Wiara w mit, uprawomocniona doniesieniami o rzekomym zbiorowym mordzie na dzieciach, stworzyła ontologiczny przymus, mobilizowała do zabijania.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 10/2007.
Czy możliwe, aby po II wojnie światowej ktoś autentycznie wierzył w mord rytualny[1]? Jaki jest związek między wiarą, że Żydzi spożywają ludzką krew, a antysemickimi pogromami w Krakowie w sierpniu 1945 r. i rok później w Kielcach? Większość badaczy powojennych relacji polsko-żydowskich bagatelizuje znaczenie mitu mordu rytualnego. Jan Tomasz Gross w swojej najnowszej książce zepchnął go na margines rozważań. Autor „Strachu” stwierdził, że skoro nie ma mowy o agresji skierowanej ze strony Żydów wobec dzieci chrześcijańskich, to przyczyną wybuchu zbiorowej antyżydowskiej fobii nie mogła być wiara w mord rytualny. W przeciwnym razie należałoby założyć zupełny rozdźwięk między społecznym doświadczeniem a zbiorowym działaniem. Dlatego w powojennych oskarżeniach o mordowanie chrześcijańskich dzieci należy widzieć – zdaniem Grossa – jedynie wymówkę, pretekst legitymizujący przemoc[2]. Podobne stanowisko zajmują i inni historycy: mit o wampiryzmie Żydów nie mieści się w dominującym obrazie tużpowojennych stosunków polsko-żydowskich[3].
Mit mordu rytualnego stanowi problem, który w jakieś mierze ma podłoże psychologiczne. Starając się zrozumieć naturę pogromów, szukamy racjonalnych wyjaśnień. Wskazujemy m.in. na: interes materialny (zyski z przejęcia mienia pożydowskiego), poczucie zagrożenia zewnętrzną ingerencją („żydokomuna”), powojenną traumę. Nawet antysemityzm, zwłaszcza nowoczesny, ujęty w programy i ideologie, wydaje się jakoś zapoznany. Z mitem mordu rytualnego jest inaczej – wydaje się, jakby został przeniesiony z zamierzchłej przeszłości. Trudno nam uwierzyć, aby w połowie XX w. ktoś mógł na serio brać żydowski wampiryzm.
W literaturze opowieść o mordzie rytualnym funkcjonuje w czterech postaciach, jako oskarżenie o mord rytualny, plotka, przesąd, wreszcie mit. Za wyborem przeze mnie tego ostatniego zdecydowało kilka względów. Oskarżenie o mord rytualny stanowiło konsekwencje pewnego rodzaju myślenia, wyrastało z wcześniejszego przekonania o tym, że Żydzi porywają i zabijają dzieci. Podobnie jest z plotką, którą należy traktować jedynie jako nosiciela skondensowanej, znanej wcześniej opowieści. Wiarę w wampiryzm Żydów można określić jako przesąd, choć z kilku przyczyn pojęcie mitu wydaje się bardziej trafne. Przede wszystkim mit ma inny początek, nie zaczyna się od zwrotów „jakoby”, „mówią”, „gadają”, „słyszano”. Mit głosi prawdę absolutną, niekwestionowaną. Odbiorca wie, że opisywana historia rzeczywiście się wydarzała: „Żydzi zabili”, „zatrzymano rabina”. Tu nie ma miejsca na wahanie, wątpliwości.
Starając się zrozumieć naturę pogromów, szukamy racjonalnych wyjaśnień. Trudno nam uwierzyć, aby w połowie XX w. ktoś mógł na serio brać żydowski wampiryzm
Wiele mitów wyrasta z rytuału. Również tego konkretnego nie można zrozumieć w oderwaniu od dramatu obrzędowego polegającego na złożeniu ofiary z dziecka, z którego rytualnie wytaczana jest krew. Ofiary to zawsze chrześcijańskie dzieci, czyste i niewinne. Warto zwrócić uwagę, że inaczej niż w plotkach poprzedzających antymurzyńskie lincze w Stanach Zjednoczonych, nigdy nie pojawił się tu wątek seksualnego motywu morderstwa. Dzieje się tak, ponieważ mit przedstawia rzeczywistość archetypową, jest zapisem nie historii, ale powtarzalnych, ponadczasowych struktur. Dlatego dzieci zawsze do końca pozostawały nieskalane.
Podstawowym problemem badawczym jest to, że większość prac traktujących o mordzie rytualnym nie dotyczy drugiej połowy XX w., a baza źródłowa jest niezwykle wątła. Nie ma powojennych mitotwórczych tekstów, które pozwalałyby na wielopoziomową dekonstrukcję. To, czym dysponujemy, to strzępki informacji i zapisków. Takie cechy jak plebejski charakter i krążenie w formie przekazu ustnego w dużej mierze uniemożliwiają pogłębioną egzegezę mitu.
Zamierzam wykazać, że w Polsce mieliśmy do czynienia z autentyczną obecnością mitu w powojennej wyobraźni zbiorowej. Podobnie jak czynią to archeolodzy ze swoimi artefaktami, postaram się odznaczyć wszystkie znane „stanowiska” mitu z lat 1945-1948. Wszystkie powojenne pogromy[4] poprzedziła plotka o mordzie rytualnym. Ich przebieg jest mniej więcej znany, toteż uwaga zostanie skupiona na roli mitu w tych pogromach, jego zdolności do inspirowania i kształtowania ludzkich postaw, mobilizowania do przemocy. Przekonanie o jego realności nasiliło się po Auschwitz. Dlaczego odżyło właśnie wtedy, kiedy Żydzi sami stali się ofiarami? Kim byli jego wyznawcy? Etnolodzy i antropolodzy podkreślają, że sens mitu leży w jego funkcji. Na czym więc polegały społeczne funkcje mitu mordu rytualnego i jaki wpływ na jego erupcję miała powojenna kondycja społeczeństwa polskiego? Druga część tego artykułu będzie próbą odpowiedzi na te pytania.
Ignorancja czy prowokacja?
Jedna z pierwszych wzmianek mówiących o mordzie rytualnym pochodzi z wiosny 1945 r. Kierownik Referatu do Spraw Pomocy Ludności Żydowskiej (przy Prezydium Rządu) mjr S. Herszenhorn, wyliczając napady na ludność żydowską w marcu tego roku, zanotował: „W Chełmie Lub. rozpuszczono ostatnio pogłoski, że Żydzi zabili chłopca chrześcijańskiego i krew jego wytoczyli na macę. Na żądanie działaczy antysemickich z pod znaku AK. milicja miejscowa zaaresztowała kilku Żydów chełmskich i zwolniła ich dopiero na ostre zarządzenie komendanta miasta”[5]. Herszenhorn nie sprecyzował, co oznacza w cytowanym fragmencie słowo „ostatnio” (sprawozdanie nosi datę 4 kwietnia). W historii zwykle do antyżydowskich zamieszek dochodziło w okolicach Świąt Wielkanocnych. Mit mordu rytualnego, obecny od stuleci wśród chrześcijan, związany jest ze świętem Paschy, kiedy to Żydzi rzekomo mieli używać do sporządzania macy krwi niewinnego, chrześcijańskiego dziecka. Krew miała być także potrzebna do leczenia ran po obrzezaniu oraz innych schorzeń, np. usuwania śmierdzącego zapachu, jaki mieli wydzielać Żydzi. Inna wersja oskarżeń głosiła, że celem rzekomych morderstw jest chęć powtórzenia Pasji Chrystusa; ofiary jakoby poddawano męczarniom, a następnie krzyżowano. W 1945 r. Wielkanoc obchodzono w pierwszych dniach kwietnia. Pogłoski o zabiciu chłopca przez Żydów, jeśli pojawiły się właśnie wtedy, mogły zatem mieć głębsze podłoże religijne, choć z wcześniejszych sprawozdań Referatu wynika, że od października 1944 r. do lutego 1945 r. relacje między ludnością polską a żydowską uległy znaczącemu pogorszeniu[6]. Zbiegło się to z falą napadów na Żydów, jaka przelała się przez Polskę w marcu i kwietniu 1945 r.
