Exposé Mateusza Morawieckiego było mieszaniną sprzecznych ze sobą wątków.
„Dzieci są nietykalne. Kto podnosi na nie ideologiczną rękę, ten podnosi rękę na całą wspólnotę. Kto chce dzieci zatruć ideologią, bez zaproszenia wejść do szkół i pisać podręczniki, ten wywołuje wojnę kulturową. Nie dopuszczę do niej. Rodzina to wartość arcypolska” – za te słowa Mateusz Morawiecki otrzymał największe brawa podczas wygłaszania exposé.
Tak, rodzina jest niezwykle ważna. Cała reszta to manipulacja.
Po pierwsze, nikt nie może wejść do szkół bez zaproszenia.
Po drugie, rządowa troska o dzieci objawiła się fatalną i dramatyczną w skutkach reformą systemu edukacji bez faktycznych zmian, które dadzą młodym umiejętności potrzebne do świadomego, bezpiecznego życia w świecie po kolejnej rewolucji technologicznej.
Po trzecie, troska o dzieci nie objawia się troską o ich zdrowie psychiczne, gdy w kraju bijemy rekordy pod względem prób samobójczych młodych ludzi. W wielu miejscach Polski brakuje psychiatrów dzieci i młodzieży, brakuje ośrodków leczenia, a te, które istnieją, często przypominają areszt lub więzienie.
Po czwarte, troska o dzieci nie przejawia się aktywną polityką na rzecz ograniczania tragicznych skutków zmian klimatycznych, a jakość powietrza jest najgorsza w Europie. Premier coś wspomniał o złej jakości powietrza, bez jakichkolwiek sugestii, co z tym zrobić. Tymczasem skutki najbardziej dotkną młodych Polaków.
Wypowiedź premiera jest manipulacyjna także dlatego, że pomija milczeniem fakt, iż coraz więcej dzieci rodzi się poza małżeństwami, a wiele innych wychowuje się w rodzinach rozbitych. Młodzi coraz częściej czerpią wiedzę o relacjach, rodzinie i życiu seksualnym z mediów, od influencerów i z filmów pornograficznych. Ale o tym Mateusz Morawiecki milczy, bo nie da się tego łatwo wykorzystać w procesie zarządzania strachem, w którym PiS się specjalizuje.
Tak, oprócz tego w exposé było mnóstwo ważnych, sensownych postulatów – najbardziej pozytywnie zaskoczył mnie premier zapowiedzią walki o bezpieczeństwo pieszych. W sumie jednak jego dzisiejsze wystąpienie było mieszaniną sprzecznych ze sobą wątków. Zapowiedź wspierania pracowników na rynku pracy? Była. Obok zapowiedzi wspierania biznesu. Krytyka wolnego rynku? Była. Obok puszczenia do niego oka. Kapitał polski czy zagraniczny? Polski, bo kapitał musi być narodowy. Ale jednak nie – bo kapitał zagraniczny to rozwój, a Polska jest piąta na świecie pod względem warunków inwestycyjnych.
PiS zauważył, że partie tradycyjne są w odwrocie. Dlatego bez skrępowania stosuje strategię catch-all. Ale przynajmniej widać, że partia ma jakiś pomysł. Potrafi realizować sztandarowe postulaty lewicy, a gdy trzeba, to i dogadać się z liberalnym establishmentem. A o co dziś naprawdę chodzi opozycji?
To nie będzie polemika, tylko życzliwe postawienie pytania o to, czym Więź chce być. Czy Więź to jest środowisko katolików, które chce wpływać na sprawy polityczne, czy na to, jaki ma być Kościół. Nie da rady iść w dwa różne kierunki. Więź wielokrotnie zajmowała stanowisko jako wewnętrzy głos sumienia Kościoła krytykując (słusznie!) zaangażowanie polityczne hierarchii, a sama jak pokazuje powyższy tekst (uczciwy, bo nie tylko krytykuje jedną stronę sporu politycznego, ale drugiej stronie stawia w ostatnim zdaniu trudne pytanie) czuje powołanie do polityki. Wtedy jednak nie można krytykować wiarygodnie hierarchii za politykowanie z pozycji „wewnętrznych”. Bo taka pozycja wymaga stawiania sobie tego samego wymagania („świadectwa”) i zapanowanie nad pokusą zaangażowania politycznego, nawet sensownego. Katolicy, którzy chcą być twarzą innego Kościoła angażując się politycznie wciągaliby Kościół w politykę, co zarzucają biskupom. Obydwa wybory są etycznie uprawnione, ale nie do połączenia.
