Społeczny wizerunek księdza jako „funkcjonariusza” Kościoła wyraźnie się pogorszył w ostatnich latach, czemu sami sobie jako księża jesteśmy winni. To fakt bezsporny. A co z teologicznym wizerunkiem kapłana?
Uroczystość Chrystusa Króla to w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej święto patronalne seminarium duchownego w Paradyżu. Z tej okazji czytany jest list rektora, a klerycy i wykładowcy – a nie ma ich zbyt wielu – rozjechali się na parafie. To nie jest „niedziela powołań”, to raczej „niedziela seminarium”, której celem jest przypomnienie, że dzieło powołań, w którym seminarium odgrywa ważną rolę, jest dziełem wszystkich, całego Kościoła.
W liście rektora, a być może i w niejednej homilii pojawiło się dzisiaj słowo „kryzys”. Kryzys powołań – jeśli pod tym terminem rozumiemy spadek ilościowy kleryków w seminariach – jest faktem. Debata nad jego przyczynami trwa. Wskazuje się na czynniki demograficzne, socjologiczne, ale także wizerunkowe.
Wizerunek medialny i teologiczny
Relacje między wizerunkiem danej grupy zawodowej a jej – że tak powiem – „koniecznością” dobrze widać na przykładzie zawodu (powołania?) lekarza. Czy mniej lub bardziej krytyczny obraz służby zdrowia skutkuje odwróceniem się chorych od lekarzy? Czy przestają się leczyć z tego powodu? Raczej nie, uświadamiając sobie „konieczność” lekarza. W chorobie nie da się bez niego obejść. Podobnie jest z wymiarem sprawiedliwości czy ze szkolnictwem. Mówiąc w dużym skrócie: lekarze, sędziowie, nauczyciele są jacy są – oczywiście myślę o negatywnych (czy prawdziwych?) stereotypach wizerunkowych – ale nie znaczy to, że możemy w życiu społecznym zignorować ich istnienie. W określonych sytuacjach nie da się bez nich funkcjonować. A co z księżmi?
Rodzi się religijność bez niezbędnej roli kapłana. Znaczna część młodzieży nie uważa, że duchowni są konieczni dla realizacji misji zbawczej Kościoła
Nie ma nic odkrywczego w stwierdzeniu, że społeczny medialny wizerunek księdza (rzymskokatolickiego) jako „funkcjonariusza” Kościoła wyraźnie się pogorszył w ostatnich latach, czemu sami sobie jako księża jesteśmy winni. To raczej fakt bezsporny. Pytanie, które chciałbym postawić dotyczy nie tyle medialnego, ale teologicznego wizerunku kapłana. Na ile jest on dzisiaj – oczywiście w perspektywie religijnej – potrzebny ludziom wierzącym? Jak postrzegana jest jego rola w życiu religijnym? Czy ksiądz jest jeszcze – parafrazując – „do zbawienia koniecznie potrzebny”? A jeśli tak, to w jakim zakresie i jaki ksiądz?
Przyczynkiem do podjęcia tematu stały się dla mnie wyniki badań, które przeprowadził ks. Remigiusz Szauer wśród uczniów szkół średnich i studentów szkół wyższych w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, której profil socjo-eklezjalny jest podobny do mojej, zielonogórsko-gorzowskiej. To te same postpegieerowskie Ziemie Zachodnie. Wyniki badań ks. Szauer opublikował w książce „Między potrzebą doznań a trwałością potrzeb” wydaną przez Warszawskie Wydawnictwo Socjologiczne. Tam właśnie znalazłem punkt zatytułowany „Duchowieństwo w oczach badanych”. Zaprezentowane w nich wyniki pokazują, że – przynajmniej w tych badanych środowiskach – ksiądz jest coraz mniej potrzebny.
Zbawienie bez księdza?
Jedno z pytań w kwestionariuszu brzmiało następująco: „Czy Kościół mógłby prowadzić do zbawienia wiernych bez duchownych?”. Odpowiedzi mogą zaskakiwać. Co prawda tylko 9,7 proc. badanych odpowiedziało „zdecydowanie tak”, ale odpowiedzi „raczej tak” udzieliło aż 26,2 proc., co daje łącznie ponad 35 proc. Tych, którzy nie wyobrażają sobie zbawienia bez pośrednictwa kapłanów jest łącznie tylko 25,9 proc. respondentów. Zaskakujący jest także duży odsetek tych, którzy nie zdecydowali się na żadną odpowiedź – tych jest aż 38 proc. badanych. To – niestety – potencjalni „wyznawcy” Kościoła bez księży.