Kolejny rozdział mitologii mordu rytualnego napisany został w Rzeszowie. Obraz wydarzeń, oparty na strzępach informacji, jest również mocno niejasny. Wiemy, że 7 czerwca zaginęła dziewięcioletnia Bronisława Mendoń, córka dorożkarza. 11 czerwca jej torbę z książkami znaleziono w piwnicy domu przy ul. Tannenbauma 12. Siedmiu funkcjonariuszy MO udało się pod wskazany adres, gdzie w piwnicy odnaleźli zwłoki dziewczynki, która nie żyła już od kilku dni. Morderstwo zostało dokonane na tle seksualnym, dodatkowo zabójca zdarł z twarzy dziecka skórę i wyciął mięśnie udowe[7]. Wiele wskazuje, że miejscem zbrodni była piwnica domu przy ul. Tannebauma, w którego okolicach dziewczynkę widziano zresztą po raz ostatni. Po odkryciu zwłok milicjanci wezwali Baon Operacyjny MO. O popełnienie zabójstwa oskarżyli Żydów.
Parter i pierwsze piętro domu, w którym zostały znalezione zwłoki dziecka, zajmowały rodziny polskie. Mieszkania na piętrze drugim służyły za swego rodzaju hotel dla kilkunastu mężczyzn narodowości żydowskiej, którym udało się ocaleć z Zagłady.
Dalszy przebieg wydarzeń nocy z 11 na 12 czerwca znamy z relacji Jonasa Landesmanna, później oskarżonego o zabójstwo dziewczynki, mieszkańca drugiego piętra. „O godz. 12-ej w nocy dom otoczyło około 200 milicjantów; do naszego mieszkania weszło około 20 milicjantów. Zachowali się brutalnie, wołali: «S…syny, zachciało się wam Polski, mordować będziecie»”. Przeprowadzali rewizję, podczas której w nieużywanym piecu znaleźli trochę kobiecych włosów. Jeden z milicjantów uznał to za dowód palenia zwłok. Inny – prawdopodobnie w stanie wzburzenia – zaczął strzelać po ścianach. „W jednym kuble znaleźli krew zabitych przez rzezaka kur i koszulę jednego Żyda, który tam mieszkał, a która była skrwawiona od pękniętego wrzodu, który miał na ciele”[8]. W aktach sprawy jest też mowa o znalezieniu kartki z zeszytu dziewczynki[9], o czym Landesmann nie wspomina. Następnie żydowscy mieszkańcy drugiego piętra zostali sprowadzeni do piwnicy, gdzie pokazano im zwłoki dziecka. Wówczas milicjanci mieli oznajmić, że „krew została wyciągnięta dla celów rytualnych i że poprzedni właściciel tego mieszkania, rabin dr J. Leib Thorn, obecnie Rabin Polowy w Warszawie jest wmieszany w tę sprawę”[10].
Nie ma żadnych dowodów zaangażowania w jakikolwiek z powojennych pogromów polskich ewentualnie radzieckich służb
Tym samym reaktywowany został mit mordu rytualnego. Milicjanci prawdopodobnie znali go z dzieciństwa. Gdy odkryli zwłoki dziewczynki i dowiedzieli się, że w tym samym domu mieszkają Żydzi, odruchowo wykorzystali go do stworzenia w istocie fałszywej definicji sytuacji: Żydzi zabili. Teraz potrzebowali tylko dowodów, które znaleźli po przeszukaniu mieszkania Landesmanna. Autentyczną kartkę z zeszytu dziewczynki najpewniej podrzucili później. Dotychczasowe podejrzenia urosły do rangi prawdy. Zadziałał mechanizm samospełniającego się proroctwa, którego kołem zamachowym okazał się mit mordu rytualnego.
Rzeszowscy milicjanci zapewne pochodzili ze wsi. Jak większość ówczesnej kadry MO bez przeszkolenia, najczęściej „z lasu” trafiali do milicji. Nie mieli pojęcia o technice prowadzenia dochodzenia w sprawie o zabójstwo, w tym o konieczności zachowania milczenia „dla dobra śledztwa”. Niewątpliwie w stanie silnego wzburzenia odkryciem zwłok zmaltretowanego dziecka mogli chcieć się pochwalić, że oni już o tym wiedzą. Nie sądzę, by kierowała nimi chęć prowokacji. Nie ma żadnych dowodów zaangażowania w jakikolwiek z powojennych pogromów polskich ewentualnie radzieckich służb. Systematycznie odkrywane dokumenty z tzw. teczki Stalina nie dają też przesłanek pozwalających wnosić, że w tym czasie władze ZSRR w ogóle brały pod uwagę posłużenie się prowokacją antysemicką[11]. Bardziej prawdopodobne jest rozwiązanie najprostsze – milicjanci po prostu wierzyli w mit mordu rytualnego, a zwłoki dziewczynki i „odkryte” dowody potraktowali jako jego potwierdzenie. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na podobne okoliczności, które doprowadziły do pogromu w Kielcach czy prób wywołania zajść w Kaliszu. Tam również ważnym aktorem wydarzeń okazali się milicjanci.
Rano 12 czerwca wszystkich rzeszowskich Żydów zaprowadzono na posterunek milicji. Byli bici przez konwojujących ich milicjantów. Tłum zelektryzowany wiadomością o mordzie rytualnym rzucił się do rabowania i plądrowania żydowskich mieszkań i warsztatów pracy (m.in. fabryczki cukierków Józefa Landaua). Odprowadzanych na komisariat Żydów „nazywano zbrodniarzami i mordercami dzieci katolickich”[12]. W ruch poszły kamienie i pięści. Pobitych zostało wiele osób. Były próby nakłonienia żołnierzy do przyłączenia się do ekscesów. Kres zajściom położyła kompania wojsk granicznych – zmilitaryzowanych jednostek NKWD[13]. Prawdopodobnie to właśnie „radzieckie czynniki” wydały rozkaz bezzwłocznego wypuszczenia aresztowanych Żydów bez przesłuchania. W ślad za nim Komenda Wojewódzka MO w Rzeszowie uznała dochodzenie Komendy Powiatowej za bezpodstawne, a całą akcję oskarżającą Żydów o mord rytualny – za prowokację polityczną.
Tu mamy Katyń dla naszych dzieci
Morderstwo dziewczynki stało się tematem dnia. Gazeciarze wołali: „Żydzi zamordowali dzieci katolickie”, choć poranne wydania gazet w ogóle o sprawie nie wspominały. „Wiadomość o zamordowaniu kilkunastu dzieci, jak lotem błyskawicy rozeszła się po całym mieście” – czytamy w relacji spisanej w Krakowie 16 czerwca przez jednego z rzeszowskich Żydów. „Do godzin wieczornych ludność katolicka zbierała się na ulicach miasta, komentując powyższy wypadek, a nawet odprowadziła karetkę, w której złożono zwłoki zamordowanego dziecka”[14]. Jeden z funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa podsłuchał rozmawiające na rynku rzeszowskim kobiety: „Ot, widzicie, powiada kobieta, znajdująca się w grupie ludzi, za to, żeśmy im jeść dawali i ukrywali ich, to teraz mordują nasze dzieci. I trzeba Katynia? – Powiada druga: Tu mamy Katyń dla naszych biednych dzieci, przez pięć lat męczonych. Oj, żeby tak moje dziecko zginęło, to ja bym tym żydziakom oczy wydrapała, ano by i milicja nie pomogła”[15]. Dialog ten ujawnia stan zbiorowej psychozy, która ogarnęła mieszkańców miasta. Wzburzenie było tak wielkie, że istniało niebezpieczeństwo samosądów. Po mieście krążyły fantastyczne wersje, jakoby ofiarami miało paść nawet trzydzieścioro dzieci. Wieszczono krwawą zemstę[16].
W tych okolicznościach większość rzeszowskich Żydów w obawie o swoje bezpieczeństwo opuściła miasto. Zwłoki dziewczynki zostały pochowane po kryjomu 13 czerwca rano. Uniknięto w ten sposób ewentualności demonstracyjnego pogrzebu, który mógł stać się okazją do rozpalenia zarzewia pogromu na nowo.
Historia „niedokończonego pogromu” w Rzeszowie unaocznia zakorzenienie mitu w zbiorowej wyobraźni oraz łatwość, z jaką potrafił zmobilizować ludzi do przemocy etnicznej
Lokalna gazeta „Dziennik Rzeszowski” próbowała w kolejnych numerach z 12 i 13 czerwca przekonywać czytelników, że mord nosił charakter seksualny oraz że znaleziono zwłoki jednej dziewczynki, a nie kilkunastu ofiar, jak głosiła plotka[17]. Choć w następnych dniach nastroje się uspokoiły, to jednak „ludność katolicka” nadal uparcie wierzyła w zamordowanie dzieci katolickich przez Żydów[18].