Na marginesie – Autor rozpoczął argumentację od zdania „Po pierwsze, nikt nie może wejść do szkół bez zaproszenia”. Przypominam nagraną wypowiedź wiceprezydenta Gdańska, który instruował dyrektorów szkół, jak zgodnie z przepisami ominąć radę rodziców przy wpuszczaniu do szkoły działaczy LGBT z ich „edukacją”.
Dziękuję za życzliwe pytanie i uwagę. Niemniej nie widzę sprzeczności między alternatywami, które Pan zaproponował. Droga świecka jest inna od drogi duchownej, mówi o tym wprost biskup Jarecki w wywiadzie, którego fragment znajdzie Pan tutaj: https://wiez.pl/2019/10/04/bp-jarecki-kosciol-w-polsce-stal-sie-zbyt-kultyczny/, a całość być może miał Pan okazję czytać w wersji papierowej. Katolicka nauka społeczna i papież Franciszek zachęcają katolików zarówno do zaangażowania politycznego, jak i patrzenia biskupom na ręce. Oczekiwałbym od biskupów takiej dojrzałości, by potrafili odróżnić krytykę od potrzeby współpracy na rzecz dobra wspólnego.
Pozostanę jednak przy swoim i tylko doprecyzuję, co miałem na myśli. Jeżeli ktoś wybiera czynną służbę Kościołowi, to nawet gdy pozostaje świeckim nie wolno mu afiszować się z poglądami politycznymi. Oto przerysowany, ale adekwatny przykład – czy pochwalałby Pan świeckiego rzecznika prasowego Watykanu za JPII Joaquino Navarro Vallsa, gdyby po pracy był radnym jednej z rzymskich dzielnic i wchodził tam w konflikty z innymi ugrupowaniami? No, chyba nie. W mikroskali taki przykład – jestem związany z jednym z ruchów odnowy Kościoła. Tu jest zasada, że wolno ci angażować się w politykę, ale nie możesz wtedy piastować żadnej funkcji w “organizacji”. W pierwszej kolejności z tego powodu, że osoby do których jesteś posłany z najważniejszą misją mogą nie być jeszcze wystarczająco dojrzali lub poinformowani by twojego, nawet najbardziej nieskazitelnego etycznie zaangażowania nie odebrać jako bariery między sobą a Kościołem i prawdą, którą głosisz. Moja wątpliwość co do samookreślenia Więzi jest właśnie tej natury. Środowisko obok aspiracji do kształtowania rzeczywistości politycznej uważa za swoją misję otwarcie Kościoła. By przybliżyć ten cel, musi zdobyć zaufanie duchownych i wiernych o wyrazistych poglądach politycznych, które krytycznie recenzuje. Nie widzi Pan tu napięcia?
Nie bardzo wiem, dlaczego słowo “edukacja” jest w komentarzu P. Piotra Ciompy w cudzysłowie. Dziś zresztą nie ma ani tej w cudzysłowie (choć jak zawsze nie wykluczam czyjejś głupoty) ani też bez. Ktoś kto nie zna naszej rzeczywistości, mógłby pomyśleć, po wypowiedzi Morawieckiego, że hordy zboczeńców z penisem lub sztuczną waginą w zębach, wdzierają się siłą do szkół, by przedszkolaków nauczyć zakładania prezerwatyw, a starszym udzielać nauki gwałtu. To jest niestety, oczywiście z pewną złośliwością, stanowisko i naszego areopagu starców z Episkopatu i rządu, któremu trudno odmówić daleko posuniętej umiejętności, straszenia społeczeństwa wyimaginowanymi problemami. Mieliśmy już: Żydów, masonów, postkomunistów, uchodźców. Ludzie jak wiadomo, nawet lubią jak ich straszyć, ale pod jednym warunkiem – przedmiot strachu nie może się znudzić. No to teraz mamy : potwora Gender, “tęczową zarazę” czyli LGBT. Mamy już porównania tych ludzi do nazizmu i stalinizmu. Zostaje tow. Mao, Pol Pot i ktoś z rodziny Kimów. Propozycja reedukacji przeciwników ideowych w obozach w Korei Północnej już też była. Orkiestra jak wiadomo gra do końca, a że okręt tonie? No cóż mieli pecha. I jeszcze jedno – oczekiwanie od Kościoła, że zabierze głos w sprawach moralnych, nie ma nic wspólnego z polityką, obrona demokracji, niezależnie od tego kto ją niszczy, też jest powinnością moralną. Tłumaczenie, że wszyscy są tacy sami jest kłamstwem i to kłamstwem mającym usprawiedliwić konformizm, w tym wypadku konformizm Kościoła, albo jak kto woli, jego doczesną pazerność.