Interesujące są deklaracje składane przez respondentów głęboko wierzących. To prawda, że ponad 30 proc. głęboko wierzących nie widzi możliwości, aby Kościół prowadził wiernych do zbawienia bez księży, ale jednocześnie ponad 20 proc. respondentów z taką autodeklaracją wiary jest zdania, że duchowni nie są potrzebni do tej misji, a aż 47 proc. głęboko wierzących nie ma zdania w tej kwestii. Tak oto rodzi się religijność bez niezbędnej roli kapłana. Jak pisze ks. Szauer, „Duchowni zatem nie są przez młodzież identyfikowani jako konieczni dla realizacji misji zbawczej Kościoła”, z czego „można wnioskować, że respondenci widzą rzeczywistość Kościoła, w której duchownych nie ma”.
Kościół instytucjonalny odczuwa deficyt powołaniowy. A badana młodzież widzi raczej przesyt niż niedosyt obecności kleru
Chyba jeszcze bardziej zaskakująco brzmią odpowiedzi w korelacji do autodeklaracji praktyk. Respondenci praktykujący częściej niż w niedzielę w 46,6 proc. opowiadają się za koniecznością duchownych dla zbawczej misji Kościoła. Pozostaje pytanie: czy to aż czy tylko 46,6 proc.? W tej samej grupie 16,1 proc. zadeklarowało, że Kościół mógłby się obyć bez księży w drodze do zbawienia. W grupie praktykujących systematycznie tych, którzy opowiadają się za niekoniecznością księży jest 33,6 proc., a 28,8 proc. jest odmiennego zdania.
Konkluzja autora, że „im niższa intensywność wiary czy praktyk religijnych, tym mniejsza potrzeba obecności duchownych w prowadzeniu wiernych do zbawienia” wydaje się oczywista. Nieoczywisty pozostaje – przynajmniej dla mnie jako księdza – fakt, że tak wielu (głęboko) wierzących i systematycznie praktykujących katolików nie widzi konieczności kapłana, a przecież biorą udział we Mszy św., a więc w czymś, co bez kapłana jest – w rozumieniu teologii katolickiej – niemożliwe.
Brak czy nadmiar?
Ks. Szauer zbadał także „zapotrzebowanie na księży i ich działania w dzisiejszym społeczeństwie”. Pytanie to wykracza więc poza funkcję zbawczą księdza i dotyka kwestii roli społecznej kapłana. Pozytywnie na to pytanie odpowiedziało tylko 25,8 proc. badanych, aż 51,6 proc. odpowiedziało negatywnie. Głęboko wierzący respondenci zauważają potrzebę zawodu (powołania) księdza w 60 proc., w tym 30 proc. – zdecydowanie tak, ale również 30 proc. odpowiada, że takiej potrzeby nie ma. Wśród wierzących ten odsetek deklarujących brak potrzeby księdza wzrasta do 45 proc.
Autor badań konkluduje w kontekście kryzysu powołań: „Oprócz przyczyn o charakterze demograficznym należy zauważyć też spadek poczucia zapotrzebowania na księży wśród młodzieży”. Jednocześnie „deficyt kadrowy czy powołaniowy […] odczuwany jest bardziej na poziomie Kościoła instytucjonalnego aniżeli w świadomości badanych (nawet głęboko wierzących i wierzących), którzy widzą raczej przesyt niż niedosyt obecności kleru, i to, w ich odbiorze, nieproporcjonalny do dzisiejszych potrzeb”.
Czy zmiana w postrzeganiu roli księży wynika z niewiedzy młodzieży co do teologii kapłaństwa? A może to teologię kapłaństwa należałoby zrewidować?