Kozłem ofiarnym stał się Landesmann, którego razem ze wszystkimi Żydami najpierw wypuszczono, by następnie aresztować pod zarzutem morderstwa. W areszcie rzeszowskim, bity i upokarzany jako „ludożerca, morderca polskich dzieci”, przesiedział aż do października 1945 r., kiedy wypuszczono go z braku dowodów.
Historia „niedokończonego pogromu” w Rzeszowie unaocznia zakorzenienie mitu w zbiorowej wyobraźni oraz łatwość, z jaką potrafił zmobilizować ludzi do przemocy etnicznej. W wyobraźni społecznej mit obecny był już wcześniej. Istotny jest kontekst jego erupcji. Od marca 1945 r., zwłaszcza na wschodzie i południu kraju, dochodziło do napaści na ludność żydowską, przede wszystkim na tle rabunkowym. Motywem była także chęć zapobieżenia odzyskiwaniu przez Żydów mienia utraconego w czasie wojny; w ogóle przemoc stanowiła wówczas rzeczywistość dnia codziennego. Ożywienie mitu dodało nowego impulsu dotychczasowej fali przemocy wobec Żydów. W sferze symbolicznej umocniły autostereotyp polskiej ofiary. Agresja wobec Żydów zyskała moralne uzasadnienie: skoro mordują „nasze dzieci”, musimy się bronić.
Chcecie pić katolicką krew
Wydarzenia rzeszowskie rozpoczęły triumfalny pochód mitu wraz z towarzyszącą mu eskalacją zbiorowej przemocy wobec ludności żydowskiej. Nie tylko Żydzi wyjechali bowiem z Rzeszowa – mit wydostał się z miasta prawdopodobnie jeszcze przed nimi. Landesmann wspominał, mając zapewne na myśli milicjantów, że jeszcze 12 czerwca: „zatelefonowano do poszczególnych miast, by zatrzymać jadących Żydów i rozstrzeliwać”[19]. W tym regionie Polski przywilejem posiadania telefonu cieszyły się niemal wyłącznie instytucje, wśród nich milicja. Czyżby za transmisję mitu odpowiedzialni byli milicjanci, dzwoniący do siebie z posterunku na posterunek? To by tłumaczyło błyskawiczne tempo rozprzestrzeniania się wieści. W każdym razie informacja na pewno dotarła do Przemyśla. Obecność mitu odnotowano także w powiecie gorlickim (woj. krakowskie)[20]. Pod datą 22 czerwca Hugo Steinhaus odnotował w swoim dzienniku wiadomość, jakoby także w Tarnowie doszło do napadu na dom, w którym schronili się Żydzi. Powodem miało być znikanie dziewczynek. Wybitny matematyk zauważył: „Okazuje się, że mord rytualny na Żydach nie zapobiegł mitowi, który przeżyje Żydów”[21].
W Krakowie wiara w mit objawiła się jeszcze przed wypadkami rzeszowskimi. Fakt, że nastąpiło to przed Wielkanocą, może wzmacniać hipotezę o religijnej inspiracji nagłego pojawienia się w wyobraźni zbiorowej wiosną 1945 r. przekonania o realności mordu rytualnego. Mieszkający wówczas w Krakowie Jacek Kuroń zapamiętał: „Kiedyś mama poprosiła dziadka, żeby wyprowadził Felka [młodszy brat Kuronia – M.Z.] na spacer. Dziadek wziął go za rękę i ciągnął, a Felek płacząc wyrywał się. Tuż obok domu był bazar, a na nim – było akurat przed Wielkanocą – tłumy. Ja bawiłem się na podwórku. W pewnym momencie na podwórko wtargnął tłum prowadzący dziadka i ryczącego przeraźliwie Felka. Trzeba dodać, że Felek był blondynkiem o jasnej karnacji. Dziadek – stary, zniszczony człowiek, w czapce. Ktoś zaczął krzyczeć: – Gdzie ta matka, zobaczymy, czy to jej dziecko. Felek, o dziwo, nie przestawał płakać, chociaż mama wzięła go na ręce pod czujnym okiem tłumu, który gotów był w każdej chwili go wydrzeć. – Gdyby to była matka, to by dziecko nie płakało – wołali. Okazało się, że ludzie uznali dziadka za Żyda, który ciągnie dziecko na ubój rytualny, na macę”. Gdy rzecz się wyjaśniła, ludzie z tłumu stwierdzili, że przyszli, ponieważ chcieli zapewnić dzieciom bezpieczeństwo[22]. Kuroń nie podaje, gdzie dokładnie wówczas mieszkał, ale zwraca uwagę, że stary mężczyzna prowadzący płaczące dziecko wzbudził tyle sensacji właśnie na bazarze. Późniejszy pogrom w Krakowie, zamieszki w Lublinie i w Warszawie także swój początek wzięły na placu targowym.
Możemy przypuszczać, że o opisanym incydencie zostały poinformowane władze bezpieczeństwa. Szef krakowskiego UB Jan Frey-Bielecki stwierdził w połowie sierpnia: „Wersja o mordach dokonanych rzekomo na dzieciach polskich przez Żydów lansowana była w Krakowie już od szeregu tygodni”[23]. Na krakowskich placach, rynkach, tzw. Tandecie krążyła „sensacyjna” wiadomość o znalezieniu jakoby zwłok 13 dzieci chrześcijańskich[24]. Po raz kolejny wiara w mit ujawniła się 27 lipca 1945 roku. Tego dnia milicja aresztowała kobietę podejrzaną o porwanie dziecka. W istocie matka sama pozostawiła je pod opieką tej kobiety. Błyskawicznie jednak po mieście rozeszła się plotka, jakoby Żydówka porwała dziecko w celach rytualnych[25]. „Zebrany tłum zaczął wznosić okrzyki antyżydowskie, a tłum ekscytowany przez elementy reakcyjne usiłował zdemolować sklep, którego właścicielem jest żyd” – czytamy w milicyjnym raporcie[26]. Choć do pogromu nie doszło, przesiąknięta wrogością atmosfera gęstniała[27].
Mit mordu rytualnego zapanował nad świadomością zbiorową. Uwalniał od wszelkich wątpliwości
W sobotę 11 sierpnia podczas nabożeństwa szabasowego w synagodze Kupa grupa chuliganów zaczęła obrzucać budynek kamieniami. W pewnym momencie ktoś z obecnych w synagodze dopadł jednego z wyrostków. Ten wyrwał się jednak i biegnąc w stronę pobliskiego bazaru krzyczał: „Ratunku, Żydzi chcieli mnie zamordować!”. Tym samym dał sygnał do rozpoczęcia antysemickich zamieszek. „Momentalnie rozniosła się po placu tzw. Tandety – czytamy w meldunku specjalnym MO – plotka o zamordowaniu już dwóch dzieci polskich dla celów rytualnych i tłum zaczął dokonywać samosąd na obecnych na placu Żydach”[28]. Przekupki na pobliskim placu przekazywały sobie makabryczne opowieści. Niektóre płakały i głośno zawodziły. Jedni mówili o dwojgu zamordowanych dzieciach, inni o 18, a nawet 80 ofiarach[29]. W tym czasie trzech żołnierzy wdarło się do synagogi, a po wyjściu z niej oznajmili zgromadzonemu tłumowi, że znaleźli zamordowane dziecko. Rozpoczęło się wyłapywanie i bicie Żydów, w tym kobiet i dzieci. Wedle niektórych szacunków tłum mógł liczyć nawet 1000 osób i „kilkanaście tysięcy biernych”[30]. Podobnie jak w Rzeszowie i później w Kielcach, kluczową rolę odegrali milicjanci, aktywnie biorąc udział w pogromie[31]. Zginęło prawdopodobnie pięć osób, kilkakrotnie więcej pobito[32].
Mit mordu rytualnego zapanował nad świadomością zbiorową. Uwalniał od wszelkich wątpliwości, jednocześnie podsuwając jednoznaczną definicję sytuacji: „Żydzi zabili dziecko”. W ten sposób narzucał określony normatywny porządek zachowań, obligował do działania: „bicia Żydów”, w imię obrony „naszych dzieci”. Podczas pogromu człowiek bijąc żydowską kobietę krzyczał: „Wy stare kurwy, jak was Hitler nie potrafił wykończyć, to my was wszystkich wykończymy. Na polskiej ziemi jesteście i mordujecie jeszcze polskie dzieci”[33]. Jeden z wielu milicjantów, biorących udział w pogromie, groził: „Ty parszywa żydowico, zamordowałaś dwoje polskich dzieci, zginiesz w więzieniu”[34].