Niedawno związani z lewicową Krytyką Polityczną badacze przeprowadzili badania elektoratów obu obozów politycznych (https://krytykapolityczna.pl/kraj/raport-polityczny-cynizm-polakow-omowienie/) i okazało się m.in., że elektorat prawicy korzysta z liberalnych mediów, a elektorat anty-PiSu z mediów prawicowych nie. Dlatego mógł Pan napisać w dobrej wierze nieprawdę jednocześnie karykaturując przeciwne poglądy (to, że niektórzy politycy instrumentalnie traktują obawy wielu rodziców to zupełnie inny temat; nie jest ich mniej niż polityków obozu przeciwnego straszących zaostrzeniem prawa antyaborcyjnego).
Otóż środowiska LGBT chcą wprowadzić edukację seksualną poczynając od przedszkoli pod przykrywką antydyskryminacyjni, co jest zapisane w ich strategii (https://mnw.org.pl/app/uploads/2017/08/Strategia-rownosci-malzenskiej.pdf) i co istotna część rodziców uznaje za zagrożenie, a bardzo niewielu jest tego entuzjastami.
Napisze mi Pan, że tu chodzi o szlachetne uświadamianie dzieci co do różnorodności, ale ja pozostanę sceptyczny po doświadczeniu z Gdańska. Przedstawiciel władzy publicznej instruował dyrektorów szkół, jak przy wprowadzaniu „edukacji antydyskryminacyjnej” omijać prawo, w tym art. 48 Konstytucji dający prawo rodzicom do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami. Jeśli nie broni się Pan przed wiedzą, proszę sobie wygooglować szczegóły, bo TVN i Wyborcza tego nie podają.
Czy była to niewinna „edukacja antydyskryminacyjna”? Otóż ten koncept został wypracowany w tzw. panelu obywatelskim za prezydentury Pawła Adamowicza. Po zaproszeniu wszystkich zainteresowanych organizacji pozarządowych, jeszcze przed rozpoczęciem jego prac wyproszono z niego konserwatywną Fundację „Mamy i Taty” reprezentatywną dla wielu rodziców. Protestowali przeciw jej „radykalizmowi” duchowni protestanccy, dalecy od PiSu. Liberalno-lewicowe środowiska tam, gdzie mają władzę nie ucierają kompromisu, tylko zachowują się równie „bezkompromisowo” jak PiS. Skoro nie chciano ze mną ustalać kształtu tej „edukacji”, to będę ją brać w cudzysłów.
Przypadek gdański jest reprezentatywny, dlatego że było to pierwsze wdrożenie idei o której mowa w zalinkowanej powyżej strategii LGBT na rzecz równości małżeńskiej, ale kolejne wdrożenia nadciągają tam, gdzie samorządowcy głównie Platformy Obywatelskiej podpisali „Deklaracja LGBT+”, począwszy od Warszawy.
Domyślam się, że żaden z nas drugiego nie przekona. Pytanie jest, czy możemy zawrzeć kompromis w tym duchu (https://ekai.pl/ks-skrzypczak-nie-wystepujemy-przeciw-edukacji-seksualnej/). Z Pana tonu wnioskuję, że nie jest Pan dziś otwarty na dialog. Jak abp Jędraszewski i wszyscy, którzy podtrzymują go w przeświadczeniu, że dobrze dogadał „eLGBTowcom”.
Na dialog z kłamstwem (nie adresuję tego do Pana) faktycznie nie jestem gotowy i tu pełna zgoda. Daleki jestem od uważania, że wspomniane przez Pana tytuły i ludzie są krynicą z której wypływa prawda i tylko prawda. Pozostaje jednak stopień zakłamania. Wiele grzechów przeciwko np. szóstemu przykazaniu Dekalogu ma status grzechu ciężkiego, ale jest różnica pomiędzy grzechem dokonywanym w samotności, a powiedzmy rozbijaniem rodziny z dziećmi. W mojej ocenie rządząca partia zachowuje się tak, jak w tej drugiej sprawie. Oczywiście o szczegóły można i trzeba się spierać i nie wykluczam porozumienia z Panem i z tymi, którzy widzą problem edukacji seksualnej inaczej. Jestem przeciw podłości, (znowu nie do Pana) jaką jest według mnie posądzanie wszystkich inaczej myślących o złą wolę. Ja w swoim życiu, jak sądzę ciekawym i aktywnym, mogę policzyć na palcach jednej ręki, ludzi, co do których miałem i mam podejrzenie, że mają złą wolę.Dziś o taką złą wolę posądza się kolejne środowiska. Jeżeli Pan z tym się dobrze czuje, to jest to sprawa Pańskiego sumienia i nic mi do tego. Ja czuję się źle.