No właśnie, a do czego potrzebni są duchowni? Czy są – dla przykładu – przydatni w rozwiązywaniu problemów życiowych? Czy – innymi słowy – w trudnej sytuacji idzie się po poradę do księdza? Otóż coraz rzadziej. Aż 44,9 proc. badanych nie postrzega duchownych jako osób, z którymi można rozmawiać o problemach życiowych i prosić o wsparcie. Z problemem do księdza gotowych jest pójść 31,8 proc. ankietowanych. Co ciekawe, za kompetentnego w kwestiach życiowych uznaje księdza więcej mężczyzn (34,5 proc.) niż kobiet (29,9 proc.). Nie zaskakuje fakt, że bardziej gotowi są pójść do księdza głęboko wierzący i systematycznie praktykujący.
W sumie jednak większość badanych nie postrzega duchownych jako tych, z którymi warto rozmawiać o problemach życiowych, a aż 23 proc. nie ma zdania w tej kwestii. Jak zauważa ks. Szauer, pokazuje to, że „pozycja duchownych względem problemów życiowych młodzieży nie jest silna, a młodzież o tym z nimi nie rozmawia”.
(Nie)zmienność roli?
Zaprezentowane tutaj wyniki dotyczą określonej grupy wiekowej (uczniowie i studenci) oraz konkretnego obszaru (diecezja koszalińsko-kołobrzeska). Zapewne nie wolno ich rozciągać na całą populację i ekstrapolować na inne regiony Polski. Być może wyniki byłyby inne w pokoleniu czynnym zawodowo oraz wśród osób w wieku podeszłym, których jest chyba wciąż najwięcej w kościołach. Można domniemywać, że wyniki analogicznych badań przeprowadzonych w diecezjach położonych w Polsce południowej i wschodniej byłyby bardziej – że tak powiem – optymistyczne. Tam zbawcza i społeczna rola księdza wydaje się bardziej akceptowana, ergo – mniej kwestionowana. To badania reprezentatywne dla mojego kontekstu socjo-eklezjalnego. Nie znaczy to jednak, że badania te nie pokazują problemu, który – mniej lub bardziej – ujawnia się w całej Polsce.
Najbardziej niepokojąca konstatacja, którą formułuje ks. Szauer, brzmi: „Preferencje związane z zapotrzebowaniem nie pokrywają się z deklaracjami wiary, praktyk religijnych, z miejscem pochodzenia ani też z poglądem dotyczącym tego, że Kościół powinien prowadzić wiernych do zbawienia przez posługę duchownych”. Kim jest więc ksiądz dla młodego pokolenia? Autor pisze na wstępie do analizowanych badań: „Swoją misję prowadzenia wiernych Kościół realizuje przede wszystkim za pośrednictwem duchownych”, a mimo zmian w rozumieniu tego pośrednictwa „rola duchownych jako przewodników na drodze do zbawienia, którzy przez swoje nauczanie, postawę, kierownictwo duchowe pomagają wiernym «dostać się do nieba», pozostaje niezmienna”.
Badania socjologiczne przeprowadzone przez ks. Szauera zdają się te teologiczne tezy podważać. Okazuje się, że w rozumieniu badanych kościelna misja zbawienia nie musi się już dokonywać – tylko? wyłącznie? przede wszystkim? – za pośrednictwem duchownych, że nie są oni już do „zbawienia koniecznie potrzebni”. Co więc z ową „niezmiennością roli”?
Czy przyczyny zmiany w postrzeganiu księży należy złożyć na karb nieznajomości i niewiedzy pytanej młodzieży co do teologii kapłaństwa? A może to teologię kapłaństwa należałoby zrewidować, bo w dotychczasowym sposobie spełniania zbawczej i społecznej roli księża nie wydają się potrzebni? To pytania ważne i wcale się niewykluczające.
W Katechizmie Kościoła Katolickiego razi gigantyczna dysproporcja między paragrafami poświęconymi kapłaństwu służebnemu a kapłaństwu powszechnemu. To drugie nie doczekało się żadnego, całościowego wykładu, a tylko jakieś 7 wzmianek. Owszem, obydwa rodzaje kapłaństwa nie są tożsame, ale nie jest tak, że nie mają ze sobą nic wspólnego. Dopóki kapłaństwo powszechne nie zostanie dodefiniowane, kapłaństwo służebne pozostanie niedodefiniowane, choćby w KKK poświęcono mu 10 razy więcej miejsca. Więc teologiczne ujęcie kapłaństwa służebnego pozostaje kwestią otwartą, oczywiście z uwzględnieniem dotychczasowych ustaleń.