Panowanie mitu nad społeczną wyobraźnią nie zakończyło się wraz z wygaśnięciem zamieszek. Po pogromie zaczęła rosnąć liczba świadków rzekomych dowodów rytualnego morderstwa, fabuła mitu wydłużała się, wzbogacała o nowe szczegóły. Rozpoczął się proces rozbudowy mitu o elementy mające go uprawomocnić. Kanwa opowieści nie ulegała przy tym poważniejszym zmianom, zmieniały się jedynie rekwizyty, liczba rzekomo zamordowanych dzieci itp. Skondensowany w formie plotki mit w czasie pogromu nie mówił wprost, w jakim celu Żydzi mieliby zabijać chrześcijańskie dzieci. Post factum dopisany został i ten element. Pojawiły się wypowiedzi otwarcie mówiące o wampiryzmie. W Niepołomicach funkcjonariusze straży kolejowej spotkanym dwóm Żydom powiedzieli: „Chcecie pić katolicką krew, to trzeba was sprzątnąć ze świata”[35].
To jest święta prawda
Dla niektórych mieszkańców Krakowa opowieść o zabiciu przez Żydów chrześcijańskich dzieci ujawniała prawdę definitywną. Potwierdzają to fragmenty prywatnych lisów przejętych przez Cenzurę Wojenną w sierpniu 1945 r.[36] List nr 1 z Krakowa: „U nas w mieście są potyczki z żydami, bo wyobraź sobie, że żydzi posunęli się do tego stopnia, że zabijają dzieci polskie na krew, a brali ich podstępem, aby im odnieśli walizki do bóżnicy. Płacili im po 100 zł, a wiesz, że dzieci są łakome na pieniądze, zwłaszcza chłopcy. Okazało się, że jeden był morowy dochodząc do bóżnicy usłyszał płacz dzieci i nie czekając na resztę z piątki zwiał i dał znać na milicję. Milicja została kilka trupów w piwnicy w bóżnicy. Momentalnie rozniosło się po całym mieście i Polacy, gdzie spotkali żyda to prali a na tandecie porozbijali im kramy”. List nr 2 z Brzeska: „Opiszę ci jeszcze jeden wypadek w Krakowie, który rozegrał się w dzielnicy, gdzie obecnie mieszkam. Od jakiegoś czasu ginęły dzieci aż 11.8 wyrwał się z rąk żydów 14-letni chłopiec, który miał podcięte żyły u ręki. Żydzi spuszczali krew z rąk i nóg katolickim dzieciom i na co? To okaże się w tych dniach. Były takie wypadki w Rzeszowie, ale prasa sprostowała, że to niemożliwe. Więc teraz wykryło się, że to jest święta prawda”. List nr 3 z Krakowa: „W Krakowie są rozruchy z żydami, że żydzi łapią małe dzieci i ściągają z nich krew dla żydów, którzy powracają z obozów”. List nr 4: „Znowu w Krakowie żydzi dużo polskich dzieci zabili i pili z nich krew. Polscy żołnierze dużo żydów pozabijali, no ich NKWD ochroniło”[37].
W biuletynie Cenzura zamieściła także fragmenty listów polskich Żydów. Tematem wszystkich jest strach. Przytoczona powyżej korespondencja ułatwia zrozumienie, co go wywoływało, odsłania kulisy antyżydowskiej trwogi.
Kim byli nadawcy opowieści o mordzie rytualnym? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie; wszyscy słabo lub bardzo słabo znali język polski w piśmie, co pozwala wnosić, że ukończyli najwyżej kilka klas szkoły powszechnej. Wszyscy też bez cienia wahania wierzyli, że Żydzi zabijają polskie dzieci. Żaden z autorów listu nie użył zwrotu „jakoby”, „rzekomo”, „mówi się, że”, słowem – nie podał w wątpliwość tej informacji. Autor drugiego listu, jedyny na pewno czytający prasę, spotkał się z poglądami kwestionującymi autentyczność mordu rytualnego, o czym może świadczyć zdanie: „teraz już nikt nie zaprzeczy”, wszelako – jak widać – nawet lektura nie była w stanie zmienić jego poglądów. Jednak tylko jedna osoba miała mgliste wyobrażenie o motywach morderstwa. Dla niej sens zabijania nie był rytualny, lecz – powiedzmy – wzmacniający. Krew dzieci miała być rzekomo przeznaczona dla Żydów osłabionych pobytem w hitlerowskich obozach.
Jeśli wszyscy ci ludzie rzeczywiście wierzyli, że dzieci są porywane i następnie mordowane, to, czym dla nich był sam pogrom? W ich odczuciu zapewne aktem zemsty, ale być może także naturalnym odruchem zapewniania bezpieczeństwa najmłodszym, którym zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo z rąk „Żydów-krwiopijców”. Innymi słowy, społeczna tolerancja dla użycia przemocy wobec Żydów mogła wynikać z faktu społecznego, jakim była wiara, że z ich strony grozi dzieciom cierpienie i śmierć. Paradoksalnie, w ten sposób troska o nie łączyłaby się z nienawiścią etniczną i być może właśnie to połączenie spowodowało, że siła niekontrolowanej agresji skierowanej wobec Żydów była tak wielka.
Na marginesie: społeczny mandat dla użycia przemocy wobec ludności żydowskiej nie wynikał tylko z tego, że część Polaków wierzyła, że Żydzi mordują im dzieci. Kluczową sprawą dla zrozumienia genezy i przebiegu wszystkich powojennych pogromów był udział w nich milicji i wojska. Jak zwracają uwagę psychologowie społeczni, użycie przemocy przez uprawnione do tego, oficjalne formacje i instytucje zwykle jest uważane przez ludzi za prawomocne[38]. Dlatego udział mundurowych w pogromie zachęcał do współuczestnictwa, a nawet najbardziej odrażające akty przemocy z ich strony podczas pogromów krakowskiego i kieleckiego zyskiwały społeczną akceptację, a nawet aplauz.
Pocztą, telefonicznie, z ust do ust
Przytoczone listy mówią nam, jak przebiegała transmisja „świętej prawdy” mitu. Pocztą, ale także drogą ustną szybko stała się prawdą nieomal ogólnopolską. Latem i jesienią 1945 r. Polacy przemieszczali się jak nigdy wcześniej w swojej historii. Na dworcach kolejowych koczowały tysiące ludzi, pociągi były zapchane do granic możliwości. Do masowych interakcji dochodziło także na popularnych wówczas placach i halach targowych takich jak krakowska Tandeta, plac Grunwaldzki we Wrocławiu, targowiska przy ulicy Lubartowskiej i Świętoduskiej w Lublinie, warszawskie hale. W tych warunkach „zarażenie” mitem mogło postępować błyskawicznie. Per analogiam możemy przypuszczać, że swój udział mieli w tym również niektórzy milicjanci. Bezpośrednio po pogromie krakowskim do „prób wywołania rozruchów” doszło w Dębicy, Miechowie, Słomnikach, Wieliczce, Nowym Targu, Tarnowie i w Zakopanem[39]. Praktycznie cała Galicja została „zainfekowana”.
W początkach września 1945 r. w samochodzie ciężarowym przewożącym ludzi z Katowic do Sosnowca trzydziestopięcioletnia kobieta głośno mówiła: „Żydzi nie pracują lecz wysysają krew narodu, trzeba ich z powrotem powsadzać do Majdanku i Oświęcimia, jak robili to Niemcy, w Krakowie mordowali dzieci, w Katowicach też już zamordowali parę dzieci”. Podczas przesłuchania przez oficerów Urzędu Bezpieczeństwa powiedziała: „Ja bym z żydów pasy darła”[40]. Możemy podejrzewać, że mit trafił także na Śląsk, aczkolwiek nie dysponujemy informacjami, by wywołał tam jakiekolwiek zaburzenia społeczne, podobne do tych, do których doszło w położonym między Krakowem a Sosnowcem Olkuszu. „Duże poruszenie i żywą reakcję – czytamy w sprawozdaniu starosty powiatowego w tym mieście – dało się zauważyć w społeczeństwie w związku z wypadkami krakowskimi. Ludność tut. jest głęboko przekonana o prawdziwości wydarzeń, dlatego dało się zauważyć pogłębienie nurtującej nienawiści do żydów”[41].
