przy całej swej niechęci do niepodległości, w doborze nazwy okazała się zdumiewająco konserwatywna. Była to socjaldemokracja Obojga Narodów, jak przed rozbiorami.
Endecja, która pojawiła się na polskiej scenie politycznej w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, wniosła etniczne pojmowanie narodu
Endecy, kładąc nacisk na wspólnotę etniczną – a nie polityczną, jak tradycyjni patrioci – zmienili podstawowe parametry geopolityczne kwestii polskiej. Dla patriotów polskich największym nieszczęściem była utrata państwa, czyli utrata niepodległości. Z tego punktu widzenia wrogiem numer jeden była niewątpliwie Rosja. Ona odegrała wiodącą rolę w rozbiorach, zaś zabór rosyjski zajmował większość terytorium dawnej Rzeczypospolitej włącznie ze stolicą. Od biedy można było sobie wyobrazić niepodległą Polskę bez Galicji lub bez zaboru pruskiego, ale nie bez Warszawy.
Z punktu widzenia nacjonalistów wyglądało to inaczej. Jeśli podstawową wartością stał się naród, a nie państwo, to utrata niepodległości przestawała być najgorszym nieszczęściem. Utrata niepodległości była bowiem tylko utratą państwa. Jeśli naród przetrwa tę próbę, to kiedyś sobie niepodległość odzyska. Klęską naprawdę nieodwracalną byłoby wynarodowienie, czyli utrata świadomości narodowej. Naród, który pozwoli się wynarodowić, przestaje istnieć.
W możliwość wynarodowienia nacjonaliści wierzyli i brali to niebezpieczeństwo poważnie pod uwagę. Zgodnie z tym sposobem myślenia o przynależności narodowej człowieka decyduje, w ostatecznej instancji, jego świadomość. Inaczej mówiąc – człowiek jest tym, za kogo się uważa. A skoro tak, to można go przekonać do zmiany zdania w tej kwestii. Jeśli przekonamy Polaka, że jest np. Niemcem na tyle skutecznie, że sam dobrowolnie tak się określi, to od tej chwili jest Niemcem i z decyzją taką nie sposób dyskutować.
Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2019
Ten 9endecki) kierunek to się nazywa “chów wsobny”, bodajże (IMHO). Mylę się?