Podobne przekazy mamy z północnego Mazowsza, ściślej z Płocka. Tam dodatkowo atmosferę podgrzała próba porwania dziecka. Podobne grożące wybuchem nastroje panowały w Częstochowie i Lublinie. W tym pierwszym mieście jeszcze w sierpniu 1945 r. „pewnej kobicie zaginęło dziecko. Poszła wersja, że żydzi zamordowali”. Choć po kilku godzinach się odnalazło, to jednak przez jeszcze kilka następnych dni pogrom wisiał w powietrzu[42]. W sposób pełen niedomówień pisał o tym także, wychodzący w Częstochowie, „Głos Narodu”[43]. O próbie wywołania zamieszek w Lublinie również wiemy bardzo mało. Wydaje się, że zaczęły się zgodnie z krakowskim scenariuszem, także aktorzy i scena były podobne.
Kluczową sprawą dla zrozumienia genezy i przebiegu wszystkich powojennych pogromów był udział w nich milicji i wojska
Za prolog możemy uznać zaginięcie czternastoletniej Zofii Niemczyńskiej 17 października 1945 r. Jej ojciec zgłosił ten fakt milicji (sic!). Następnego dnia po lubelskiej Tandecie, targowisku przy Lubartowskiej, zaczęła krążyć plotka jakoby „Żydzi uprowadzili dziewczynkę, aby ją następnie zamordować do celów rytualnych”. Zebrał się tłum, składający się prawdopodobnie z tamtejszych handlarzy, którzy usiłowali wedrzeć się do mieszkań zajmowanych przez ludność żydowską. Na jakim etapie udało się zapanować nad tłumem, źródła milczą. Dopiero po pięciu dniach „Sztandar Ludu” typowym dla ówczesnej propagandy językiem „walki z prowokacją reakcji” doniósł o wydarzeniach. Jednocześnie poinformował, że dziewczynka uciekła z domu, ponieważ bała się ojca niezadowolonego z jej wyników w nauce[44]. Mit żył jednak dalej, choć znane nam sygnały świadczące o jego obecności są o pięć miesięcy późniejsze.
W połowie czerwca 1946 r. w Częstochowie „niezadowoleniu o charakterze antysemickim”, związanemu z obsadzaniem stanowisk państwowych przez osoby pochodzenia żydowskiego, towarzyszyć miały plotki o „wymordowaniu dzieci” we Wrocławiu[45]. Jak się zdaje, Częstochowa szybko zaczęła żyć lokalnym morderstwem dziecka. „Pewien konkretny punkt zaczepienia – raportował prezydent miasta – dla agitacji antyżydowskiej stanowi fakt znalezienia w dniu 18 czerwca br. w dołach cegielni Helmana przy ul. Kościelnej zwłok 15-letniej Krystyny Woźniak, która została uduszona i wrzucona do glinianek. Pod zarzutem popełnienia morderstwa na osobie tej dziewczynki został aresztowany Chil Teper, krawiec, zam. przy ul. Al. Wolności Nr 16, który został przekazany władzom prokuratorskim i osadzony w więzieniu. Sekcja zwłok nie stwierdziła ani defloracji ani też innych uszkodzeń ciała poza oznakami uduszenia”[46]. Kolejne oskarżenie Żyda o morderstwo dziecka nie było zapewne przypadkowe; świadczy o przenikających aparat milicyjny i prokuratorski antysemickich uprzedzeniach. Jakie reakcje społeczne towarzyszyły „odkryciu”? Czy informacje o morderstwie dotarły do Kielc? Wreszcie – jaki przebieg miało i jakimi wnioskami zakończyło się śledztwo w sprawie o zabójstwo Krystyny Woźniak? – na te pytania muszą znaleźć odpowiedź dalsze badania.
Synu, byłeś u Żydów
W sąsiadującym z regionem częstochowskim województwie kieleckim w początkach lipca 1946 r. krążyły „wręcz fantastyczne pogłoski” „jakoby żołnierze radzieccy, idące do pierwszej Komunii dziewczęta nadziewali na bagnety”[47]. Nie wiemy, czy plotka była wymysłem konspiracyjnego propagandzisty, czy przeciwnie – stanowiła autentyczny wyraz przekonań przynajmniej jakiejś części mieszkańców kielecczyzny. To drugie byłoby dowodem narastania napięcia lękowego, którego jednym z objawów był zbiorowy niepokój o bezpieczeństwo najmłodszych, być może podsycony jeszcze doniesieniami z Częstochowy.
Powojenna nienawiść wobec Żydów karmiła się nie tylko wiarą, że porywają oni i mordują „chrześcijańskie dzieci”. Urojenia o porwaniach współtworzyły z innymi wyobrażeniami społecznymi obraz żydowskiego zagrożenia. Dlatego bardziej uprawnione jest mówienie o całym kompleksie uprzedzeń i zaszłości. By je wymienić, oddajmy głos porucznikowi Srokowskiemu, funkcjonariuszowi Wojewódzkiego UB w Kielcach. W październiku 1945 r. raportował on: „Na ogół stosunek społeczeństwa do ludności żydowskiej jest nacechowany nieprzychylnością […]. Nieprzychylność ta i stosunek negatywny wyrażają się w utyskiwaniu i podkreślaniu faktów zajmowania przez Żydów wysokich stanowisk w administracji Państwa. Szeroko są między ludnością polską kolportowane pogłoski o rzekomo olbrzymich subsydiach, z których korzystają Żydzi ze strony Państwa. Oprócz tego fakt obejmowania przez Żydów swych przedwojennych nieruchomości wywołuje wśród ludności pewien rodzaj niechęci”[48].
Na narastanie wrogości wobec ludności żydowskiej mogły mieć wpływ także zaginięcia dzieci. W czerwcu 1946 r. zaginęła czteroletnia dziewczynka[49]. Takich przypadków było więcej, co potwierdzają tak relacje świadków[50], jak i zeznania posterunkowego MO Antoniego Kręglickiego. Jego zdaniem, w ciągu dwóch miesięcy do lipca zaginęła aż trójka dzieci[51]. Mając to w pamięci, kolejne doniesienie posterunkowy potraktował śmiertelnie poważnie. Legło ono u genezy pogromu w Kielcach.
1 lipca 1946 r. nie wrócił do domu dziewięcioletni Henryk Błaszczyk, syn Walentego, szewca. Nie poinformowawszy nikogo, wyjechał do mieszkających na wsi znajomych. W tym czasie rodzice rozpoczęli poszukiwania, rozlepili na murach trzy ogłoszenia oraz ogłosili w jednym z kościołów o zaginięciu syna[52]. Sprawa zaginięcia dziecka stawała się coraz bardziej powszechnie znana. Po dwóch dniach chłopiec nieoczekiwanie powrócił. 3 lipca wieczorem ojciec pojawił się na komisariacie MO przy ul. Sienkiewicza twierdząc, że chłopca przez trzy dni przetrzymywali Żydzi, jednak udało mu się zbiec. Poinstruował też syna: „Pamiętaj synu, jakby się ktoś ciebie pytał, to powiesz, że byłeś u Żydów, siedziałeś w piwnicy i żydowskie dziecko cię uwolniło, otworzyło okno i cię uwolniło”[53].
Społeczna tolerancja dla użycia przemocy wobec Żydów mogła wynikać z wiary, że katolickim dzieciom grożą cierpienie i śmierć
Rano 4 lipca poszli razem na komisariat MO. Stamtąd wraz z aż 14 milicjantami udali się w stronę domu zamieszkałego przez kieleckich Żydów, przy ul. Planty 7/9, gdzie mieścił się Komitet Żydowski. Tam już od rana gromadzili się ludzie, początkowo głównie kobiety. Ponieważ po drodze milicjanci rozpowiadali, że idą szukać zamordowanych dzieci, tłum narastał. Rosło też podniecenie i agresja wśród zgromadzonych. Atmosferę podgrzewały opowieści, jakoby Żydzi „zamordowali polskie dzieci”. Mówiono o kilkunastu ofiarach. Jak zeznała w śledztwie ostatecznie skazana na karę śmierci za podżeganie do mordowania Antonina Biskupska, feralnego dnia spotkała kobietę, która powiedziała jej, że znaleziono „pomordowane dzieci przez Żydów – że mają ręce i nogi połamane. Mówiła ona, że ma być zabitych czworo dzieci polskich «na krew» i że ciała ich leżą na Plantach. Potem kobieta poszła dalej ulicą i załamując ręce wołała: «Ojej! Ojej! Pomordowane nasze polskie dzieci»”. Następnie Biskupska wraz z sąsiadką poszły na Planty „oglądać te dzieci”.
Nie ma podstaw, by nie wierzyć tym zeznaniom. Te kobiety na pewno wierzyły, że Żydzi zabili. Nie powinno więc poniekąd dziwić, że gdy Biskupska usłyszała jeszcze, iż „jedno dziecko jeszcze ciepłe, oraz że dzieci pomordowane są w piwnicy, później że na placu, a później, że pozalewane wapnem, aby nie było śladu” – zaczęła krzyczeć: „Precz z Żydami! Oni nasze dzieci mordują! Oni nam niepotrzebni!”.[54] Wiara w mit, uprawomocniona doniesieniami o rzekomym zbiorowym mordzie na dzieciach, stworzyła ontologiczny przymus, mobilizowała do zabijania.
Psychologiczna bariera dzieląca słowną agresję od fizycznego gwałtu pękła po przybyciu oddziałów Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i milicji. Żołnierze pierwsi wkroczyli do domu przy Plantach. Rozpoczęli pogrom, podczas którego nastąpił swoisty „podział pracy”. W domu rządzili wojskowi i milicjanci, którzy rabowali, bili, strzelali do bezbronnych. Strzałem w plecy zabity został dr Seweryn Kahane, przewodniczący Komitetu Żydowskiego. Pozostałych mieszkańców wyprowadzali na zewnątrz budynku, gdzie panował już tłum obojga płci, składających się, w nieznanych (pewnie zmieniających się) proporcjach, z cywilów i mundurowych. Niektóre ofiary, w tym również kobiety, wyrzucano z drugiego piętra na bruk. W ten sposób w ciągu pół godziny zamordowano kilkanaście osób, wiele w sposób bestialski. Rannych dobijano czym popadło: deskami, kamieniami. Łącznie w Kielcach zginęły 42 osoby, w tym trzech Polaków.
O wybuchu pogromu, rozmiarach agresji i przemocy skierowanej wobec Żydów zadecydowały trzy czynniki: udział wojska i milicji, rabunek oraz mit mordu rytualnego. Kolejne oddziały żołnierzy i podoficerów, wysłane, by spacyfikować tłum, bądź – w najlepszym razie – mieszały się z nim, powiększając w ten sposób grupę gapiów, bądź przyłączały się do napastników. Grabież stanowiła jeden z dwóch najważniejszych motywów pogromu. Mit był drugim. Okrzykiem „Żydzi pomordowali polskie dzieci!” przez cały czas zagrzewano do bicia i zabijania. Mit mordu rytualnego wywołał pogrom, stanowił jego paliwo, które błyskawicznie rozlało się po całych Kielcach. Jeden ze świadków wydarzeń, Rachela Grunglas, wspominała: „Żołnierze, którzy otaczali budynek, kazali nam wejść do sąsiedniej cukierni, ażeby przeczekać, albowiem nie rozpoznali we mnie Żydówki i wobec tego udałam się do cukierni, gdzie na moje pytanie odpowiedzieli mi, że Żydzi zabili 12 dzieci polskich, co opowiadał chłopiec, który się z piwnicy jedyny uratował. Nadto Żydzi zabili oficera oraz dziecko jego, które znaleziono w piwnicy i dlatego Żydów wojsko również szuka i strzela”[55]. Świadek zajść na kieleckim dworcu kolejowym zapamiętał: „Tłum był niesamowicie rozwścieczony i histerycznie wykrzykiwał «Żydzi pomordowali w piwnicach nasze niewinne polskie dzieci, a krew wzięli na mace»”[56].
Słusznie należy im się zaistniały mord w Kielcach
Pogrom kielecki okazał się największym triumfem mitu mordu rytualnego w historii Polski. „Zapał pogromowy – jak pisał Stanisław Ossowski – sięgnął aż poza granice miasta”[57]. Do położonego niedaleko od Kielc Piekoszowa mit dotarł pociągiem tego samego dnia. „W pociągu rozeszła się wiadomość, że w Kielcach zamordowali Żydzi 10 dzieci, przy tym krzyczano: wyrzucać z wagonów Żydów i mordować, gdyż w Kielcach mordują Żydów”[58]. Wieści przekazywano sobie również drogą telefoniczną, przede wszystkim za sprawą alarmowych połączeń milicji. Inaczej nie można wytłumaczyć pojawienia się mitu w Kaliszu, około dwustu kilometrów na północny-zachód od Kielc, już 4 lipca, czyli w dniu pogromu. Drugą przesłanką prowadzącą do wniosku o „milicyjnym łańcuszku” jest czystka, jaką post factum przeprowadzono w kaliskiej MO. Objęła ona aż 110 funkcjonariuszy posądzanych o antysemityzm, z których część została usunięta ze służby, część przesunięta na inne stanowiska[59].
O wydarzeniach, jakie rozegrały się w Kaliszu, także niewiele wiemy. Możemy domniemywać, iż milicjanci, usłyszawszy od kolegów z Kielc, że biją Żydów, postanowili pójść ich śladem. Rozpuścili plotkę o zaginięciu chłopca. Przekazywana z ust do ust opowieść zaczęła się przepoczwarzać. Pojawiały się nowe wersje mitu z coraz większą liczbą ofiar – nawet 24. Jednak rzekomo „dzięki spokojnej postawie tłumu i – jak pisali w sprawozdaniu z Kalisza wysłani tam instruktorzy PPR – dzięki perswazji statecznych obywateli, do ekscesów żadnych nie doszło”[60].
Plotka o mordzie rytualnym szerzyła się w wielu regionach Polski, jednak wyjątkowe podniecenie ogarnęło mieszkańców województwa kieleckiego. Tam niebezpieczeństwo wybuchów pogromów było bodaj największe. W Ostrowcu Świętokrzyskim, do którego wiadomość o pogromie kieleckim dotarła już 4 lipca, nosicielami mitu byli milicjanci oraz nowe mieszczaństwo: restaurator i lodziarz[61]. O „błyskawicznym” przekazywaniu mitu donoszono z Pińczowa[62]. W Sandomierzu „ludność” miała mówić, że „żydzi rzeczywiście zamordowali kilka dzieci polskich i słusznie należy im się zaistniały mord w Kielcach”. W doniesieniu z tego miasta zwracano jednak uwagę, że „na ogół kończy się ta propaganda na pustych słowach. Nie zauważono nigdzie chęci zemsty na Żydach”[63]. Inaczej było w Jędrzejowie, gdzie wieści z Kielc wywołały silne wzburzenie społeczne. Dodatkowo 12 lipca miasto obiegła plotka o przybyciu tam w najbliższym czasie kilku tysięcy Żydów z ZSRR. Społeczność zareagowała histerycznie: „rozgoryczenie, rwetes, podniecenie, nerwowość, stan zapalny”[64].
Silne objawy zbiorowej psychozy lękowej wystąpiły także w Częstochowie, w której nastroje antyżydowskie nabrzmiewały od pogromu krakowskiego. W lipcu 1946 r. myślenie magiczne wylało się wręcz na ulice miasta, głównie jednak dzielnic zamieszkałych przez ludzi o niskim statusie materialnym. 6 lipca w dzielnicy Stradom zgromadził się tłum podekscytowany domniemanym zamordowaniem dziecka przez Żydów. Oddział milicjantów przeszukał miejsce, gdzie rzekomo miały leżeć zwłoki, następnie zmusił ludzi do rozejścia się. Dzień później w zamieszkałej przez biedotę dzielnicy Zacisze część mieszkańców wyszła na ulice wzburzona plotką o znalezieniu w zbożu zwłok dziewczynki. Mało nie doszło do linczu na idącym do fabryki robotniku „podobnym do żyda”. Tłum został rozproszony przez funkcjonariuszy MO i UB, którzy wcześniej przeszukali całe pole, gdzie jednak nic nie znaleźli.
Pogrom kielecki okazał się największym triumfem mitu mordu rytualnego w historii Polski
Tego samego dnia tym razem w śródmieściu miasta zgromadzenie wywołał mężczyzna prowadzący dziecko i częstujący je cukierkami. Uciekł, zapewne widząc, że sytuacja staje się groźna. Tłum rozpędziła milicja[65]. Tydzień później, 15 lipca, Kazimierz Śpiewak wyszedł ze swoim bratankiem na spacer ulicą Złotą (w dzielnicy Zawodzie, zamieszkałej w dużej mierze przez ludzi marginesu społecznego). W jednym dokumencie mowa jest, iż „został zaatakowany przez ludność cywilną i posądzony jako żyd uprowadzający polskie dziecko”[66]; w innym, „ponieważ był inteligentnie ubrany w okularach, ludność wzięła go za żyda”. „Zdziwiony tłum rozszedł się”, po uprzednim wylegitymowaniu mężczyzny przez milicjantów[67]. Ponieważ atmosfera pogromowa narastała, władze wysłały na miasto patrole wojska w pełnym rynsztunku bojowym.
W lipcu 1946 r. w nieodległym od Częstochowy Janowie również doszło do paniki wywołanej plotką, jakoby Żydzi zasadzili się na dzieci w pobliskim lesie. Referenci gminni „podnieconą już ludność uspokoili i doprowadzili do normalnego stanu”[68]. W Radomiu: „Fakt pogromu Żydów w Kielcach spotkał się z moralną aprobatą wielu grup naszego społeczeństwa. Ogólnie panowało zdanie, że miał miejsce rzeczywiście mord rytualny. Przekonanie to zapanowało nie tylko wśród bezpartyjnych, lecz nawet niektórzy członkowie partii robotniczych dali się opanować zbiorowej psychozie. Nie zagrażały mimo to w mieście żadne zamieszki na tym tle”[69].
Antyżydowska trwoga swoim zasięgiem objęła także tereny Mazowsza. Do antysemickich ekscesów miało rzekomo dojść w: Ciechanowie, Siedlcach, Ostrowi Mazowieckiej, Świdrze oraz w Warszawie. Brak bliższych informacji uniemożliwia odpowiedź na pytanie, czy znów iskrą zapalną okazał się mit. Bodaj najbardziej nabrzmiała atmosfera panowała w Otwocku. W tym mieście kilka dni po pogromie kieleckim rozeszła się wiadomość o zaginięciu polskiego dziecka. Wybuchowi zbiorowej nienawiści zapobiegła interwencja szefa Wojewódzkiego UB. Ponoć udało się też wyjaśnić powód zaginięcia dziecka[70] – nie jest jasne, czy był nim przypadek, czy celowe ukrycie. W sprawozdaniu przeznaczonym dla Centralnego Komitetu Żydów Polskich zwracano uwagę na próby wywołania w wielu miastach rozruchów za pomocą „kieleckiego środka”: chowania dzieci i szukania ich w domach zamieszkałych przez ludność żydowską. Do takich prób miało dojść m.in. w: Krakowie (cztery razy), Bytomiu, Białymstoku, Szczecinie, Bielawie i w Otwocku.
Jesienią 1946 r. odnotowane w źródłach oznaki wiary w mit zaczęły słabnąć. Wystarczyło jednak, że znaleziono zwłoki dziecka, jak to się stało w Legnicy w październiku 1946 r., by znów pojawiły się oskarżenia o mord rytualny. Reakcja wojsk radzieckich stacjonujących w tym mieście oraz Powiatowego UB zapobiegła pogromowi[71]. Jedno z ostatnich powojennych świadectw obecności mitu w myśleniu potocznym pochodzi z marca 1948 r. Julia Brystygier, dyrektor Departamentu V w MBP, przesłała wówczas wszystkim wojewódzkim UBP w kraju Instrukcję, w której pisała: „W związku z nadchodzącymi świętami Wielkiejnocy wrogie elementy próbują siać zamęt wśród społeczeństwa polskiego i o «mordach rytualnych». Fakt taki miał miejsce ostatnio na terenie województwa kieleckiego we Włoszczowie”. Instruowała też, co należy robić w takich sytuacjach, polecając m.in: „o wszelkich wystąpieniach antysemickich niezwłocznie meldować MBP”[72]. MBP nie zostało zalane w 1948 r. falą meldunków o „zamęcie” wywołanym opowieściami o mordzie rytualnym. Następne znane doniesienia pochodzą z 1949 r. – co charakterystyczne – z Częstochowy i Krakowa. Wiara w wampiryzm Żydów pojawiała się jeszcze w polskim społeczeństwie, ale prawdziwa gorączka mitu mordu rytualnego dobiegła końca.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 10/2007.
[1] Tekst ukazał się też w piśmie „Kultura i Społeczeństwo”.
[2] Jan T. Gross, „Fear. Anti-Semitism in Poland after Auschwitz”, Princeton 2006, s. 245-246.
[3] Wyjątek stanowi praca Anny Cichopek, która mitowi mordu rytualnego przypisała kluczowe znaczenie w genezie pogromu w Krakowie („Pogrom Żydów w Krakowie 11 sierpnia 1945”, Warszawa 2000).
[4] Wyjątek stanowią wydarzenia w Parczewie, gdzie jednak doszło do zbrojnego zajazdu, nie zaś pogromu.
[5] „Dziewiąte sprawozdanie z działalności za miesiąc marzec 1945”, Archiwum Akt Nowych (dalej AAN), Ministerstwo Informacji i Propagandy (dalej MIP), sygn. 753, k. 5.
[6] Zob. „Trzecie sprawozdanie z działalności Referatu dla Spraw Pomocy Ludności Żydowskiej przy Prezydium Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (za okres od 18.09. do 10.10.1944 r.)”, w: „Antyżydowskie wydarzenia kieleckie 4 lipca 1946 roku. Dokumenty i materiały”, t. 2, oprac. Stanisław Meducki, Kielce 1994, s. 20; „Ósme sprawozdanie z działalności/za miesiąc luty 1945 r.”, AAN, Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej, 335, k. 56.
[7] „Meldunek Kaprala MO Jana Łukasza do Kierownika Referatu Śledczego MO, Rzeszów 12 VI 1945”, Akta sprawy Bronisławy Mendoń, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowe w Rzeszowie (dalej AIPN-Rz), 062/5, k. 3.
[8] „Rozruchy w Rzeszowie. Relacja Jonasa Landesmanna”, Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego (dalej AŻIH), 301/1581, brak paginacji.
[9] Zob. „Akta sprawy Bronisławy Mendoń”, AIPN-Rz, 062/5, brak paginacji.
[10] „Rozruchy w Rzeszowie…”, akta cyt.
[11] M.in.: „NKWD o Polsce i Polakach. Rekonesans archiwalny”, red. Wojciech Materski, Andrzej Paczkowski, Warszawa 1996; „Teczka specjalna J. W. Stalina. Raporty NKWD z Polski 1944-1946”, wyb. i oprac. Tatiana Cariewskaja, Andrzej Chmielarz, A. Paczkowski, Ewa Rosowska, Szymon Rudnicki, Warszawa 1998. Na brak dowodów spisku wskazuje również prokurator Krzysztof Falkiewicz w postanowieniu o umorzeniu śledztwa w sprawie pogromu kieleckiego („Wokół pogromu kieleckiego”, red. Łukasz Kamiński, Jan Żaryn, Warszawa 2006, s. 471, 472).
[12] „Sprawozdanie w sprawie wypadków zaszłych w dniu 12 czerwca 1945 r.”, AŻIH, 301/1320, brak paginacji.
[13] „Meldunek specjalny o sytuacji w terenie Głównego Zarządu Pol. Wych. WP”, 22 VI 1945, Centralne Archiwum Wojskowe (dalej CAW), Główny Zarząd Polityczny (dalej GZP), III.2.204, k. 389, 390.
[14] „Sprawozdanie w sprawie wypadków…”, dok. cyt.
[15] „Meldunek specjalny kierownika Sekcji VII Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie o eskalacji nastrojów antysemickich w tym mieście złożony kierownikowi rzeszowskiego urzędu”, Rzeszów, 12 VI 1945 r., w: „Rok pierwszy, Powstanie i działalność aparatu bezpieczeństwa publicznego na rzeszowszczyźnie (sierpień 1944-lipiec 1945)”, wyb. i oprac. Dariusz Iwaneczko, Zbigniew Nawrocki, Rzeszów 2005, s. 600.
[16] Tamże.
[17] „Dziennik Rzeszowski” z 13.06.1945.
[18]„Sprawozdanie w sprawie wypadków…”, dok. cyt.
[19] „Rozruchy w Rzeszowie…”, dok. cyt.
[20] Tamże.
[21] Hugo Steinhaus, „Wspomnienia i zapiski”, Wrocław 2002, s. 324.
[22] Jacek Kuroń, „Wiara i wina. Do i od komunizmu”, Londyn 1989, s. 23.
[23] „Źródła i podłości zajść sobotnich w Krakowie”, „Dziennik Polski” z 16.08.1945, za: Julian Kwiek, „Wydarzenia antyżydowskie 11 sierpnia 1945 r. w Krakowie. Dokumenty”, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” 2000 nr 1, s. 89.
[24] „Aneksy. Akt oskarżenia przeciwko 25 uczestnikom pogromu w dniu 11 sierpnia, 5 IX 1945 r.”, w: A. Cichopek, dz. cyt., s. 202.
[25] A. Cichopek, dz. cyt., s. 67.
[26] „Raport Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie od dnia 15 VII do 1 VIII 1945”, AIPN, Komenda Główna Milicji Obywatelskiej (dalej KG MO), 35/879, k. 46.
[27] Więcej na ten temat: A. Cichopek, dz. cyt., s. 53-66.
[28] „Meldunek specjalny Zastępcy Wojewódzkiego Komendanta MO do Spraw Polityczno-Wychowawczych”, Kraków, 15 VIII 1945, AIPN, KG MO, 35/878, k. 1.
[29] A. Cichopek, dz. cyt., s. 70.
[30] „Sprawozdanie KW PPR w Krakowie dotyczące oceny sytuacji na terenie województwa krakowskiego”, 30 VIII 1945, w: J. Kwiek, dz. cyt., s. 86.
[31] „II Komisariat MO zaalarmowany ekscesami nie dopisał w zupełności. Część milicjantów nie zareagowała natychmiast, lecz wprost przeciwnie wzięli udział w ekscesach” („Meldunek specjalny…”, dok. cyt.).
[32] Więcej na temat pogromu: A. Cichopek, dz. cyt. Zob. też dwa dokumenty na ten temat (nr 108 i 113) w: „Teczka specjalna…”, dz. cyt.
[33] „Aneksy. Akt oskarżenia…”, w: A. Cichopek, dz. cyt., s. 206.
[34] Tamże, s. 208.
[35] „Sprawozdanie Centralnego Komitetu Żydów w Polsce dotyczące zajść antyżydowskich…”, dok. cyt., s. 79.
[36] Na podstawie prywatnej korespondencji, przechwytywanej w urzędach pocztowych, Cenzura Wojenna przygotowywała biuletyny, na które składały się fragmenty prywatnej korespondencji. Następnie biuletyny te trafiały na biurka kilku osób z kierownictwa PPR. Niestety, to doskonałe źródło do poznania społecznych opinii zachowało się w stanie szczątkowym.
[37] „Specjalne doniesienie dot. zajść antyżydowskich w Krakowie”, 12 września 1945, AIPN, MBP 3378, k. 87, 88.
[38] Dane Archer, Rosemary Gartner, „Ofiary czasów pokoju: wpływ wojny na stosowanie przemocy przez osoby nie biorące udziału w wojnie”, w: „Człowiek istota społeczna. Wybór tekstów”, red. Elliot Aronson, Warszawa 2002, s. 389-403.
[39] „Meldunek specjalny Zastępcy Wojewódzkiego…”, dok. cyt., k. 3.
[40] „Sprawozdanie dekadowe za czas od 11 IX do 20 IX 1945 r.”, Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa w Katowicach, AIPN, MBP 311, k. 11.
[41] „Sprawozdanie sytuacyjne miesięczne starosty powiatowego w Olkuszu”, 7 IX 1945, Archiwum Państwowe w Kielcach, Urząd Wojewódzki II 1338, k. 82.
[42] „Sprawozdanie z wyjazdu służbowego ob. W. Śliwińskiego do woj. Kieleckiego dla przeprowadzenia akcji informacyjno-propagandowej, mającej na celu zapobieżenie ekscesom antyżydowskim”, AAN, Ministerstwo Informacji i Propagandy 79, k. 57.
[43] „[…] pogłoski, które powtarzane z ust do ust przez ludzi głupich i złej woli, stwarzają nadzwyczaj podatne do wszelkich ekscesów i zaburzeń ulicznych” („Głos Narodu” z 18.08.1945).
[44] „Zdemaskowana prowokacja lubelskich naśladowców Hitlera”, „Sztandar Ludu” z 23.10.1945.
[45] „Protokół XV Konferencji Kierowników Oddziałów Informacji i Propagandy”, 18 VI 1946, AP w Kielcach, Wojewódzki Urząd Informacji i Propagandy (dalej WUIP), 4, k. 5.
[46] „Odruchy społeczeństwa częstochowskiego w związku z zajściami kieleckimi”, 9 VII 1946, AP w Kielcach, Urząd Wojewódzki w Kielcach II (dalej UW II), 1242, k. 3.
[47] „Uwagi do sprawozdania z dnia 4 VII 1946”, AAN, MIP, 79, k. 50.
[48] „Pismo Kierownika I-ego Wydziału Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach por. Srokowskiego do Wojewody Kieleckiego”, 9 X 1945, AP w Kielcach, UW II, 1524, k. 41.
[49] „Eugeniusz Wiślicz-Iwańczyk. Wspomnienia”, w: „Antyżydowskie…”, dz. cyt., t. 2, s. 83.
[50] „Raport księdza kanonika Romana Zelka, proboszcza parafii katedralnej w Kielcach dla Kurii Diecezjalnej, dotyczący pogromu w dn. 4 lipca 1946 r.”, w: „Dzieje Żydów w Polsce 1944-1968. Teksty źródłowe”, oprac. Alina Cała, Helena Datner-Śpiewak, Warszawa 1997, .s. 53, 54.
[51] „Protokół przesłuchania świadka Antoniego Kręglickiego”, w: „Wokół…”, dz. cyt., s. 300.
[52] „Protokół przesłuchania świadka Walentego Błaszczyka”, w: „Antyżydowskie…”, dz. cyt., t. 1, oprac. S. Meducki, Zenon Wrona, Kielce 1992, s. 106, 108.
[53] „Ja byłem dziecko niewinne”, „Gazeta Wyborcza” z 4.07.1997.
[54] „Protokół przesłuchania Antoniny Biskupskiej”, w: „Antyżydowskie…”, dz. cyt., t. 1, s. 129, 130.
[55] „Protokół zeznania świadka pogromu w Kielcach, Racheli Grunglas”, w: „Dzieje…”, s. 46, 47.
[56] „Relacja świadka wydarzeń pogromowych w Kielcach”, tamże, s. 50, 51.
[57] Stanisław Ossowski, „Na tle wydarzeń kieleckich”, „Kuźnica” 1946 nr 55.
[58] „Protokół przesłuchania Józefa Sztarkmana”, w: „Antyżydowskie…”, dz. cyt., t. 1, s 135.
[59] „Sprawozdanie z pracy polityczno-wychowawczej w MO województwa poznańskiego za okres od 9 VII do 8 VIII 1946”, AIPN, KG MO 35/897, k. 47.
[60] „Sprawozdanie grupy trzech towarzyszy wysłanych przez Komitet Wojewódzki w Poznaniu do Kalisza 10 VII dla przeciwdziałania ewentualnym wystąpieniom antysemickim”, AAN, Bolesław Bierut – archiwum, 254/III-6, k. 77.
[61] „Sprawozdanie Centralnego Komitetu Żydów Polskich (CKŻP) oddział w Ostrowcu Świętokrzyskim”, AAN, PPR, 295/IX-408, k. 44-46.
[62] Zob. „Antyżydowskie…”, dz. cyt., t. 2, s. 147-151.
[63] „Sprawozdanie Powiatowego Oddziału Informacji i Propagandy w Sandomierzu”, tamże, s. 144.
[64] „Pismo Kierownika Powiatowego Oddziału Informacji i Propagandy”, tamże, s. 146.
[65] „Raport dekadowy za okres od 30 VII do 10 VII 1946”, MUBP w Częstochowie, AIPN w Katowicach, ka 011/38, k. 190.
[66] „Telefonogram z WUBP – Kielce”, 17 VII 1946, AIPN, MBP, 731, k. 15.
[67] „Raport dekadowy za okres od 7 VII do 17 VII 1946”, MUBP w Częstochowie, AIPN, ka 011/38, k. 202.
[68] Tamże, k. 197.
[69] „Sprawozdanie miesięczne Miejskiego Oddziału Informacji i Propagandy w Radomiu za miesiąc lipiec 1946 r.”, w: „Antyżydowskie…”, dz. cyt., t. 2, s. 151-152.
[70] Tamże.
[71] „Sprawozdanie z działalności Centralnej Komisji Specjalnej przy Centralnym Komitecie Żydów w Polsce”, 30 maja 1947, AŻIH, CKŻP, KS, 303/XVIII/40, brak paginacji.
[72] „Instrukcja nr 15”, 11 III 1948, AIPN, 1206/75 t. 1, brak paginacji.